a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Blok nr 6, m. 55


 

 Blok nr 6, m. 55

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Jack

Jack

Liczba postów : 27
Punkty aktywności : 1038
Data dołączenia : 14/08/2021

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyNie 17 Paź 2021, 01:54

Blok nr 6, m. 55 21686410

Mieszkanie Jacka mieści się na ostatnim piętrze niezbyt imponującego budynku gdzieś na obrzeżach centrum. Budynek nie jest wysoki, więc do mieszkania na poddaszu można dostać się z zewnętrznej klatki schodowej, która jest niczym innym, jak metalową konstrukcją z krat i stalowych belek, na której zimą bardzo łatwo złamać nogę. Mimo to Jack najczęściej wchodzi do domu właśnie tą drogą - dzięki temu nie spotyka nikogo po drodze.

Poddasze mieści tylko jedną kawalerkę - pozostałe miejsce oddane jest pod pomieszczenia techniczne i komórki, więc Jack na ostatnim piętrze mieszka sam. W lato jest tam niewyobrażalnie gorąco, w zimę zaś bardzo zimno; niski czynsz w zasadzie równa się z normalnym przez opłaty związane z ogrzewaniem i klimatyzacją.

Jack zdecydowanie nie jest pedantem; maleńki pokój, w którym mieszka, zdobią poprzyklejane do ścian plakaty, zdjęcia i wycinki, pościel na łóżku jest w wiecznym nieładzie, a podłoga usiana jest częściami garderoby, kartkami i kablami. Pod ścianą stoi keyboard oraz gitara elektryczna z piecykiem. Ubrania wiszą na otwartym wieszaku, przywalone stertą założonych już raz koszulek i spodni, z którymi nie wiadomo, co zrobić; nie są dość brudne, by wrzucić je do prania, ale głupio powiesić je z powrotem. Dwie lub trzy pary butów walają się pod wieszakiem.

Mały aneks kuchenny utrzymany jest za to we względnej czystości: brak tam nieumytych naczyń i resztek jedzenia, ale mikrofalówka i palnik widziały już lepsze czasy. W mieszkaniu są tylko dwie pary drzwi: wejściowe oraz te, które prowadzą do łazienki. Na niewielkiej przestrzeni upchany jest zlew, ubikacja oraz prysznic, ale nie sposób zrobić tam choć jednego kroku, można się jedynie obrócić.

Na parapecie stoi jedyna żywa rzecz: sadzonka sansewierii, o którą lokator najwyraźniej bardzo dba.


Ostatnio zmieniony przez Jack dnia Nie 05 Gru 2021, 23:03, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Martin
Spoiled Rotten
Martin

Liczba postów : 66
Punkty aktywności : 1766
Data dołączenia : 02/12/2019

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyNie 17 Paź 2021, 02:22

Martin szedł ulicą, sprawdzając na mapie w telefonie dokładny adres mieszkania Jacka. Zapisał go sobie dawno temu z myślą o takich właśnie sytuacjach - lubił zresztą kolekcjonować takie informacje, bo często okazywały się niezwykle przydatne w manipulacji, szantażu i ratowaniu własnej dupy. Tym razem jednak zmierzał do kawalerki na poddaszu w zupełnie innym celu, jako że jej lokator przebywał obecnie w szpitalu. Martin uznał, że wydarzenia poprzedniej nocy należy jak najszybciej zabezpieczyć, a ewentualne pożary ugasić, dlatego też wszystkie rzeczy związane z kontrolowaniem szkód chciał zrealizować naraz, by więcej nie pojawiać się w okolicy, która mogła rzucić na niego podejrzenie. Zacisnął szczękę ze złością - nie był w dobrym humorze.

Najbardziej w tym wszystkim chyba irytowało go to, że zaraz skończą mu się zadania do zrobienia i będzie musiał odezwać się w końcu do Williama. Najchętniej przedłużałby tę chwilę w nieskończoność, by trzymać go w niepewności, ale wiedział, że to niebezpieczne - psychiatra bywał nieprzewidywalny, szczególnie w sytuacjach wysokiego stresu, gdy kompletnie nie pamiętał, co wczoraj zrobił. Martin był jego jedyną drogą, by dowiedzieć się, co się tak naprawdę wydarzyło, i nie zamierzał odpuścić dopóty, dopóki nie dostanie odpowiedzi.

Ponura sylwetka budynku Jacka wyłoniła się na horyzoncie po jakichś 10 minutach marszu. Blondyn nie spotkał po drodze zbyt wielu ludzi, nikt też nie zwrócił na niego szczególnej uwagi, bo bardzo starał się wtopić w tłum. Nigdy wcześniej nie odwiedzał Jacka w jego miejscu zamieszkania, nie był zatem pewien, gdzie znajduje się mieszkanie nr 55. Sprawa jednak szybko się rozwiązała, gdy przeczytał spis lokali przy domofonie - 55 górowało na szczycie listy. Wpatrując się w małe, sufitowe skrzydło okienne Martin okrążył budynek i znalazł metalową klatkę schodową. Wspiął się po niej bezszelestnie (co nie było proste nawet dla wampira) i stanął przed obdrapanymi drzwiami z krzywo przywieszonym numerem 55. Rozejrzał się - wokół nie było nikogo. Pogrzebał chwilę w kieszeni i wyjął klucz, który dawno temu dał mu Jack wraz z adresem mieszkania. Na szczęście pasował jak ulał - drzwi ustąpiły pod lekkim naporem.

W środku było ciemno i duszno. Martin zdecydował się nie zapalać światła, by nie przykuwać uwagi z ulicy - wszystko byłoby widać przez sufitowy świetlik, dobrze zresztą widział w ciemnościach. Wyjął przygotowaną zawczasu kopertę z pieniędzmi z wewnętrznej kieszeni i położył ją w widocznym miejscu na łóżku, na wierzchu kładąc napisany w kawiarni krótki list. Wiedział, że z powodu kontuzji Jack nie będzie mógł wykonywać żadnej pracy przez długi, długi czas, zapewnił mu zatem środki do przeżycia przynajmniej na jakąś chwilę. Obrzucił całość dłuższym spojrzeniem, po czym westchnął i opadł ciężko na najbliższe krzesło, stojące w księżycowej plamie.

I co teraz? Czy Jack w ogóle z tego wyjdzie? Jeśli tak - czy coś powie policji, będzie chciał się zemścić, czy pozostanie lojalny? Martina po raz kolejny zirytowało, że to on musiał kontrolować szkody i biegać pieszo po mieście, przejmując się, czy chłopak z przegryzioną ręką nie wyzionie przypadkiem ducha, a potem nie zacznie zeznawać przeciwko nim. To powinna być robota Williama, do cholery! Blondyn ze złością wyjął z płaszcza telefon, wiedząc, że nadszedł moment konfrontacji. Wykręcił jego numer i przystawił telefon do ucha, wlepiając wzrok w lustro wiszące naprzeciwko. Jak na siebie, nie wyglądał najlepiej. