a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Punkt Poboru i Bank Krwi


 

 Punkt Poboru i Bank Krwi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Virgo
Dziedziczka
Virgo

Liczba postów : 1363
Punkty aktywności : 4469
Data dołączenia : 11/03/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptySob 14 Gru 2019, 23:32

Punkt Poboru i Bank Krwi Proj_c10
Punkt Poboru i Bank Krwi Blood-10
Najbliższy, dobrze zaopatrzony szpital jest w mieście oddalonym wiele kilometrów. W prawdzie współpracują one ze sobą i wysyłają sobie krew jednak Venandi ma swój własny punkt poboru. Z pokoju w którym dawcy oddają krew, wchodzi się bezpośrednio do dużego magazynu będącego bankiem krwi. Dla wtajemniczonych, rodzina Tenebris ma tutaj pracowników z swojego polecenia.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptyPią 19 Lut 2021, 12:50

Punkt Poboru Krwi okazał się długim, przestrzennym pomieszczeniem ciągnącym się wzdłuż całej ściany budynku szpitala. Miał też duże, szeregowo umieszczone okna. Pewnie gdyby byli tutaj za dnia, okazałoby się, że jest tu bardzo jasno od wpadających promieni słonecznych. Wygodne, składane siedzenia dla dawców ustawione były co kilka metrów od siebie. William nie zaszczycił ich jednym spojrzeniem; przeszedł wzdłuż okien niemal znudzony, jakby przemierzał tę drogę już wielokrotnie. Dotarł do solidnie wyglądających, metalowych drzwi które żeby je otworzyć, wymagały dodatkowej autoryzacji. Z boku, na ścianie, migała czerwona lampka przy elektronicznym zamku. William zatrzymał się przy nim, z kieszeni spodni wyjął kartę pracownika i przejechał nią po magnetycznym pasku. Drzwi kliknęły, usłyszeli krótkie ‘pik’ i wejście do magazynu stanęło przed nimi otworem.

Dopiero teraz odwrócił się, aby spojrzeć na chłopaka. W postawie Williama zmieniło się coś. Bywał szorstki, bezceremonialny i szybko przechodził do konkretów. Teraz jednak odczuwał zupełnie inną emocję. Co to było? Jeszcze nie potrafił tego nazwać.
- W lodówkach krew jest podzielona według grup i obecności bądź braku układu Rh. – zaczął, spoglądając w jego stronę.– Już wiesz, która najbardziej ci odpowiada? Jeśli nie, możesz sprawdzić to tutaj. – oczywiście, że próbowanie wielu torebek na raz będzie go drożej kosztować, ale młody wampir powiedział już, że pieniądze nie grają roli. – Zimna krew to nie to samo, co spożywana bezpośrednio od człowieka… - kontynuował William - …ale jest odżywcza i powinna postawić cię na nogi. – podszedł do jednej z lodówek, otworzył pierwsze z brzegu drzwiczki. Wziął torebkę, przez chwilę ważył ją w ręku, po czym rzucił chłopakowi w locie. Oznaczona była jako AB+.
- Z czasem odkryjesz też, że nawet w obrębie jednej grupy jest krew gorsza i lepsza. Pomyśl o tym, jak o kulinariach. – uśmiechnął się lekko na tę metaforę. – Zaczynasz jako zwykły zjadacz chleba, ale z czasem przestaje ci to wystarczać. Zostajesz smakoszem i szukasz innych, bardziej wyszukanych dań. Ja dla przykładu, lubię kiedy mają niebieskie oczy. I gdy piją kawę.

Zamyślił się nad tym co powiedział. Nie bez powodu Jack, jego ‘domowy przyjaciel’ posiadał takie, a nie inne cechy. Spojrzał na swojego gościa jeszcze raz. To było sporo informacji do przetrawienia, a przecież dopiero zaczął ten temat. Da mu chwilę oddechu, już nie musieli nigdzie się spieszyć.
- Gdzie twój stwórca? To on powinien ci to mówić, zamiast mnie.
Powrót do góry Go down
Vin
Modelowy obywatel
Vin

Liczba postów : 107
Punkty aktywności : 2016
Data dołączenia : 11/06/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptyPon 22 Lut 2021, 22:08

