a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe


 

 Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Hiazynt
Sługa Olszy
Hiazynt

Liczba postów : 515
Punkty aktywności : 3748
Data dołączenia : 16/03/2019
Age : 27

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyPon 02 Mar 2020, 17:53

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Teatr10
Teatr, niegdyś podupadły, cieszy się obecnie całkiem niezłą renomą. Prezentuje kilka spektakli własnych z cyklicznymi zmianami oraz parę okazyjnych, gdy akurat zjedzie się obsada. Przede wszystkim interpretowane są tu sztuki klasyczne, jednakże i nowoczesne dramaty znajdą tu dla siebie miejsce. Swego czasu hojnie obdarowywany był przez Pana Thorna.


Seek strength
The rest will follow
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyCzw 06 Maj 2021, 02:56

Outfit*

Teatr, czy było to jedno z ulubionych miejsc Ximene? Zdecydowanie nie. Jak dla niej odrobinę zbyt sztywne, odrobinę zbyt mało żywe. Niemniej na dzisiejszy wieczór i spotkanie, które zaplanowała sprawdzi się w sam raz. Agnes należała do tej wąskiej grupy istot na tej planecie, którą nie pogardzała uważając za nic nie wartą, wręcz przeciwnie, jej towarzystwo było całkiem przyjemne. Możliwe, że dużą rolę odgyrwał tu fakt, że psychopata z psychopatą się zazwyczaj dogadają, niemniej to ciężko stwierdzić, jednak osoba, która pomaga Ci prać pieniądze by móc cieszyć się życiem nie niepokojony przez takie bzdury jak urząd podatkowo, ma szczególne miejsce w miejscu Ximene. Teatry miały też tą zaletę, że niebyt dużo zmieniło się w ich funkcjonowaniu od czasu narodzin Ximene, co oznaczało, że potrafiła się tam świetnie odnaleźć. Co więcej nawet udało się jej znaleźć wykonanie sztukie 'Apokalipsa 1.11' Antonio Araujo, co znaczyło, że będzie tam dużo nagości, być może nawet sceny symulowanego seksu, co znaczy, że Meksykanka aż tak nudzić się nie będzie. Niezwykle uszczęśliwiona znalezieniem takiej perełki w repertuaże, zakupiła dwa bilety, oczywiście w loży VIP, tuż przy ścianie po lewej stronie, żeby nikt za bardzo im nie przeszkadzał. Co więcej udało się jej nawet załatwić butelkę szampana, może dzięki własnemu wdziękowi, może dzięki wampirzemu urokowi, nie ma sensu teraz w to wnikać, niemniej przy ścianie foyer, przy której siedziała, a dokładniej na stoliku przed nią stała teraz butelka szampana w odpowiednim naczyniu wypełnionym lodem oraz dwa kieliszki. Szampan to rzecz jasna Louis Roederer Cristal Vinotheque Edition po 1100 dolarów za butelkę, czyli najlepszy jaki tutaj mieli, nie znaczy, że najlepszy w ogóle. Oczywiście Ximene, mimo użycia swoich wdzięków, zapłaciła za niego, bo uważała złodziejstwo za coś niezwykle obrzydliwego i wulgarnego. Po prostu nie przystoi. Kiedyś złodziej próbował się włamać do jej penthouse'u...te tortury, którym go poddała były po prostu wyborne, chodzą też słuchy, że po całej rodzinie mężczyzny słuch zaginął, ale to historia sprzed 15 lat, kto by to teraz dobrze pamiętał....poza tym to opowieść na inną okazję. Teraz czekała na swojego gościa tego wieczoru.

*Również realny wygląd fizyczny, do którego trzeba dodać liczne tatuaże pasuje, jeżeli ktoś jest zainteresowany
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyCzw 06 Maj 2021, 17:44

Z Agnes Nilsson, mecenaską sztuki, korespondował mailowo od jakiegoś miesiąca. Omawiał z nią szczegóły zakupu pewnych obrazów*, które oficjalnie nie znajdowały się w katalogu żadnego domu aukcyjnego. Kobieta zapewniła go jednak, że zdobycie ich będzie tylko kwestią czasu. I ceny. William i jednego i drugiego miał pod dostatkiem, ale został mile zaskoczony, gdy w kolejnym mailu Agnes zaproponowała mu spotkanie w celu sfinalizowania transakcji. Podała szczegóły: miejsce i godzinę, teatr Goethego o dziewiętnastej. Psychiatra sprawdził na stronie internetowej co wystawiali w tym terminie i rozczarował się. Preferował klasyczne przedstawienia: Lady Makbet, operę Carmen czy Fausta (w końcu nazwa teatru zobowiązuje). Tymczasem dzisiaj miał obejrzeć 'Apokalipsę 1.11', co z opisu brzmiało bardzo nowatorsko i awangardowo, w czym on kompletnie się nie odnajdował. Trudno, będzie musiał to przecierpieć. Liczyło się to, że niebawem dwa upatrzone przez niego obrazy zawisną w jego gabinecie.
William nawet na co dzień ubierał się bardzo formalnie. Wyjście do teatru było jednak okazją do zaprezentowania się w stroju wizytowym. Założył więc garnitur w swoim ulubionym, grafitowo-szarym kolorze. Do wewnętrznej kieszeni schował kopertę z gotówką. Pod marynarką miał białą koszulę z długim rękawem a pod szyją zawiązał krawat w drobną kratkę. Całe ubranie było ściśle dopasowane do sylwetki, odrobinę krępowało ruchy. Wyglądało to tak, jakby garnitur był szyty na zamówienie. Z biżuterii William nosił tylko swój zwykły, codzienny zegarek na skórzanym pasku. Nie był typem, który lubił się stroić. W przeciwieństwie do niektórych… Wychodząc z domu, założył czarny, wiosenny płaszcz. W końcu zaczynało robić się cieplej.
Zaparkował praktycznie pod samym wejściem do teatru. Rozejrzał się przy drzwiach wejściowych w poszukiwaniu Agnes, ale nie zauważył jej. Nie rozmawiał z nią osobiście, ale kojarzył z jarmarku świątecznego. Miała charakterystyczny kolor włosów. Chociaż nie napisała mu, w jakim rzędzie będzie siedzieć, powinien ją po tych włosach łatwo rozpoznać. Po pierwszym dzwonku spraszającym ludzi na salę, udał się w poszukiwaniu swojego miejsca.
Również wybrał lożę, ale z prawej strony. William był dalekowidzem, poza tym z góry będzie łatwiej wychwycić mu tę, której szukał. Zmienił parę okularów na takie, które nosił w mało oświetlonych wnętrzach. Działały jak lustro weneckie. Miały całkowicie czarne szkła, tak że jego oczy były niewidoczne dla rozmówcy. Sam jednak widział przez nie wszystko bardzo dobrze.
Kiedy już rozgościł się w swojej loży, zaczął przeglądać program 'Apokalipsy'. Na widok zdjęć, które tam zobaczył, jego usta wykrzywiły się sceptycznie. Ciężko dzisiaj zaistnieć w artystycznym światku bez odwoływania się do kontrowersji. Gdy nad tym rozmyślał, zza jego lewego ramienia pojawił się kelner niosący szampana. Postawił go przed wyróżniającą się wyglądem kobietą o egzotycznej urodzie. Może też powinien się napić? Nie wie, czy wytrzyma te dwie godziny z Apokalipsą na trzeźwo… Ah, co ma sobie żałować.
-  Kelner, poproszę kieliszek Bordeaux z 2006.

*1 i 2
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyCzw 06 Maj 2021, 23:25

Cały tydzień, zdaje się, wypełniała jej praca. Nawet gdy po tej pracy, dla relaksu, przysiadała sobie na kanapie z laptopem na kolanach aby zażyć choć nieco relaksu, służyło jej to raczej wyszukiwaniom związanym z konkurencyjnymi domami aukcyjnymi. Kiedy zaś ot, żeby nieco się rozerwać, postanawiała do kogoś zadzwonić, była to raczej dyskretna konwersacja z pewnym ekscentrycznym kolekcjonerem, którego interesował niemiecki impresjonizm pierwszej połowy XX wieku. Ach, kto by pomyślał, że ów jegomość mógłby posiadać w swojej kolekcji dzieła, na których jej by zależało.
Agnes, rzecz jasna, z początku raczej nie dała mu do zrozumienia, że Kleitsch mógłby ją w ogóle interesować. Nie było to trudne: zdaniem kobiety impresjonizm stanowił jedną z mniej udanych gałęzi sztuki. Nie zamierzała jednak wodzić za nos swojego potencjalnego dobroczyńcy za bardzo, wszak miała pewnego klienta dla dzieł, który zapewniał ją, że cena nie powinna być problemem.
Kobiecie zaś zależało na czasie. Dla niej od czasu zależał przychód.
Także negocjowała. Nie było to nic spektakularnego, te negocjacje: zwyczajna gra słów z mężczyzną w średnim wieku, obdarzony większą ilością pieniędzy niż zasobów intelektualnych, który nie potrafił się przyznać do źródeł swego majątku. Agnes odgrywała z tym zagubionym jegomościem delikatne sceny, niemalże jak w teatrze, gdy jednocześnie zapewniała go o swej dyskrecji, jak i profesjonalizmie. Minęło wiele czasu, niestety, nim wyraził zgodę aby go odwiedzić i oszacować kolekcję.
Ocenić, co można sprzedać oficjalnymi źródłami. Za drobną przysługę w legalizacji zobowiązał się do polecenia jej kilku swoim znajomym oraz preferencyjnej stawki na impresjonistę. Ach. Satysfakcjonowanie wielu klientów naraz. Ktoś miał wobec niej dług wdzięczności, ktoś inny zaś, miała nadzieję, wkrótce miał stać się usatysfakcjonowanym klientem.

Ostatnim pytaniem, jakie zadała Williamowi przed sfinalizowaniem transakcji, było "Czy obraz będzie cieszył oczy Pańskich gości, czy pragnie Pan dodać go do prywatnej kolekcji?". Od tego nieznacznie zależała cena. Oraz czas.
Ach, czas.

Jak się jednak okazało, jej plany na wieczór nie były podyktowane przez miłośnika standardowych pociągnięć spadkobiercy van Gogha. Bynajmniej. Zainteresowanie zdradziła jedna z bardziej specyficznych klientek, jakie Agnes posiadała. Dość wymowny był fakt, że kobieta w ogóle pokusiła się o określenie jej jako specyficznej. Z reguły nie dawała takich ocen kupującym, uznając takie wartościowanie ich "normalności" za zupełnie niepotrzebne.
Ximene jednak epatowała swoją odmiennością. Nie chodziło tu bynajmniej o hedonistyczny styl bycia, ale raczej o tę brutalność, którą poddawała ekspresji. Agnes prędko rozpoznała w niej osobę, która nie tylko zainteresowana byłaby jej sztuką, ale wręcz inspirowaniem kobiety do tworzenia nowych obrazów. Było w niej coś dziwnie fascynującego dla kobiety.
Właściwie nie było w tym nic dziwnego. Panna Nilsson całe swoje życie spędziła na opanowywaniu zasad społecznych, spotkanie z osobą, która tak otwarcie i bezpruderyjnie je odrzucała, stanowiło dla niej interesujący widok. Obie wiedziały, że w jakiś sposób startowały z podobnego miejsca wkrótce po tym, jak się poznały.
Poszły jednak w bardzo odmiennych kierunkach.

Agnes często nie wiedziała, czego się spodziewać po ich spotkaniach. Zachowywała więc zawsze raczej miłą, grzeczną twarz, starając się być delikatną w swoich sugestiach jak poranny wiatr, zdolny jedynie do lekkiego poruszenia ździebeł trawy. Kuszącą była wizja zaproponowania jej stworzenia wspólnie jakiegoś dzieła, partycypacji, jednak pani mecenas nie była obecnie gotowa na takie ryzyko względem odwiedzania tych ciemniejszych zakamarków własnego umysłu. Jej interakcja z Ximene była więc w znacznej mierze biznesowa, z podszytym lekkim napięciem wynikającym z tendencji kobiety.
Obu kobiet.
Rok 2012 kontynuował falę popularności produktów skórzanych, o czym zawiadomiła ją stylistka, proponując kostium. Agnes przystała bez entuzjazmu - trend wydawał się jej niepraktyczny, choć wizja połączenia lekkiej dzikości materiału z konserwatywnymi krojami kojarzonymi z teatrem wydawała się całkiem interesująca. Nieco wygodniejsze buty dopełniły obrazu i kobieta wychodziła z domu w całkiem dobrym nastroju.
Czy nakarmiła kota...? Ktoś go... nieważne.
Podjechawszy pod teatr, zaparkowała bardzo starannie. Już w drodze do budynku szukała wzrokiem swojego pierwszego celu - Williama, jednak w drodze rozproszyło ją kilku znajomych. Ich pytania o sztukę bardzo grzecznie zbyła - gdzieś być może wplotła coś o komentarzu społecznym sztuki, jednak nie była szczególnie tym zainteresowana. Spieszyła na lożę, aby już nie tracić czasu na zbędne konwersacje. Teatr był wprawdzie doskonałym miejscem na zawieranie nowych znajomości, jednak Agnes nie zamierzała odciągać swojej uwagi od tego, co chwilowo było istotne. Nadal nie widziała Williama. Nie cieszył jej ten fakt: preferowałaby sytuację, w której sfinalizowałaby interes z nim bez spotkania przedtem Ximene. Klienci nie powinni poznawać siebie nawzajem. Po kilku chwilach poszukiwań nieco zrezygnowana poszła w kierunku loży.

Tamże czekał na nią szampan i kompanka na ten wieczór. Obdarzyła ją ciepłym uśmiechem na powitanie.
- Dobry wieczór - rzuciła łagodnie. - Nie będę strzępić języka na komplementy, wyglądasz zjawiskowo. Nie wątpię, że wszystkie słowa zachwytu, jakie mogłabym powiedzieć, usłyszałaś między wejściem a swoim miejscem.
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyPią 07 Maj 2021, 02:56

Czas, to ciekawy koncept. Niektórzy muszą się wiecznie spieszyć by zarobić, by przeżyć. Ta sytuacja na szczęście nie ma zastosowania u Ximene, jej pieniądze pochodzą z handlu narkotykami i innymi przyjemnymi rzeczami, które dzieją się daleko, gdzieś na amerykańsko - meksykańskiej granicy. To był dobry biznes, nawet przy 95% stratach towaru i tak zalicza się dosyć pokaźny zysk. Poza tym, ludzie przy dobrych wiatrach żyli marne 80 lat. To mało czasu, aż się mentalnie wzdrygnęła na myśl, że byłaby w grobie jeszcze w XIX wieku. Tak mało czasu mają śmiertelnicy...

A normy społeczne? Dla kogo ono w ogóle były? Zdaniem Ximene były one dla ludzi pozbawionych jakiejkolwiek wyobraźni, odwagi i własnego zdania, jak owce, które muszą być tacy sami i funkcjonować w stadzie by poczuć się silni i ważni. Żałosne doprawdy. Ludzie silni, nie powinni się do nich naginać, naginać się do czegoś co jest niezaprzeczalną oznaką słabości. Ximene taką siłę miałaa stąd też nie bała się dużej ilości tatuaży czy makijażu Santa Muerte, którego jednak dziś nie miała. Hedonistyczny tryb życia, sięganie po to na co się ma ochotę. Czy jest lepszy sposób na życie dla silnych? A słabi ludzie? Skoro zachowują się owce, to powinien spotkać ich taki sam koniec jaki spotyka owce - wykrwawiające się czy pocięte na kawałki w rzeźni.

A osoba samej Agnes? Była ciekawa. Nie oceniała. Nigdy. Ani tego skąd pochodziły pieniądze, ani tego jak osobliwy był jej gust w kwestii obrazów. Zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie w obydwu kwestiach, które satysfakcjonowałyby Ximene. Sztuka, jaka udaje się nielicznym. Ahh gdyby tylko wiedziała, że ma szanse być traktowana jako inspiracja na pewno byłaby w siódmym niebie i zrobiła wszystko by ta myśl stała się rzeczywistością. A tworzenie sztuki wspólnie, na przykład w sali tortur w podziemiach hotelu Majestic to byłoby prawdziwe arcydzieło, momenty prawdziwie dostojne, które zapadły by na długo w pamięć nawet długowiecznemu wampirowi, cóż pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś to się zdarzy.

Ximene ruszyła w stronę wynajętej loży, a za nią ktoś z obsługi z foyer wraz z butelką szampana. Zasiadła w końcu wygodnie, mężczyzna odszedł, sama więc zajęłą się otwarciem szampana. Przynajmniej kieliszki mają ładne. W oczekiwaniu na Agnes sama zaczęła przeglądać program 'Apokalipsy', który zdecydowanie przypadł jej do gustu, szczególnie wzmianka o tym, że pewną scenę będą wykonywać specjalnie do tego zatrudnieni aktorzy filmów dla dorosłych.

W tym momencie właśnie Agnes weszła do jej loży.
-Dobry wieczór. Gracias. Urocza jak zawsze. Twój dobór garderoby na nasz wieczór również zdecydowanie mi się podoba. odezwała się swoim aksamitnym głosem na przywitanie, a gestem dłoni pokazała jej by usiadła obok niej. Sama wzięła butelkę szampana i nalała do dwóch kieliszków.
-Jak to mówią mądrzy ludzie - najpierw przyjemność, potem biznes, i znowu więcej przyjemność. A więc za miły wieczór, órale. powiedziała unosząc kieliszek do toastu i potem upiłą trochę z jego zawartości.
-Mam nadzieję, że życie traktuje Cię łągodnie. Oraz, że dzisiejsza sztuka Ci się spodoba. Mnie osobiście opis się bardzo podoba przeniosła wzrok ze swojego kieliszka na Agnes.
-Potrzebuję pomocy w interesach. Oraz jakiegoś dzieła, które mnie zainspiruje jeśli chodzi o interesy to wiadomo było, że potrzebuje wyprać trochę pieniędzy. Kolejne zachowanie mogło być nieco zaskakujące, ale Agnes powinna się chyba już przyzwyczaić, że Ximene średnio przejmuje się przestrzenią osobistą drugiej osoby. Nachyliła się bowiem blisko w jej kierunku, a swoją wytatuowaną dłoń położyła na karku Agnes po czym sama się przybliżyła do niej i  zapytała zniżając swój głos do szeptu.
-Chciałabym coś z wyrazem....na przykład jakaś zupełnie naga kobieta, która leży na dużym stole, takim do jadalni, są tam też różne owoce i jej brzuch jest rozcinany przez drugą kobietą. Jak mówiłam... z wyrazem. Znajdziesz mi coś takiego? Albo znasz kogoś kto byłby w stanie namalować? ¿Que piensas? Agnes nie powinno to dziwić, wszystkio obrazy jakie zamawiała Ximene od początku ich znajomości epatowały brutalnością, teraz jednak jej zamówienie miało więcej detali niż zazwyczaj. Kątem oka zobaczyła mężczyznę, ubranego elegancko, choć jak dla Ximene trochę bez wyrazu, który popijał wino. Przynajmniej miał dobry gust jeśli idzie o trunki!


Może Ty mi coś namalujesz, droga Agnes?
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptySob 08 Maj 2021, 01:04

Znudzony odrzucił program 'Apokalipsy' na stolik. Zdążył przejrzeć go od deski do deski, zanim przed jego nosem pojawił się kieliszek zamówionego alkoholu. Kiwnął głową kelnerowi w podziękowaniu zanim ten zniknął za kotarą i ujął kieliszek w dłoń. Pokołysał nim w powietrzu, wprawnym okiem przyjrzał się zawartości szkła. Wino wyglądało obiecująco. Miało czysty, burgundowy odcień. W tego typu trunkach gustował najbardziej: czerwonych, wytrawnych i pochodzących z europejskich winnic. William pił oszczędnie. Głęboko gardził wszelkimi uzależnieniami, dla niego były oznaką słabości charakteru. Wysoko cenił swój intelekt dlatego nie wyobrażał sobie, żeby mógł przy nim manipulować i zwyczajnie, ordynarnie się upić. Właśnie z tego powodu nie zamówił całej butelki. Wystarczy mu skosztować wina dla samego smaku. To był naprawdę dobry rocznik, pomyślał, gdy odstawiał pusty kieliszek na stolik.

W tym czasie do teatru przybyła Agnes i wyszło na to, że wcale nie musiał jej długo szukać. Nie zauważyła go. Gdy znalazła się w loży, skręciła delikatnie w lewo i dosiadła się do stolika kobiety która zamówiła szampana. Czy marszandka chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, dlatego zaprosiła do loży obojga swoich klientów? Jeśli tak, to musiała być bardzo zajętą osobą. Nie był tego jednak taki pewny. W końcu Agnes nie uprzedziła go, że powinien się spodziewać kogoś jeszcze. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do barierki, aby spojrzeć z góry na kłębiący się w dole ludzki tłum. Dobrze, że wybrał miejsce na górze. Jeszcze tego by brakowało, aby stracił nad sobą panowanie w takim gąszczu świeżej, kuszącej krwi.
W loży było ekskluzywnie, dyskretnie i spokojnie. Oprócz wspomnianych już kobiet, dostrzegł tylko jedną parę, usiadła tuż za nim. Za Agnes i jej towarzyszką fotele pozostawały puste. Bilety kosztowały niemało, może więc nikt dodatkowy już się nie pojawi.
Chcąc nie chcąc, dochodziły do niego strzępki rozmów. Kobieta i mężczyzna za jego plecami ekscytowali się nadchodzącą sztuką i jej genialnym reżyserem. Antoniem Araujo, jak William wyczytał w broszurze. Ponoć czasami pojawiał się na scenie jako postać drugoplanowa, a moment ujawnienia swojej tożsamości był bardzo widowiskowy. Psychiatra szybko stracił zainteresowanie tym, co mówili, skupił się więc na przyciszonej rozmowie dochodzącej z lewej strony.
Kobieta o zwracającym uwagę wyglądzie musiała być Latynoską. Wtrącała hiszpańskie słówka, a jej mocny makijaż i odważna sukienka w czerwonym kolorze również kojarzyła się Williamowi ze stylem jaki nosi się na gorącym południu. Wymieniła z Agnes kilka słów uprzejmości, z tonu jej wypowiedzi można było wywnioskować, że dobrze się znały. Przyjaciółki? Prawdopodobne. Osoby, które widzą się pierwszy raz, nie są wobec siebie tak wylewne.

Umysł William miał irytującą cechę nieustannego przetwarzania masy informacji, które do niego dochodziły. Analizował zachowania osób wokół, ich tembr głosu, mowę ciała i wypluwał wnioski, niezależnie od tego, czy wampir sobie tego życzył, czy nie. Już wiedział, że tamta para dyskutująca o 'Apokalipsie' przeżywa kryzys w swojej relacji. Przyszli do teatru, w nadziei, że wspólne spędzanie czasu na nowo ich do siebie zbliży. On był pełen nadziei, zgadzał się ze wszystkim, co powiedziała ona. Dziewczyna jednak uśmiechała się wymuszenie, jej oczy pozostawały niewzruszone, założyła ręce na ramionach. Chyba zdążyła już kogoś poznać, nie była już zainteresowana swoim obecnym partnerem.
Światła w teatrze zgasły niemal całkowicie, pozostało tylko kilka strategicznych lampek wskazujących wyjście awaryjne i początek sceny. Przedstawienie miało się zacząć lada moment. Jeśli chciał porozumieć się z Agnes co do obrazów Kleitscha, musiał zrobić to teraz. Nie uśmiechało mu się przerywać rozmowy dwóch koleżanek, ale nie miał wyjścia. Teraz albo dopiero za dwie godziny, gdy 'Apokalipsa 1,11' się skończy. Idąc wzdłuż balkonowej barierki, podszedł do ich stolika.
- Proszę wybaczyć, Agnes Nilsson? – zwrócił się do szarowłosej. Zdał sobie sprawę, że ona może nie wiedzieć, jak wygląda (w końcu w sieci nie można było znaleźć jego zdjęć), więc zaraz dodał. - Byliśmy umówieni. Jestem dr William Eszer. – gdy się przedstawiał, spojrzał też na jej towarzyszkę i skłonił się nieznacznie. Nie zdjął okularów. – Ale jeśli to zły moment na omówienie naszej sprawy, to poczekam na antrakt.

Wolał nie deklarować chęci kupna kradzionych obrazów przy świadkach. Nawet jeśli byli oni przyjaciółkami marszandki (lub, co bardziej pasowało w tej sytuacji, paserki dzieł sztuki). Zwrócił uwagę na ubiór obu kobiet, jak i na to, że miały zupełnie inny typ urody. Agnes była subtelna, jasnowłosa i mimo makijażu i skórzanego kostiumu który założyła, wyglądała dziewczęco. Nieznajoma zaś prezentowała świadomy typ kobiecości, eksponując wszelkie jego atuty. Mocne kolory, głęboki dekolt, tatuaże. Mógłby skomplementować jej sukienkę, ale zbyt sztywno przestrzegał savoir-vivre’u, żeby sobie na to pozwolić. Obyczajowość rodem z XIX wieku trzymała się go mocno.
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyNie 09 Maj 2021, 00:33

Teatr był bardzo dobrym miejscem do załatwiania cichych interesów - zdaniem Agnes, zdecydowanie bardziej atrakcyjnym aniżeli większość restauracji. Dawał prywatność i spokój niekoniecznie może bliskie własnej posiadłości, ale nie każda rozmowa była przecież okazją do zapraszania do siebie gości. Tymczasem bilety na sztukę mógł kupić każdy.
Jednocześnie ciemność i przyciszone rozmowy, jakie odbywały się wokół, otulały ich bezpieczną zasłoną, dzięki której, jeżeli ktoś nie poszukiwał samej Agnes i nie podążał za jej konwersacjami, raczej nie wzbudzała ona zainteresowania poza tym powierzchownym, które towarzyszyło sytuacjom socjalnym. Kobieta wiedziała, że gdy zmierzała na lożę, wzrokiem odprowadziło ją kilka osób - było to naturalne, gdy zarówno strój, jak i dbałość makijażu i ogólnego, fizycznego utrzymania, wykraczała ponad standardy tej placówki. Pannie Nilsson to nie przeszkadzało, jej rozmówczyni była zresztą po stokroć bardziej przyciągająca uwagę.

Ten aspekt stanowił zawsze lekkie wyzwanie względem dyskrecji, jednak z doświadczenia Agnes wynikało, że było warto. Ximene nie tylko była dobra dla biznesu, ale wprowadzała tę dozę pikanterii w życie, która czyniła je chociaż trochę bardziej interesującym. Przy okazji każdego spotkania kobieta nie wiedziała, czego się po swojej klientce spodziewać, zazwyczaj nie miała również szczególnego planu na konwersację z nią, uznawszy, że lepsza będzie improwizacja.
- Dziękuję, okazja warta przygotowań - odparła, przejmując kieliszek szampana. Czy był to preferowany przez nią trunek? Zdecydowanie... nie. Pani mecenas raczej znała się na alkoholach z grzeczności i obowiązku społecznego - preferowała nie przesadzać z trunkami, na wszelki wypadek. Wszelkie substancje i metody, które mogłyby zaburzyć jej proces myślowy, były dla niej mało atrakcyjne. Z perspektywy wrażeń smakowych jednak szampan był dość wysoko, niezbyt mocny, można było go również pić dość powoli, także zaliczyła ten fakt in plus. Gdy Ximene wzniosła toast, uniosła razem z nią kieliszek. Wypiła lekki łyk, lekko posmakowała w ustach, następny wypiła nieco większy. Siedziała wygodnie, założyła wprawdzie nogę na nogę, ale ramiona rozparła swobodnie, opierając się lekko na podłokietniku. Spoglądała na swoją rozmówczynię. Odprowadziła ją wzrokiem, gdy ta wracała na swój fotel.
- Czasem biznes to sama przyjemność - odparła. - Och, tak, interesująca tematyka. Zwłaszcza poruszający jest komentarz społeczny.
W jej głos wkradła się subtelna nuta ironii. Agnes doskonale wiedziała, że jej rozmówczyni nie była szczególnie zainteresowana kwestiami związanymi ze społeczeństwem. Dla panny Nilsson raczej ironiczny był ten przekaz, taki brutalny, niemalże naturalistyczny i brudny, pokazywany tym "elitom", które postanowiły kupić bilety do teatru. Oto czyści, majętni, w miarę porządnie ubrani (w większości) ludzie mieli spoglądać z góry na ponure, ludzkie dramaty, aby spojrzeć ze swoich wież z kości słoniowej i wyrazić zaniepokojenie.
Z uprzejmości.

Podobnie jak jej rozmówczynię, Agnes interesowała jednak zapowiedź brutalności w sztuce. Kobieta zastanawiała się jednak raczej, jak sztuka sobie poradzi z tym zagadnieniem - czy nie okaże się nazbyt... teatralna? Przesadzona? Jak pokazać nierzadko brzydką, ciasną cielesność w spektakularny sposób, aby nie wyjść na tym komicznie?
- Myślę, że to będzie ciekawe przeżycie - dodała po chwili.
Owszem. W najgorszym wypadku będzie obserwować smutną farsę i wyciągać wnioski względem tego, co poszło nie tak.

Przez następnych kilka chwil pani mecenas milczała, przysłuchując się temu, co Ximene miała do powiedzenia. Owszem, była przyzwyczajona do tego, że kobieta miała raczej frywolne podejście do przestrzeni osobistej - aby zapewnić dyskrecję, lekko nachyliła się ku swojej rozmówczyni. Zerknęła na nią, a następnie przed siebie. Scenografia była skąpa. Dobrze. Teatr współczesny kąpał się w minimalizmie, pytanie brzmiało, jak ów wpłynie na przekaz.
Kiwnęła głową względem interesów. Przyjęła do wiadomości. Przypuszczalnie to nie była konwersacja do odbycia w teatrze, potrzebowały bardziej prywatnego otoczenia. Na opis dzieła uśmiechnęła się lekko i spojrzała kobiecie w oczy. Przymknęła lekko powieki. Dystans, jakie je dzielił, był bardzo niewielki.
- Znalezienie tak specyficznego dzieła nie będzie łatwe, gdyby to miał być gotowy obraz - rzekła cicho. - Myślę, że udałoby się nawiązać pewne kontakty... czy obracamy się w kategoriach realizmu? Surrealizmu? Realizmu magicznego?
Meksyk słynął ze swojej sztuki murali, które nawiązywały do idei społecznych oraz sztuki zwłaszcza Azteków i Majów. Pytanie brzmiało więc, co Ximene chciała ujrzeć w obrazie, jakkolwiek specyficznym nie było, co konkretnie się na nim znajdowało. Do czego pragnęła go dopasować. Taki obraz mógł być bezpłciowy jak Lekcja anatomii, ale i wyciągać wszystkie ekspresje, jakich mogło dokonać otwierane ciało, jak w akcjonizmie wiedeńskim, którym Agnes sama nieznacznie inspirowała się w swojej sztuce. Kobieta preferowała jednak ostrożne pociągnięcia pędzla ponad testowanie fizyki płynów na farbie.

- Chętnie to omówię z tobą w bardziej prywatnych okolicznościach. Czy masz czas po sztuce?
Z całą pewnością będą miały o czym rozmawiać.

Z zadumy nieznacznie wytrąciła ją ciemna postać, przysłaniająca scenę. Kobieta spojrzała w górę, słabo jednak widziała, z kim miała do czynienia. Z całą pewnością był to mężczyzna. Gdy się odezwał jednak, momentalnie sobie przypomniała. Że też on ją znalazł, nie ona jego! Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Pan Eszer, oczywiście - odparła na tyle cicho, aby nie zagłuszać pozostałym widzom powoli rozkręcającego się spektaklu. Zerknęła na swoją kompankę.
- Moja droga, to jest mój dość... istotny klient. To zaś jest Ximene, szacowna właścicielka hotelu Majestic, która pozwoliła mi towarzyszyć jej na dzisiejszy wieczór.

Określenie, które dała Williamowi było, wbrew pozorom, bardzo ogólne. Dla Agnes wszyscy klienci byli istotni - jeżeli ktoś nie był, nie zostawał jej klientem. Proste. Pozostawała kwestia wybrania najbardziej sprzyjających opcji: czy wypadałoby w tym momencie odejść od Ximene aby sfinalizować transakcję, czy może zaangażować swojego obecnego klienta w odbywającą się konwersację? Obie opcje były w jakiś sposób niewygodne - opuszczenie towarzyszki oznaczało okazanie jej, że nie była priorytetem, jednak jednocześnie Pan Eszer był na tyle zniecierpliwiony, aby nie czekać do pauzy. Przypuszczalnie nie było jego pragnieniem przesiedzieć na sztuce. Panna Nilsson nie mogła go winić.
Szybko skalkulowała sobie okoliczności i uznała, że należy ofiarować nieco czasu Williamowi. Preferowała rozwijanie z nim dobrych relacji - zdołała się dowiedzieć, że był psychiatrą, któż tymczasem nie chciałby mieć z takowym kontaktu? Zaś jeżeli chodzi o Ximene... wybór był trudny, miała jednak jeszcze cały spektakl na odbudowanie relacji. A następnie, jeżeli dobrze pójdzie, powrót do jej posiadłości.
Wstała również i podała mu rękę.
- Dzieła znajdują się w jednym z moich domów aukcyjnych. Będziemy procedować w zależności od tego, jakie są pańskie preferencje, o które pytałam w naszej ostatniej wiadomości.
Kolekcja prywatna czy potencjalnie publiczny widok. Agnes preferowała potwierdzenie. Nie sądziła, aby Pan Eszer preferował się obnosić z byciem kupującym, jednak preferowała omówienie szczegółów osobiście.
- A czy preferuje doktor zaczekać do antraktu? - odpowiedziała pytaniem. Spodziewała się w jakiś sposób wyrażonego "nie". Ciekawa była raczej, jak mężczyzna postanowi je wyrazić?


Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Nie 09 Maj 2021, 08:45, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyNie 09 Maj 2021, 05:56

Na odprowadzające ją samą spojrzenia Ximene nauczyła się nie reagować, zdarzały się zbyt często. Ale tak to już bywa, kiedy ovejitas, owieczki, nie mają siły sięgać po to, co chcą nawet w kwestii swojego wyglądu i wolą zszokowani obrzucać wzrokiem tych, którzy wybijają się ponad przeciętność. A dyskrecja? Można polegać na niej polegać do pewnego stopnia. Jednak często to strach działa lepiej niż dyskrecja i właśnie na strach Ximene zazwyczaj stawiała. Dyskrecja to zbyt delikatne narzędzie, które powinno sprawić, że inni nie będą mówić. No i czym tak naprawdę życie bez pikanterii? Ciągiem wschodów i zachodów słońca bez wyrazu. Kiedy żyje się tak długo jak Ximene możnaby się wtedy zanudzić na śmierć.

Skinęła głową, u uśmiechnęła się lekko unosząc kąciki ust do góry.
-Czyżbym była Twoim klientem numer jeden? Szampan to dobra kwintesencja radości i celebrowania życia, jak więc można go nie lubić? Co też mogło być lepszego niż lekkie rozluźnienie nawet w trakcie prowadzenia interesów? Oczywiście Ximene postarała się by dostać to co najlepsze, nie było sensu brać w życiu niczego innego niż to co najlepsze prawda? I kto wie, może ten szampan sprawi, że Agnes nieco się rozluźni? Gringos zawsze byli tacy spięci w tych swoich próbach bycia wydajnym i efektywnym. Ximene była zdania, że życie należy celebrować, a nie przez nie przebiegać.

Ponure ludzkie dramaty, bywały bardzo ciekawe kiedy się im przyglądasz, kiedy możesz pozwolić sobie na cynizm, ironię i lekki uśmiech. A czy Ximene by przeszkadzało jeśli będzie bardzo teatralnie? Pochodziła z kraju, gdzie ludzie znani są z emocjonalnych wybuchów, do tego to tam powstała telenowela Rosalinda i inne podobne. Więc Ximene była przyzwyczajona do takiego przekazu w sztuce. Raczej ciężko będzie osiągnąć poziom teatralności, który będzie ją raził.
-Tak, jestem pewna, że to będzie interesujące przeżycie powiedziała unosząc po raz kolejny kieliszek z szampanem i upiła nieco. Dobrze, że miały do dyspozycji całą butelkę.

Pokiwała głową, słysząc komentarz Agnes do jej życzenia. Nie była aż taką koneserką sztuki by dogłębnie znać malarskie style, jednak wiedziała na tyle by odróżnić realizm, surrealizm i realizm magiczny. Problem polegał na tym, na co się zdecydować. Ale, zaraz czy to musiał być w ogóle jakiś problem?
-Hmm ciężka sprawa. Ale zróbmy tak, 3 obrazy, jeden realistyczny, drugi surrealistyczny, trzeci z nutką realizmu magicznego powiedziała uśmiechając się lekko i puszczając Agnes. Kobieta powinna się tez zorietnować, że suma pieniędzy jaką trzeba będzie wyprać jest całkiem pokaźna, więc i ona może liczyć na spory zarobek.

-Dla Ciebie moja droga, mam czas do końca świata powiedziała, uśmiechając się tym razem nieco zadziornie. Cóż, Agnes tego nie wiedziała, ale koniec końców miała dużo mniej czasu do dyspozycji niż Ximene.

Wtedy właśnie podszedł do nich mężczyzna, ten sam, na którego zwróciła uwagę już wcześniej kiedy zamawiał wino. Akurat on okazał się być kimś, kto również zna Agnes. Ciekawa sprawa. William Eszer. Dr. William Eszer. Czegóż to on może być doktorem? Jego ton jest dosyć formalny, więc przyjaciółmi z pewnością nie są, widocznie również poszukuje arcydzieł malarskich, ale czy potrzebuje innych usług oferowanych przez Agnes? Ciekawe będzie się tego dowiedzieć. Ximene lekko skinęła głową kiedy była przedstawiania, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.

Ahh więc Agnes znów się śpieszy i musi załatwić dwie pieczenie od razu. Gringos w pośpiechu po raz kolejny. Nie był to jej ulubiony styl załatwiania spraw, zdecydowanie wolała narkotykowe transakcje, które wzywały ją od czasu do czasu za meksykańską granicę, gdzie rozmowy z biznesowymi partnerami, toczyły się przez kilka dni ( w jej wypadku nocy) w willi z basenem jednej lub drugiej strony przy akompaniamencie grupy mariachi oraz dobrego jedzenia i picia. A nie w pośpiechu, w dodatku porzucając jednego partnera biznesowego dla drugiego. Szczególnie, że mogła założyć się, że Agnes jednak więcej zarobi na Ximene niż na Williamie.

Ale żyła już w Ameryce na tyle długo, że nie pozwalała już by to ją szczególnie mocno irytowało. Zamiast tego również wstała i podeszła do rozmawiającej dwójki. Ręką wskazała fotele.
-Siéntate, por favor. Tome asiento. Jestem pewna, że w tak doborowym gronie, możemy wspólnie cieszyć się własnym towarzystwem oraz sztuką, jak i omawiać interesy, bo chyba to wszystkich nas tu przede wszystkim sprowadza. Poza tym mamy wybornego wręcz i doskonałego szampana trzeba przyznać, że latynoska wylewność również przychodziła jej bez trudu, kiedy tylko tego chciała.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyNie 09 Maj 2021, 17:56

- Miło mi.  – odparł krótko patrząc na Ximene, którą właśnie przedstawiła mu Agnes. Przez ułamek sekundy zastanawiał się nad nazwą hotelu jaką podała. Majestic. Musiał obok niego przejeżdżać, ale teraz nie przypominał sobie gdzie dokładnie się znajdował. Nieistotne, nie miał przecież potrzeby korzystać z jego usług. Jego właścicielka miała nietypowe imię, ale nie budziło w nim to zdziwienia. W końcu tu była Ameryka, gdzie tylko nieliczni mogą nazwać się rdzennymi mieszkańcami kontynentu. Cała reszta pochodzi z najróżniejszych części świata i ma w genach wymieszaną krew rozmaitych nacji. Samo Venandi miało zróżnicowaną populację. On też nie pochodził stąd i chociaż mieszkał w Stanach już ponad dwadzieścia lat, nigdy nie nazywałby się Amerykaninem.
Dotarło do niego pytanie Agnes o to, jaki charakter miałyby mieć zakupione przez niego obrazy – prywatny czy publiczny. Postanowił jednak zignorować je, nie będzie o tym rozmawiać na stojąco. Jeszcze do tego wróci. Zamiast tego poczekał, aż Agnes uniosła się ze swojego miejsca i podeszła, aby się z nim przywitać. Potrząsnął jej dłoń w prostym, zdecydowanym uścisku. Uśmiechnął się lekko, gdy nazwała go doktorem; w Ameryce wszyscy byli bardzo bezpośredni i zwracali się do siebie po imieniu. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale sprawiało mu przyjemność, kiedy ktoś znał i przestrzegał etykiety. Agnes Nilsson z pewnością była wyrobiona towarzysko. Nie miał wątpliwości, że wybrał odpowiednią osobę na ubicie interesu.

'A czy preferuje doktor zaczekać do antraktu?'
- Nie. – odpowiedział wprost nie bawiąc się w ekwilibrystykę słowną. – Wolę zacząć od razu.
William był mężczyzną konkretnym, rzeczowym i nawykłym do posiadania autorytetu. Nie zamierzał stawiać się w pozycji petenta, który jak w urzędzie, musiał czekać na swoją kolej. Tym razem nie był jednak jedynym klientem Agnes, więc musiał podzielić się jej uwagą z Ximene. Nie była to może idealna sytuacja z jego perspektywy, ale nie należał do typu rozwydrzonego bogacza – mógł iść na ustępstwa, żeby osiągnąć to, po co tu przyszedł.
- Pani koleżanka ma rację. – zerknął to na jedną, to na drugą kobietę, a w końcu na lożę nr 2. Była przygotowana na cztery osoby, wszyscy się zmieszczą. – Jestem pewien, że razem dojdziemy do porozumienia i każdy z nas wyjdzie z teatru zadowolony. - przepuścił Agnes pierwszą, żeby ta wróciła na swoje miejsce, on zaś zajął kolejne u jej boku. Gdy siadał, rozpiął marynarkę. Pod spodem miał gładką, białą koszulę zapiętą pod szyję bez śladu zagięć czy nierówności i ciemny krawat spięty metalową spinką. Dopiero gdy był blisko, można było wyczuć że jego perfumy mają dyskretny zapach drzewa cedrowego i żywicy.
- Dziękuję. – odparł do Ximene na propozycję poczęstowania się szampanem. Cóż, omawianie interesów w stylu biesiadnym było dla niego obcym konceptem, ale jeszcze jedna lampka alkoholu mu nie zaszkodzi. Nie chciał powodować niezręczności już na samym początku spotkania i odmawiać bez wyraźnego powodu. Chociaż spodziewał się tequili zamiast szampana. Im bardziej jej się przyglądał, tym bardziej Ximene pasowała mu na Meksykankę. – Czy szuka pani obrazów na wystrój do swojego hotelu? – zagadnął ją, aby to wybadać. Może planuje zakupić prace Diega Rivery.

Przywołał gestem tego samego kelnera co wcześniej i poprosił o jeszcze jeden kieliszek. Gdy tamten się oddalił, przypomniał sobie, że ciągle ma na nosie okulary z antyrefleksami. Oglądanie sztuki Araujo zeszło na dalszy plan; nie było powodu, aby nadal je nosił. Zdjął je więc i odłożył do futerału, który schował do kieszeni marynarki. Zmienił je na swoje zwyczajowe, dzienne okulary w mocnych oprawkach. Lekarz miał jasne, szare oczy i kanciastą, niesymetryczną twarz, która mogła kojarzyć się z rzeźbami art déco. Jego odcień skóry miał wyraźny, niebieskawy odcień, niemal zlewał się z koszulą. Poza tym z wyglądu nie wyróżniał się niczym szczególnym; jego styl ubioru i zachowania mógł powiedzieć tylko tyle, że był przedstawicielem klasy wyższej. Gdy kelner wrócił z pustym kieliszkiem, obsłużył się i nalał sobie szampana. Spróbował łyk, ale zaraz odstawił na blat, żeby zlustrować wzrokiem swoje rozmówczynie. Zobaczymy, co uda mi się z nich wyczytać.
Dla niego to było jak gra, fascynująca łamigłówka, gimnastyka umysłu. Społeczeństwo było dla niego nic nieznaczącym szumem głosów wypowiadających się w ten sam sposób i ciągle na te same tematy. Ludzi widział jako zbiorowość, bezpłciową masę, którą on i jemu podobni mogli kształtować wedle swojej woli. Wedle koncepcji Nietzschego widział się jako Übermensch, nadczłowiek, przedstawiciel wyższej ewolucyjnie rasy. Jego przeznaczaniem było osiągać rzeczy wielkie. Nie trzymał się blisko z venandijskimi wampirami, a jednak orientował się w najważniejszych układach na szachownicy. Nie kojarzył imion żadnej z nich w obecnych klanach, ale to jeszcze niczego nie dowodziło. Czy któraś z jego towarzyszek mogła być nadkobietą? Nawet wśród śmiertelników zdarzały się wybitne jednostki. Ktoś kto nie zanudzałby go na śmierć, bo nie było nic gorszego niż ta wszechobecna nuda! Nuda i miałkość charakteru, rozwodniona krew.

