a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Stare osiedle mieszkalne


 

 Stare osiedle mieszkalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Virgo
Dziedziczka
Virgo

Liczba postów : 1363
Punkty aktywności : 4459
Data dołączenia : 11/03/2019

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPon 12 Lut 2024, 07:32

Stare osiedle mieszkalne  4d1e3c10

Zdania na temat historii tego miejsca są różne... Jedni uważają, że Downtown to po prostu dzielnica nie udanych inwestycji i osiedle jest jedną z nich. Inni, że osiedle to pozostałość dawnego Venandi z czasów gdy było małą mieściną w lesie. Nie ma to jednak znaczenia... W dużej części stare osiedle nie nadaje się do zamieszkania. Im bliżej lasu, tym gorszy stan budynków. Okolica niezbyt ciekawa ale czasem nocują tu bezdomni i narkomani. Bliżej samego miasta, zostało kilka domów które jakością nie grzeszą, ale nie grożą zawaleniem i mieszka tam paru biedniejszych mieszkańców miasta.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPon 12 Lut 2024, 19:24

Momentalnie opanował go strach i wściekłość, gdy tylko usłyszał, że do starego domu, w którym się skrył weszli również ścigający go łowcy. Nie był ani trochę zadowolony z tego powodu. Był pewien, że ich zgubił, że będzie miał czas trochę odetchnąć i pozbierać się po nieprzyjemnym i zdecydowanie nierównym starciu z nimi. Był słaby, praktycznie nie miał już sił, tym bardziej na kolejną walkę z nimi, by się bronić. Ale leżeć bezczynnie pod ścianą też nie mógł. Zdążył się już co nieco dowiedzieć o tego typu ludziach, wręcz maniakalnie wypatrującymi czy uganiającymi się za wampirami, zmorami, wilkołakami i innymi stworami z horrorów i legend. Wiedział, że zdecydowanie nie gonili za nim by przeprosić i udzielić mu pomocy oraz schronienia.
- Taki był twój plan od samego początku... Ty ich tu ściągnęłaś... - warknął z gniewem na kobietę, którą tutaj spotkał, bardziej niż pewny, że współpracowała z łowcami. Nie zamierzając tracić ani chwili dłużej, odepchnął ją od siebie i dźwignął się na nogi, by w końcu uciec łowcom i znaleźć lepszą kryjówkę. Na tyle bezpieczną, że mógłby w niej spędzić nadchodzący dzień, bo nie zostało zbyt wiele czasu do świtu, biorąc pod uwagę to, jak niebo powoli zaczęło zmieniać kolory.
Nie specjalnie starał się nie narobić przy tym hałasu. Był pewien, że jeśli łowcy przybiegną w to miejsce i zobaczą tę dziwną kobietę, nie przejdą obok niej obojętnie, a on zyska dzięki temu nieco czasu. Może uznają ją także za wampira i ją zabiją, może pomyślą, że była jego niedoszłą ofiarą i udzielą jej pomocy. Nie obchodziło go co się z nią stanie, najważniejsze było dla niego to, by znaleźć się jak najdalej od łowców i mieć w końcu od nich spokój.
Przez ranną nogę nie był w stanie szybko uciekać, przez co każdy dół, każda dziura i wnęką była przez niego wykorzystywana jako chwilowa kryjówka, gdy tylko miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, czy gdy słyszał jakiś dźwięk za sobą. Przez to strasznie dużo czasu stracił, by opuścić teren starego domu, nie mówiąc już o przedarciu się przez otaczający posiadłość las i dojściu do chyba najbiedniejszej i najbardziej zapuszczonej części dzielnicy, która od jakiegoś czasu była jego głównym żerowiskiem.
Nie wrócił jednak do pustostanu, w którym ostatnim razem się skrył. Nie chciał ryzykować, że łowcy znów zaczną przeszukiwać ten budynek myśląc, że może wróci do swojej kryjówki. Nie był na tyle głupi. Już wolał by go pierwsze promienie słońca nieco poparzyły, ale przynajmniej był z dala od tamtej rudery.
W ostatniej chwili wszedł do jakiegoś niskiego domu z przylegającym do ściany obok chlewikiem albo jakimś pomieszczeniem gospodarczym i od razu uciekła w najciemniejszy kąt, nie mając sił ani możliwości, by się całkiem zabarykadować i zabezpieczyć okna by jak najmniej słońca wpadało do środka. Nawet nie szukał po pomieszczeniach jakichś bezdomnych, których krwią mógłby się posilić. Jedynie oparł się o ścianę i osunął się po niej na ziemię, nie będąc w stanie dłużej ustać na nogach.
- Cholerny pocisk... Cholerni łowcy... Zabiję... Zabiję ich wszystkich... - mamrotał pod nosem, krzywiąc się z gniewu i bólu, gdy wciskał palce w ziejącą ranę w udzie próbując wyciągnąć tkwiący w niej pocisk. Dość długo, uparcie się z tym męczył, aż nie zaczęło mu się kręcić w głowie z bólu, wycieńczenia i utraty krwi. Nie tylko nie udało mu się wyciągnąć srebrnej kuli z rany, ale... grzebaniem w niej jedynie doprowadził do pogorszenia stanu rany i przemieszczenia się pocisku głębiej. Już go nawet nie był w stanie wyczuć pod palcami. Miał zamiar spróbować wyciągnąć go z pomocą kawała rozbitego szkła leżącego obok. Ale ostatnie co pamięta nim stracił przytomność to to, jak po nie sięgał.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPon 12 Lut 2024, 22:17

Kristen miała wrażenie, że ostatni miesiąc całkowicie przewrócił jej życie do góry nogami... To wcześniejsze może nie było idealne ale dziś wydawało się jej że jakieś takie... Bardziej poukładane. Jednocześnie... Nie żałowała podjętych decyzji... Chyba. Przeniosła dzisiaj ostatnie rzeczy z bractwa do ośrodka Jacoba ale... Nie rozmawiała jeszcze z nikim z bractwa... Nie rozmawiała z Valkyonem, nawet nie zajaknęła się że odchodzi. Miała klucze z jej dawnej kwatery w kieszeni za dużego jak na nią swetra i jakoś tak jej ciążyły. Miała zamiar pójść je oddać teraz... Tylko... Czarny kot przebiegł jej drogę, a w świecie w jakim żyli trzeba było uważać na takie rzeczy prawda?! No przecież lepiej jeśli pójdzie okrężną drogą... Miała zamiar przejść bokiem, nawet nie drasnąć opuszczonego osiedla ale... Było dosyć wcześnie, przecież nie chciała obudzić Valkyona z taką głupotą! Może... Pójdzie do niego później... Może... W pamięci przez chwilę pokazała się scena jak ostatnio zachęcona przez Ginny wyszła na salę treningową... Boże... Dawno nie czuła się tak źle... Docinki to jedno... Ale... Przecież mieli rację i to było najgorsze. Sala to nie było jej miejsce! Jej miejscem było skrzydło medyczne... Jej miejscem było laboratorium i biblioteka. Tyle że Jacob wyraził się jasno... Jeśli chciała przy nim zostać nie mogła wymagać by zawsze ją chronił i się za nią oglądał... To... Było głupie, ale skoro i tak szukała pretekstu by nie wracać do bractwa? Ścisnęła pasek torby na ramię i skręciła między opuszczone bloki. Najlepszy dowód na to że zupełnie się do tego nie nadawała? Była na tyle zestresowana że jest w takim miejscu sama że o mało nie przewróciła się o gałąź i jakąś blachę. Otrzepała ręce akurat by zobaczyć przed sobą grot srebrnego bełtu i trzymającego wycelowaną w nią kusze chłopaka. Serce zabiło jej zdecydowanie zbyt szybko.
- Kristen? - zapytał opuszczając kusze zaskoczony chłopak ale ona potrzebowała chwili by się uspokoić z tego dziwnego ataku paniki.
- Nic mi... Co tu robisz? - wydusiła w końcu usiłując nie dać po sobie poznać że bała się swoich.
- Polowaliśmy na wampira... Ale uciekł nam... Pomyślałem że wrócił na swoje zerowisko żeby przeczekać dzień. - spojrzała na mężczyznę z politowaniem.
- Jasne... Na pewno jest debilem. - odpowiedziała lekko kręcąc głową a chłopak westchnął.
- A ty co tu...
- Nic... - odpowiedziała nie dając mu dokończyć.
Szybko zdała sobie sprawę że to głupie więc... Skłamała. Znowu.
- Szukam czegoś dla Jacoba. - teraz on pokręcił głową.
- Mało ci kłopotów... Posłuchaj mojej rady nie jesteś dla niego nikim wyjątkowym, wykorzysta cie a jak przestaniesz być potrzebna zostawi... Co zrobił z twoim zawieszeniem? Przypomnisz? - zapytał ale nie potrzebował odpowiedzi... Fakt, że spuściła wzrok wystarczył. Poprawił chwyt na kuszy i wymonął dziewczynę.
- Wracaj do domu jak najszybciej. - rzucił jeszcze zanim zniknął a ona zdała sobie sprawę że zaciska palce tak mocno na pasku torby, że aż kostki jej zbielały.
Może trochę na przekór... Ale mimo to poszła przed siebie i wparowała do pierwszego lepszego pustostanu zdjęła torbę i cisnęła nią w ścianę. Odsunęła oba warkoczyki na plecy i podwinęła rękawy swetra. Dlaczego wszyscy mieli ją za pionka... Za biedną dziewczynkę która wpadła w złe towarzystwo?! Myślała przecież samodzielnie... To był jej pomysł z całym oszustwem w sprawie wendigo... To ona bez zgody pobrała próbki i poddała je testom. Ona... Zasłużyła na karę... Nie znosiła tego patrzenia na nią z politowaniem. Jacob tylko zauważył ją tak naprawdę... Kogoś więcej niż grzeczną dziewczynkę z medycznego... Wzięła głęboki oddech... Drugi... I trzeci... Chciała być jak on, nie przejmować się innymi, wyznaczać własne ścieżki... Skupiła się na swoich dłoniach... Czuła te lekkie mrowienie ale gdy dotknęła ściany żeby przeszły po niej błyskawice tak jak robił to Jacob... Nie stało się nic. Musiała poprawić okulary bo obraz lekko się jej zamazywał i wtedy zdała sobie sprawę... Że to nie wina okularów ale oczy zaszły jej łzami. To... Nawet nie tyle ze smutku... Co z frustracji i tej... Bezsilności. Zdjęła okulary i przetarła oczy gdy usłyszała ciche jekniecie z boku. Aż podskoczyła! Nie miała pojęcia że nie jest sama. W pierwszej chwili chciała uciekać ale... Zorientowała się że ktoś pod ścianą był ranny. W tym miejscu często nocowali bezdomni, czasem dochodziło do rękoczynów... Ten tu trzymał kawałek szkła i mocno krwawił. Nie miała pojęcia kim był... Jak do tego doszło. Pomyślała by zadzwonić na pogotowie ale... Bądźmy realistami. Nie wierzyła, że chłopak miał ubezpieczenie...
- Hej.... - zaczęła lekko drżącym głosem i zrobiła niepewny krok.
- J... Ja.... Jestem pielegniarką... Powiedz cokolwiek jeśli mnie słyszysz i jesteś przytomny... - kolejny krok ale jej wzrok wciąż tkwił w kawałku szkła w jego ręce.
Serce biło jej jak oszalałe...
- Nie zrobię ci krzywdy... Pomogę... - dodała ciszej... Nie brzmiało to jednak przekonująco... Bardziej jak prośba. Panicznie bała się ostrych narzędzi w czyiś rękach. Nie mógł wiedzieć... Nie była nawet pewna czy wgl ją słyszał i rozumiał. Krwi było dużo ale nie mogła się przemóc do kolejnego kroku...
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyWto 13 Lut 2024, 19:34

Nie wiedział jak długo był nieprzytomny. Pamiętał, że próbował sięgnąć po kawałek szkła i z jego pomocą wyciągnąć srebrną kulę ze swojego uda, a po tym... chyba ktoś wszedł do opuszczonego budynku, w którym się skrył. Ogarnęła go panika, że to łowcy, że go jednak znaleźli i teraz najpewniej go dobiją. Chciał uciekać, ale... miał wrażenie jakby jego ciało ważyło tonę. Nie mógł otworzyć oczu i podnieść głowy, a co dopiero wstać z ziemi i rzucić się do ucieczki. O próbie obronienia się nawet nie pomyślał. Wiedział, że nie miałby żadnych szans na wygraną. Zwłaszcza jeśli wezwali wsparcie.
- ...cie...kać... - wymamrotał słabo, ale jego próby podniesienia się w ogóle z ziemi, skończyły się tylko tym, że przechylił się lekko i przewrócił na bok, nieświadomie wypuszczając z dłoni ten kawałek szkła, który trzymał. Już nawet nie czuł bólu, ani z rozciętego boku, ani tym bardziej z dziury w nodze, która przecież przez cały ten czas tak go paliła, jakby ktoś ją od środka ogniem przypalał. Udało mu się jednak lekko otworzyć oczy, ale... niewiele mu to pomogło. Jedynie tylko mógł zobaczyć twarz swojego kata.
- ...staw... mie... - wyrzucił z siebie z trudem, równie przerażony jej obecnością, co ona jego. Próbował chwycić z powrotem ten kawałek szkła, ale ledwo palcem zdołał ruszyć. Zamiast zdobyć narzędzie do obrony, jedynie bardziej je od siebie przypadkowo odsunął, a wraz z tym... stracił wszelką nadzieję na to, że uda mu się ujść z życiem. Zaczął się godzić ze swoim losem, że prawdopodobnie zaraz zakończy swój żałosny żywot.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyNie 18 Lut 2024, 18:51