"Tylko nie rób nic głupiego."
Prychnął.
- Już miałem zamiar, dzięki, że powiedziałeś - odparł kwaśno. Po co ludzie... ludzie... w ogóle mówią takie rzeczy? Nieistotne. Vin raczej skupiał się na tym, żeby odpłynąć pomiędzy wszelkie nieprzyjemne zapachy wokół. Właściwie, zaczął się zastanawiać, nie było zbyt wiele przyjemnych momentów w jego życiu ostatnimi czasy. Nad czym jeszcze zaczął lamentować to, że nikt do tej pory nie był dla niego szczególnie... miły, i go nie uspokajał w żaden sposób. Ta Mazikeen wywierała tylko nacisk. Martin się litował, ale przecież sympatii by mu nie okazał. Ten psychiatra też - w obyciu niczym papier ścierny.
Vincent oczywiście mógłby zastanowić się nad swoim zachowaniem, od tego się jednak wstrzymał, w zamian przypomniał sobie na ulotną chwilę Christophera. Ich krótkie spotkanie było nad wyraz płytkie ale, być może było to porównanie przez kontrast, jako jedyne zdawało się być chociaż trochę pozytywne.
Czy to dlatego był tak wymęczony? Prawdopodobnie. Osoba z jego nerwicami nie powinna pozostawać sama z własnymi myślami na zbyt długo. To była jednak jedna z wielu cegiełek składających się jego nieszczęście.
Kolejne powiązane było z miejscem, w którym się znaleźli. I to w niezwykle wieloaspektowy sposób.
Poszedł do lodówek, milcząc. Jego rozmówca, zdaje się, miał niemałe doświadczenie, pomyślał chwytając woreczek. Odłożył go - grupa AB wydawała się zbyt unikatowa. I duży komfort osobisty względem banku krwi, gdzie na stówę były kamery. Vin chciał się nawet rozejrzeć, ale potem zreflektował się, że jednak nie ma ochoty być widzianym przez monitoring. Jakoś tak. Skurczył się w sobie, ale uległ temu, co mówił Eszer. Zaczął zaglądać do lodówek.
I, rzecz jasna, wziął B RH+. Wystarczyła szkodliwość społeczna jego istnienia, nie chciał na pewno brać jakiejś rzadkiej grupy krwi. Zaczął pić jak dziecko pije Capri Sun. A jednocześnie patrzył na mężczyznę kompletnie beznamiętnym wzrokiem.
- Jak widzisz po worku z krwią, że ktoś ma niebieskie oczy? - odpowiedział mu pytaniem. Spojrzenie nadal miał martwe prawie tak, jak martwy czuł się w środku. Ta cała desperacja, ponurość, niemalże myśli samobójcze - całe to rozedrganie zeszło z niego, kiedy tylko się napił.
Żałosna egzystencja. Skończył jeden worek, sięgnął po drugi, identycznej kategorii, nawet się nie zastanawiając. Dał sobie ten komfort: klinika była duża, a to była częsta grupa krwi. Mnogość woreczków zachęcała do rozrzutności. W tym czasie jego twarz wracała do normalności. Koniec końców wprawdzie wydawał się nadal nieco zmęczony, ale cera jakby odzyskała barwę i można było wreszcie ujrzeć tego młodego mężczyznę, który niegdyś miał całkiem udaną karierę modela. Vincent podszedł do psychiatry powoli, po czym odłożył woreczek z krwią AB+ do lodówki.
Psychiatra zapewne był skurwysynem.
- Matki nie zawsze kochają swoje dzieci - odparł cicho. Miał dość ponury głos.
- Nie ma jakiejś zorganizowanej dystrybucji krwi? - zapytał wreszcie. - W ciągu ostatnich parę dni, poza pracą, spotkałem więcej wampirów niż ludzi.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptyWto 23 Lut 2021, 00:12

'Jak widzisz po worku z krwią, że ktoś ma niebieskie oczy?'
- Nie widzę. – odpowiedział bez uśmiechu. Oparł się tyłem o metalową, kwadratową szafkę i założył ręce na ramionach. Od niechcenia obserwował poczynania swojego gościa. Zanim tamten zdecydował się skorzystać z jego sugestii i pożywić, z niepokojem rozejrzał się po magazynie, jakby szukał podstępu. Żadnego jednak nie było. Tej nocy pomieszczenie było do ich dyspozycji. William pomyślał, że chłopak przejawia zachowania paranoiczne. Kto wie, może miał powód? W końcu nic nie wiedział o jego historii. Z tych szczątków informacji, którymi chłopak się z nim podzielił, wynikało, że początki nieśmiertelności miał ciężkie. Nihil novi, pomyślał znowu lekarz. Nie znał wampira, dla którego przemiana nie byłaby głęboko szokującym doświadczeniem - ze sobą włącznie. To był jak skok na główkę do morza z kilkunastometrowego klifu. Takie wydarzenie zapamiętuje się na całe życie. A przynajmniej pamiętają je ci, co ten skok przeżyli.

Po tym, jak nieznajomy wyssał dwie torebki krwi, zaczął w końcu przypominać śmiertelnika. Oczom Williama ukazała się świeża, drobnej budowy twarz ledwie muśnięta rumieńcem. Jego spojrzenie, do tej pory bezbarwne i matowe, zalśniło soczystą zielenią. Ciemne włosy dopełniały subtelną urodę młodzieńca. Williama coś tknęło, czy już go gdzieś widział?
- Jak się nazywasz? – spytał, marszcząc brwi. Dopiero teraz zobaczył w nim osobę. Wcześniej chłopak bardziej przypominał mu zmokniętego szczeniaka, który zabłąkał się pod jego próg.
Na słowa o wyrodnych matkach tylko uśmiechnął się krzywo.
Witamy w rodzinie!  – naiwny idealizm jego gościa odrobinę go bawił. – Zdradzę ci sekret. Stwórca zawsze okazuje się skurwysynem. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, oznacza to tylko, że któryś był mniejszym skurwysynem od reszty. – chcąc nie chcąc, pomyślał o swoim, a po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz. – Mimo to, jakkolwiek patologiczna relacja by cię z matką nie łączyła, to twoja najlepsza szansa, żeby przetrwać pierwsze lata nieżycia. – sam nie wierzył, że to powiedział. Wspomnienie ojca po tylu latach wciąż wywoływało w nim negatywne skojarzenia. Ale William był pragmatykiem i oportunistą. Oddzielał sentymenty od wiedzy, którą można było zdobyć od znienawidzonego stwórcy, a która w sytuacjach niebezpiecznych okazywała się bezcenna. Uważał, że chłopak też powinien tak do tego podejść. W końcu cel był tylko jeden – przeżyć. Miał przecież dostateczną ilość swoich naturalnych wrogów: łowców, lykanów, żeby jeszcze odtrącać rękę tej, która była z nim najbliżej spokrewniona. Młode, nieopierzone wampiry nie mogły pozwolić sobie na luksus bycia wybrednym co do towarzystwa, w jakim się obracają. Były zależne od innych, czy zielonookiemu się to podobało, czy nie.
Dlatego powinien mu zaufać. William widział przecież, że tamten wciąż łypie na niego podejrzliwie. Cóż, lekarz może i nie był najsympatyczniejszym wampirem w mieście, ale nie miał wobec młodego złych zamiarów. Zaoferował mu przecież swoją wiedzę i umiejętności. Co z tego, że nie robił tego bezinteresownie? Zamierzał wywiązać się ze swojej części umowy. Milczał chwilę, zanim odpowiedział na ostatnie pytanie chłopaka.

- Chodzą słuchy, że rodzina Tenebris ma tu swoich ludzi. – spojrzał na niego z ukosa. – Zwykłych ludzi, takich którzy w ciągu dnia oddają dla niej krew do banku dobrowolnie. Reszcie z nas, gustującej w innym typie krwi, Virgo pozostawia wolną rękę i nie wtrąca się w to, jak zdobywamy pożywienie. – dodał, ale widząc jego pytający wyraz twarzy, pośpieszył z wyjaśnieniem. – Virgo Tenebris, aktualnie to ona sprawuje najwyższą władzę w społeczności wampirów w Venandi. – i zaraz powrócił do przerwanego wątku. – Ja pracuję w szpitalu więc mam ułatwioną sprawę. Mam dostęp do tego magazynu bez wzbudzania podejrzeń. – 'Zresztą i tak nie gustuję w krwi z torebki', pomyślał z pogardą, ale tego już nie wypowiedział na głos. Wolał spijać krew ze swoich pacjentów. Kolejna pauza w jego wypowiedzi trwała dłużej od poprzedniej, znowu nad czymś się zastanawiał. Po chwili, na ustach Williama zabłąkał się przebiegły uśmiech. – Możemy się dogadać.
Powrót do góry Go down
Vin
Modelowy obywatel
Vin