Ciężka, welurowa kurtyna podniosła się, górny reflektor oświetlił bladą twarz mężczyzny. Był chudy i śniady, makijaż sceniczny ucharakteryzował go w taki sposób, że jego głowa przypominała czaszkę obciągnięta skórą. Jakby już w połowie nie żył. Jakby przeżył piekło. Kolejna, czerwona lampa oświetliła go od tyłu. Miał na sobie piżamę. Nie – więzienny pasiak. Minimalistyczna scena okazała się brudną, obskurną celą. Aktor powoli wychodził w głąb sceny, obiegając szalonym wzrokiem po widzach siedzących w pierwszych rzędach. Dołączyły jeszcze dwie lampy, zielona i niebieska. Jak na sekretny znak, którego nikt nie widział, nagle rozbrzmiała nieprzyjemna dla ucha, chaotyczna muzyka. Światła, jakby próbując nadążyć za tym niesynchronicznym rytmem, migały oślepiająco, wprowadzając głównego bohatera Apokalipsy w stan zagubienia i bezsilności wobec nadnaturalnej siły, która miała nad nim władzę. Aktor ukrył twarz w dłoniach.

William skrzywił na te hałasy, odczekał, aż 'muzyka' ustanie. Ściszył głos na tyle, żeby nie przeszkadzać innym, ale wciąż być słyszalnym dla swoich rozmówczyń.
- Potrzebuję papierów, Agnes. Muszą być czyste. Obrazy będą wisieć w moim prywatnym gabinecie wystawione na widok wielu par oczu. Chcę też wymienić ramy na ciemne, jesion ze zdjęć które mi przesłałaś nie pasuje do mojego obecnego wystroju. Zmień je na mahoń. – urwał na moment, bo główny bohater 'Apokalipsy' zaczął wygłaszać monolog o tym, że współczesny świat to więzienie zbudowane z konwenansów. Trudno się nie zgodzić, pomyślał William kpiąco. Odczekał, aż tamten skończy i zaraz powrócił do podjętego wątku. - 'Wieczorne Cienie' wyglądały na dobrze zakonserwowane, ale 'Czerwień i Zieleń' wymaga renowacji. Pozostawię w twojej gestii znalezienie odpowiedniego fachowca, który się tym zajmie. Chciałbym wszystko dopiąć do końca przyszłego tygodnia.


Ostatnio zmieniony przez William dnia Pią 14 Maj 2021, 18:08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyPią 14 Maj 2021, 18:07

Klient numer jeden.
Cóż, to było pytanie z lekkim haczykiem, bowiem dla Agnes nie było zazwyczaj klientów numer jeden, czy dwa. Gdyby miała skonstruować listę wedle arbitralnie przyjętych założeń, przypuszczalnie Ximene znalazłaby się na niej wysoko, zwłaszcza jeśli jako kryteria przyjąć przepływy pieniężne. Było wiadome, że w sferze biznesu, gdzie transakcje nie mogły być objęte umową, marże były wysokie. Jednocześnie było to stabilne źródło przychodów, symbioza napędzała tę relację jak woda koło młyńskie, zaś środki przepływały niemalże stale pomiędzy jedną stroną, a drugą.
Kobieta uśmiechnęła się więc i odpowiedziała najszczerzej, jak potrafiła:
- Nie operuję w takich definicjach względem klientów, gdybym jednak kiedyś miała zacząć, byłabyś pierwszą osobą, która by przyszła mi na myśl.
Unikalność klientki znajdowała się w połączeniu jej temperamentu i biznesu. Panna Nilsson przeczuwała, że naturę ich relacji budowało pewne podobieństwo charakterów. Dla pani mecenas również gra w obsługiwanie takiej osobowości stanowiła rozrywkę najbliższą do hazardu, na jaką mogła sobie pozwolić. Musiała jednak zdawać sobie sprawę z tego, że relacje międzyludzkie były ulotne i zachowywać racjonalne podejście.

Odpowiedź Ximene na jej lekko kąśliwy komentarz względem społecznego kontekstu spektaklu lekko ją rozbawiła. Nie zdziwiłaby się, gdyby jej rozmówczyni przyszła tu ze względu na brutalność sztuki - ta myśl pozostała w jej umyśle na chwilę, wydawała się bowiem znamienna. Być może dobrym pomysłem byłoby jednak przyjrzeć się temu, co teatr miałby do zaoferowania? Na bogów skandynawskich, nie dla scenariusza, jednak zastosowana estetyka mogłaby być wskazówką. Agnes uznała, że warto byłoby subtelnie obadać, co właścicielka zupełnie legalnego interesu w branży noclegowej miałaby do powiedzenia na temat scenografii oraz kostiumów w sztuce, już po. Warto więc było pozostać, nawet jeżeli dla niej samej ani tematyka, ani koncepcja estetyczna nie wydawała się jakaś szczególnie przekonująca. Nawet jeżeli jednak nie wyciągnie niczego interesującego z samego spektaklu, zawsze mogła dowiedzieć się czegoś o swej rozmówczyni. Ten fakt przyjmowała z zadowoleniem i od tej pory była znacznie bardziej pozytywnie nastawiona do tego, co ją czekało.

Na jej komentarz, że preferowałaby aż trzy obrazy, Agnes aż błysnęła radość w oczach. Och, nie wyobrażała sobie w tej chwili, że ona mogłaby coś stworzyć, jednak momentalnie poczuła ten zapał, dzięki któremu darzyła swój zawód taką sympatią. Gdyby nie okoliczności, nabrałaby w tym momencie entuzjazmu i roztoczyła przed swoją towarzyszką niezwykle rozbudowaną wizję, jednak raczej unikała takich emocjonalnych wyskoków. Zamiast tego więc nie ukryła uśmiechu, kiedy powiedziała:
- Myślę, że moglibyśmy uczynić z tych obrazów swoisty "proces" w sztuce, szczegóły mogłybyśmy omówić już w bardziej prywatnych okolicznościach - rzekła miękko, jednak Ximene mogła usłyszeć, że mówiła nieznacznie bardziej energicznym głosem niż wcześniej, który zdradzał jej radość z wykonywanego zawodu. - Znalezienie odpowiedniej osoby tymczasem...
Zamyśliła się na chwilę. Skoro jej klientka miała tak sprecyzowaną wizję, przypuszczalnie należało znaleźć kogoś, kto by do tej wizji pasował.
- Do końca tygodnia powinnaś otrzymać katalog.

Agnes, niestety, czas doskwierał. Gdy wiesz o istotach nadprzyrodzonych i ich długowieczności, twoje życie wydaje ci się niezwykle krótkie. Gdy połączyć to z ambicją, nagle okazywało się, że tego czasu wiecznie brakowało. Każda minuta zbliżała do śmierci, która dla człowieka była nieubłagana. Kobieta wprawdzie nie miała z tego tytułu jakichś świadomych przemyśleń, w których porównywałaby się z wampirami czy też Lykanami, jednakże podskórnie wiedziała o swojej pozycji oraz jej konsekwencjach. Nieco bezwiednie więc biegła w kierunku jak najbardziej konstruktywnego wykorzystania czasu.
Akurat ta sytuacja stanowiła z jej strony wyjątkowo nierozważną kalkulację, którą należało w najbliższym czasie zrewidować. Pani mecenas, rzecz jasna, w żadnym momencie nie zdradziła, że własna postawa ją zirytowała - obdarzyła swojego rozmówcę kurtuazyjnym, delikatnym uśmiechem. Na jego odpowiedź dotyczącą czekania do antraktu kiwnęła głową.
- Naturalnie. Przejdźmy zatem do szczegółów.

Odetchnęła z ulgą w myślach, gdy Ximene podeszła do rozmówcy ze swoją towarzyską iskrą. Dr Eszer odpowiedział jak najbardziej kurtuazyjnie, momentalnie przyjmując dyplomatyczny ton. Właścicielka hotelu stała się więc inicjatorem w tej specyficznej konwersacji, psychiatra mimo swojej woli przyjął zaś rolę petenta. Agnes miała nadzieję wpasować się gładko w funkcję arbitra, delikatnie balansując pomiędzy jednym rozmówcą a drugim.
- Nie wątpię. Tym bardziej, że Ximene zamówiła wyśmienitego szampana.
To był lekki dowcip - alkohol rozluźniał, definitywnie, co również przypominało pannie Nilsson, aby z nim uważać. Poszła we wskazane miejsce, usiadła na nim wygodnie, aczkolwiek kobieco, zakładając zaraz nogę na nogę i układając wygodnie ramię na podłokietniku. Drugim sięgnęła po kieliszek.

Pan doktor okazał się również wyćwiczony w kwestiach towarzyskich. Zagaił w raczej lekkim temacie, co nieznacznie rozbawiło panią mecenas, choć definitywnie nie dała tego po sobie poznać. Po prostu zerknęła na właścicielkę hotelu z ciekawością, co też ta zdecyduje się odpowiedzieć. Poczekała na to, następnie zaś sięgnęła pamięcią do katalogu, jaki przekazała swojemu klientowi. W myślach oszacowała na szybko stan obrazów, wartość, jak i ewentualne zabiegi, jakim miałyby zostać poddane przed ich zakupem przez klienta.
Agnes obserwowała oboje swoich rozmówców ze spokojem, nie uciekając jednak od obserwacji. Jedynym wszakże, czego szukała, były w ciągu tych kilku minut wszelkie, negatywne sygnały: już zdążyła przyswoić, w jak nietypowej sytuacji przyszło jej pracować, pragnęła więc wszelkie kłopotliwe sugestie wyłapać jak najprędzej. Zdawało się jednak, że większych problemów nie było. Jej zadumy jednak nie dało się spostrzec w kodzie niewerbalnym: kobieta siedziała wygodnie, wszelkie gesty, obserwacje i intonacje zaś miała wyćwiczone. Były delikatne, nienarzucające się. Ostatnim, co pragnęłaby zrobić pani mecenas, to przytłoczyć kogokolwiek swoją osobowością.
Mieli wszak sztukę do obejrzenia!

Gdy spektakl na dobre się rozpoczął, kobieta nieznacznie się wyprostowała, aby go lepiej widzieć. Momentalnie nieznacznie zmarszczyła brwi: ach, dlatego chyba nie mogłaby pracować w teatrze. Scenograf zastosował najmniej skomplikowane rozwiązania, zaś osoba od makijażu postanowiła, że chyba sobie wyobrazi, jak prezentuje się osoba półżywa. A pasiak? Cóż to za oczywisty paralel lub brak wykształcenia, gdyby chcieli rzeczywiście oddać brazylijskie więzienie, wystarczyłyby stare szorty.
Kto jednak ma czas na charakteryzację nagiej klatki piersiowej...
Jedynym miłym akcentem były perfumy, jakie stosował lekarz. Ach, cóż za miła odmiana wśród setek ciężkich, piżmowych akcentów, z jakimi potrafili sympatyzować panowie. Jednocześnie jednak w jego urodzie było coś... nie nazwałaby tego niepokojącym, ale fakt, że jego cera zgrabnie dopasowywała się do koszuli, był intrygujący.
Agnes zignorowała hałas. Nie myślała szczególnie o dźwięku, skupiła się na estetyce. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero doktor Eszer, który postanowił prędko przejść do rzeczy.
Spojrzała na niego i kiwnęła głową. "Agnes"? Och... chciała coś wspomnieć już Ximene o tym pasiaku, ach, przyszedł jej naprawdę ponury dowcip do głowy na temat Auschwitz, jednak powstrzymała się.
- Dokumentacja oraz certyfikaty obrazów są przygotowane w moim domu aukcyjnym, doktorze - odparła. Miała delikatny głos, jej ton był dyskretny, zaś wzrok skierowany wprost na rozmówcę. Ofiarowała mu pozycję w tej konwersacji - nie była wysoka, spoglądała więc lekko z dołu, z tej stereotypowo kobiecej pozycji. Jej jasne, szare oczy, wyróżniały się w półmroku loży bladą barwą, częściowo skryte pod nieznacznie przymkniętymi powiekami. Wyraz twarzy zdawał się neutralny, lekko skupiony. Na jego prędką deklarację odchyliła się i uśmiechnęła, po czym upiła łyk szampana.
- Mam zakontraktowanego specjalistę, myślę, że do końca tego tygodnia skończy. Wtedy przeszłabym do ram, mahoń, hm....
Nie była pewna, czy wpisywała jej się kolorystycznie, jednak nie widziała jego gabinetu. Plus, impresjoniści to naprawdę nie był jej styl, być może podświadomie przekładało się to na jej ocenę wartości barwnej dzieł.

Wszystko przed sztuką nowoczesną, poza Hieronimem Boschem, było tragicznie nudne.
To było dość urocze, że powiedział "chciałbym". Ach. Mimo wszystko to od Agnes zależała jego satysfakcja.
- Nie będę dawać nierealistycznych obietnic. Czas oprawy obrazu to siedem dni. Biorąc pod uwagę pańskie przywiązanie do czasu, pozwoliłam sobie zlecić renowację.
Sięgnęła do aktówki, z której wyjęła katalog. Uśmiechnęła się lekko.
- Polecam obejrzeć przy lepszym oświetleniu.
Upiła jeszcze łyk szampana i zamyśliła się na moment.
- Ramy przygotujemy na zamówienie. O ile więc myślę, że zdążymy zakończyć prace do końca przyszłego tygodnia, nie mogę tego zagwarantować.
Sztuka potrzebowała czasu. Zwłaszcza stara, wyświechtana sztuka. Dla Agnes kwestie konserwatorskie stanowiły raczej suche fakty, ale zawsze musiała je wziąć pod uwagę - zwłaszcza w momencie, gdy dzieła wymagały renowacji. O losie, takowa potrafiła zająć miesiące, kobieta więc rutynowo, po pozyskaniu dzieła, zlecała jego "przygotowanie do sprzedaży".
- Jak tymczasem pokazuje nam spektakl, warto dać sobie czas na skrupulatność.
To już rzekła do obojga.
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptySob 15 Maj 2021, 17:12

Ximene kiwnęła lekko głową na słowa mężczyzny i obdarzyła go uśmiechem, wszak była bardzo dobrze wychowaną panną z wyższych sfer, szlachcianką, nawet jeśli obecna ilość tatuaży na to nie wskazywała, prawda? Hotel Majestic czasy świetności miał w latach 20 i 30 XX wieku, i właśnie w takim stylu był utrzymywany przez jego obecną właścicielkę. Nie ogłaszała swojego hotelu w jakiś specjalnie głośny, intensywny czy spektakularny sposób. Wystarczy jej niewielka liczba pasjonatów czy to hotelów utrzymanych w starym przedwojennym stylu, czy w ogóle starych czasów. Nie jest to w końcu główne źródło jej dochodów, jej pokaźny majątek pochodzi z pieniędzy zarabianych przez kartel.
Ameryka słynęła z mieszanki różnych kultur, a akurat Meksykanów było w kraju całkiem wiele, od dłuższego czasu z racji geograficznej bliskości. Akurat ona sama swoje imię zdecydowanie lubiła, chociażby przez tą nietypowość, w końcu mało które zaczyna się na 'X'.

-Meravilloso. Cudownie. Jestem pewna, że każdy wyjdzie zadowolony, business, jak to lubicie mówić w Ameryce zostanie ubity, dodatkowo będziemy cieszyć się wzajemnym towarzystwem, szampanem oraz obcowaniem ze sztuką. I tak, proszę się częstować szampanem, jest naprawdę wyborny. powiedziała w uprzejmy sposób, swoim aksamitnym tonem głosu. W końcu kiedy chciała potrafiła być bardzo uprzejma. Sama Meksykanka najbardziej lubiła właśnie 'biesiadny' styl, omawiając interesy można też się dobrze bawić, Amerykanie czy w ogóle ludzie z północy naprawdę mogliby czasem wyjąć kij z tyłka. Życie było po to, żeby wypełniać je przyjemnościami, a jeżeli jest długie to jeszcze lepiej, zazna się więcej przyjemności.