W zasadzie... Nawet nie podejrzewała że może mieć do czynienia z wampirem. Członek bractwa którego spotkała wspominał że szukali tutaj wampira... Ale nie znaleźli, w zasadzie nie spodziewała się że ten mógł faktycznie tu wrócić za dnia. Po za tym... Ten tutaj był ranny, głupie bo przecież wiedziała doskonale że wampiry mogą krwawić jak ludzie jeśli zrani się ich odpowiednim narzędziem ale zwyczajnie wydawało się jej to w tej chwili nie możliwe. Być może na swoje nieszczęście. Ale nie mogła przecież przejść obojętnie przy rannym bezdomnym. Nie zrozumiała jego mamrotania... Poprawiła nerwowo okulary i chciała... Naprawdę chciała się przemóc, ale zwyczajnie nie potrafiła podejść. Gdy się przewrócił aż podskoczyła! Tyle że wypuścił też kawałek szkła a to był dla niej jasny sygnał... Podeszła bliżej chociaż najpierw butem odrzuciła ostry kawałek dalej... Tak dla pewności i kichnęła. Zmarszczyła nieco brwi gdy próbował coś powiedzieć i ostrożnie położyła dłoń na jego policzku. Był rozpalony, rana musiała mu dokuczać już jakiś czas.
- Potrzebujesz pomocy... - szepnęła i zdjęła za duży sweter żeby jej nie przeszkadzał.
Położyła rękę na krwawiącej ranie w nodze i przymknęła oczy żeby się skupić.
- Sanguis... - szepnęła i na jej rozkaz krew przestała płynąć.
Przyłożyła rękę na krwawiący bok i powtórzyła to by szybko zatamować krwawienie. Taaak... To była ta prostsza część.
- M... Motus... - szepnęła i lekko się skrzywiła gdy spod jej dłoni rozblysło przyjemne światło a rana zaczęła się najpierw zasklepiać, a zaraz po tym zablizniać aż pozostała tylko niewielka blizna.
Tym razem potrzebowała złapać oddech przed kolejnym zaklęciem. Przecięcie nie było skaplikowane, rana w udzie była bardziej skaplikowane. Wdech... Wydech... Położyła rękę na jego nodze i znów przymknęła oczy.
- Motus... - rana zaczęła się zablizniać do pewnego momentu ale coś jak by odepchneło jej rękę a na czole pojawiły się jej drobne kropelki potu.
- Szlag... - odsunęła kilka kosmków włosów za ucho zostawiając na swoim policzku ślad krwi chłopaka. Próbowała przyjrzeć się ranie ale musiała pierw pomóc mu znów usiąść i klęknąć po drugiej stronie. Nabój... W nodze tkwił nabój... Rozejrzała się czy mogła by znaleźć coś... Cokolwiek... Szkło....
- Przepraszam... Wybacz... To zaboli. - nie była pewna czy w ogóle rozumiał... Z resztą zamierzała zniknąć zanim mógł by się połapać co się stało. Sięgnęła po swoją torbę i dała mu jej pasek do zgryzienia zębów, poprawiła okulary chyba tylko i wyłącznie po to żeby się nie stresować i ostrożnie rozcięła materiał spodni żeby mieć lepsze dojście do rany po czym włożyła ostry koniec w ranę... Musiała... Tylko znaleźć... Był! Lekko odważyła i wyjęła pocisk drugą ręką odrzucając go gdzieś w bok z resztą razem z kawałkiem szkła. Tym razem położyła na ranie obie ręce gdy rzucała po raz kolejny "Motus". Aż zakręciło się jej w głowie... Ale mimo to docisnęła rękę do rany póki tej nie porosły strupy... Niestety... W tej chwili mogła już tylko tyle. Nigdy nie rzucała tyle tak silnych zaklęć w tak krótkim czasie... W skrzydle szpitalnym nigdy nie była do tego sama. Ale to i tak było coś dla chłopaka... Chciała wstać i wyjść ale gdy tylko się podniosła zakręciło się jej tak w głowie że aż oparła się o ścianę. Wdech... I wydech... Spokojnie Kristen... Zaklęcia w dużej mierze opierały się o spokój rzucającego a ona zdecydowanie nie była spokojna rzucając je... Schyliła się po torbę i aż zrobiło się jej czarno przed oczami... Nie była pewna na jak długo straciła przytomność.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPon 19 Lut 2024, 15:31

Życie nigdy go nie rozpieszczało, ale nie sądził, że skończy w tak żałosnych okolicznościach. Nie miał sił by uciekać. Nie miał sił by się bronić. Miał wrażenie jakby znowu był starym, żałosnym Vasco, nad którym inne dzieciaki w bidulu się pastwiły, uznając to za świetną zabawę. Skoro się nie bronił i nie potrafił się postawić, pewnie go też ta zabawa bawiła. Myślał... naiwnie wierzył w to, że los się do niego uśmiechnął, gdy stał się wampirem. Że w końcu będzie miał siłę i możliwość się bronić przed innymi, w końcu móc żyć w spokoju nie musząc się niczego obawiać. Gdyby tamci łowcy do nie zaatakowali... Ale przecież nie zaatakowaliby go gdyby bardziej uważał. Gdyby tylko odpuścił sobie ataki na ludzi przez kilka dni. Mógłby się zaszyć na ten czas w jakiejś piwnicy i sobie odpocząć. Nacieszyć się spokojem. Nie był przecież głodny. Tego ostatniego zabił tylko przez to, że ten spojrzał na niego nieprzychylnie. Może gdyby się powstrzymał... Może teraz by tak nie skończył.
Chciał wstać i uciekać, bronić się tym kawałkiem szkła przed dziewczyną, która go tutaj znalazła, nie wierząc w jej dobre intencje. Na pewno była tu by go zabić. Wszyscy przecież chcieli go zabić. Niestety nawet nie mógł z siebie wydobyć porządnej wypowiedzi, a co dopiero się podnieść z podłogi. Może gdyby chwilę odpoczął... Ale wtedy będzie już za późno!
Wzrok mu się zaczął lekko zamazywać, gdy opadł na bok na podłogę, wypuszczając z dłoni kawałek szkła, który w niej trzymał, a który znalazł się nagle tak daleko, gdy tylko dziewczyna przy nim kucnęła. Skrzywił się, zaciskając zęby ze złości i frustracji, po chwili zamknął też oczy, miotając się gniewnie w swoich myślach, gdy położyła dłoń na jego policzku. Nie powinno jej tu być. Chciał ją odepchnąć. Kazać jej spierdalać. Zostawić go w spokoju, ale jedynie wydusił z siebie żenujące, płytkie sapnięcie. Wyobrażał sobie jak skręca jej kark i zębami rozrywa jej skórę na szyi, by pożywić się jej krwią, a po tym rozerwać na strzępy i porzucić na stercie gruzu, jak zniszczoną szmacianką lalkę. Jak jakiś zwykły, nic nieznaczący śmieć. Papierek po cukierku czy batoniku. To by wystarczyło. Miałby siły by móc się bronić, albo wytrzymać do nadejścia nocy i poszukać innej kryjówki. Nie wierzył w to, by łowcy mu tak łatwo odpuścili, skoro całą zeszłą noc go ścigali. Nie mógł tutaj zostać.
Mamrotał cały czas coś niewyraźnie pod nosem na zmianę krzywiąc się i uśmiechając bez powodu do własnych myśli. Może gdyby zastawił na nich jakąś pułapkę... zabił ich i pożywił się ich krwią... może stałby się wtedy niepokonany. Może nie musiałby już więcej uciekać. Przestałby być ofiarą i to inni by przed nim uciekali! Niczego więcej by do szczęścia nie potrzebował.
Niestety były to tylko znajdujące się poza jego zasięgiem marzenia, z których wyrwał go ogromny ból, gdy nieznajoma wsadziła kawałek szkła w jego ranę na udzie i próbowała wyjąć z niej srebrną kulę, której jemu się nie udało przed jej przybyciem. Jego chude ciało zadrżało i jednocześnie się spięło, a on otworzył oczy. Nie dość, że dziewczyna, której w swojej wyobraźni skręcił kark, była cała i zdrowa, to teraz jeszcze dłubała szkłem w jego nodze, by po krótkiej chwili w końcu wydobyć srebrny pocisk. Chciał ją od siebie odepchnąć, ale zanim w ogóle zdołał ruszyć ręką, ona swoimi własnymi zaczęła robić coś dziwnego od czego jego rana powoli zaczęła się zamieniać w jeden wielki, paskudny strup. N...nie rozumiał co się dzieje i nawet bardziej był w tej chwili zaniepokojony niż wściekły. Pocieszającym było, że wychodziło na to, iż nie była jednym z łowców. Wątpił by mu wtedy pomagała. Ale nie była też zwykłym człowiekiem, skoro potrafiła czarować. Co jeśli zaraz zamieni go w ropuchę albo jakiegoś kota i zrobi z niego swojego bezmyślnego, wiecznego niewolnika? Nie mógł na to pozwolić.
I chyba okrutny los postanowił mu w tej chwili nieco pomóc. Jak inaczej wyjaśnić to, że dziewczyna nagle straciła przytomność, praktycznie upadając na niego? Wiedźma czy nie wiedźma musiał odzyskać nieco sił, by móc jakoś stąd uciec... ukryć się gdzieś w tym budynku tak by go nie znalazła do wieczora, a po tym uciec.
Choć nie podobało mu się odczuwanie jej ciężaru na własnym ciele, obrócił ją lekko, tak by łatwiej wgryźć się w jej szyję i bez najmniejszego wahania pociągnął kilka łyków. Szybko ją jednak od siebie odepchnął, samemu jednocześnie odsuwając się jak najbardziej w bok, gdy zaczął się krztusić, a żołądek podszedł mu do gardła. Tak... paskudnej krwi jeszcze w życiu nie pił, a żywił się głównie pijakami, ćpunami i chodzącymi od dziesięciu lat w tych samych ubraniach, zażyganymi i zaszczanymi menelami! To było okropne. Jej krew była strasznie, ale to strasznie gorzka. Nawet żarcie w domu dziecka czy szpitalu nie było tak paskudne. Ba! Był pewien, że pomyje dla świń były znacznie smaczniejsze od tego. Choć mocno z sobą walczył, nie udało mu się powstrzymać nudności i choć niewiele się napił i niewiele miał w żołądku, zwrócił całą jego zawartość na zaśmieconą podłogę.
"Czyli jednak wiedźma" - pomyślał, czując się jeszcze gorzej, niż chwilę temu. Spojrzał w kierunku nieprzytomnej dziewczyny i się lekko zmarszczył w gniewie, choć zaraz się uspokoił, gdy usłyszał odgłos jakichś dzieciaków przechodzących tuż obok.
- P...pomocy...wiedź...ma! - wydusił z siebie próbując jak najbardziej podczołgać się do najbardziej zacienionego kąta w budynku i po prostu czekał. Słyszał jak śmiechy dzieciaków cichną, jak część po chwili oddala się w popłochu od budynku, w którym byli, a kilku szepcze między sobą ustalając plan działania. A raczej tego jednego, który pierwszy pójdzie na odstrzał, sprawdzić czy jest bezpiecznie. Może i czasy się zmieniają, ale dzieciaki zawsze były takie same. Znów kozłem ofiarnym był najpewniej najdrobniejszy i najmłodszy z grupy, który chciał się przypodobać starszym kolegom i zdobyć ich uznanie, że wcale nie był najsłabszy i był odważny i on im udowodni, że nie jest małym dzieckiem. Vasco dobrze pamiętał te czasy, jak jeszcze się łudził, że ma jakichś kolegów skoro ci brali go pod uwagę w swoich zabawach. Źle się to dla niego kilka razy skończyło, zanim nauczył się nie ufać innym, zwłaszcza tym, którzy przez cały czas mu dokuczali i nagle jacyś tacy za mili się stawali. Ten dzieciak szansy na wyciągniecie takich wniosków nie dostanie.
Zaczaił się na sześcio może siedmiolatka i bez trudu przygniótł go do ziemi swoim ciałem, jedną ręką zatkał mu usta, a drugą przytrzymał, by ten mu nie uciekł, gdy wbił swoje zęby w jego szyję i zaczął łapczywie wypijać jego krew. Jakby całe wieki nic nie pił i chciał w jak najkrótszym czasie wypić jej jak najwięcej. Nie mógł jednak sobie pozwolić na to, by dzieciaki ściągnęły tutaj łowców przed nastaniem nocy, więc musiał zwabić do środka pozostałą dwójkę, która czekała przed budynkiem. Na szczęście jemu nigdy nie było dość krwi, a dzięki temu pierwszemu dzieciakowi miał chociaż tyle sił, by móc wstać na nogi i ukryć gdzieś ciało, by jego koledzy przedwcześnie się o niczym nie dowiedzieli.
Był bardzo cierpliwy i gdy tylko jeden zainteresował się nieprzytomną dziewczyną, on pochwycił tego, który wchodził jako ostatni, sprawnie skręcił mu kark, układając cicho wiotkie ciało na ziemi, by następnie cicho i skutecznie zabić drugiego dwunastolatka, a na końcu wypić krew ich obu. Cały czas trzymał się przy tym cienia. Ukrył wszystkie ciała w gruzach zawalonego piętra i usiadł pod ścianą, kilka metrów od dziewczyny, którą przykrył jej własnym swetrem. Nasłuchiwał odgłosów okolicy i uważnie obserwował przesuwające się po podłodze promienie słońca, wpadające do środka przez wybite okna. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie zrobi się ciemno.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySro 21 Lut 2024, 07:42

Chciała by... Jednak nie. Była tu bo miała problem z asertywnością w wielu przypadkach i zdecydowanego pecha jeśli chodzi o czas i miejsce. Pluuus... Zdecydowanie okazała w tej chwili za dużo naiwności, zupełnie nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Jacob miał rację... Wiele jej brakowało do pracy w terenie aby wszyscy wokół nie musieli się martwić czy właśnie nie ginie. Co gorsza... Teraz były niewielkie szanse że ktokolwiek przyjdzie jej z pomocą... Sama osobiście skrytykowała przeszukiwanie tego miejsca bo przecież udowodnili z Jacobem że wampiry są inteligentne i ile nie bardziej od ludzi to przynajmniej na tym samym poziomie. Nie dają rządzić zwierzęcym instynktom w takim samym stopniu co wilkołaki. Była przekonana że wampir nie wróci w pobliże spalonej kryjówki i żerowiska gdzie go tropiono. Cóż... Jej kolejny błąd. Ostatecznym jednak okazała się chęć pomocy nie znajomemu i to przy pomocy tak potężnych zaklęć... Powinna jedynie zatamować krwawienie i zabezpieczyć rany... Nie kosztowało by to ją tyle energii co naprawianie silnie uszkodzonych tkanek. Ale... Kto wie... Może chłopak trochę przypomniał jej ją samą w dniu gdy znaleźli ją łowcy... Była pewna że zginie, ba! Była już z tym pogodzona... I nagle pojawił się ktoś kto po prostu przyszedł jej pomóc. Gdy zakręciło się jej w głowie, zupełnie nie kontrolowała tego jak upada... Chciała po prostu ustać na nogach i wyjść za nim chłopak połapie się co się stało. Nie dochodziły do niej dźwięki bo tak szumiało jej w głowie. Ból przebijanej skóry szyji poczuła... Miała nawet wrażenie, że czuję jak ktoś ją trzyma... Chciała się zacząć szarpać... Otworzyć oczy... Jednak tu był, pewnie wyczuł krew chłopaka któremu pomogła ale w tej chwili nie mogła bronić siebie a co dopiero jego. Jej ciało jej nie słuchało chciała chociaż krzyknąć ale ledwo udało się jej z krzyków w głowie szepnąć cichutkie "Nie...". Wiedziała że nie wypije wszystkiego... Była jednak pewna że skręci jej kark gdy tylko zrozumie kim była... Może ją rozszarpie... Jak wtedy... Boże... Niech po prostu skręci jej kark... Nagle... Ból zmalał przypominając jedynie taki po za drapaniu. Ale poczucie że ktoś trzyma ją w uścisku zniknęło. Czuła.... Chyba zimną podłoge pod sobą. Wciąż się trzęsła, z tego że pod okularami pojawiło się kilka łez nie zdawała sobie nawet sprawy. Ale gdy ktoś ją okrył... Trochę się uspokoiła. Wrócili? Naprawdę? Jednak miała tyle szczęścia? A może Jacob... Trudno powiedzieć jak długo walczyła z swoim ciałem żeby odzyskać kontrolę. Na pewno wciąż był dzień... Słońce wpadało do środka od strony okien chociaż nie docierało do miejsca w którym była. Spróbowała obrócić głowę ale rana na szyji się odezwała i przez to cicho jeknęła. Ale... Udało się jej jakkolwiek wydać dźwięk! Obróciła się na bok i z całych sił zmusiła się do tego żeby usiąść przez co zsunął się z niej sweter... Jej sweter? Zupełnie nie rozumiała co się stało i wtedy go zobaczyła.
- Ty... Ah... - skrzywiła się za szybko skręcając głowę i zasłaniając palcami drugiej ręki szyję. Nie krwawiła zbyt obficie ale przyjemna też nie była. Za kilka godzin organizm poradzi sobie z jadem uniemożliwiającym prawidłowe krzepnięcie krwi.
- C... Co się stało? - zapytała w końcu ostrożnie rozglądając się za pozostałymi.
Gdzie byli łowcy... Albo Jacob. Czemu zostawili tu chłopaka? I ją? Czy to on przepłoszył wampira?! Jak? Tak wiele pytań...
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySro 21 Lut 2024, 12:09

Wciąż go strasznie mdliło od krwi czarownicy, ale dzięki tym trzem bezmyślnym dzieciakom, jego żołądek w miarę się uspokoił nie było już takiej tragedii. Nawet zapomniał już właściwie o ranie na boku, choć mogło to być przez wypitą krew, może przez czary tej młodej wiedźmy, a równie dobrze mógł nie zwracać uwagi na ból w rozciętym boku przez to, jak potwornie bolała go noga. Niby podleczona i oczyszczona, niby się wzmocnił dzięki wypitej świeżej krwi i to sporej ilości jakby nie patrzeć, a mimo to miał wrażenie jakby wciąż kula tkwiła w jego nodze i paliła ją od środka. Choć sam widział, jak dziewczyna wyjmowała pocisk z jego rany. Może kula uszkodziła jakieś ważne nerwy, albo była powleczona jakimś świństwem i trochę czasu minie nim pozbędzie się tego okropnego bólu. Nie znał się na tym, ale gdyby on na coś polował i bał się, że to coś mogłoby mu uciec, bez najmniejszego zawahania sięgnąłby po jakąś truciznę, aby chociaż po kilku dniach czy tygodniach odnaleźć w końcu truchło tego, na co polował. W końcu liczyłby się efekt końcowy, a nie technika czy użyte środki.
Z tych rozmyślań wyrwał go cichy jęk, dochodzący do niego od strony nieprzytomnej dziewczyny i aż wzdrygnął się ze strachem i poderwał momentalnie na nogi, choć zaraz tego pożałował. Dobrze, że miał za plecami ścianę, bo po tak gwałtownym zrywie i z ranną nogą na pewno skończyłby z powrotem na ziemi.
- Nie ruszaj się... Nie próbuj się zbliżać! - polecił z niepokojem i niepewnością w głosie, nieco przyciszonym. Jakby nie był zdolny do większej stanowczości, albo unoszenie się nie leżało zwyczajnie w jego naturze.
"Powinieneś był skręcić jej kark jak jeszcze miałeś okazję" - usłyszał pełne niezadowolenia podszepty w swojej głowie. "Była nieprzytomna, nawet nie zareagowała gdy ją ugryzłeś. Nawet wiedźma, będąc martwą, nie byłaby w stanie nic ci zrobić. Teraz już za późno. Straciłeś swoją szansę, a zaraz stracisz i życie, jak zmieni cię w jakąś glutowatą, pełzającą papkę, zostawiając tylko gałki oczne w całości."
- Może... jeszcze jest szansa... - odpowiedział samemu sobie, choć instynktownie się cofnął, gdy się skrzywiła. Jeszcze jeden krok i jeszcze jeden. Niestety na zewnątrz wciąż było jasno i przez to nie miał możliwości ucieczki od czarownicy. Choć chyba... nie było nawet takiej potrzeby. Zdawało się, jakby w ogóle nie wiedziała co się stało. Chyba rzeczywiście miał jeszcze szansę jakoś z tego wyjść. Wystarczy, że nie rozgniewa czarownicy i nie da jej się zmienić w mięsną papkę z oczami... Byle wytrzymać aż zrobi się ciemno na dworze.
- Sam chciałbym to wiedzieć. Co tu robisz? Czarownice przecież mieszkają w środku lasu i... - przerwał na moment, nadal stojąc wsparty o ścianę jak najdalej od niej, praktycznie przy samej granicy cienia ginącymi pod światłem dnia. Zamyślił się, choć nie trwało to zbyt długo.
- Przyszłaś żeby zwabić dzieciaki w okolice swojej chaty na kurzej stopie... - wydedukował wcale przy tym nie żartując. Nie wyglądał na takiego, którego trzymałyby się żarty. Chyba że brać pod uwagę to, że sam był chodzącym żartem w oczach innych. Zwłaszcza swoich rówieśników z domu dziecka.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySro 21 Lut 2024, 22:50

W głowie jej dudniło... Szyja piekła, a ciało zdawało się ważyć dwa razy więcej niż zwykle. Kto by pomyślał, że potrójny Motus aż tak zwali ją z nóg. Na domiar złego... Chłopak widział... Skojarzył co zrobiła żeby mu pomóc. Czemu inaczej by się jej bał? Usiadła i przymknęła na chwilę oczy uciskając palcami ranę. Nawet uniosła długą dłoń w gęście obronnym na znak że nie ma złych zamiarów... Pięknie się załatwiła. Ciekawe gdzie podział się ten wampir... Z jej szczęściem, zaczaił się niedaleko i tylko czeka aż wyjdzie z bezpiecznej kryjówki. Czuła się tym wszystkim bardzo zdezorientowana... Dlatego zapytała go nie robiąc żadnych niepokojących ruchów.
Chciała zapytać kto jej pomógł... Gdzie napastnik, gdy dotarło do niej co powiedział... Cicho prychnęła sądząc że się z niej nabija... Ale gdy kontynuował...
- Nie jestem żadną czarownicą! Jestem... Eh... Beznadziejna. - na chwilę ukryła twarz w dłoniach żeby się nieco uspokoić.
Miał prawo tak o niej sądzić... Taka była z niej bohaterka że nawet uratowana osoba miała ją za czarny charakter.
- Proszę... Chciałam tylko pomóc, w pobliżu kręci się potwór, nie chciałam żeby cie znalazł. Możesz po prostu zachować dla siebie to co zrobiłam i zapomnieć, że się spotkaliśmy? Nie będę cię więcej niepokoić... - rzuciła w końcu pojednawczo i ostrożnie wstała... Wciąż kręciło się jej w głowie. Opatuliła się swoim za dużym, rozciągniętym swetrem. Chciała po prostu wrócić do domu... Przez to o mało wyszła by bez torby, na szczęście nie poruszała się zbyt szybko... Była obolała. Sięgnęła po torbę z której momentalnie wysypały się wszystkie kartki. Informacje o wampirach które zapisywała... O ich reakcji na słońce oraz o rytuale o którym mówił Jacob dzięki któremu mogły wychodzić na słońce. O zdolności manipulacji umysłu i jej sile jeśli chodziło o wampirzą władczynie, o znikaniu w ciemnościach i odżywianiu. O diecie wege... Czyli krwi zwierzęcej i zimnej krwi czyli skupowanej w workach. Po za tym wśród kartek były też jej rysunki... Od ghuli czy kelpie po rośliny czy żabę cmentarną i jej dwa prywatne koty. Kartki rozsypały się rozwiewając we wszystkich kierunkach po same rozpadające się ściany. Tego... Było naprawdę dość... Przykleiła żeby chociaż część pozbierać.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyCzw 22 Lut 2024, 20:17

Przełknął z obawą ślinę i przyjął postawę do walki, by nie dać się jej zaskoczyć, gdyby nagle postanowiła się na niego rzuciła. Wyraźnie ją sprowokował, choć wcale nie zamierzał. Inaczej przecież by na niego tak nie krzyknęła. Chociaż... Może nie? Nie znał żadnej groźnej wiedźmy, która uważałaby się za beznadziejną. Właściwie... nie znał żadnej groźnej wiedźmy i... zdecydowanie wolał, aby tak pozostało. Nie do końca ufał tej dziewczynie, ale też nie ufał sobie samemu. Własnym myślom i podszeptom.
Nadal trzymał się na dystans, jednak wyraźnie odpuścił z podjęcia ewentualnej walki z nią. Być może popełniał w tym momencie ogromny błąd, ale przecież, gdyby chciała go zabić, już dawno byłby martwy. A skoro sama o sobie mówiła, że jest beznadziejna... Może nie miał powodów do tego, by się jej obawiać, bo cokolwiek by się nie działo była zwyczajnie niegroźna? Choć czy faktycznie mógł mieć pewność co do tego, skoro nieznajoma zdecydowanie nie była zwykłym człowiekiem? Sam już nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć.
- Tak będzie najlepiej - mruknął, nie spuszczając z niej ani na moment wystraszonego spojrzenia, niemal jak dzikie zwierzę, zestresowane, przerażone i zapędzone w kozi róg, bez najdrobniejszej możliwości ucieczki. Co prawda zastanawiało go, dlaczego mu pomogła i czemu nie chciała, by "potwór" go odnalazł. Był przekonany, że miała na myśli kręcącego się w okolicy łowcę, polującego na niego praktycznie przez całą noc, ale wolał o to nie pytać. Najważniejsze przecież było to, by sobie poszła. By zostawiła go w spokoju i znów mógł być sam ze swoim cieniem. Nie potrzebowali żadnego innego towarzystwa. Zwłaszcza że, chyba nie musiał się już przejmować swoimi ranami. Noga w końcu przestanie go przecież boleć, albo się do tego przyzwyczai i przestanie mu to tak doskwierać. Zresztą jak zawsze.
Zbliżył się kilka kroków, ale tylko po to, by oprzeć się o ścianę i osuwając się po niej, usiąść na ziemi. Jeszcze kilka godzin i będzie mógł wyjść z tego pustostanu, poszukać lepszej kryjówki. Odetchnął głęboko i wyglądało jakby chciał sobie uciąć drzemkę, jednak póki dziewczyna była w budynku, nie miał najmniejszego zamiaru zamykać oczu. Nie ufał jej i skrzywił się z niezadowoleniem gotów zaraz wstać i własnoręcznie wywalić ją z walącego się domu, gdy niby to niezdarnie wysypała wszystkie swoje papiery jakie tylko miała w torbie. Nie wierzył by takie niezdary chodziły po ziemi i jeszcze potrafiły czarować i nie były ludźmi.
Zamiast jednak wstać, zgarnął z ziemi kilka kartek, które zatrzymały się najbliżej niego i tym razem nie będąc w stanie oprzeć się własnej ciekawości spojrzał na ich treść. Możliwość wychodzenia na słońce... Manipulowanie czyimś umysłem... I rysunek z tymi kotami...
- Wyglądają jak żywe, a się nie ruszają... Nie może być złą osobą - powiedział do siebie, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna wciąż tu była i mogła go słyszeć. Zdawał się być przez chwilę mocno pochłonięty własnymi myślami, właściwie jakby nagle znalazł się we własnym świecie, lecz momentalnie powrócił do rzeczywistości, przenosząc swoje spojrzenie z podniesionych kartek na nią.
- Dlaczego mnie po prostu nie zostawiłaś? I chciałaś chronić przed tym potworem, co mi to zrobił i co się tu kręci? - spytał powoli, ostrożnie, podnosząc się na nogi i zbierając po drodze pozostałe kartki. Kolejne zapiski o wampirach... I rysunki jakichś potworów... I to wcale nie wymyślonych! Przed jednym takim uciekał z miejskiego cmentarza, gdy ten nagle zaatakował go w krypcie, w której akurat spędzał dzień. Podszedł na wyciągnięcie ręki, starając się nie patrzeć jej w oczy i podał jej zebrane przez siebie kartki.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyCzw 22 Lut 2024, 22:17

Nie do wiary... Przez jakąś chwilę naprawdę sądziła że żartuję. Naprawdę wziął ją za Baba jage wabiącą dzieci słodkościami do chatki na kurzej nóżce?! Ludzie nigdy nie przestaną jej zadziwiać. Z drugiej strony... Co ona by o tym pomyślała? Gdyby nie wiedziała tego co wie i ktoś pomógł jej... Czarami. To było bardzo nieodpowiedzialne z jej strony. Nie pomyślała o konsekwencjach leczenia chłopaka.. W przenośni i dosłownie! Nie tylko chłopak był problemem ale też jej umiejętności... Jak długo mogła być nieprzytomna? Najlepszym rozwiązaniem było odejść... Tak by nikt nie wspominał więcej tego spotkania... Nikt, zupełnie. Ale... Tak. Naprawdę istniały takie niezdarne osoby. Ona zdecydowanie do nich należała. Miała ochotę się rozpłakać... Co jeszcze mogło pójść nie tak? Uklękła by pozbierać kartki z największego stosu... Zerknęła na chłopaka gdy coś powiedział pod nosem i... Aż zrobiła się cała czerwona od rumieńców zdając sobie sprawę że oglądał jej rysunki.
- T... To... To nic... Takie tam bazgroły... Nic wielkiego... - wyjąkała widząc jak chłopak zamyśla się wpatrując w jej rysunki.
Była przekonana że ją wyśmieje... Pewnie za wybujałą fantazje... Zupełnie nie spodziewała się tego że odda jej te kartki, a już całkiem... Tego pytania. Nie miała odwagi na niego spojrzeć...
- Bo... Byłeś ranny... Potrzebowałeś pomocy... - zaczęła niepewnie.
- Parę lat temu też mnie zaatakowali... Nie wiedziałam kim byli, nie rozumiałam co się dzieje... Byłam pewna że to już koniec, chyba nawet tego chciałam gdy zjawił się ktoś kto chciał mi pomóc. Zaczęłam się uczyć pod jego skrzydłami żeby pomagać innym ale... Słaba ze mnie pomoc. Lepiej się czuje zamknięta w laboratorium niż w terenie. - przyznała nieco smutne ale też... Prawdziwie, gdy zdała sobie sprawę z tego co mówił chłopak i spojrzała na niego swoimi dużymi, brązowymi oczami przypominającymi proszącego szczeniaka.
- To on ci to zrobił? Jak udało ci się go przepedzić? - zapytała odbierając od niego pozbierane kartki.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPią 23 Lut 2024, 17:49

Nie przepadał za żartami, właściwie nawet nie umiał żartować, bo nigdy nie miał takiej okazji, by choć jednorazowo doświadczyć sytuacji, w której kogoś mógłby rozśmieszyć własnym dowcipem. Nie można było mu też zarzucić, że był głupi, choć tak mogło się wydawać po jego nietrafionych podejrzeniach, że dziewczyna mogła być straszną, pożerającą dzieci czarownicą z bajek na dobranoc. On po prostu myślał nieco inaczej niż inni. Bardzo dużo myślał. O wszystkim i o niczym, bo to jedyne czego nie potrafili mu odebrać w bidulu.
- Te koty... One istnieją? Znaczy... Twoje? - zainteresował się, zastanawiając się czy skoro na własne oczy widział przynajmniej część tych potworów i roślin, które narysowała, może te dwa koty też nie były zmyślone. Na pewno nie przyjął w ogóle do siebie jej tłumaczeń, że to zwyczajne bazgroły. Sam rysował i wiedział, że to nigdy nie są bazgroły. Zwłaszcza jak zaczynają się ruszać i go gonią, albo próbują pożreć. Choć i tak w tym momencie chyba najważniejsze, szczególnie dla niego było to, dlaczego ona została i mu pomogła.
Nikt mu przecież nigdy nie pomagał. Nawet zeszłej nocy, tamta kobieta z ziołami... tylko zrobiła z niego kretyna i naiwniaka, drocząc się z nim i zmuszając do upokorzenia się przed nią, a i tak nic dobrego dla niego z tego nie wynikło. Obawiał się, że i tym razem będzie tak samo, choć wtedy przynajmniej była noc i mógł uciec, zostawiając ją za sobą i nie przejmując się tym, czy łowcy ją znajdą i coś jej zrobią czy nie. Miał jedynie nadzieję, że teraz go nie znajdą. Przynajmniej do nastania nocy, inaczej... nie będzie miał szans by ujść z ponownego spotkania z życiem.
Chodził sztywno, starając się nie stawać i nie zginać zbytnio rannej nogi, gdy zbierał z ziemi kolejne kartki i słuchał jej wyjaśnień, nie do końca wierząc w to, co słyszał. Było dla niego dziwne, że ktoś mógł mieć podobną sytuację do jego własnej, choć mu nikt nie pomógł, gdy został napadnięty przez tamtego wampira. Ba! Że mogła zostać uratowana przez innego wampira i to jeszcze, który dałby jej schronienie i stał się jej mentorem. Mimo wszystko... To by wyjaśniało skąd miała tyle notatek o wampirach i umiała czarować. Skoro niektóre mogły ukrywać się w cieniu, jak on, a inne manipulować umysłami ludzi... może każdy wampir miał inną umiejętność, a jej przypadła możliwość leczenia? Nie kojarzył jednak, żeby ten, przez którego sam stał się wampirem miał tak obrzydliwą w smaku krew, co ta tutaj, jednak może to też zależało od jakichś dziwnych czynników. Może przez to, że robiła diabli wiedzą co, w jakimś dziwnym laboratorium.
Kiedy tak jej słuchał, skrzywił się w pewnym momencie. Zdecydowanie nie spodobały mu się jej słowa o tym, że lepiej się czuła w zamknięciu.
- Inaczej byś mówiła, gdybyś była zamknięta i nie mogła w każdej chwili wyjść - burknął, praktycznie na moment zmieniając całe swoje nastawienie. Nawet spojrzał na nią wrogo, choć wystarczyło mgnienie oka, by to wrażenie całkowicie znikło, zastąpione jego spokojem, albo raczej obojętnością i bezsilnym pogodzeniem się ze swoją żałosną egzystencją.
Pokiwał lekko głową na jej pytanie, przez chwilę nic nie odpowiadając, jakby się wahał czy jej o tym opowiedzieć, ale... skoro była taka jak on... powinna wiedzieć, by uważać na tego łowcę.
- Zaatakowali mnie zeszłego wieczora w jednym z pustostanów na drugim końcu osiedla. Była z nim jeszcze kobieta, ale chyba została w Starym Domu kawałek stąd. Chyba... udało mi się przed nimi schować. Lepiej nie wychodź teraz. On jest gdzieś w okolicy. Na pewno tak łatwo nie odpuści, skoro ścigał mnie całą noc - wyjaśnił przyciszonym głosem. I wcale przy tym nie kłamał. Był przekonany, że dziewczyna również była wampirem i mówiąc o potworze, miała na myśli łowcę, a nie samego Vasco.
- Wampiry naprawdę mogą wychodzić na słońce? - zapytał, zastanawiając się czy może i on... by mógł. Choć z jednej strony było to zdecydowanie głupim pytaniem, skoro nie było jej w tym budynku, gdy on tutaj przyszedł, a nagle się tutaj pojawiła i to w ciągu dnia. Już pomijając to, że chciała w każdej chwili wyjść na zewnątrz, jakby nigdy nic.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPią 23 Lut 2024, 21:44

Poprawiła kilka niesfornych kosmkyków które wyszły z warkoczy i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tak... Ta jasna to Faith... A ta ciemniejsza w pręgi Hope. Kupiłam je gdy poukładałam sobie wszystko.. Jakoś.. Miałam spore problemy z zasypianiem samej w swoim pokoju. One dotrzymują mi towarzystwa. Wiem, że to głupie... Że to niby tylko koty ale czuję że nie jestem sama. - przyznała i wstała żeby pozbierać resztę kartek i wziąć od niego te które on już zebrał.
Zupełnie nie spodziewała się jego reakcji, chociaż wielu nie rozumiało jej Strachu przed tym co po za murami. W środku czuła się bezpieczniej... Kontrolowała przestrzeń, mogła się ukryć, na zewnątrz... Nie było już tak pięknie. Szybko jednak zdała sobie sprawę że tak jak ona obawia się przestrzeni, tak on ma ewidentny uraz do zamkniętych powierzchni.
- Wybacz... Pewnie masz rację... - powiedziała z szczerą skruchą.
Nie chciała przecież go urazić... Gdy opowiadał co go spotkało nieco spanikowana spojrzała na wspomniany przez niego drugi koniec osiedla. Oczywiście nic nie zobaczyła chociaż aż ciarki przeszły jej po plecach na myśl że wampir mógł tu się jeszcze kręcić... I to z towarzyszką!
- Miałeś naprawdę dużo szczęścia... Oni są niebezpieczni, czasem mam wrażenie, że sprawianie bólu sprawia im radość. - mimowolnie przesunęła ręką do rany na swojej szyi.
Nie bolała... Ale nieprzyjemnie piekła. Dwa wampiry pewnie rozerwały by chłopaka na strzępy! Oboje mieli dziś dużo szczęścia.
- Dziękuję... Zużyłam dużo energii, była bym dla niego łatwym celem. - przyznała i aż się wzdrygnęła na samą myśl.
Włożyła część papierów do torby gdy zadał pytanie o wampiry... Była raczej cichą osobą... Ale uwielbiała opowiadać o prowadzonych badaniach! Do tej pory tą miłość odkrył jedynie Jacob... I jako jedyny uznał to za coś pożytecznego. Mimowolnie się uśmiechnęła łagodnie pod nosem.
- Tak. - przyznała zerkając na niego.
- Mój... Przyjaciel... Od pewnego czasu widuje się z wampirzą królową. Władczyniom terytorium całej Pensylwani. W ciągu ostatniego roku naprawdę wiele nas nauczyła o wampirach. Okazuje się że urodzeni jako czyste wampiry już przy narodzinach mają taką umiejętność i mogą się nią dzielić podczas konkretnego rytuału. Wyobraź sobie... W swojej posiadłości ma dosłownie szkołe dla takich nowych wampirów... Kończąc ją, dostają możliwość poruszania się za dnia... - opowiadała zbierając kartki aż nagle zdała sobie sprawę, że może to nie do końca temat o którym powinna paplać obcemu koledze w niedoli.
- Przepraszam... Zapedzam się czasem z gadaniem... Nie chciałam cię przestraszyć... Pewnie wcześniej nie słyszałeś niczego podobnego... To nie są takie złe wampiry... To znaczy... Jasne trzeba być ostrożnym ale nie są jak te dzikie... Nie krzywdzą innych... - miała wrażenie że im bardziej chciała go uspokoić tym gorzej wychodziło.
Pewnie zaraz pierwszy stąd ucieknie... Super...
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySob 24 Lut 2024, 13:00