Liczba postów : 107
Punkty aktywności : 2016
Data dołączenia : 11/06/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptySro 10 Mar 2021, 00:25

"Nie widzę."
To mu mniej więcej potwierdziło na temat psychiatry tyle, co słowa Martina na jego temat. Najprawdopodobniej miał do czynienia z kolejnym seryjnym mordercą, który na którymś etapie uznał, że wyostrzone zmysły i kłopotliwa fizjologia to wystarczający pretekst, aby strząsnąć z siebie ludzką moralność jako niewdzięczny sen przeszłości. Tym razem Vin miał na tyle siły i rozgarnięcia, żeby jakoś szczególnie nie okazać po sobie, jaką turbulencje to u niego wywoływało, jak jego umysł brnął bezwiednie pomiędzy "może ma stałych dawców" a "przecież Martin mówił, że to kompletnie zawodne źródło". Jednak chłód i dystans lekarza były tu bardzo wymowne. Przynajmniej pod względem emocjonalnym: nawet jeżeli badania naukowe temu przeczyły, w trzewiach miał myśl, że bycie seryjnym mordercą pasowałoby tu do wizerunku.
Tymczasem brał się za trzeci woreczek. Bogactwo!
Równocześnie i on mógł się przyjrzeć swojemu rozmówcy. Czy, gdyby nie wiedział, mógłby się domyślić, że to krwiopijca? Prawdopodobnie... nie. Chciał wytężyć zmysły i może to jakoś wyczuć, jednak zapachy szpitala były wystarczająco intensywne wokół, aby skutecznie powstrzymywać go od jednoznacznej identyfikacji zapachu psychiatry jako "jego" i pełnej charakteryzacji. Być może, gdyby skupił się na tych zmysłach i był bardziej... kompetentny, w ich użytkowaniu. Wtedy zapewne byłoby prościej. Tymczasem sam mężczyzna praktycznie niczego nie zdradzał. Czy był zdenerwowany? Niekoniecznie. Jego spojrzenie było przede wszystkim badawcze, kompletnie pozbawione jednak jakiegoś normalnego, ludzkiego zainteresowania. William przyglądał mu się raczej jak małpie w klatce.
Vin tymczasem, trochę mimowolnie, ustawił się tak, jakby chciał jako ta małpa całkiem dobrze wyjść. Nieznacznie się odchylił i trochę nonszalancko oparł o jedną z lodówek. Gest ten jednak był bardzo delikatny.
- Vin - odparł krótko. - Martin i ja... znaliśmy się, z branży.
Trzeci woreczek wysuszony! Czuł się - fizycznie rzecz ujmując - jak nowo narodzony. I taki był, ale w innym sensie. Pod względem samopoczucia ciągle było słabo, ale momentalnie odczuł, jak potężny ciężar ściągało mu z głowy samo nasycenie. Zapach krwi nagle mu się tak nie narzucał. Mężczyzna rozejrzał się wokół, notując, jakie jego otoczenie zmysłowe zrobiło się spokojne.
Oczywiście nadal czuł, że w piwnicy był magazyn odpadów medycznych, a dwa piętra nad nimi jakiś dziadek właśnie się zesrał w swoją pieluchę, co go napawało absolutnym obrzydzeniem.
O kurwa, nawet jego entuzjazm był zimny. Vin był pod wrażeniem, ale nie wiedział co odpowiedzieć na kwestię dotyczącą rodzica. Że najlepiej by było założyć szkołę dla początkujących krwiopijców? Że chyba wolał nieustającą głodówkę, niż jakikolwiek kontakt na chwilę obecną? Nie no, już ocenił swojego rozmówcę. I z jego oceny wynikało, że dla takiego jakiekolwiek dramatyczne uczucia jak trauma po nieudanym morderstwie to raczej przejaw słabości.
Prawdopodobnie był świetnym psychiatrą, i to Vincent pomyślał bez cienia ironii.
- Myślę, że brak relacji z matką daje mi największe szanse przeżycia - odparł mu po chwili. Już wiedział, że ona wiedziała, że on żył, ale nie mógł przewidzieć, co ona z tym fantem zrobi. Żył nadzieją, że był na tyle mało istotny, aby nie miała ochoty dokańczać sprawy - choćby ze względu na to, że na chwilę obecną byłoby znacznie trudniej. Niewiele by zyskała na jego ucieszeniu, aczkolwiek mogłaby sporo stracić, gdyby on stracił nad sobą panowanie. Co by było, gdyby np. łowcy się dowiedzieli, kto go przemienił?
Gdyby Vin był łowcą, byłby zainteresowany osobą, która wzięła i kogoś przemieniła. Kontrola populacji.
Należało jedną rzecz oddać Williamowi: jako pierwszy chyba z całej tej ekipy wyłożył mu sprawy jasno i sensownie. Więc była sobie ta Virgo - o niej mówiła Mazikeen - i zarządzała. Z tego, co mniej więcej mówił psychiatra, wynikało, że jej kontrola nad wampirami ograniczała się do "nie odpierdalajcie tak, żeby mi robić problemy", sama zaś zajmowała się ogarnianiem krwi dla siebie i swoich ziomków. Młody wampir momentalnie wyobraził to sobie jako system mniej więcej klanowi, gdzie była jakaś tam "rodzina mafijna", a kobieta była kimś w rodzaju Dona Corleone. Kiedy dodatkowo usłyszał, że przez szpital organizowała sobie dystrybucję, odczuł nawet pewną ulgę. Być może podbierał krew, która nawet by nie poszła do operacji, a którą ktoś oddał tej kobiecie dobrowolnie!
Ostatnie jego słowa wzbudziły w Vincencie jakąś nadzieję. Może jego rozmówca jednak już "wyrósł" z bycia seryjnym mordercą? Może to był po prostu jakiś ponury żart z jego strony, taki nieco obmierzły, ale jednak dowcip?
- Chcę się dogadać - odpowiedział szybko. - Pieniądze nie są problemem. Co najwyżej pora dnia, nie przeszedłem tego, jak na to mówią... "chrztu krwi", więc musiałbym się zjawiać w nocy.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptySro 10 Mar 2021, 20:17