-Hotelu? Nie, nie, tam raczej zachowuje oryginalny wystrój z czasów jego największej świetności, gdy był jednym z większych, a może nawet jedynym hotelem w mieście. Szukam wyłącznie do mojej skromnej kolekcji w miejscu zamieszkania odparła uprzejmie.
-A señor? Własny apartament czy gabinet? W ogóle czym konkretnie się pan zajmuje? Un cirujano? jak to mówicie....chirurg? zapytała z niekłamaną ciekawością, bo i sama była wychowana w sposób, który nie uznawał takich pytań za zbyt inwazyjne.

Całkiem ciekawą sprawą w Venandi było zawsze to kto jest wampirem lub innym nadnaturalnym stworzeniem. Kto tak naprawdę jest lepszy od przeciętnego zjadacza chleba w jego marnej egzystencji. Ximene nie znało wcale tak wielu wampirów, gdyż wolała trzymać się na uboczu, nie intertesowała ją walka o władzę i polityczne zagrywki, wolała w spokoju cieszyć się seksualnymi orgiami i wykonywaniu od czasu do czasu morderstw na zlecenie. Nie studiowała ludzi, uznając, że i tak większość jest nudna i poniżej niej samej. Zdarzały się wyjątki jak Agnes. Prawie nia pewno była 'jedynie' człowiekiem, a jednak jej wartość była wprost nieoceni0na. Przez myśl Meksykance nawet kilkukrotnie przeszło by uczynić z niej wampira, by mogła cieszyć się towarzystwem kobietyu dłużej. A dobry dr William? Z pewnością był dystyngowany, nic też szczególnie nie wskazywało na jego nadnaturlane pochodzenie, jednak jego wyrafinowanie i bycie dystyngowanym, czasem przekraczało współczesną epokę, a przynajmniej takie subtelne sygnały Ximene odbierała, sama będąc urodzona jeszcze w XIX wieku. Choć oczywiście mogło się jej wydawać.

Nie sposób było nie zauważyć radości w oczach Agnes, z której Ximene się ucieszyła. Szczęśliwi partnerzy biznesowi zawsze bardziej przykładają się do pracy, choć Agnes i tak już przechodziła samą siebie zawsze trafiając w dziesiątkę. A dopływ gotówki dla Ximene miał być naprawdę duży, to i potrzebowała szeroko zakrojonej transakcji.
-Proces tworzenia brzmi niezwykle ciekawie. I sama więsz, bardzo chętnie spędzę z Tobą trochę czasu prywatnie na całkiem...twórczym procesie powiedziała puszczając oko do kobiety. Wszystko wskazywało na to, że kobieta będzie w stanie przygotować coś naprtawdę niesamowitego to i Ximene nie mogła się doczekać.

Spektakl w końcu na dobre się rozpoczął,, Ximene upiła znowu trochę szampana i musiała przyznać, że sztuka faktycznie zyskała w jej oczach, bo już niedługo po rozpoczęciu dało się zobaczyć brutalność bijącą ze sceny, a niedługo później również gołe ciała. Trzeba przyznać, że Ximene właśnie po to przyszła, była więc zadowolona. Z racji tego, że znała już procesz przygotowywania dokumentów i większość technicznych szczegółów jak operuje Agnes, milczała więc obserwując sztukę, kiedy doktor i Agnes omawiali techniczne szczegóły. Przyłączyła się do dyskusji, kiedy zeszła ona na ramy.
-Właśnie ramy. Standardowo ciężkie i chyba złote, chcę, żeby ten większy projekt wyróżniał się na tle innych i zwracał uwagę już na pierwszy rzut oka. Najbardziej brutalne obrazy w najbardziej okazałych ramach. Czego chcieć więcej?
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyPią 21 Maj 2021, 16:02

- Świetnie. – odparł na słowa pani mecenas o przygotowanej już zawczasu dokumentacji. Zapewnienia o zakontraktowanym specjaliście brzmiały równie obiecująco. Wszystko szkło gładko i zgodnie z planem, dokładnie tak jak lubił.
Dr Eszer był typem osoby poruszającej się w określonych ramach i schematach - od kilkudziesięciu lat dokładnie takich samych. Miał opracowany plan dnia co do godziny i rzadko robił od niego odstępstwa. Lubił rutynę, przewidywalność upływu czasu oraz jasne, czytelne reguły co do tego co jest dozwolone, a co nie, i się ich trzymał. Oczywiście, nie miał na myśli ludzkiego prawa. Jedyny zbiór zasad, który dla niego się liczył, był niepisanym kodeksem regulującym stosunki między wampirami. W niektórych tematach, William potrafił być bardzo staromodny. Tak jak wtedy, gdy przyjechał do Venandi i zgodnie z tradycyjnym zwyczajem, udał się do władcy (który okazał się władczynią) dominium i poprosił o zgodę na osiedlenie się na tym terenie. Do tej pory, chociaż widział się z Virgo Tenebris tylko ten jeden raz, miał o niej wysokie mniemanie i uważał, że dobrze zarządza miastem. A co jego zdaniem oznaczało 'dobrze'? Mieli spokój od Lykanów, których Tenebris wybili praktycznie co do nogi, wolną rękę co do polowania i dużą swobodę w życiu po swojemu. Łowcy też trzymali się swoich granic terytorialnych, chociaż szczegółów umowy między nimi a krwiopijcami William już nie znał. Nie interesowało go to jednak, dopóki wszystko działało jak w mechanizmie zegarka. Precyzyjnie i niezawodnie.

Negatywna opinia Agnes o mahoniowych ramach nie wpłynęłaby na jego decyzję o zakupie obrazów. Nie wątpił, że kobieta zna się na swojej pracy i z pewnością doradziłaby mu odpowiedni kolor do wystroju jego gabinetu. Ale William kupował dzieła Kleitsha z zupełnie nieartystycznych pobudek. Można powiedzieć, że kierował nim pewna duma narodowa, potrzeba wspierania rodzimych twórców, nawet jeśli miało to się odbyć daleko po ich śmierci. Psychiatra żywił pewien sentyment do krajów, z których pochodził i wyznawał pogląd, że kultura wiedeńska nie ma sobie równych. Z ubolewaniem przyznawał, że czasy świetności miała już za sobą. Obrazy Kleitsha reprezentowały więc niematerialną wartość. Miały przypominać mu o własnej tożsamości i budować romantyczny obraz monarchii Austro-Węgierskiej za każdym razem, gdy na nie spojrzy.
Co zaś się tyczy gustu dr Eszera… Był taki, jakiego można by się spodziewać po europejskim lojaliście. Podobała mu się klasyka, tradycyjny, prosty wystrój i nowy nurt z XX wieku: minimalizm. Lubił naturalne drewno, ciemne ściany, organiczne materiały. Metal, szkło. Duże przestrzenie w kontraście do ciasnych, wiedeńskich kamienic, w których kiedyś mieszkał. Kolory typu granat, antracyt, grafit. Impresjonistyczne obrazy będą żywą plamą barwy na tle jego stonowanego gabinetu.

‘Biorąc pod uwagę pańskie przywiązanie do czasu, pozwoliłam sobie zlecić renowację.’
- Godna podziwu zapobiegliwość. – odwzajemnił jej uśmiech i nie uszło jego uwadze sposób, w jakim się do niego zwracała. Była uprzejma, uważna, oddała mu prowadzenie w tej rozmowie. Może to była jej metoda negocjacji z klientami: sprawić, żeby czuli się ważni. Wtedy po pozytywnym doświadczeniu, chętniej do niej wracali. Kiwnął głową na wzmiankę o tym, że renowacja może potrwać dłużej niż zakładane dziesięć dni. – Oczywiście. Proszę informować mnie na bieżąco o postępach. Odbiorę obrazy osobiście gdy już będą gotowe. – z początku myślał, żeby wysłać po nie Jacka - jego domowego, ludzkiego sługę, ale uznał, że to zbyt poważny nabytek, aby powierzać mu takie zadanie. Jack był przydatny i ułatwiał wampirze życie Williama na wielu płaszczyznach, ale w tym temacie nie miał do niego zaufania.
Przyjął od Agnes katalog ze zdjęciami obrazów, studiował przez chwilę w milczeniu. Wolną ręką sięgnął po swój kieliszek szampana i upił kolejny łyk. Nie miał uwag co do zdjęć więc odsunął neseser na bok stolika z komentarzem 'Wyglądają w porządku'. W tym czasie, Ximene odpowiedziała mu na pytanie odnośnie charakteru jej zakupu i zapytała o jego zawód.
- Rozumiem, u mnie jest zupełnie odwrotna sytuacja. Obrazy będą wisieć w moim gabinecie, mam prywatną praktykę. Właściwie to całkiem niedaleko stąd, w centrum Venandi. – spojrzał zza okularów w jej oczy. Zawsze z przyjemnością porozmawia o medycynie, a Ximene wydawała się żywo zainteresowana tematem. – Jestem lekarzem psychiatrą. Prowadzę też terapie indywidualne. W pozostałe dni pracuję jako anestezjolog w szpitalu. – był świadomy tego, że to był bardzo bogaty opis życia zawodowego jak na śmiertelnika. Zwłaszcza kogoś, kto wygląda stosunkowo młodo, a Williamowi nie można było dać więcej niż 33 ludzkie lata. Dodał więc zaraz w ramach wyjaśnienia – Dlatego jest dokładnie tak jak wspomniała pani Nilsson, jestem bardzo zajętym człowiekiem. – uśmiechnął się do siebie na ten dyskretny dowcip. Zaraz jednak spoważniał. – Nie mógłbym być chirurgiem. Za dużo… - w ostatniej chwili ugryzł się w język, aby nie powiedzieć 'krwi' i zamiast tego, wybrał - …śmierci. Operowani pacjenci mają niemiłą skłonność do przedwczesnego odchodzenia z tego świata. Jeśli nie na stole operacyjnym, to kilka dni później, w czasie rekonwalescencji. – coś sobie przypomniał gdy to mówił; jedną ręką wygładził klapę marynarki i znów spojrzał na twarz Ximene. Miała bardzo ciemne oczy.  – Kojarzy pani wypadek sprzed kilku miesięcy na jarmarku świątecznym? Nasz burmistrz został ugodzony soplem lodu, który spadł z drzewka bożonarodzeniowego. Byłem pierwszym lekarzem na miejscu, podjąłem akcję ratunkową. Niestety było już za późno. – skrzywił się na to wspomnienie. Nie miał sobie nic do zarzucenia, ale i tak ciężko znosił sytuacje nad którymi nie miał kontroli. – To dlatego teraz mamy przyspieszone wybory… Miejmy nadzieję, że przyszły burmistrz będzie miał więcej szczęścia niż poprzedni.
Zamilkł, aby zerknąć na to, co działo się na scenie, ale szybko tego pożałował. Na drewnianych deskach teatru zaczęły kłębić się nagie, splecione ze sobą w miłosnym uścisku ciała. Odgłosy które stamtąd dochodziły były aż nazbyt dosłowne. William uważał tego typu zabiegi stylistyczne za zagrania pod publikę i oznakę braku klasy. Zapewne był jednak osamotniony w swym poglądzie, bo po uśmieszkach i komentarzach ludzi w loży obok, można było wywnioskować, że to co widzą bardzo im się podoba. To były klimaty Martina, nie jego. Gdyby wspólnie oglądali 'Apokalipsę 1.11’, jasnowłosy wampir wyśmiałby wstrzemięźliwość Williama i jego obyczajowy konserwatyzm. A może i próbowałby dołączyć do tej soczystej sceny. Bardzo dobrze, że aktualnie przebywał zbyt daleko, aby do tego doszło.
 
Zajęty tymi przemyśleniami jak i tym co działo się na dole, William stracił wątek w rozmowie dwóch kobiet. Gdy więc zobaczył jak Ximene puszcza oko do Agnes, pomyślał, że ich spotkanie zaczyna przeradzać się w coś w rodzaju randki. Może to treść ‘Apokalipsy’ tak na nie działała, a może już od pewnego czasu miały się ku sobie. Nie jego sprawa, ale uważał to za mało profesjonalne zachowanie.  Na szczęście flirt nie trwał długo, powrócił temat ram do obrazów. Do tej pory zdążył dowiedzieć się, że właścicielka hotelu Majestic żywiła upodobanie do złota, przepychu i seksualnych orgii. Wiedział, kogo mu to przypomina.
- Widzę, że w życiu kieruje się pani zasadą 'wszystko, albo nic'. – rzucił z lekkim uśmiechem. Wciąż nie potrafił jej rozgryźć, ale jej głośna osobowość i równie kolorowa powierzchowność same w sobie mówiły już całkiem sporo o tym, jaki typ osobowości może mieć Ximene. Agnes, dla kontrastu, była o wiele bardziej skryta. – Z jakiego kraju Ameryki Łacińskiej pani pochodzi? – zapytał więc, bo zawęził już na tyle zakres swoich poszukiwań. Hiszpania odpadała na wstępie; język się zgadzał, ale styl bycia kobiety był zdecydowanie zbyt swobodny na ten europejski kraj. – Kolumbia? Kuba? A może Meksyk?
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptySob 05 Cze 2021, 00:26

Ximene gładko i niemalże bezwiednie przejęła rolę swoistego wodzireja na tym jakże specyficznym przyjęciu. Potraktowała Williama z absolutnie naturalną gościnnością, a jednocześnie miała w sobie na tyle swobody, aby absolutnie nie przejmować się jego obecnością w swoim zachowaniu. Nie należała ona do kobiet, które starały się dostosować do rozmówcy, ale raczej: wywrzeć na nim wrażenie. Dr Eszer znajdował się w drugim biegunie, jego zachowania wydawały się raczej zaplanowane, żeby nie rzec: skalkulowane jeszcze przed wyjściem na spotkanie towarzyskie. Gdyby Agnes miała rzucić o nim dowcip, powiedziałaby, że należał do osób, dla których najlepszym prezentem byłoby przesłanie scenariusza spotkania przed jego odbyciem, do weryfikacji i korekty oczywiście.
Agnes raczej stawiała się pomiędzy takimi osobami. Jednocześnie plastyczna w swoim zachowaniu, ale i proaktywna, aby nie stracić kontroli. Równocześnie musiała okazać swój temperament w odpowiednich momentach, jednakże zawsze zachowywała umiar. Musiała planować odpowiednie scenariusze rozwinięcia się sytuacji towarzyskich, ale jednocześnie być w nich spontaniczna. Życie pełne było niespodzianek. Kobieta preferowała tymczasem czasem lekko nieprzemyślaną odpowiedź, niż, choćby rzadką, kompletną utratę kontroli.
Nad sobą. Siebie zawsze można kontrolować.