- Nie głupie... Rozumiem cię. Też kiedyś takiego miałem, dopóki mi go nie zabrali tak, że już nie mogłem go znaleźć ani naprawić. Zawsze mi go zabierali, bo uważali to za zabawne. Raz wrzucili go do budy wrednego psa. Innym razem do stawu, a jeszcze innym do rozpalonego kominka. Pamiętam, że wtedy strasznie długo go naprawiałem, bo przez poparzone dłonie w ogóle nie mogłem nawlec nitki na igłę - opowiedział jej o swoim pluszowym przyjacielu, którego niejednokrotnie sam na swoich rysunkach przedstawiał jako wielkiego czarnego kota, który był w stanie obronić siebie i jego przed dokuczającymi im dzieciakami. Stracił go jak miał trzynaście lat i choć przeszukał cały dom dziecka i okolicę, nigdy nie udało mu się go znaleźć. Podejrzewał, że Kurt i jego banda... wyrzucili Lucky'ego do śmieci i Vasco nie zdążył wygrzebać z nich pechowej maskotki, nim zabrała ją śmieciarka. Ale mimo to nadal jego ukochana przytulanka przy nim była. Wystarczyło, że ją sobie narysował i już nie musiał czuć się samotny, ani obawiać koszmarów.
Nie krył swojego zdenerwowania, gdy dziewczyna wprost przyznała, że wolała siedzieć w zamknięciu zamiast choćby spacerować po okolicy, ale nie brnął dalej w ten temat, skupiając się najpierw na jej dalszej wypowiedzi, a po tym samemu odpowiadając na jej pytania. Zerknął na nią ostrożnie i lekko pokręcił głową.
- Nie tylko im. Wszystkim to sprawia radość i chyba zaczynam rozumieć dlaczego - mruknął, uświadamiając sobie, że powoli sam stawał się taki sam jak wszyscy ci, których tak bardzo się obawiał i nienawidził. Krzywdził innych ze strachu i we własnej obronie, by oni nie zdążyli skrzywdzić jego. Czuł się przy tym silniejszy, niż był w rzeczywistości. Nieraz nawet niepokonany, choć wystarczył moment, jeden najdrobniejszy błąd, by przypomniał sobie, że zawsze może trafić na kogoś silniejszego od siebie. Inaczej nie skończyłby z rannym bokiem i postrzeloną nogą.
Przekrzywił lekko głowę, nie rozumiejąc za co mu dziękowała, ale nie skomentował. Zamiast tego pokuśtykał pod ścianę i usiadł na zaśmieconej podłodze, by nie przeciążać swojej nogi. Nie będzie przecież cały czas stał, skoro do zmroku zostało przynajmniej kilka godzin.
- Myślałem, że to tylko wyssane z palca plotki, że w mieście jest jakaś królowa nocy. To ta bizneswoman, do której należy większość inwestycji i działalności? - zapytał, choć właściwie domyślał się odpowiedzi. Prychnął z oburzeniem i pokręcił lekko głową.
- Jak zwykle zadufane w sobie snoby interesują się tylko czubkiem własnego nosa i sobie podobnych. Elitarna szkoła tylko dla wybranych... Czemu mnie to nie dziwi? - burknął z pogardą, choć nie przez to, że przemawiała przez niego zazdrość i świadomość tego, że skoro nie urodził się wampirem, nie miał szans na wychodzenie na słońce. Nawet mu na tym nie zależało, od małego w końcu trzymał się w cieniu. Przyzwyczaił się do tego i było mu z tym dobrze. Po prostu drażniła go ta niesprawiedliwość losu, że ci co mieli wszystko i nigdy im niczego nie brakowało mieli dużo łatwiejsze życie, niż tacy jak on, których jedynym sukcesem, a zarazem przekleństwem było to, że się w ogóle urodzili. Nawet nie słuchał jej, gdy mówiła dalej o tym, że nie wszystkie wampiry są złe i że najgorsze to są takie dzikie... Był zbyt skupiony na tym, że skoro ona o tym wszystkim wiedziała... najpewniej nie była jak on, a byłą tą "lepszą". Inaczej by przecież nie mogła chodzić w świetle dnia.
- Ty jak widzę masz tą szkołę już za sobą. Nie sądzę, by wielmożna szlachcianka powinna przebywać w takiej zaszczurzonej norze - odezwał się w końcu po chwili milczenia, nie podnosząc na nią nawet spojrzenia. Znowu to samo. Znów... naiwnie pomyślał, że może... Zaczynał żałować, że nie zdecydował się skręcić jej jednak karku.
- Lepiej będzie jak wrócisz do swoich i swojej złotej klatki. Przynajmniej ten łowca nie dostanie satysfakcji z zabicia tego "lepszego" wampira, a będzie musiał zadowolić się dobiciem nic nieznaczącego szczura, którego tak uparcie ścigał przez całą noc. Aż szkoda, że musiałaś stracić na tego szczura energię i swój cenny czas - dodał z obojętnością zamierzając... po prostu cierpliwie poczekać na tamtego łowcę i to, by go w końcu dobił. Skoro nawet wśród wampirów byli ci lepsi i gorsi... Nie miał najmniejszych szans na to, by jego sytuacja się poprawiła. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie go zwyczajnie dla własnej zabawy gnębił.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySob 24 Lut 2024, 22:35

I znowu spojrzała na niego nieśmiało... Wiedziała że każdy walczył że swoimi demonami. W bractwie ostatecznie nie lądowali ludzie nie doświadczeni jakoś przez los. Ba! Nawet ci urodzeni w nim znali poczucie straty... Łowcy systematycznie mimo że technicznie mogli, to rzadko kiedy żyli długo. Mimo to... Nie mówiło się o tym. Trzeba było zaciskać zęby i po prostu sobie radzić. W zasadzie... Słowa chłopaka były pierwszymi słowami zrozumienia jakie usłyszała. Do czasu... W pewnym momencie przeszły ją ciarki! Kto mógłby w ten sposób potraktować kota?! Uspokoiła się... Przynajmniej odrobinę gdy wspomniał jak go naprawiał, dało jej to do myślenia... Chyba nie chodziło o takiego prawdziwego kota.
- Przykro mi... Naprawdę. Ahhh... Nawet się nie przedstawiłam... Jestem Kristen. - przypomniała sobie i podała mu rękę żeby tym razem, zrobić to tak jak należało.
- Jak wyglądał... To znaczy... Ten twój kot. - zapytała wracając jeszcze do tematu jego przyjaciela na chwilę. W kolejnych słowach... Miał naprawdę wiele racji, smutnej racji.
- Nie jesteś taki... - za protestowała chociaż nawet na niego nie patrzyła niby układając rysunki.
- Mi pomogłeś... Tak powinno to wyglądać, silniejsi powinni pomagać słabszym, a nie ich niszczyć. Nie chce żeby ktoś czuł to samo co ja podczas tamtego ataku... Byłam przerażona, zrezygnowana i bezsilna... Nikt nie powinien się tak czuć. Dlatego chcę być lepsza... Ćwiczyć dalej żeby pomagać takim jak ja kiedyś i takim jak ty... Może nie zbawię świata... Ale jeśli uda się uratować chociaż jedno istnienie... To myślę że warto. - przyznała wyjątkowo ambitnie.
Z resztą, zawsze była ambitna! Tyle że... Nikt nie specjalnie chciał słuchać. Chłopak... Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Usiadła pod ścianą kawałek od niego gdy pytał o wampiry chodzące w słońcu. Spodziewała się że mogła go trochę nastraszyć ale gdy bezbłędnie zgadł o kogo chodzi... Trochę jej ulżyło. Przytaknęła lekko ruchem głowy.
- Tak... To ona, trochę to banalne... - przyznała nieco się krzywiąc.
Po tym... Zrobiło się trochę dziwniej,
- Nie do końca nazwała bym to elitarną szkołą... - zaczęła chcąc trochę doprecyzować ale wtedy wybuchł. Jeszcze w pierwszej chwili uważała że żartuję... Nawet się zaśmiała. Jasne... Ona w szkole dla wampirów! Ale kolejne słowa zupełnie zbiły ją z tropu.
- Nie wygłupiaj się... - próbowała się wtrącić ale bez skutecznie.
- Zwariowałeś? Nie jestem wampirem! Urodziłam się człowiekiem i zostałam medyczną czarodziejką.... Po za tym żaden łowca nie będzie.... - przerwała bo wreszcie coś do niej dotarło.
Serce zabiło jej szybciej i aż poderwała się do góry zakrywając ręką ranę na szyi.
- Ciebie szukali... Jesteś tym wampirem którego tropili... To ty mnie zaatakowałeś chociaż ci pomogłam?! Boże... Idiotka ze mnie... - mówiła bardziej do siebie wreszcie łącząc kropki.
Miała zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu! Naprawdę... Ratowała wampira który zabijał niczego nie spodziewiających się ludzi... Bractwo uganialo się za nim całą noc a ona od tak przywróciła mu większość sił i to swoim kosztem! Miała wrażenie że się rozpłacze... Z rozczarowania wobec siebie samej.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyNie 25 Lut 2024, 13:07

Całkowicie zignorował jej wyrazy współczucia, bo przecież zawsze używało się tej oklepanej formułki, gdy komuś coś się działo, a nie wiedziało się co powiedzieć przez co... rzadko kiedy były to szczere słowa. Zamiast tego spojrzał na jej dłoń i się lekko skrzywił, chowając momentalnie swoje własne za plecami i cofając się od niej o krok. Choć mimo to i tak się przedstawił.
- Vasco - mruknął z lekkim napięciem w głosie, zdradzającym, że nie czuł się zbyt komfortowo w tej sytuacji. Przedstawianie się i nawiązywanie jakichkolwiek relacji z innymi osobami mogłoby dla niego w ogóle nie istnieć.
Rozluźnił się jednak i zdecydowanie lepiej się czuł, gdy dziewczyna zapytała o jego kota. Na moment się zamyślił i po tym niechętnym zdradzeniu jej swojego imienia, można było odnieść wrażenie, że nie zamierzał jej opisać pluszaka. Nawet od niej odszedł, by ukucnąć przy ścianie, plecami do niej. Przegryzł sobie nadgarstek i maczając palce prawej dłoni we własnej krwi, zaczął nią malować na ścianie najpierw kontur idealnie okrągłej głowy, prawie o połowę większej niż tułów w kształcie łzy, krótkie, zwisające nogi i nieco dłuższe ramiona; z tyłu płaski, podziurawiony ogon jakby zrobiony z paska od spodni i jeszcze małe trójkątne uszy, z czego jedno było naderwane, trzymające się na kilku nitkach. Na koniec zajął się samą mordką pluszaka - oczy z dwóch różnych guzików, o różnych kolorach, mały nos wyszyty z nitek, z dwóch kawałków dużo grubszej nici zrobiony pod nosem pyszczek w "X", a do tego pogięte na różne sposoby po trzy wąsy z każdej strony.
Nie zajęło mu to zbyt długo, może raptem pięć minut, bo ani nie był to skomplikowany rysunek, ani też nie robił go wcale dużego, bo wydawał się być rzeczywistej wielkości typowej dziecięcej maskotki. Kiedy skończył, zakrył zraniony nadgarstek dłonią i wstał, cofając się kilka kroków i nie odrywając spojrzenia od obrazu.
- Lucky... Tak wyglądał jak go pierwszy raz zobaczyłem - wyjaśnił zawsze wspominając swojego przyjaciela w tej mniej zniszczonej formie, a nie takim jakim widział go ostatnim razem. I to chyba był ostatni według niego w miarę miły moment całej ich rozmowy, bo po tym było tylko gorzej.
Nie wierzył i nie zgadzał się z praktycznie każdym słowem... Kristen. Zaskakująco łatwo przyszło jej uznanie go za "dobrego", choć przecież w ogóle go nie znała. Zaatakował ją, a nie pomógł. Mimo to... nie przerywał jej, a słuchał. Zgadzał się tylko co do jednego - silniejsi powinni pomagać słabszym, ale w ciągu swojego dość krótkiego życia, zdążył się przekonać, że to nigdy nie nastąpi. Silniejsi zawsze będą wykorzystywali słabszych do swoich celów. Czy to żeby zarobić, nie brudząc sobie samemu rąk, czy to żeby pokazać, że są dużo lepsi, wywyższając się na ich niedoli.
Później było już tylko gorzej. Dla niego. Uświadomił sobie, że choć dziewczyna wydawała się być miła, tak naprawdę była taka jak inni. Nie była w stanie go zrozumieć i ostatecznie okazała się być jego wrogiem. A skoro darował życie wrogowi... przyjdzie mu za to zapłacić własnym. Był już z tym właściwie pogodzony, gdy dotarło do niej, że to jego tropili łowcy i że to on ją ugryzł. Pokręcił lekko głową, gdy nazwała siebie idiotką. Jedynym idiotą w tym rozwalającym się pustostanie był on.
- Nie większym ode mnie... Łudziłem się, że może tym razem... Ale jest tak samo jak ostatnio... Nigdy się nie nauczę, więc po co się łudzić, że może być lepiej? - wymamrotał bardziej do siebie niż do niej, podciągając do siebie kolana i obejmując je ramionami, by schować w nich swoją twarz.
- Jedz, albo zostań zjedzonym. Wszyscy są tacy sami. Ty też się od nich niczym nie różnisz. Silniejsi zawsze z radością przejdą po trupach słabszych. Może kiedyś przejrzysz na oczy i przestaniesz się łudzić, że jest inaczej. Idź po swojego kumpla. Daj mu tę satysfakcję i wracaj do swoich kotów - polecił jej przyciszonym, pozbawionym jakichkolwiek chęci do życia tonem. Pogodził się już ze swoim losem... właściwie już dawno, z własnej głupoty jedynie przedłużając to, co było nieuniknione od chwili jego narodzin. Nie było w nim nawet najmniejszych oznak tego, że mógłby próbować walczyć, by siebie obronić.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyNie 25 Lut 2024, 21:44