‘Martin i ja... znaliśmy się, z branży.’
- Ah, rozumiem. – lekarz szybko skojarzył fakty, jego nieznaczny uśmiech poszerzył się; wydawał się rozbawiony tym odkryciem. - To wiele wyjaśnia.
Istotnie, teraz pewne wydarzenie sprzed kilkunastu miesięcy w jego posiadłości złożyło się w całość. Siedział w swoim laboratorium na piętrze, destylując w szklanej aparaturze olejek z krwawnika. Jedną z pasji Williama była hodowla kwiatów (mieli pokaźnych rozmiarów szklarnię w ogrodzie) i wykorzystywanie ich naturalnych, leczniczych właściwości. Tę delikatną i wymagającą skupienia procedurę przerwał mu Martin, gdy wparował do pracowni wściekły jak osa z jakimś magazynem w ręku. Wymachując mu nim przed nosem zaczął opowiadać o Vinie Darrenfalu, który skradł mu okładkę. William, z obawy o zniszczenie owoców swojej pracy podczas tej dyskusji (Martin w końcu był w gorącej wodzie kąpany), wyprowadził partnera do gabinetu, na kanapę, i choć z początku ta historia kompletnie go nie interesowała, poświęcił kolejne dwie godziny, aby jej wysłuchać. Dowiedział się, że Vin jest beztalenciem, że pojawił się na Fashion Weeku znikąd i na pewno ktoś go sponsoruje! Że ta okładka w Vogue’u to tylko dowód na to, jak bardzo pismo zeszło na psy. Że sesja była tandetna, a ciuchy zerżnięte z pokazu Miu Miu w sezonie wiosna/lato 2010. Czasami William miał wrażenie, że Martin mówił do niego w innym języku; psychiatra nie był w stanie pojąć tych zawiłości świata mody, obracał się przecież w zupełnie innym, sztywnym środowisku lekarzy. Domyślił się jednak, o co tak naprawdę poszło. Zdjęcia Martina pojawiły się w tym numerze dopiero na czwartej stronie - o cztery za daleko. Przyjrzał się tej okładce, zobaczył ciemnowłosego modela ucharakteryzowanego na matadora: w złocie, czerni i czerwieni. Ekspresyjny portret, podkreślał jego młodzieńczą witalność i uderzającą urodę. William miał na tyle rozsądku, że nie powiedział tego Martinowi, ale jego zdaniem, był udany. Za to zapewnił blondyna, że ten drobny incydent z okładką nic nie znaczył. Martin prędzej czy później zmiażdży konkurencję, był bezwzględny w tym temacie. Przecież nie bez przyczyny latami utrzymywał się na szczycie show biznesu. Jak widać, słowa Williama okazały się prorocze. Były rywal jego partnera znajdował się teraz w nieciekawej skórze nowonarodzonego i miał inne problemy na głowie, niż jakaś tam sesja zdjęciowa. Może właśnie dlatego teraz dwaj modele polubili się? Przestali wchodzić sobie w drogę.