Pozwoliła ich konwersacji trwać, skupiając się na sztuce. Jedynie wtrąciła pomiędzy drobną uwagę:
- Jeżeli jest doktor entuzjastą estetyki czasów prohibicji, Majestic oddaje ów klimat jak żaden inny obiekt w mieście.
Nie dodała, że jej zdaniem większość obiektów w mieście była absolutnie niewarta spoglądania na nie. Zamiast tego skupiła się na sztuce, która ach, jakże była... teatralna. Po jaskrawej brutalności przyszedł czas na jaskrawą nagość, którą aktorzy okazywali tak bezpruderyjnie, jak tylko mogli - na deskach wszystko było po stokroć mniej subtelne niż w filmie. Agnes zamyśliła się nad tym faktem. Czy Ximene była entuzjastką właśnie takiej, ostrej nagości? Jeżeli tak, wtedy obrazom również należałoby nadać tego teatralnego krzyku. Na dłuższą chwilę zamyśliła się nad tym, wpatrzona w scenę. Mogła tak zrobić: Dr zajęty był rozmową, tymczasem jej kompanka, ach, nie skrytykowałaby jej raczej za obserwowanie Apokalipsy z jak najszczerszą uwagą. Panna Nilsson jednak nie miała zamiaru wpatrywać się w szczegóły: choreografia wydawała jej się nieco toporna, w scenografii panował zaś minimalizm, po którym łatwiej było odczytywać symbolikę tego, co nie znajdowało się na scenie. Agnes tymczasem nie miała czasu wczytywać się w metafory.
Te zazwyczaj były proste u osobników jej gatunku. Życie jest krótkie i smutne, a bieda doskwiera. Westchnęła w myślach.

Kobieta często, gdy miała do czynienia z krwiopijcami, dostrzegała u nich pewien ciężar wieku, który normalnie przypisywałoby się osobom starszym. Styl był lepszy w czasach określanych przez nich jako młodość, dla jednych to były lata dwudzieste, dla innych połowa XIX wieku. Podobnie jak u bardziej wiekowych, ludzkich klientów, którzy z chęcią otaczali się ciężkimi, dębowymi meblami uchodzącymi w latach sześćdziesiątych za symbol luksusu. W takich momentach rozważała, czy kiedyś i ona ulegnie i da się uwięzić w tej pułapce czasu. Miała nadzieję, że nie. Zamknięcie się na novum stanowiłoby bolesne ograniczenie jej postrzegania świata.
Jednocześnie nie była entuzjastką koncepcji starzenia się. Wiele sesji terapeutycznych dowiodło jej, że przemiana byłaby fatalnym pomysłem, ale jednocześnie wiedza o własnym przemijaniu, przy świadomości istnienia stworzeń, których takowe nie dotyczyło, była... specyficzna. To dobre określenie. Czasem rozważała, czy kiedyś jej ta obawa przed własną śmiertelnością nie pokona.
Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Wtedy przyjdzie Sam bladym świtem i mnie zastrzeli. Postaram się spać w białej pościeli.

Doktor zaczął konwersację z Ximene na temat swojego zawodu. Jego przedstawienie się było dość intrygujące.
- Psychiatra i anestezjolog - powtórzyła za nim. - Musi być doktor zafascynowany tematyką medyczną.
Zarówno jedna specjalizacja, jak i druga, wymagała mnóstwo czasu. Anestezjolog brzmiał również ciekawie w kontekście niechęci mężczyzny do operowania. Czyż anestezjolog nie musiał pilnować operacji? Ach, kobieta nie była tu specjalistką. Znacznie więcej mogłaby powiedzieć o jego praktyce psychiatrycznej.
Musiała również przyznać, że najwyraźniej poznała kolejną wartościową osobę. Och, Apokalipso, nie zepsuj tego spotkania.
Westchnęła w odpowiedzi na wypowiedź doktora o burmistrzu. Niekoniecznie ją ten temat interesował: politycy w tym mieście byli naprawdę nieistotni jej zdaniem. Oczywiście, ktokolwiek by nie został burmistrzem, prawdopodobnie będzie starać się o dobre relacje, poza tym jednak temat nieszczególnie ją interesował. Agnes wiedziała doskonale, na kogo będzie głosował.
- Gdyby miał gorszego pecha, to nie byłaby już nawet tragedia, tylko ironia - Kobieta pozwoliła sobie na komentarz, w którym skompensowała swoje poglądy na temat tej sprawy. Jej głos był raczej zdystansowany.

Ximene spotkanie sprawiało przyjemność. Tak powinno być. Nie miała przy tym skrupułów względem postawienia Agnes w sytuacji, w której ich kod interakcji był aż nazbyt widoczny. A ponieważ Ximene nie miała ochoty, na Agnes spoczywał ciężar subtelnego lawirowania pomiędzy zadowoleniem swojej kompanki, a pewną pruderyjnością, która wymagana była na tego typu spotkaniach towarzyskich. Po postawie lekarza łatwo było odczytać, że należał on raczej do zachowawczych. Panna Nilsson bynajmniej, ale znała pewne granice. Jakże jednak jednocześnie szanować granice jednej strony, przy uwzględnieniu braku ich poszanowania u drugiej?
Otóż, niestety, praktycznie się nie da.
- Ach... gdyby nie okoliczności, z chęcią już teraz weszłabym w detale - odparła. W jej głosie kryła się ta iskra inspiracji, ta delikatna energiczność, którą kobieta okazywała, gdy proces wiązał się dla niej z czymś więcej aniżeli pracą.

Właściwie każdy z jej interesantów sprawiał Agnes radość w odmienny sposób. Ximene napawała ją tą artystyczną ikrą, natchnieniem, co jednocześnie musiała kontrolować, albowiem było nazbyt... romantyczne. W przypadku kobiety romantyzm pochodził z miejsc nieakceptowalnych społecznie, w związku z czym należało pewnych guzików nie naciskać. Właścicielka hotelu tymczasem naciskała je skutecznie, albowiem znajdowały się niezwykle blisko jej własnych potrzeb. Ach, podła, prymitywna brutalność.
Doktor był drugą stroną tego medalu. To właśnie tacy klienci jak on sprawiali, że interesy Agnes szły niczym trybiki w zegarku: wszystko działo się pod znakiem organizacji, zapobiegliwości i ostrożności. Jednocześnie kobieta z miłym zaskoczeniem spostrzegła, że był na tyle zadowolony z jej antycypacji jego potrzeb, aby zaaprobować ewentualnie przedłużający się okres oczekiwania na ramy. Miało to sens: zdawał sobie sprawę, że staranność wymaga czasu. Jednocześnie jednak z góry przyjął, że w jej przypadku ta staranność była naturalna i gwarantowana.
To miłe. Być może znalazła klienta do nieco dłuższej współpracy.

- Skontaktuję się z doktorem, gdy tylko będą gotowe. Proszę się nie martwić transportem, chyba, że ma doktor szczególną troskę w samodzielnym przejęciu dzieł.
Po tych słowach skierowała spojrzenie na Ximene. Ciężkie... złote, ramy? Zamyśliła się na chwilę. Chodziło jej o stylistykę, czy jeszcze bardziej ostentacyjne rzucanie pieniędzmi w projekt? Zaśmiała się w myślach na tę koncepcję, po czym upiła łyk szampana.
- Złoto moim zdaniem będzie tworzyło ciekawy paradoks z realizmem magicznym - rzuciła wreszcie, zamyślona. - Jednak rama winna komplementować sztukę, a nie ją przytłaczać.
Jej myśli ponownie spoczęły na mahoniowych ramach. To jednak trwało zaledwie kilka sekund i brało się z jej własnego zamiłowania do raczej minimalistycznych ram. Cóż, los osoby wychowanej na sztuce współczesnej.
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptySob 05 Cze 2021, 04:44

Rutyna, przewidywalność, schematy - Ximene wolałaby sama rzucić się na dwadzieścia srebrnych kołków czy też szpikulców, niż tak żyć. Marnowanie sobie w ten sposób życia, zamiast życiem pod wpływem impulsu, przygodami, przyjemnościami, emocjami i namiętnościami byłoby prawdziwym piekłem na ziemi. A skazywać sie jako wampir na życie pod przewidywalne schematy i rozkład dnia kilkaset lat, zakrawało według Ximene na zgoła czyste szaleństwo. Oczywiście nie znaczyło to, że Ximene łamie każdą jedną regułę, te panujące między wampirami, wpojone przez jej ojca zazwyczaj przestrzegała, nawet jeżeli gdzieś tam w głębi miała problem z uznawaniem autorytetów, to nie miała problemów z takimi wampirzymi zasadami. Ale nie do pomyślenia było dokładanie sobie zasad i co gorsza rutyny i planowania dnia w najdrobniejszym szczególe. Doceniała wolną rękę jaką miała i miała zamiar z tego korzystać, oczywiście bez naruszania granic ustalonych np z łowcami.

Gust samej Ximene nie miał za dużo wspólnego z tradycyjnym europejskim lojalistą. Zdecydowanie byłą zwolenniczką bardziej bogatego i zdobnego, obfitego, można nawet powiedzieć, stylu hiszpańskiego kolonialnego, który obfitował bogatymi zdobieniami, dużą ilością złota zdecydowanie bardziej odważnymi kolorami od czerwieni aż po turkusowy, których na próżno było szukać na kontynencie europejskim i pokaźnych rozmiarów budyunki z szerokimi balkonami które czasem rozciągały się po całej jego długości. Sama odczuwała dumę z bycia prawdziwą Meksykanką, szlachcianką od czasów kiedy Meksyk uniezależnił od Królestwa Hiszpanii.

Ximene można powiedzieć, że miała wrodzone pewne umiejętności prowadzenia spotkania, konwersacji, rozmowy czy nawet całego przyjęcia. Miała to w swojej latynoskiej krwi, do tego lata praktyki, więc po prostu jakoś wchodziła w tą rolę naturalnie. Natomiast nie czułą potrzeby dostosowania się do kogokolwiek, bo byłoby to ograniczanie siebie w najgorszym możliwym wydaniu.
-Psychiatra i anestezjolog w jednym. Muszę przyznać, że to imponujące, mało który człowiek łączy w sobie te dwie skomplikowane specjalizacje. I tak, śmierć każdego człowieka to prawdziwa tragedia powiedziała smutnym tonem swojego aksamitnego głosu, chociaż w głębi duszy niemalże zanosiła się ze śmiechy wypowiadając te słowa.

Słysząc kolejne słowa mężczyzny nachyliła się w jego kierunku z zaciekawieniem.
-Oczyuwiście, że słyszałam o tym wypadku. Prawdziwa tragedia. Nie sądziłam, że kiedykolwiek poznam kogoś kto był pierwszy na miejscu. Jestem pewna, że zrobił pan wszystko co było możliwe do zrobienia. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejny burmistrz będzie tak samo dobry jak poprzedni gładkie formułki bardzo łątwo schodziły z jej języka, jako ktoś urodzony w dyplomatycznej rodzinie finansowej nie miała problemu z takim doborem słów.

Na jego kolejne słowa odpowiedziała uśmiechem, lekki, unosząc kąciki ust do góry.
-Wszystko albo nic. Czy jest jakaś lepsza zasada według, której warto żyć? Widzę, że jest pan bystrym obserwatorem? Albo nie przyznał się, że mówi dobrze po hiszpańsku i jest zaznajomiony z jego niuansami stąd od razu skreślił pan Hiszpanię? Ale trafił pan, Meksyk. Za to mi się wydaje, patrząc na pana stył jak i gust w ubiorze i doborze obrazów jest pan raczej z Europy niż stąd. I to raczej te bardziej konserwatywne kraje niż kwieciste jak Francja czy Włochy. im dłużej się mężczyznę obserwowało tym bardziej można było uzyskać niemalże taką pewność.

Jeśli chodzi o Agnes, to chyba Ximene nawet nie do końca się spodziewała, że postawiła Agnes w takim położeniu, że musiała między nimi lawirować, nie to było jej celem, pragnęła jedynie by wszyscy się odprężyli, bo stres nikomu nie służy ani trochę. Za to jak najbardziej chciała rozgrzać Agnes na tyle, by rozbudzić w niej właśnie tą iskrę inspiracji.
-Chętnie udam się niezwłocznie w miejsce jakie chcesz byś mogła...wejść w detale jej aksamitny głos, był teraz niemalże uwodzicielski kiedy wypowiadała te słowa. Im bardziej nieakceptowane społecznie miejsce skąd pochodzi inspiracja do działania tym lepiej prawda? Mało rzeczy jest piękniejszych niż prymitywna brutalność czy prymitywne żądze. Dowodem mogła być jej fascynacja ostrą, wręcz wulgarną nagością - można było to zobaczyć kilkukrotnie, kiedy patrzyła niemalże jak urzeczona na ciała wijące się teraz na scenie w seksualnych, niemalże pornograficznych ruchach.
-Masz rację moja droga, neich więc będa złote, ale to jakie są tam zdobienia i jakie są grube zostawie Tobie do dyspozycji. Wiesz na co teraz mam ochotę i jeszcze mnie nie zawiodłaś puściła jej po raz kolejny oko i upiła nieco szampana ze swojego kieliszka.

Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyWto 08 Cze 2021, 00:12

'Jeżeli jest doktor entuzjastą estetyki czasów prohibicji, Majestic oddaje ów klimat jak żaden inny obiekt w mieście.'
- Doprawdy? W takim razie będę musiał kiedyś tam się wybrać. – odparł spoglądając najpierw na Agnes, później zaś na Ximene. W istocie lata 20-te wspominał bardzo dobrze. Wprawdzie przebywał wtedy w Europie, więc nie doświadczył prohibicji i typowego, amerykańskiego kolorytu tamtych czasów, ale przecież na obu kontynentach musiało wyglądać to podobnie. Nocne kabarety, pełne przepychu przyjęcia, muzycy jazzowi, początki kształtowania się chicagowskiej mafii i kina niemego oraz pojawienie się na rynku pierwszych luksusowych samochodów. Jeśli hotelowi Majestic udało się oddać ducha tamtych czasów, to jest to miejsce warte odwiedzenia na mapie Venandi.
Nie mógł jednak nie zwrócić uwagi na dodatkowy szczegół, który zapewne nieopatrznie wyjawiła mu Agnes. Z tonu jej wypowiedzi mógł wywnioskować, że była częstym gościem w hotelu pani Juárez. Uśmiechnął się ledwo widocznie; skoro obie panie są w tak zażyłych relacjach, to dziwiło go trochę, że Agnes nie wolała zorganizować spotkania właśnie tam.

'Musi być doktor zafascynowany tematyką medyczną.'
- To pasja mojego życia. – odpowiedział krótko i znów zaśmiał się w duchu z tego jak niejednoznacznie to zabrzmiało – Nie wyobrażam sobie, żebym mógł zajmować się czymkolwiek innym. – Jak chociażby mordowaniem ludzi… Ah. To przecież też już robił, robi regularnie. Cóż, to na pewno nie jest elegancki temat do poruszenia w towarzystwie. I wcale nie musiał, bo Ximene pociągnęła wątek medycyny dalej i skomplementowała jego pasję do wykonywanego zawodu. Była też pod wrażeniem tego, że posiadał dwie specjalizacje. -  Sporo kosztowało mnie, żeby je zdobyć. – Dr Eszer nie był z tych fałszywie skromnych. Dobrze wiedział, jaką wartość ma wszystko to, czego się nauczył. Zarówno w sensie przenośnym, jak i materialnym, kiedy rozliczał się ze swoimi pacjentami, cenił się bardzo wysoko. Skierował swoje szare oczy na ciemnowłosą rozmówczynię. – Ale proszę mi wierzyć, poza pracą prowadzę wyjątkowo nudne życie.

