Wróciła do wsi grubo po północy. Pojawiła się z piskiem opon. Fakt, że udało jej się dojechać bez kolizji, można było nazwać sukcesem.
Zostawiła samochód w garażu, zabrała zakupy z bagażnika i udała się do domu. Po wejściu od razu powitał ją Biszkopt, tańcząc dookoła Maddy taniec radości. Kobieta zdjęła kurtkę, buty i postawiła siatki z zakupami na ziemi, żeby przywitać się ze zwierzęciem.
- No cześć, dupeczko.
Posmyrała go po karku. Wyjęła z torby zdobytą w lesie nogę łosia.
- Mam coś dla ciebie.
Zostawiła psa z nową zabawką, a sama udała się do kuchni, żeby zapełnić lodówkę zakupionymi produktami. Głównie stekami z kością, pakowanymi na styropianowych tackach. Gdy skończyła skierowała się do łazienki, potrzebowała prysznica, by pozbyć się zapachu i resztek upolowanego łosia z całego ciała. Ubranie także nadawało się do prania. Spędziła na tym jakieś pół godziny. Następnie, odziana w szlafrok, poszła do pracowni fotograficznej, żeby zrzucić zdjęcia z karty pamięci aparatu cyfrowego na twardy dysk swojego komputera. Jutro fotki miały się ukazać w regionalnej gazecie. Siadła przed monitorem i zajęła się robotą. Utworzyła trzy katalogi z najnowszymi zdjęciami. Ich tematyka była przeróżna. A to o przedstawieniu religijnym w miejscowym Zespole Szkół, a to o badaczach pingwinów, a to o gwieździe porno i jej wyznaniach...
Podobno każde miasto miało takie brukowce, na jakie zasługiwało, a Venandi nie było pod tym względem wyjątkiem. To było dziwne miejsce. Fotoreporterka wyłączyła urządzenia. Przeciągnęła się, przetarła oczy. Miała dosyć wrażeń jak na jedną noc, a skoro była najedzona, od razu poszła do łóżka. Gdy tylko śniegowe chmury przesłoniły ogromną tej nocy tarczę księżyca, usnęła snem twardym. Bez snów.
[zt]