Wzruszył ramionami na jego stanowczą odmowę kontaktowania się z matką.
Twój wybór. ‘Twoja śmierć’, dodał w myślach z nutą złośliwości. Chociaż, kto wie, może akurat temu tutaj się poszczęści? To było trudne, żyć na własną rękę, ale przecież nie niemożliwe. Martin w końcu był na to namacalnym przykładem. William wciąż był pod wrażeniem tego, że chociaż blondyn został porzucony przez stwórcę tuż po przemianie, to gdy William go poznał, radził sobie całkiem nieźle.

Vin stał się o wiele spokojniejszy, po tym jak wytrąbił już trzecią torebkę z krwią. Wyprostował sylwetkę, nawet od czasu do czasu patrzył mu w oczy. Przestał być zahukanym, przestraszonym własnego cienia chłopakiem. Może nawet William zobaczył w nim tego matadora z okładki?
- To mamy umowę. – ożywił się na deklarację Vina. Wstał, otrzepał kitel i z większej, luźnej kieszeni wyjął kalendarz w ciemnej oprawie. W wielu kwestiach William był tradycjonalistą, wolał notować na papierze niż w telefonie. Przekartkował do dzisiejszej daty, przejrzał swoje zapiski na dwa następne tygodnie. – Biorąc pod uwagę twoje zapotrzebowanie… - mruknął, jednocześnie zapisując odpowiednią grupę krwi na marginesie. - …powinniśmy spotykać się dwa, może trzy razy w tygodniu. Łatwiej będzie zorganizować mniejsze porcje niż skompletować jedno większe zamówienie na raz. Możesz odbierać je tutaj albo w moim gabinecie w centrum miasta, znasz adres. W nagłych wypadkach, mogę podjechać z dostawą bezpośrednio pod twój dom, ale to będzie więcej kosztować. Również preferuję spotkania w nocy, ale w ciągu dnia mogę wysłać do ciebie ludzkiego sł.. – w porę ugryzł się w język – zaufanego człowieka.
Zrobił pauzę, aby upewnić się, czy jego gość tego właśnie chce. Dla Williama pożywianie się w ten sposób było jak wybieranie zestawu Happy Meal w fast foodzie zamiast burgera z prawdziwej wołowiny w restauracji. Kompletnie niezrozumiałe. – Gdybyś jednak wolał żywą krew – podkreślił – to mógłbym ci pokazać, jak to robić, nie przyciągając uwagi.

William kierował się jeszcze inną motywacją, kiedy postanowił Vinowi pomóc. Kiedyś był blisko stworzenia potomka. Z przyczyn, do których nie chciał wracać, nie udało się to. W Vinie poniekąd widział kogoś, kogo mógłby uczyć, gdyby wtedy przemiana doszła do skutku.
Aby rozprostować nogi, przespacerował się wolno po magazynie, znów wzięła nad nim górę mentalność psychiatry.
- Skoro tematy fizjologiczno-logistyczne mamy już omówione, może jeszcze w innych sprawach mogę rozwiać twoje wątpliwości? – gdy to mówił, wyrósł nagle naprzeciwko swojego gościa, zmierzył go świdrującym spojrzeniem zza szkieł okularów. Poruszał się bezszelestnie, ale przecież w obecności przedstawiciela swojej rasy, nie musiał udawać człowieka. Ciekawiło go zwłaszcza, czy Vin odkrył już swój talent. Każdy wampir miał jakąś wyjątkową zdolność, te potężniejsze nawet więcej niż jedną. Może jednak było jeszcze na to za wcześnie.
Powrót do góry Go down
Vin
Modelowy obywatel
Vin

Liczba postów : 107
Punkty aktywności : 2016
Data dołączenia : 11/06/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptyCzw 11 Mar 2021, 21:23