Poruszył się na fotelu w ich loży, aby znów sięgnąć po swój kieliszek z szampanem. Tym razem opróżnił go do końca, nie będzie już dolewać sobie więcej. Zaskakująco dobrze czuł się w towarzystwie tych pań, biorąc pod uwagę, że William nie był najbardziej rozrywkową osobą, jaką można spotkać. Do tej pory wszyscy poruszali się wokół neutralnych, ogólnie przyjętych norm. Nic, co mogłoby go zaskoczyć. Nie analizował czy kobiety należą do jego rasy, czy też obie są zwykłymi śmiertelniczkami. Nie miało to takiego znaczenia w ich kurtuazyjnej rozmowie. Psychiatra zawsze z góry zakładał, że otoczony jest ludźmi i pilnował się, żeby nie wyróżniać się na ich tle, choć nie zawsze mu się to udawało. Bawienie się w 'zgadnij kto to?' uważał za stratę czasu, prędzej czy później i tak miejscowe wampiry dowiadywały się wzajemnie o swojej obecności. Wieści między nimi rozchodziły się wyjątkowo szybko.

- W rzeczy samej. – zgodził się zarówno z opinią Agnes o osobliwym 'pechu' który spotkał zmarłego burmistrza, jak i ze słowami Ximene, że ludzka śmierć to tragedia. Sprzątanie ciał i zacieranie śladów po udanym pożywieniu się było dla niego wyjątkowo uciążliwe.
- Tam było mnóstwo ludzi. – dodał jeszcze na wspomnienie wypadku. – Zupełnie przypadkowo  znalazłem się w pobliżu. – uśmiechnął się szerzej na myśl o nadchodzących wyborach. – Ja z kolei liczę na to, że kolejny kandydat okaże się lepszy. Anderson… chodziły o nim dziwne plotki. Nie, żebym dawał wiarę takim bzdurom. – dodał zaraz – Później na mieście mówili, że dostał to, na co zasłużył. Mieszkańcy Venandi bywają przesądni… wierzą w upiory, zbrodnię i karę. Moim zdaniem to wina telewizji. Niektóre filmy są pożywką dla tworzenia tego typu historii. Wszyscy wiemy, że zjawisk paranormalnych nie ma. – William, chociaż sam należał do gatunku 'upiorów', był racjonalistą do bólu. Zawsze stał po stronie najbardziej logicznego wyjaśnienia sytuacji.

Ximene przeskoczyła do kolejnego pytania, o jego znajomość języka hiszpańskiego.
- Niestety nie znam. Nauka języków, w przeciwieństwie do ludzkiej anatomii, zawsze przychodziła mi z trudem. – potrzebował wielu lat, aby pozbyć się swojego ciężkiego, niemieckiego akcentu. – Więc tutaj pani zgadła, to raczej kwestia… nazwijmy to, dobrego oka. – jego wzrok prześlizgnął się po jej czerwonej sukience, zatrzymał na pół sekundy na dekolcie. – Ale pani też się nie pomyliła. To prawda, pochodzę z Europy, a konkretnie z Węgier. Mimo to, większość życia spędziłem w Austrii. Venandi… - urwał, aby znaleźć odpowiednie słowa, które opisywałyby to miasto - …to coś zupełnie innego. – odwrócił się do Agnes, która milczała przy tej wymianie zdań i zapytał. – A może chociaż pani, pośród naszego towarzystwa, pochodzi stąd? Skąd wzięło się pani zamiłowanie do sztuki?
Przypomniał sobie, że na stronie internetowej marszandki niewiele napisane jest na jej temat.

Na to ostatnie pytanie pani Nilsson odpowie mu pewnie już w teatralnym foyer. Gdy tylko skończył mówić, w sali rozległ się czysty, wysoki dźwięk dzwonka ogłaszającego przerwę. Dźwięk został powtórzony jeszcze dwukrotnie. Koniec I aktu. Zakończył się graficzną sceną, gdzie główny bohater Apokalipsy w kulminacyjnym momencie morduje swoją kochankę. Dobrze, że aktorzy używali sztucznej krwi, aby to odegrać. Gdyby było inaczej, William wyczułby to od razu, nawet z wysokiej loży. Siedział najbardziej z brzegu, wstał więc pierwszy, poczekał aż jego towarzyszki zrobią to samo.
- Intrygujące, nieprawdaż? - rzucił, gdy cała trójka skierowała się do drzwi prowadzących na dół.
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyCzw 24 Cze 2021, 23:08

Sztuka powoli sunęła w kierunku antraktu. Aktorzy poruszali się po scenie, mówili swoje kwestie. Ich twarze wykrzywiały się w ledwo widocznych z loży grymasach. Wszystko było teatralne i pompatyczne, a jednocześnie w niektórych miejscach dość minimalistyczne dla oddania biedy i nędzy, którą miał przedstawiać spektakl.
Poszczególne kwestie nieznacznie umykały Agnes. W jej umyśle pozostawał ogólny zamysł dialogu, wymienione idee, przedstawione koncepcje, tak, aby nie stracić wątku gdyby była o cokolwiek związanego ze sztuką zapytana.
Jednocześnie jednak pani mecenas mogłaby wiele powiedzieć o scenografii, czy kostiumach. Aktorzy niejednokrotnie również używali swoich ciał jako elementów scenografii, choreograf pokusił się również o intensywne interwencje podczas aktów co skutkowało miejscami ciekawymi wrażeniami estetycznymi. Kobiecie ów obrazek zapadł w pamięć, to użycie ciała jako swoistego narzędzia. Była to myśl, która mogłaby pozostać w jej umyśle i nieco pomóc w obsłużeniu klientki tego wieczora.

Który, ach, miał potencjał znacznie większy aniżeli ta jakże skromna sztuka. Pani mecenas przyglądała się niemniej scenom wnikliwie, poszukując wzrokiem jakichś estetycznych inspiracji, czy choćby drobnych sugestii. Niefortunnie, sztuka nie obfitowała w ambitne, artystyczne koncepcje, ach, nie to było jej celem. Gra ciał podpowiadała, że bynajmniej nie było. To był, niestety, ponury aspekt sztuki współczesnej: wartość pobudzonych emocji wydawała się bardziej istotna niż kunszt estetyczny.
Co jednak, gdy te emocje zwyczajnie nie... odpalały?
Powróciła myślami do prowadzonej konwersacji.

Rozmowa toczyła się swym torem, niczym rzeka płynęła w dobrze znane meandry tematyczne. "Ach, czymże się pan zajmuje?" "Opowiem o swej profesji, jestem postacią dumną z niej i godną szacunku" "A jakże, jest pan godny szacunku, podkreślę pańskie osiągnięcie" "Przyjmę to do wiadomości, me osiągnięcia są warte uwagi". Uśmiechnęła się delikatnie. Jej uśmiech nieznacznie się poszerzył, gdy Dr Eszer wspomniał o swoim jakże nudnym życiu.
- Wyczuwam nutkę tajemniczości, doktorze - wtrąciła swoje trzy grosze lekkim tonem, po czym upiła łyk wina.
Wątek związany ze Świętami był przeciętnie interesujący, jednakże owszem, niezwykle zajmujący dla miasta. Kobieta westchnęła w myślach. Gdyby miała wybrać temat konwersacji inny niż polityka, na Bogów Nordyckich, porozmawiałaby nawet o cudzych uczuciach.
- Ach, to jest jednak ciekawa kwestia, kolejny kandydat - rzekła, wbrew własnemu rozsądkowi. - Czy lepszy byłby następca, który pragnąłby poruszyć tym miastem? Zgodzę się, że ludzie są tu przesądni, jednak coś w tym mieście jest. Venandi ma duszę, której mogłabym odmówić wielu bardziej prominentnym metropoliom.
Uśmiechnęła się i spojrzała na swój kieliszek. Pusty! Cóż, pomyślała kołując nim lekko w dłoni. Wkrótce się zapełni.
Kelner zjawił się niemalże niezauważalnie.
- Kto mógłby rzeczywiście zrozumieć, czego to miasto potrzebuje?
Obdarzyła Ximene nieco dłuższym spojrzeniem, następnie przymknęła lekko powieki i ponownie skierowała wzrok na scenę. Jeśli dobrze identyfikowała to, co działo się na deskach, powoli zbliżali się do antraktu. Ów powoli jawił się w głowie Agnes jak oddech świeżego powietrza: ta sztuka była nieco duszna w swojej wulgarności.

Słowa właścicielki hotelu komponowały się w interesujący obrazek z wulgarną seksualnością sceny. Agnes podejrzewała wręcz, że kobieta nie bez przyczyny rzuciła je, gdy ciała aktorów splotły się w takim ordynarnym uścisku, który miał być bardziej chyba brutalny niż namiętny. Zaśmiała się z tego w myślach, coś w niej jednocześnie nieznacznie zadrżało.
Kobieta miała zawsze w sobie ten rozrzut pomiędzy chęcią uwolnienia się i odrazą do myślenia o konsekwencjach, a potrzebą kontroli. Jednym z jej mechanizmów hamujących była właśnie kontrola: sytuacja musiała mieć łatwo dające się przewidzieć konsekwencje, aby pozostawać pod jej kontrolą. Ta wpojona potrzeba czasem niestety rozjuszała kobietę, która definitywnie preferowała ryzyko.
Ximene zaś była ryzykiem.
- Inspiracja to tylko niewielka część pracy - odparła na to nieco enigmatycznie, przyszedł jej bowiem do głowy cytat. Obdarzyła kobietę delikatnym uśmiechem. Zadzwonił dzwonek, wieszczący przerwę.
- Ramy niech dopełnią kompozycję. Droga Ximene, gdy skończymy, myślę, że sama będziesz widzieć jakie skończą te dzieła, które otrzymasz.
Wstała. Odstawiła kieliszek na stolik, po czym lekko uniosła brwi.
Powinna przemyśleć uważnie pytanie swojego rozmówcy. Czy winna mu mówić, że jej rodzina od dzieciństwa Agnes pracowała tu, w tym gnieździe żmij, aby wyleczyć miasto z toczącej je od pokoleń choroby? Zabawne. Jej nazwisko wskazywało jednakże na pochodzenie skandynawskie - była to adekwatna sugestia.
- Wychowałam się tu, jednakże jeszcze dwa pokolenia temu byliśmy rodziną emigrantów - odparła gładko.
- Mieszkam tu od lat, doktorze. Venandi jest na swój groteskowy sposób inspirujące.
Gdy to mówiła, udawali się już w kierunku schodów.
- Jestem przekonana, że pańskie wnikliwe oko dostrzega ten swoisty vaudeville. Czyż nie?
Ximene mogła spostrzec, że dokładnie w tym momencie puściła do niej oko.

Hol powoli zapełniał się ludźmi. Kobieta przeczesała wzrokiem osoby zgromadzone, powoli spływające w kierunku obszernego pomieszczenia, gdzie oferowano napoje, drobny posiłek i konwersację o tym wydarzeniu artystycznym, które rozgrywało się na oczach widzów. Niektórzy z nich wyglądali na nieznacznie zdegustowanych, co lekko rozbawiło kobietę. Agnes jednak nie zeszła na dół: zatrzymała się na tarasie na półpiętrze, skąd miała dobry widok na hol. Oparła się lekko o barierki i spojrzała na Dr Eszera, gdy zadał pytanie.
- Z całą pewnością poruszyło widownię - odparła dość prędko. - Czy jednak tak obszerna groteska nie wymaga lekkiego usprawiedliwienia?
Skierowała wzrok na Ximene i lekko odchyliła głowę, wydając z siebie delikatne westchnienie. W jej myślach wciąż krążyły sceny spektaklu, jednak nie ze względu na jego przekaz.
Ze względu na estetykę. Ach, gdyby tylko ta mogła wyrażać się nieco bardziej klarownie.
Powrót do góry Go down
Ximene
La Princesa Sicaria
Ximene

Liczba postów : 12
Punkty aktywności : 1132
Data dołączenia : 03/05/2021

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyWto 13 Lip 2021, 01:10

-Zapraszam doktorze w moje skromne progi. Proszę podać datę i godzinę kiedy panu pasuje, żebym miała pewność, że będę wtedy w hotelu i nie będzie miała innych zajęć i z chęcią pana oprowadzę odparła bardzo uprzejmym tonem z cieniem hiszpańskiego akcentu w głosie. Ximene zrobiłą dużo by oddać ducha lat 20, czasy chicagowskiej mafii, prohibicji i szmuglowanej whisky. Niemniej Ximene zaczerpnęła wiele z wystroju i dekoracji hotelu z hiszpańskiego stylu kolonialnego sięgającego na przykład hiszpańskiej Kalifornii lat 20 XIX wieku. Natomiast właścicielka hotelu robiła wiele, by hotel Majestic, nawet jeżeli nie przyjmował zbyt wielu gości, małą ilość dla niepoznaki, większość pokoi zarezerwowana była dla specjalnych gości, sama Ximene zajmowała penthouse hotelu, czyli cały jego apartament na ostanim piętrze. Robiła wiele, żeby hotel był znany jako miejsce swoistego rodzaju rozrywki, szczególnie wśród bywalców seksualnych orgii. A i owszem prawdą było, że Agnes była kilkakrotnie w hotelu Majestic. Wnioski jakie wyciągnął z tego strzępka informacji mógł pozostać jedynie w wyobraźni doktora.

Ximene zerknęła na scenę, a rytmiczna gra ciał, układała się w całość, całość, która zdecydowanie rozpalała emocje, nagie ciała w falującej ekstazie zdecydowanie trafiały w gusta Meksykanki, wobec czego pokiwała z uznaniem głową, odpowiedziała dłuższym spojrzeniem na spojrzenie Agnes unosząc kąciki lust do góry, chyba nie miała problemu z przyznaniem się, że celowo sprowadziłą Agnes akurat na tą sztukę, po czym przeniosła uwagę z powrotem na Williama. Chyba nieco podświadomie wystawiała Agnes na swojego rodzaju próbę.
-Pasja doprawdy godna podziwu señor. stwierdziłą z uznaniem w głosie. Gdyby Ximene wiedziała więcej zapewne myślałaby inaczej, jednak na ten moment była prawie pod wrażeniem poświęcenia doktora w kwestii ratowania życia innych, czasu jaki musiał poświęcić na zdobycie tej wiedzy. Prawie. -Wszystko co jest cokolwiek warte wymaga dużego wysiłku sama nie do końca w to wierzyła, ot wyświechtany slogan, jednak dosyć często używany przez ludzi, dlaczego więc ona nie miałaby tego użyć. Po ubraniach mężczyzny jednak można było bez wątpienia stwierdzić, że słono cenił swoje usługi. W sumie słusznie, skoro dużo poświęcił by zdobyć wiedzę, którą musiał używać w pracy.

-A pan doktorze? Uważa Pan, że burmistrz dostał to na co zasłużył? zapytała szczerze zaciekawiona. Na kolejne stwierdzenie parksnęła lekko śmiechem i pokiwała głową. -Zabawni są ludzie, którzy wierzą w te wszystkie zjawiska nadprzyrodzone. Bujna wyobraźnia i zbyt wiele czasu. Jednak zauważyłam, że w Venandi jest to zdecydowanie częste, prawie jak w Transylwanii w Rumunii, tam też wierzą w wampiry. Doprawdy przezabawne. odparła. Oczywiście za każdym razem należało podkreślać swoje jak najbardziej racjonalne przekonania i wyśmiewać jakiekolwiek opinie, które sugerowałyby coś innego.