To zdecydowanie nie była dla niej łatwa rozmowa... Rzadko kiedy prowadziła łatwe więc się nie zarażała, chociaż gdy zignorował jej rękę czuła się mocno zagubiona. Ehh była naprawdę beznadziejna. Spodziewała się że się nie przedstawi więc gdy to zrobił... Poczuła się trochę lepiej. Nie wyglądał na zbyt odprezonego gdy to mówił ale przynajmniej jej nie zignorował. Ba... Myślała że opowieść o jego przyjacielu trochę oczyści atmosferę jednak gdy specjalnie się zranił zrobiła krok w jego stronę... Nie musiał... Teraz było jej trochę głupio że w ogóle zapytała.
Chłopak był... Naprawdę dziwny. Ale domyślała się że życie na ulicy nie ksztalciło nie wiadomo jakich jednostek, miał prawo do swoich dziwactw chociaż czuła się przy nim jakoś takk niespokojnie. Starała się skupić na tym co mówił i uśmiechnęła się nawet widząc "rysunek" tyle że nie mogła przestać myśleć o tej ranie. Dlatego rozejrzała się za. Kawałkiem szkła którego użyła wcześniej do wyjęcia naboju. Gdy kończył rysować rozerwała nim cześć rękawa swojej bluki i podeszła do chłopaka.
- Uroczy... - przyznała i łagodnie dotknęła jego ręki żeby zabezpieczyć ranę prowizorycznym opatrunkiem. Nie robiła tego na siłę, nie namawiała uparcie, chciała po prostu pomóc.
- Kiedyś chciałam uszyć żabę cmentarną... Ale do igły i nitki zdecydowanie nie mam talentu. - Przyznała co miało być swego rodzaju komplementem. On ewidentnie radził sobie lepiej, zwłaszcza że mówił jak go nie raz naprawiał. Później... Cóż, zdecydowanie nie spodziewała się jaki ta sprawa przyniesie obrót. Myślała... Że to on przepedził napastnika, że ukrył siebie i ją. Zupełnie nie myślała o nim źle... Nie powinno więc chyba dziwić że prawda mocno zabolała. Zrobiła kilka kroków w tył jak by myślała o ucieczce... W zasadzie, myślała. Serce momentalnie zaczęło jej bić szybciej... Była... Tak bardzo rozczarowana. Nim i sobą, chociaż przede wszystkim sobą. Pewnie, gdyby nie jego słowa... Juz by wyszła. Zawachała się dopiero w drzwiach.
- Chcesz powiedzieć, że się myli? - zapytała zdecydowanie ciszej niż mówiła do tej pory.
Była naiwna... Chciała by usłyszeć że tak był wampirem ale łowcy mylili się co do niego... Że nikogo nie ranił.
- Potwór na którego polowali ci łowcy zabija dla przyjemności... Bezdomnych... Pijaków i ćpunów. Tych którzy sami się nie obronią i przez niego nigdy nie dostaną szansy na zmianę życia. Jest niebezpieczny... Nikt nie zdecydował by się na ściganie go dla samej zasady... Zasłużył na to. - wydusiła że ściśniętym gardłem.
- Jeśli to ty... To nie wiem jak potrafisz spojrzeć w lustro... Myślałam że rozumiesz co znaczy strach i cierpienie jak możesz robić to innym... - chwilę czekała na odpowiedź.
W zasadzie sama nie wiedziała jaką... Bardzo mocno pomyliła się co do niego, a naprawdę myślała że spotkała kogoś kto zrozumie... Jeśli jej nie zatrzymał to wyszła z budynku i w pełnym słońcu oparła się plecami o zimną ścianę.
To było niedorzeczne... Powinna iść po kolegów, powinna im powiedzieć... Dlaczego tak bardzo ruszyła ją ta sprawa... Wampir... Był wampirem... Zsunela się po ścianie i na chwilę owinęła kolana rękami. Gdyby tu był Jacob pewnie by się nie wahał i zabił chłopaka... Naprawdę była beznadziejna.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyWto 27 Lut 2024, 18:10

On swoją raną się w ogóle nie przejmował. Owszem, bolała, ale był to ból którego się spodziewał i na który "zgodził się" z własnej woli. Poza tym potrzebował czegoś, czym mógłby jej przedstawić swojego przyjaciela. Czym mógł go namalować. Szkłem na ścianie byłoby dość ciężko, a na pewno straciłby na to dużo więcej czasu. Nie zwrócił w ogóle uwagi na to, że w pewnym sensie zmartwił dziewczynę swoim zachowaniem, aż ta postanowiła zniszczyć swoje ubranie, by tylko móc go opatrzyć. Zresztą, nawet gdy skończył, był tak pochłonięty myślami o pluszaku, że ani nie zorientował się jak blisko niego się nagle znalazła, ani też, że wzięła jego rękę i owinęła ranę oderwanym kawałkiem materiału. Jakby w ogóle w tym momencie nic nie czuł.
- Nie... Był koszmarny, dlatego nikt go nie chciał, ale przez to miałem przyjaciela. Teraz tak myślę... że może on nie chciał być niczyim przyjacielem, a ja go do tego zmusiłem - mruknął, naprawdę mocno się nad tym zastanawiając. Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się przez chwilę krwawemu malunkowi, lecz zaraz pokręcił głową i zgarnął ręką brudne, posklejane włosy ze swojej twarzy. Dopiero wtedy zauważył, że ma owinięty czymś nadgarstek. Powinna z niego ściekać krew po jego ręce, a nie wsiąkać w materiał... w jakiś materiał. Skupił na tym swoją uwagę, oglądając rękę dookoła, jakby ją pierwszy raz na oczy widział, choć chodziło tylko o opatrunek. Nie przypominał sobie żeby coś do niej przywiązywał, ale... nie miał najmniejszych wątpliwości, że to była jego własna ręka. Choć przez chwilę nie był tego tak do końca pewny.
Spojrzał na dziewczynę, gdy wspomniała o uszyciu... żaby cmentarnej. Nieraz zdarzyło mu się spotkać małe, dziwne, obślizgłe coś przemykające nieraz pod nogami, gdy pomieszkiwał w okolicach cmentarza na samym początku od swojej przemiany, ale czy nazwałby to żabą? Prędzej przejechaną, na wpół rozkładającą się, a mimo to nadal żywą ropuchą. Nie rozumiał, czemu ona chciałaby uszyć taką szkaradę, ale... sam miał niezbyt sympatycznie wyglądającego pluszaka, zwłaszcza pod koniec jego "żywotności", no i też nie grzeszył zbytnio urodą, więc co on tam mógł wiedzieć o tym, co jest brzydkie, a co nie.
Przez moment przeszło mu przez myśl, że może mu udałoby się uszyć taką żabę i dziewczynie ją dać, bo on i tak nie miał gdzie tego trzymać, ale nie miał zbytnio odpowiednich narzędzi i materiałów do stworzenia takiej maskotki. Poza tym i tak ostatecznie się okazało, że nie tylko byli z dwóch różnych światów i nie było szans na to, by siebie rozumieli. Okazało się, że byli swoimi wrogami. Kolejny raz los z niego zadrwił, a on... już nie miał zwyczajnie siły z nim dłużej walczyć. Nawinie wciąż próbować to jakoś zmienić. Siedział skulony pod ścianą, przy swoim szkaradnym, niechcianym jak on sam, malowidle pluszowego kota, słuchając jej wniosków, opinii i oskarżeń na swój temat.
- Nie... Ty się mylisz. Nikt nie jest dobry. Każdy kogoś krzywdzi i każdy był przez kogoś krzywdzony. To się nigdy nie zmieni. Ty też jesteś jak inni. I ja jestem jak inni. Wszyscy są tacy sami. Silniejsi zawsze będą nękać słabszych. A słabsi, by się bronić, będą nękać silniejszych, ale oni nie mają szans wygrać - wyjaśnił cicho, ale nie łudził się, że dziewczyna... Kristen... go w ogóle zrozumie. Nie było możliwości, by go zrozumiała. W końcu był potworem zabijającym niewinnych, a ona łowcą zabijającym takich jak on. Była silniejsza od niego, bo wiedziała więcej od niego o tym popapranym świecie i miała wsparcie swoich przyjaciół łowców. On nie miał z nią szans, bo był sam i siłą został wepchnięty w ten mroczny świat pełen krwi, mordu i potworów.
- Nie prosiłem o to... Szukałem tylko miejsca do spania... Byłoby lepiej jakby tamten ćpun mnie zabił... a nie... zrobił ze mnie to... - wymamrotał bardziej do siebie niż do niej, zwłaszcza że mówił w tym samym czasie, co ona.
- Właśnie dlatego... Jeśli zabiję pierwszy... Nikt nie zabije mnie... Jeśli zabiję pierwszy... Nie będę więcej niczyją ofiarą... - dodał, nawet nie patrząc na nią, gdy opuszczała budynek. Zaśmiał się nagle z pogardą pod nosem.
- Żałosne... Nigdy nie przestałeś być ofiarą... Od chwili narodzin, aż do śmierci... Zwykły szczur zagryzający inne szczury, naiwnie myśląc, że pewnego dnia stanie się kotem... Urodzony jak szczur, zdechnie jak szczur... - burknął z odrazą do samego siebie, nie wiedział, że czarodziejka, wcale daleko nie odeszła.
- Ty pewnie też mnie nienawidzisz... Nie patrz tak na mnie! - warknął na malunek swojego pluszaka i w gniewie złapał jakiś kawałek cegły i z całej siły uderzył nią w krwawy kontur Lucky'ego, do którego po chwili się przytulił i ponownie skulił.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyNie 03 Mar 2024, 23:27

Był... Naprawdę dziwny. Zupełnie jak by momentami rozmawiała z dzieckiem. Ale w zasadzie... I ironio, chyba właśnie przez to zyskiwał tak łatwo jej zaufanie. Czuła że potrzebuję pomocy. Nie ważne jak wylądował w tym miejscu i w jakie kłopoty wpadł... Na pewno było jakieś rozwiązanie. Może centrum leczenia uzależnień miało być w większości przykrywką, ale ostatecznie mieli mieć pacjentów. Prywatnych... Ale może jeśli poprosi Jacob zrobił by wyjątek dla chłopaka... Dobra...aż tak naiwna nie była. Ale gdy powie mu że chłopak uciekł wampirowi i jeszcze jej pomógł?! To już na pewno czarodzieja zainteresuje. Może na tyle by zgodził się pomóc. Nie skomentowała już tematu pluszaka... Rozważania jakimi zdawał się pochłaniać na miejscu i tak do nikąd nie prowadziły. Żeby już wtedy wiedziała jak głupio postąpiła... Sama nie wiedziała na co liczyła... W zasadzie... Niewiele myślała. Polował na ludzi... Perfidnie wykorzystywał swoją siłę przeciw słabszym mimo że znał ten ból z autopsji... Nie rozumiała... Chyba nawet nie chciała rozumieć. Było jej po prostu tak cholernie przykro że nawet nie myślała o tym jak łatwym celem była zostając w pomieszczeniu. Jej oczy się zaszkliły gdy mówił dalej... Nie tyle z żalu czy Strachu co z zwyczajnej niemocy. Nie miała z nim żadnych szans... Ale nie miał racji... Nie miał racji!
- Jesteś głupi. Nigdy nikogo nie skrzywdziłam... Nie jesteśmy zwierzętami... Ty tak, pozwalasz sobą rządzić instynktom i próbujesz wmówić sobie i mnie że tak trzeba. Jesteś gorszy od tych którzy skrzywdzili ciebie... - cała się trzęsła i aż zamknęła oczy żeby się nie rozpłakać po czym po prostu wyszła. Fakt... Nie zaszła daleko, oparła się o ścianę budynku zaraz przy wejściu żeby się uspokoić. Jej serce biło jak oszalałe. Bo chyba tak było... Oszalała. Wydawała się w jakieś filozoficzne dyskusje z potworem który myślał tylko o sobie... W zasadzie, dopiero teraz docierały do niej słowa którymi rzucał niemal jednocześnie z nią. Był przemoenionym.... Ale czy to miało znaczenie? Sam wybrał jakim wampirem będzie... Poznała wampiry z wzgórza, była co prawda tak samo przerażona ale żaden nie zrobił jej krzywdy... A on... Pomogła mu, a on ją zaatakował gdy była nieprzytomna! Wciąż piekło... Pewnie zniechęcił go smak krwi... Jedyna pociecha.... Oczywiście że słyszała że dalej mówi... Chociaż nie do niej. Mimowolnie spojrzała na rozerwaną bluzkę i zaczęła ubierać za duży sweter, opatulając się nim. Powinna odejść... Powinna powiadomić Valkyona i resztę... Ale... Jego słowa trochę w nią uderzały. Był sam... Jak ona. Jak to mówił Jacob... Naucz się działać niekonwencjonalne? Przygryzła lekko dolną wargę i weszła z powrotem do środka chociaż... Nie zaufała mu już na tyle by wejść dalej niż za linie słońca.
- Nie musisz... Nie musi tak być. - powiedziała nieco ciszej nie patrząc na niego. Tuliła się swoimi rękami jak by mogła się sama w sobie schować.
- Mój przywódca ma pakt z wampirzą królową... To nie wróci życia tym których zabiłeś... Nie odda im szansy które zabrałeś ale może dostaną ją inni. Tylko... Powiedz że chcesz żyć inaczej... Wstawię się za tobą do niej. Ona nauczy cie... Panować nad sobą... To lepsze niż czekać tu na kata...
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPon 04 Mar 2024, 18:08