Vincent nawet nie usiłował pojąć, dlaczego zdaniem psychiatry jego powiązania z Martinem cokolwiek wyjaśniały. Z jego perspektywy model raczej strząsał z siebie konkurencję dość prędko, zwłaszcza, że ich branże nie zawsze się do końca krzyżowały. Martin był tą maskotką agencji, pięknym chłopcem, z którym chcieli pracować projektanci i większe organizacji. Vin miał opinię wizjonera.
Kulawą po incydencie z kradzieżą, ale na tej łajbie się bujał i jej nie porzucał. Sprzedawał swój wygląd i praktycznie każdy cal swojego ciała - jak to model, jednak tak naprawdę ich interesy aż tak się nie krzyżowały.
Co innego charaktery. Martin zawsze miał ten czar i charyzmę, nawet nie chodziło o to, że był tym serdecznym i pełnym ciepła mężczyzną, ale nie dało się zaprzeczyć jego sile charakteru. Kiedy się pojawiał na jakimkolwiek wydarzeniu towarzyskim, momentalnie wchodził na scenę i grał główną rolę. Był naturalnym gwiazdorem i naprawdę doskonale się odnajdywał w blasku fleszy.
Z perspektywy notorycznie neurotycznego Vina, który był znany głównie z ciężkiego temperamentu i tego, że nie dało się go spotkać na trzeźwo na tego typu imprezie, Martin wygrał w życie na loterii charakterów - oczywistym więc było, że już emerytowany model był swego czasu chorobliwie zazdrosny.
Nie mieli zbyt wielu interakcji. Jeżeli mieli, Martin z reguły emocjonalnie wygrywał. Vincent zwyciężał jednak nierzadko biznesowo - miał własne koncepcje, a to dawało jego imieniu i nazwisku markę.

A potem do końca zniszczył się narkotykami.
Został baristą. I umarł.

A w tym momencie stał naprzeciw psychiatry, który w jakiś sposób Martina znał. Może po prostu jego też obsługiwał? Nieistotne. Istotne było, że w tym momencie ten mężczyzna nawet nie udawał lekarza. Jego zachowanie było na tyle spontaniczne w swoim chłodzie, że z każdą kolejną sekundą młody wampir nabierał przekonania, że nie rozmawia z kimś, kto wybrał zawód medyczny z tytułu chęci pomagania komukolwiek. To po co zostawać lekarzem?
Z... z ciekawości naukowej?
A to by mu pasowało do tej postaci. Mężczyzna był taki skupiony na interesie i w ogóle.
Nie dało się zaprzeczyć, że Vin prezentował się znacznie zdrowiej. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio było mu tak... swobodnie. Przyszło mu nawet do głowy, że to byłby odpowiedni moment, aby przepracować swój stan emocjonalny, skoro przynajmniej fizyczny mu tak nie przeszkadzał. Przez chwilę ważył opcje i zastanawiał się, czy po prostu nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu i nie zacząć żalić się mężczyźnie. Jego krótkie "twój wybór" wytrąciło go z tych dylematów. I trochę zamknęło. W tym momencie krwiopijca pojął, że nie miałby kompletnie pomysłu na to, jak mógłby prosić o pomoc w swojej sytuacji.
Kurwa, potrzebował przyjaciół.
- ...moje zapotrzebowanie... - powtórzył za mężczyzną niepewnie, kiedy ten odnotowywał sobie jakieś terminy na papierze. Jakie on miał zapotrzebowanie? W tym momencie był diablo spragniony, więc opił się bardzo porządnie, ale na jak długo by mu to wystarczyło? Problem z ciągłym byciem na skraju tolerancji był taki, że tak naprawdę nie miał pojęcia ile mu wystarczało.
Pan Eszer wyglądał jednak na takiego, który się znał. Na pewno potrafił ocenić. Po czymś.
- Myślę, że lepszy będzie gabinet - odparł prędko. - Jestem pod wrażeniem, że możesz pracować w szpitalu...
Westchnął. Tutejsze aromaty na chwilę obecną wywoływały lekkie mdłości. Nie chciał narzekać, ale chyba z tego powodu nie silił się nawet na lekki uśmiech. Na żywą krew drgnął i pokręcił głową. Czego William nie wziął pod uwagę przy swoich swobodnych odniesieniach do atakowania ludzi to, że jego rozmówca mentalnie był bardzo blisko człowieka. To, co nie było w nim ludzkie, traktował raczej jako drapieżne i godne wyplenienia.
Podążał za psychiatrą wzrokiem, gdy ten począł przechadzać się po pomieszczeniu i wyraźnie drgnął, kiedy ten nagle się przed nim pojawił. Na moment zrobił lekki gest obronny i przygarbił ramiona, przyjmując pozycję defensywną, wkrótce się jednak opamiętał i ponownie wyprostował. Nie okazywać słabości.
Kurwa, miał ochotę okazać słabość. Ta myśl zadzwoniła mu boleśnie w głowie.
- Czy ja też tak potrafię? - zapytał jednak, zupełnie bez odniesienia do własnych myśli. Jakie miałby mieć pytania? Miał wrażenie, że wiedział za mało, żeby mieć pojęcie o tym o co pytać.
O, mógłby zapytać o łowców. I wilkołaki. Ale to za chwilę.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1834
Data dołączenia : 02/12/2019

Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi EmptyCzw 11 Mar 2021, 23:36

'...moje zapotrzebowanie... '
- Tak, nowonarodzeni zazwyczaj potrzebują więcej krwi niż starsze wampiry. – wyjaśnił, widząc, że się nad tym zastanawia. -  Powinno się to ustabilizować po roku, może półtora, odkąd narodziłeś się dla nocy. – William zupełnie bezwiednie używał czasami archaizmów modnych w czasach, z których się wywodził. – Przez ten czas lepiej pić więcej niż głodzić się jak ty do tej pory… I ryzykować atak szału na ludziach.Za dużo kłopotów, za dużo sprzątania, pomyślał. Wampiry to istoty wyższe, istoty myślące. Nie powinny tak łatwo poddawać się niskim instynktom. Zabijać… można elegancko. Z finezją. Na zimno.

Kiwnął głowę na wzmiankę o spotykaniu się w jego gabinecie. Dla niego miejsce nie miało znaczenia, o ile było sprawdzone. Na komentarz o szpitalnych zapachach, spojrzał na Vina z zainteresowaniem. Więc ma czułe powonienie. Widocznie bardziej czułe niż jego własne.
Nie przeszkadza mi to. Ale są inne, uciążliwe dla mnie rzeczy. – od razu pomyślał o zbiorowiskach ludzi, błyskających światłach i głośnych dźwiękach. Jak na tamtym pamiętnym świątecznym jarmarku… horror.
Vin może i robił dobrą minę do złej gry, ale William widział, że się męczył. Gdy znalazł się twarzą w twarz z byłym modelem, wystarczyło mu jedno krótkie spojrzenie, aby ocenić jego stan emocjonalny. To było coś między ekscytacją, że po posiłku przestał czuć się jak chodzące zwłoki, i ciekawością, aby odkryć swój potencjał. William postanowił rozwinąć tę drugą. Skoro już udało mu się wyciągnąć swojego niedoszłego pacjenta z czeluści rozpaczy, szkoda teraz byłoby go zostawić samemu sobie. Postanowił rzucić mu wyzwanie; jeśli Vin lubił rywalizację, powinien złapać haczyk.

- Nie wiem. A potrafisz? – uśmiechnął się półgębkiem, zerknął na zegarek. Dopiero pierwsza w nocy, spokojnie ze wszystkim zdążą. - Czas, żeby to sprawdzić. Ale nie tutaj. Chodź ze mną.
Bank Krwi nie był do tego odpowiednim miejscem. Opuścił go i prowadząc za sobą chłopaka, zatrząsnął metalowe drzwi. Wrócił do Izby Przyjęć, znajdowała się na tym samym piętrze. W pierwszym pomieszczeniu na lewo od drzwi wejściowych, była szatnia przeznaczona dla dyżurujących lekarzy. William zdjął kitel, z wieszaka złapał swój ciemnoszary płaszcz i torbę z rzeczami osobistymi. Przy wyjściu szepnął kilka słów do Amandy, recepcjonistki, która, jeśli była zdziwiona że Eszer wychodzi przed końcem swojej zmiany – nie dała tego po sobie poznać.
Wyszli w noc, dwa wampiry ubrane na ciemno. Wyższy z nich skierował się w stronę parkingu, do auta, pewny tego że towarzysz idzie jego śladem.

c.d.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Punkt Poboru i Bank Krwi Empty
PisanieTemat: Re: Punkt Poboru i Bank Krwi   Punkt Poboru i Bank Krwi Empty

Powrót do góry Go down
 

Punkt Poboru i Bank Krwi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Venandi :: Dzielnica północna: Point Breeze :: Szpital Specjalistyczny św. Sophii :: Parter-