-W takim razie grauluję...zdolnego oka powiedziała uśmiechając się lekko, a jej uwadze nie uszedł fakt, że wzrok mężczyzny przesunął się po jej dekolcie. Cóż zdziwiłaby się gdyby było inaczej.
-Inspiracja to bardzo wiele moja droga. Mam nadzieję, że Cię odpowiednio zainspiruję odparła w momencie kiedy rozległ się dzwonek zwiastujący przerwę. Kontrola swoich pierwotnych pragnień wśród ludzi to naprawdę bardzo smutna sprawa, zdaniem Ximene ludzie powinni się częściej przełamywać.
-Jestem pewna, że będę w pełni zadowolona z efektów Twoich działań powiedziała zachęcająco do Agnes już w holu.
-Usprawiedliwienia? Moim skromnym zdaniem ta sztuka daje nieco więcej energii ludziom w porównaniu do tego co przeciętnie pokazują na deskach teatru. Idealnie wpasowuje się w moje gusta. Czyżby nie podbiła waszych serc? zapytała przyglądając się pozostałej dwójce. Czy Ximene, mając za sobą długie lata kontaktu z luidźmi dobrze czuła, że Agnes mówi rzeczy nieco inne niż mówi?
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptyNie 05 Wrz 2021, 01:46

Nie takie skromne te progi, pomyślał z lekkim uśmiechem, ale nie wypowiedział tego na głos. William nie był rozrywkowym typem, preferował zacisze swojego gabinetu. Nie żył jednak na pustyni i także do niego dotarły fantastyczne plotki o tym co dzieje się w hotelu Majestic. Większości z nich nie dawał wiary (podziemna sauna, ogród w stylu francuskim na tyłach budynku, specjalny dress code dla posiadaczy 'karty członkowskiej', aby mogli się wzajemnie rozpoznawać…), ale domyślał się, że działa tam swego rodzaju klub swingerski, zaś sama Ximene musiała być organizatorką wystawnych imprez. Skojarzyło mu się to z Wielkim Gatsbym F. Fitzgeralda. Książką, którą cenił właśnie za doskonale odwzorowane realia lat ‘20 które jemu samemu kojarzyły się bardzo miło. Właścicielka hotelu nie musiała go dłużej przekonywać; wybrałby się tam tylko po to, żeby zobaczyć wystrój. Seksimprezy pozostawały jednak poza jego zainteresowaniami. W tym temacie, uwierzyłby jej na słowo, że'jest na co popatrzeć'.

Zaskoczony, że jego myśli pobiegły w tym kierunku, sięgnął ręką do kieszeni marynarki. Wyciągnął z niej mały notes w czarnej skórze. Przekartkował go, aby otworzyć na aktualnym tygodniu, przejrzał też kolejny do przodu.
- Mogę przyjść w sobotę albo w przyszłym tygodniu w środę, nie mam umówionych żadnych pacjentów. – spojrzał jej w oczy, gdy to mówił. Musiała być dumna z miejsca, które urządziła od podstaw zupełnie sama. William szanował ludzi interesu.  –  Na pewno skorzystam z pani propozycji. – powiedział wprost bez żadnych kurtuazyjnych frazesów: 'oh, proszę się nie kłopotać', 'dziękuję, naprawdę mi miło'.
Schował notes i zwrócił swoją uwagę na Agnes gdy skomentowała jego wypowiedź o swojej pracy jako 'tajemniczą'. Przyjrzał jej się uważniej zza okularów. Czyżby w tej kobiecie kryło się więcej niż wyglądało na pierwszy rzut oka? Domyślała się czegoś, a może wie coś, czego nie powinna o nim wiedzieć? Nie chciałby jej zabijać. Nie, zanim nie dokończą nie do końca legalnej transakcji zakupu obrazów Kleitscha. A może to była tylko luźna uwaga podciętej dziewczyny, którą wziął zbyt poważnie? Nie wiedział, ale uznał, że rozmowa o nim i jego zawodzie trwa stanowczo zbyt długo. William nie lubił wyjawiać o sobie więcej, niż to konieczne. Cenił sobie dyskrecję i tylko nielicznym rozmówcom pokazywał, co kryło się za fasadą 'dobrego doktora'.

Z ulgą przyjął zmianę tematu z powrotem na politykę i to, jak postrzegają Venandi.
- Tak, to miasto jest nietypowe. – to było dobre określenie na 'Dziki Zachód', jak widział Venandi William. Owszem, była marginalna populacja wilkołaków w Fostern, ale poza tym nikt im nie przeszkadzał. O Łowcach nie było słychać. Można było wybierać z ludzkiej puli dowolne ofiary, a gdy ginęły, nikt się nimi nie interesował. Instytucja policji była żartem, a urząd miasta z Andersonem na czele, gdy ten jeszcze żył, skorumpowany do cna. Idealne miejsce do życia dla kogoś takiego jak on. -  Ale jeśli o mnie chodzi, to najbardziej pasowałby mi kandydat, który utrzymałby status quo. – po raz kolejny zamanifestował swoje konserwatywne poglądy. – Jak pani Tenebris. Jej rodzina mieszka tutaj od pokoleń – ukłonił się lekko w stronę Agnes. – zupełnie jak pani, więc na pewno doskonale orientuje się w lokalnych sprawach. Jestem przeciwny wprowadzaniu osoby kompletnie z zewnątrz.bo mogłaby narobić kłopotów… Na przykład, gdyby okazała się łowcą. Spojrzał na Ximene, spytała go o to czy burmistrz dostał to, na co zasłużył. Cóż, o Andersonie chodziły naprawdę paskudne plotki (między innymi o tym, że podobały mu się małoletnie dziewczyny) ale William uważał go za pożytecznego idiotę. Uśmiechnął się szerzej, bo to z pozoru niewinne pytanie było ciekawe pod względem moralnym. – Jak jest zbrodnia, to musi być i kara. – sparafrazował Dostojewskiego, zastanawiając się, co było największą zbrodnią polityka: skłonności pedofilskie, defraudacja publicznych pieniędzy czy pobłażliwość względem morderców swobodnie atakujących obywateli miasta. – Ostatecznie burmistrz okazał się nieodpowiednią osobą na stanowisku. Dobrze, że odszedł. – może powinien dodać 'szkoda, że w taki tragiczny sposób', aby wykazać się empatią, ale cóż… nie zrobił tego.

Rozmowa zaczęła wychodzić poza ramy towarzyskiej pogawędki. Niespodziewanie nastąpił zwrot w kierunku Rumunii i wampirów.
- Nigdy tam nie byłem. – skłamał bez mrugnięcia okiem, ale że zaczynał mieć swoje podejrzenia względem kruczowłosej Meksykanki, dodał jeszcze. – Ale kiedy odwiedzę panią w Majestic, to chętnie posłucham o Transylwanii.
W tym momencie ich konwersacja urwała się na jakieś dziesięć minut, kiedy wszyscy przedzierali się z loży do holu. William wykorzystał ten czas na sformułowanie opinii o swoich towarzyszkach.  Ximene miała bardzo barwną osobowość, ale nie wyczuł w tym co mówiła fałszu. Widać było, że dobrze się bawi w teatrze i otoczona ludźmi zachowuje się całkowicie naturalnie. Trochę jej tego zazdrościł, on sam miał koszmarne problemy z kontrolowaniem swojego głodu w takich miejscach. Chciał upewnić się, czy była wampirzycą. Zbyt wiele rzeczy, które mówiła, było sugestywne. Dzisiaj jednak nie miał szans na rozwiązanie tej zagadki. Musi ją odwiedzić w hotelu i wtedy o tym porozmawiać, z dala od ciekawskich par oczu. Może spyta ją też o Agnes. Natura relacji tych dwóch kobiet nie interesowała go, ale zrozumiał, że dobrze się między sobą znają. Marszandka, w przeciwieństwie do swojej klientki, zachowywała się o wiele bardziej tajemniczo niż wskazywała na to jej profesja. Lawirowała w tej rozmowie pomiędzy nim i Ximene, sama jednak rzadko wyrażała swoją opinię, woląc im się przysłuchiwać. Zastanawiał się, czy kryło się za nim coś więcej niż tylko chęć przypodobania się obydwojgu klientom.
- Jak wspominałem, jestem kiepski w językach obcych. - odparował na jej kąśliwą uwagę o vaudeville, nie dając się sprowokować. – Widzę jednak, że przy pani dokształcę się zarówno językowo, jak i artystycznie.

W holu, w porównaniu do opuszczonej przez nich loży, było bardzo jasno. W kryształowych żyrandolach migotało światło. Stanęli w trójkę przy wysokim, okrągłym stoliku barowym. Obok nich przemknęła kobieta w balowej sukni i ufryzowanych lokach. Obok jasnowłosy mężczyzna odpalał papierosa. Dwie rozchichotane przyjaciółki w wieku dawno przekraczającym czterdziestkę zamówiły kolejną butelkę szampana. William zapiął swoją marynarkę na środkowy guzik, odczuwając lekki niepokój od rozbrzmiewającego gwaru. Nie czuł się komfortowo wśród tłumów; zapach krwi go drażnił. Spróbował skupić się na tym, o czym rozmawiali. Ah, tak. Apocalypsa.  
- Energii… tak… - czuł, że jego energia schodzi z niego gwałtownie, im więcej śmiertelników pojawiało się w holu. W ostrym, sztucznym świetle kryształowego żyrandola, wyraźnie zbladł. – Preferuję klasyczne sztuki, szekspirowskie. Twórczość Araujo nie byłaby moim pierwszym wyborem. – w dyplomatyczny sposób powiedział, że awangarda, seks na scenie i obrazoburcze dialogi to nie jego estetyka. –  Przebywanie w towarzystwie pań było dla mnie bardziej interesującym doświadczeniem. – mówił szczerze, jako psychiatra niezmiernie fascynowały go ludzkie i nieludzkie charaktery. – Musicie mi jednak wybaczyć, nie zostanę na drugą część.– udał, że odczytuje pilnego smsa w telefonie. Musiał stąd wyjść i posilić się, oddalić się do tej mieszaniny ludzkich zapachów. Zaczynał odczuwać charakterystyczne mrowienie dziąseł poprzedzające wysuwanie się kłów. Uśmiechnął się więc zza zaciśniętych warg, gdy się żegnał. – Życzę miłej nocy.
Założyłby się, że dla tej dwójki na teatrze się ona nie skończy.

Ukłonił się jeszcze krótko i szybkim krokiem udał w  kierunku postoju taksówek.


/zt
Powrót do góry Go down
Agnes

Agnes

Liczba postów : 22
Punkty aktywności : 1307
Data dołączenia : 18/11/2020

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe EmptySro 08 Wrz 2021, 18:46

Jeszcze gdy uzgadniała ostatnie szczegóły swojego wieczornego wizerunku z wizażystką, Agnes traktowała nadchodzący seans oraz spotkanie jako biznesowe. Nawet, gdy nawiązywała w trakcie bardziej towarzyskie relacje, zazwyczaj natura tychże również była raczej... służbowe. Ot, wymiana uprzejmości, nawiązanie drobnej siatki zależności, która czyni powiązania opłacalnymi dla obu stron. Nie było w tym cienia potrzeby integrowania się, a jedynie chłodna kalkulacja.
Nie zmieniało to faktu, że nawet, gdy lekko kąśliwie odezwała się do doktora, jej głos był nadzwyczaj ciepły, a jej odpowiedź:
- Może ja się w zamian dokształcę z medycyny lub politologii - Ponownie, jej głos był na tyle uprzejmy i delikatny, że naprawdę sprawiała wrażenie jakby chciała posłuchać opinii mężczyzny na wiele tematów. Prawda była tymczasem zupełnie inna: jego reakcja ją rozbawiła, więc postanowiła odbić piłeczkę w podobny sposób do jego.
Kobieta, nawet gdyby spotkanie było dla niej najgorszą udręką, potrafiła bardzo wprawnie odegrać zadowoloną. Dzięki temu, odzywając się do Ximene o inspiracji, potrafiła bardzo zręcznie ukryć swoje uczucia pod płaszczykiem subtelnie sugerowanej tajemniczości.
Prawda była taka, że jej zdaniem inspiracja stanowiła jedynie pierwszy krok, co więcej - taki, który czasem trzeba uczynić wbrew okolicznościom. Profesjonalny artysta nie może czekać na wenę: ta zwyczajnie nie ma wyczucia czasu, taka jej natura. Dlatego też Agnes odparła jej to, co było najbliższe prawdy:
- Twoje potrzeby będą moją dzisiejszą inspiracją.
To było jednocześnie "nasz klient nasz pan", ale i delikatne potwierdzenie, że ten wieczór nie skończy się zbyt prędko.

- Również w to nie wątpię - odparła z uśmiechem na słowa kobiety.

W przeciwieństwie do doktora, który wyraźnie zaczął czuć się niekomfortowo w holu, Agnes odetchnęła w myślach z ulgą, gdy tylko znalazła się pośród gości teatru. Atmosfera wydawała się lżejsza, a jednocześnie przez moment mogła podziwiać kunszt wykonania tutejszych kryształowych żyrandoli. Ximene okazała się zachwycona sztuką: czystymi, nieskrępowanymi emocjami. Dr Eszer nie lubił czystych, nieskrępowanych emocji chyba, że były one opisywane w staroangielskim. Agnes zaś nie miała nic przeciwko czystym, nieskrępowanym emocjom, o ile był przedstawione w sposób, który ją w jakiś sposób radował estetycznie. Krew? Chętnie, ale w teatrze trudno to realistycznie oddać. Sceny aktu? Tak, ale z przyczyn humanitarnych nie zobaczymy tego w sposób dość... odpowiedni, dla tego typu sztuki. Dlatego też aktorzy musieli być delikatniejsi niż nakazywałaby to treść sztuki i pozostawiać część mięsnych scen domysłom widowni. O ile tymczasem Agnes podejrzewała, że wyobraźnia u wielu pracowała bardzo sprawnie, o tyle dla niej była to po prostu wada sztuki.

- Sztuka stanowiłaby dobrą podstawę do scenariusza filmu. Najlepiej czegoś, co by obrobił Lars von Trier z jego ekscentrycznym podejściem do symboliki i estetyki - rzuciła miękko. - Chociaż, osobiście uważam, że nawet Szekspira by przełożył dobrze.
W tym miejscu uśmiechnęła się do Doktora Eszera. Miałaby ochotę rzucić coś o tym, że dużo się wydarzyło w teatrze od czasów Szekspira, ale mężczyzna już wcześniej zdradził konserwatywne poglądy - należy się cieszyć, że ostatnią dobrą sztuką nie była Antygona Sofoklesa. W malunkach okazał się więc zaskakująco postępowy z dziewiętnastowiecznymi malarzami węgierskimi! Zaśmiała się w duchu z tej myśli.
Jego odwrót ją lekko zaskoczył, co nawet okazała, kilkukrotnie szybko mrugając, kiedy bardzo kurtuazyjnie się żegnał.
- Wielka szkoda - rzekła na początku. - Skontaktuję się z doktorem gdy tylko obrazy będą gotowe.
Odprowadziła go wzrokiem, lekko marszcząc brwi. Jego zachowanie istotnie się pogorszyło, jakby nagle doświadczył jakiegoś istotnego dyskomfortu, kiedy wyszli z sali. Mogła przeoczyć, kiedy coś niefortunnego zobaczył w swojej komórce. Cóż. Zaraz go nie było.
- Wydawał się jakiś spięty - rzekła do Ximene z lekkim zmartwieniem w głosie, kiedy poszedł.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty
PisanieTemat: Re: Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe   Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe Empty

Powrót do góry Go down
 

Teatr im. Johanna Wolfganga von Goethe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Teatr - Zaplecze
» Teatr - piwnica
» Teatr - Hol główny

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Venandi :: Centrum: Regent Square-