Pokręcił głową i parsknął, lecz wcale nie ze śmiechu, a bardziej z żalu. Nie rozumiała go. Nie była w stanie go zrozumieć i nadal ślepo upierała się przy swoim. Jeśli on był głupi, ona również, ale gdyby jej o tym powiedział... to w żaden sposób by nie pomogło. Mogłoby być jeszcze gorzej, bo ludzie z reguły nie lubili być obrażani. Kłótnia z nią też nie miała większego sensu, bo wątpił by Kristen zrozumiałą w końcu, że to ona się myliła, jeśli wystarczająco długo on upierałby się przy swoim. Kiedy jednak wycedziła, że to on był najgorszy ze wszystkich... zaczął się zastanawiać.
- Pewnie tak... - mruknął cicho, uświadamiając sobie, że może zawsze tak było. Że może dlatego nigdy nawet nie dostał szansy na adopcję i zwyczajną rodzinę. Nie był tak towarzyski i energiczny jak inne dzieciaki, zawsze wolał trzymać się na uboczu z jakąś książką czy szkicownikiem, niż próbować nawiązywać nowe znajomości. Gdyby wtedy nie szwendał się po mieście, nie kręcił się po przedmieściach między uliczkami, pewnie do niczego by nie doszło i nie skończyłby w tej sytuacji. Był głupi jak dziecko. Próbował zrzucać winę za całe swoje nieszczęście na okrutny los... a wychodziło na to, że sam był wszystkiemu winny. Powoli zaczynało to do niego docierać. Był złym... nawet już nie człowiekiem. Słusznie nazywała go potworem. Chyba faktycznie zasłużył na śmierć. Nie miał żadnego celu, ani sensu egzystencji, a bez niego byłoby zdecydowanie lepiej. Dla wszystkich. Był tylko jeden zasadniczy problem. Nie chciał umierać. Gdyby tak było... wystarczyło przecież, by wyszedł na słońce. Już dawno i bez większego trudu mógłby ukrócić swoje męki. Tylko, że przez własny egoizm pragnął żyć. Przecież dlatego opuścił dom dziecka przed ukończeniem szkoły i osiemnastu lat. Ale to już nie miało żadnego znaczenia, skoro i tak było za późno.
Skulił się i jeszcze bardziej wtulił się do ściany z malowidłem swojego pluszaka, czekając na nadejście nieuniknionego. Nie spodziewał się, że czarodziejka wcale nie poszła po swojego kolegę, który miałby go wykończyć. Zadrżał wystraszony, gdy usłyszał nagle jej głos. Czyli... to już... Jego koniec... Ale... Ona go broniła? Podniósł ostrożnie wzrok znad swoich ramion, otaczających kolana, a po chwili otworzył szerzej oczy, patrząc zdumiony w jej kierunku. Przecież nikogo z nią nie było. Do kogo ona mówiła? Przecież nie do niego! Nawet... rozejrzał się nerwowo, ale... Oprócz ich trójki nikogo tu więcej nie było. Czyżby mówiła do Lucky'ego? Wiedziała, że to tylko kiepski rysunek na rozwalającej się ścianie?
- Ja... chcę tylko żyć w spokoju. Z dala od wszystkiego i od wszystkich... Wtedy... nikt nas nie skrzywdzi... i ja... - wymamrotał jałowo, nie łudząc się nawet, że dziewczyna rzeczywiście mogłaby chcieć mu pomóc. To nie miało najmniejszego sensu. Znów się skulił chowając twarz w ramionach, zawieszając spojrzenie na swoim nadgarstku zawiniętym kawałkiem materiału z jej ubrania. Pachniał nią. Chyba płynem do prania. I jego krwią.
- Dlaczego... to robisz? - wychrypiał nie podnosząc na nią wzroku.
- Sama powiedziałaś, że jestem potworem... gorszym od innych. Zabijałem... I zraniłem cię, jak mi pomogłaś... Nie zasłużyłem na to by żyć... Więc... Dlaczego? - dodał ponawiając swoje pytanie, w ogóle jej nie rozumiejąc. Coś kombinowała? W co z nim pogrywała? Była... przecież taka wściekła na niego, gdy wyszła z budynku. Dlaczego nagle zmieniła zdanie? Nic z tego nie rozumiał.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySro 06 Mar 2024, 06:32

Fakt, nie rozumiała. Zupełnie nie rozumiała jak ktoś kogo inni gnebili może krzywdzili nie tylko psychicznie może robić teraz dokładnie to samo... Ba! Nawet gorzej! Bo przecież zabijał... Nie była popularna... Wręcz powiedziała by że jej ostatni rok był okropny, wiecznie słuchała kpin na swój temat gdy próbowała się czegoś uczyć na sali co głupszy ją zaczepiał. Raz nawet ją wyrzucili... Nie była jak Ginny ona pewnie zaczęła by się z nimi bić ale Kristen? I tak dobrze że skończyło się na siniakach bo Melvina składali ostatnio w szpitalnym. Mimo to nigdy, nie życzyła by tego losu nikomu. Nigdy nie chciała by żeby ktokolwiek bał się tak jak wtedy gdy znalazł ją Valkyon. Ten zgrzyt pazurów zapamięta do końca swojego życia. Dlatego gdy przyznał jej rację to nie miało znaczenia... Był potworem. Gdy wyszła... Trochę odetchnęła, przede wszystkim udało się jej wyjść z wspomnień o tamtej felwrnej nocy gdy straciła dawne życie. To nie do końca tak że zmieniła zdanie o nim. Przerażało ją to co robił... Jeżeli te całe anioły istniały naprawdę to chyba jeden nad nią mocno czuwał. Mogła przecież dziś zakończyć tu swoją historię. I może to jej pomogło podjąć decyzję... Chciał ją zabić ale nie zrobił tego z zimną krwią gdy nie mógł się na niej po żywić. Na samą myśl przechodziły ją ciarki. Prawie zrobiła krok do przodu gdy się skulił. Naprawdę beznadziejny z niej łowca... Łatwo przychodziło jej zapominanie że rozmawia z wampirem, nie człowiekiem. Gdy zadał jej pytanie o tuliła się ciaśniej jak by samo wspomnienie o ranie ją uaktywnił i bolała.
- Kiedy zostałam zaatakowana... Wtedy zanim znaleźli mnie łowcy zginęła moja rodzina. Byłam zbyt przerażona żeby zrobić cokolwiek. Nie uciekałam, nie broniłam siebie ani ich... Po prostu patrzyłam i płakałam. Jeśli jest szansa żebyś tego więcej nie robił i się tak nie czuł... To pomogę. - tym razem zrobiła ten krok wciąż mając słońce za plecami żeby w razie czego się wycofać.
- Proszę... Nie każ mi iść po nich... Możemy zmienić to jak żyjesz. Tylko... Tylko powiedz że chcesz, że nie będziesz więcej zabijał.
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySro 06 Mar 2024, 14:36

Nie był zbytnio przekonany co do szczerości jej intencji. Ba! Nie ufał jej i ciężko było mu uwierzyć w to, że naprawdę mogłaby coś zmienić w jego życiu. Nawet nie chodziło przy tym o to, że była łowcą. W końcu on nawet sobie nie ufał, a co dopiero innej osobie. Co z tego, że opatrzyła jego rany. Najpewniej był to zwykły przypadek. Manipulacja! Chociaż... prawdopodobnie nigdy by się na to nie zdecydowała, gdyby od razu wiedziała, że był potworem. Ale... jeśli tak... nie miało najmniejszego sensu to, że teraz wiedziała kim był, a wciąż próbowała mu "pomóc". Przekonać go, by przestał zabijać. Nie rozumiał tego.
"To podstęp. Jeśli przestaniesz zabijać, nie będziesz miał się jak bronić i znów staniesz się łatwą ofiarą. Zwłaszcza dla takiego 'dobrego' łowcy" - rzucił z pogardą głos w jego głowie.
To prawda... Wróci do punktu wyjścia, gdy wszyscy nim pomiatali i bawili się jego kosztem. Ale... czy wtedy traciłaby czas na to, by go przekonać, żeby przystał na jej propozycję? Gdyby zależało jej na pozbyciu się takiego potwora jak on... nie wahałaby się przecież i od razu pobiegłaby po swojego kumpla, prawda? Zwłaszcza jeśli nie była pewna swoich umiejętności, albo czułaby, że jest słabsza od przeciwnika. On by tak zrobił. Tylko, że jedyni kumple jakich ma... istnieją tylko w jego głowie. Wtedy... nie prosiłaby go, o to, by nie zmuszał jej do pójścia po tamtego łowcę. Przeszło mu przez myśl, że to nie z dobroci serca próbowała go nakłonić do przystania na jej propozycję, a dlatego, że uświadomiła sobie, że gdyby poszła po łowcę, to Vasco miałby rację, że każda żyjąca na świecie istota jest z natury zła. Nawet ona.
Bardzo długo milczał, pochłonięty myślami i wewnętrzną debatą z samym sobą, bawiąc się przy tym opatrunkiem z kawałka jej bluzki. Wyglądało jakby całkowicie odciął się od rzeczywistości i w ogóle jej nie słuchał, choć każde z jej słów do niego docierało i było dogłębnie przez niego analizowane. W ogóle przy tym na nią nie patrzył, poświęcając całą uwagę temu skrawkowi materiału. Chciał całym sercem wierzyć w to, że ona była taka sama jak inni. Problem tkwił jednak w tym... że była pierwszą osobą, której, zdawało mu się, tak bardzo zależało, by mu pomóc. Dawała mu prosty wybór. Jego życie, w zamian za to, że przestanie się bronić i walczyć... Wątpił by czekało go długie i szczęśliwe życie... ale skoro gwarantowało, by przeżyć najbliższych kilka godzin...
- Jeśli taka jest twoja cena... nie będę więcej zabijał... - powtórzył za nią bez cienia emocji. Wciąż na nią nie patrzył, ani też nie ruszył się z miejsca. A przynajmniej dopóki nie uświadomił sobie, że nieco skróciła dystans. Dopiero wtedy zaczął ją uważnie obserwować.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPią 08 Mar 2024, 06:20

Tak... Chociaż... Może? Trudno jej było w tej chwili myśleć co by zrobiła czy czego nie zrobiła wiedząc że jest kim jest. Z jednej strony... Ranny wampir cierpiał, trudno było przejść obok tego obojętnie, zbyt mocno przypominali ludzi. Z drugiej... Inaczej to wyglądało biorąc pod uwagę że dowiedziała się wcześniej czyje to zerowisko... Tropili go za morderstwa już jakiś czas a to oznaczało że niby martwy wampir nie zawahał by się zabić jej w innych okolicznościach. To... Była naprawdę przerażająca myśl. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że cały czas się trzęsła. Każda możliwa komórka odpowiadająca za zdrowy rozsądek krzyczała że powinna się wycofać i uciec i to idąc najlepiej tyłem żeby nie pokazywać mu pleców. Tyle że to wystraszone serduszko w tej chwili trzepoczące się jak ptak w klatce piersiowej uważało coś z goła innego. No i na szczęście dla Vasco... Miało większą siłę przebicia. Nie patrzyła na niego... Oczywiście nie mogła mieć pewności że słuchał, ale nie była na tyle odważna by na niego spojrzeć. Źle się z tym czuła... Znalazła właśnie kwiozercza bestie w znanym sobie terenie i grzecznie poprosiła by przestała być krwiożercza? Ale co jeszcze mogła zrobić? Naprawdę nie chciała patrzeć jak go zabiją... I tak... Nie uwolniła by się wtedy od tego... Że przecież miał rację w takim wypadku.
- pro... - naprawdę była gotowa go błagać o to... Zanim jednak wydusila z siebie kolejną próbę, odpowiedział.
Odpowiedział! Boże... Dawno jej tak nie ulżyło. Chyba w tej chwili najbardziej cieszył ją fakt, że jednak jej słuchał. Później doszła euforia bo się zgodził! Udało się! Naprawdę... Może to głupie... Ale po tym jednym zdaniu, czuła się trochę... Jak Valkyon który po raz pierwszy wyciągnął rękę do wampirów. Jak Jacob zawiazujący sojusz z Tenebris... Może nie zrobiła czegoś na tak dużą skalę ale w jakimś stopniu pokonała swoje uprzedzenia i może uda się zmienić dzięki temu czyjeś życie... A inne ocalić! Nie mogła powstrzymać uśmiechu chociaż gdy na nią spojrzał cofnęła się wystraszona. Jak by właśnie jej przypomniał że bezpieczne słońce zostało za nią. Wzięła głęboki wdech... I przyszedł strach. Teraz trzeba było wywiązać się z swojej części umowy. Z Tenebris rozmawiała jeden jedyny raz... I to za pomocą Jacoba. Okazało się że zaprosił ją na doczepkę nic nie mówiąc wampirzycy... Nie była zadowolona, chociaż z każdą minutą wydawała się... Bardzo ludzka i milsza. Przynajmniej dla niej! Jacobowi chyba chętnie skręciła by kark.
- Dziękuję... - zaczęła ostrożnie i rozejrzała się.
- Musimy cię stąd zabrać... Przed zmrokiem, bractwo wie że to twoje żerowisko, pewnie wrócą tu by je przeszukać czy aby nie wróciłeś. Poczekaj... Spróbuję zadzwonić. Pewnie... I tak będziesz słyszał.. - ostatnie dodała już w sumie bardziej do siebie niż do niego i zaczęła grzebać w torbie szukając telefonu. Zapisała sobie numer pod "Pijawka" w sumie... Patrząc przez pryzmat tego jak zaangażowała się w pomoc obcemu wampirowi... Żart faktycznie nie do końca na miejscu. Coraz bardziej rozumiała jednak Jacoba i jego... Sympatię do wampirzycy... Byli... Bardzo ludzcy, a Jacob miał jeden... Tzn miał całkiem sporo wad, ale chyba największą było jego upodobanie do kobiet. Pierwszy sygnał... Niic, drugi... Trzeci... Chciała się już rozłączyć gdy usłyszała w słuchawce głos wampirzycy: "Nie sądziłam że kiedyś jeszcze zadzwonisz, znów potrzebujesz próbek?". Drażniła ją... Fakt jak łatwo przychodziła jej ta rozmowa... Jak by były starymi koleżankami. Ale pewnie chodziło o coś innego i zdawała sobie nawet sprawe z tego o co.
- Dzień dobry... - Boże... Czemu czuła się tak głupio....
- Nie... Ja.... Dziękuję za tamte... Chodzi o to... - poprawiła nerwowo okulary na nosie i zerknęła na chłopaka pod ścianą.
- Potrzebuje pomocy... Ja... Cóż... Proszę, nie mów Jacobowi... - chwilę w telefonie panowała cisza aż padła krótka komenda "wyjdźcie", usłyszała dźwięk kilku krzeseł szurających po parkiecie po chwili jakieś trzaśniecie, chyba drzwi... Zanim zdarzyła się zastanowić głos wampirzycy znów rozległ się w telefonie. "Co się stało?"
- Wiem że to głupie... Ale, możesz po mnie przyjechać... Ja... Coś znalazłam.... Jestem w Downtown, na starym osiedlu. - tym razem nie czekała na odpowiedź.
"Co się dzieje? Co znalazłaś"
- Proszę... Jeśli ci powiem, nie przyjedziesz.... - to może było, głupie ale kobieta w telefonie zaśmiała się.
"Więc może nie powinnam?"
- Nie... Ale naprawdę potrzebuje pomocy, nikt po za tobą nie będzie w stanie pomóc. - chwilą ciszy.
" Dlaczego Jacob nie może wiedzieć? Czy Valkyon..."
- Nie. - przerwała kategorycznie.
- Nie... To po prostu sprawa do Ciebie... Zrozumiesz gdy przyjedziesz. - miała wrażenie że tym razem czekała wieki na odpowiedź.
Zupełnie jak dłużący się czas w oczekiwaniu na odpowiedź Vasco." Jestem w fabryce... Musisz dać mi chwilę" odpowiedział głos w słuchawce. Co prawda pierwsza myślą było "wiedziałam że fabryka nie przestała działać tylko pustostan jest jakąś przykrywką!" ale przede wszystkim jej ulżyło.
- Dziękuję... Wyjdę na drogę i pokieruje... - zaczęła ale tym razem VI jej przerwała "Nie trzeba, znajdę cie" i się rozłączyła. No taak... Super węch i te sprawy.
- Jest na obrzeżach miasta... Zaraz przyjedzie. Ona może Ci dać azyl...
Powrót do góry Go down
Vasco

Vasco

Liczba postów : 56
Punkty aktywności : 627
Data dołączenia : 01/12/2022

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptyPią 08 Mar 2024, 12:44

Słyszał to... doskonale słyszał to, jak bardzo się bała. Prawie tak jakby ktoś z całej siły walił w bęben tuż obok niego i to jeszcze podłączony do wzmacniaczy. A jednocześnie... przeplatał się z tym odgłos jego własnego serca. Tego samego, które nakazywało mu nie ufać dziewczynie i się nie ruszać, choć ani cień w którym się znajdował, ani ta ściana do której tak się przyciskał, nie dawały żadnej ochrony. Chciała pomóc... ale przecież był pewien, że i tak się nic nie zmieni. Z wyjątkiem tego... że znów nie będzie w stanie się bronić. Tak jak w sierocińcu.
"Jeszcze nie jest za późno by połamać jej kości i patrzeć jak to ona kuli się przed tobą, powoli umierając. Wystarczyłoby przeciąć jej struny głosowe, a nie byłaby w stanie nawet jęknąć. Ale... gdzie właściwie są struny głosowe? Cóż... najwyżej po prostu skończy z poderżniętym gardłem."
- Nie... obiecałem... - wychrypiał, ponownie chowając twarz w swoich ramionach, gdy... wszystko zaczęło się tak szybko dziać. Ona zaczęła do kogoś dzwonić...
"Świetnie! Teraz jest szansa. Nawet się nie zorientuje, co ją trafiło. Patrz, tam leży kawałek szkła. Wystarczy tylko po niego sięgnąć. Przecież doskonale wiesz, że jeśli nie ona, to ty."
Mimowolnie zerknął kątem oka na leżące obok szkło. Rzeczywiście... wystarczyłoby wyciągnąć po nie rękę... Ale wtedy znów musiałby uciekać. Znów musiałby zabijać. Znów się ukrywać... Wciąż, niezmiennie żyć w strachu. A nie miał już na to siły. Prawdą było, że jeśli nie ona... to kto inny go zabije. Przecież tak funkcjonował ten świat. Koty polowały na szczury i szczury zagryzały się wzajemnie. Uświadomił sobie nagle... że z tego telefonu nic dobrego dla niego nie wyniknie.
- Przestań... rozłącz się... - wymamrotał, ale niezbyt głośno, a tym bardziej wyraźnie. Czuł jakby ktoś ściskał jego gardło i z trudem był w stanie wydusić z siebie cokolwiek. Zresztą i tak było już za późno, kobieta po drugiej stronie się rozłączyła. To koniec.
Zaśmiał się, najpierw cicho, krótko, brzmiało trochę jakby dusił płacz, lecz zaraz znowu, głośniej i znowu, aż w końcu wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, wręcz obłąkańczym. Już się nie kulił. Wyprostował nogi i oparł się plecami i głową o ścianę.
- Miałeś rację Lucky. Przebiegła jest, choć nie wygląda - zwrócił się do malowidła z własnej krwi, nie przestając się śmiać.
- Świetnie to zaplanowałaś. Teraz będziesz miała czyste ręce i będziesz mogła dalej nawinie sobie wmawiać, że nigdy nic złego nie zrobiłaś, a jedynie pomagałaś - powiedział, tym razem do dziewczyny, nie spuszczając z niej wzroku swoich dwukolorowych oczu z czego to ciemniejsze, zaświeciło czerwienią. Przestał się przy tym śmiać.
- Jak myślisz, co według ciebie się stanie, gdy twoja przyjaciółka tu wparuje, zobaczy twoje rany na szyi i wyczuje świeżą krew? Nie, nie twoją - spojrzał w stronę gruzów, na które powoli zaczęły być zajmowane przez promienie słońca, a pośród których ukrył wcześniej ciała dzieciaków, zabitych, gdy Kristen leżała nieprzytomna.
- Trzy małe świnki przyszły do domu wyliniałego, słabego wilka, słysząc jego wołanie o pomoc i już z niego nie wyszły. Za to wilk miał siły, by móc stanąć na nogi, a nie się czołgać - wyjaśnił, dalej siedząc i nie ruszając się z miejsca. Gdyby zaprezentował i wstał na nogi, nadałoby to jego słowom lepszego efektu i rozwiałoby wątpliwości Kristen, co miał na myśli, ale... to nie było w jego stylu, bolała go noga i... chyba nie chciał bardziej straszyć dziewczyny.
- Nie zasłużyłem na pomoc... Zwłaszcza, że to przez takich jak ona jestem... potworem... - mruknął, spuszczając głowę.
- Lepiej idź, bo jeszcze tobie się oberwie - poradził jej, właściwie... tylko po to, by nie musiała być świadkiem tego, co się z nim stanie. By dalej mogła naiwnie żyć w swoim przeświadczeniu, że dobro istnieje.
Powrót do góry Go down
Kristen

Kristen

Liczba postów : 119
Punkty aktywności : 1286
Data dołączenia : 30/05/2021

Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  EmptySob 09 Mar 2024, 07:07

Tymczasem ona nie... Nie miała aż tak wyczulonego słuchu, po za tym... Ta rozmowa wbrew pozorom wiele ją kosztowała. Po pierwsze, nie miała pojęcia jak ubrać w słowa to co chciała przekazać, a żeby wampirza władczyni nie kazała jej po prostu spierdalać. Po drugie... Mimo że się cieszyła to magicznie nie sprawiło że się nie stresowała obecnością drapieżnika w pomieszczeniu. Z całych sił starała się nie zwracać na niego uwagi żeby nie czuł się źle z tym że na niego zerka. Boże... Naprawdę... Co się wydarzyło że dbała o bezpieczeństwo i dobre samopoczucie wampira? Gdy się rozłączyły a on zaczął się śmiać, prawie podskoczyła. Zupełnie nie rozumiała zwłaszcza gdy mówił do rysunku...
- Ja nie... - chciała się wytłumaczyć ale on mówił dalej.
- Przestań... To nie moja przyjaciółka... - próbowała chociaż zaprzeczyć, ale... Jego dalsze słowa znów ją poważnie zaniepokoiły.
Zasłoniła ranę na swojej szyi i spuściła wzrok. Przerażał ją.... Naprawdę ją przerażał. A to co mówił o zabitych... Nawet nie chciała spojrzeć na gruzy, miała wrażenie, że teraz cudownie zobaczy tam ciała wpatrzone w nią... Jak wtedy... Powinna posłuchać, uciec stąd do domu, zamknąć się w pokoju i nie myśleć o tym. Jeśli go prawda... Zginęli przez nią. To ona przecież za leczyła jego rany... Powinna odejść.
- Obiecałam... - szepnęła trzęsąc się przy tym, przede wszystkim z całych sił powstrzymując się od płaczu.
Co mogła zrobić żeby jej uwierzył? Naprawdę chciała przecież dobrze. Więc zrobiła dziś kolejną głupią rzecz... Miało się nie liczyć to co robił wcześniej tak? Prosiła żeby przestał zabijać... Nie znała go wcześniej... Nie może myśleć o potencjalnych trupach pod gruzem. Nie mogła... Po prostu nie mogła. Podeszła do niego i przyklękła tak jak wtedy gdy go opatrywała.
- Obiecałam że jeśli przestaniesz to ci pomogę... Nie pozwolę jej cie skrzywdzić. - wyjątkowo odważne słowa w jej ustach... Nie miała realnych szans w starciu z cxystokrwistą... Żadnych! Wierzyła po prostu że ją przekona. Spodziewała się że jeśli Vasco jej nie zaatakuje to spanikuje i będzie chciał się odsunąć od niej więc całą sobą zmusiła się do złapania w nadgarstku jego ręki i położeniu jej na swojej szyi... Po tym poluźniła chwyt chociaż nie cofnęła palców z nadgarstka wampira. Boże... Jak ona się trzęsła... Jeśli to przeżyje chyba połknie paczkę tabletek na uspokojenie.
- N... Nie... Nie zrobię ci krzywdy... Ona też nie... Jeśli chciałeś mnie oszukać... Nie zamierzasz przestać, a liczyłeś tylko że uda Ci się kupić trochę czasu i uciec na kolejne polowanie to proszę... - wolną drżącom ręką przesunęła swoją torebkę do niego... Boże zaraz padnie tu na zawał serca... Miała wrażenie jak by nawet ona je słyszała.
- Widziałeś gdzie mam telefon... Jeśli mnie zabijesz... - musiała wziąć kilka wydechów.
- Jeśli mnie zabijesz... Wystarczy że go weźmiesz... Wyślesz sms na ostatni wybierany numer i napiszesz jej że spotkamy się jednak gdzie indziej... Zrozumie jak się spotkamy czy coś takiego... To kupi ci czas do zmroku... Tylko co wtedy dalej? Bractwo znalazło cię raz... Znajdzie i drugi jeśli nie przestaniesz i nie znajdziesz schronienia odpowiedniego dla siebie....
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Stare osiedle mieszkalne  Empty
PisanieTemat: Re: Stare osiedle mieszkalne    Stare osiedle mieszkalne  Empty

Powrót do góry Go down
 

Stare osiedle mieszkalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Przedmieścia Venandi :: Obrzeża centrum: Downtown-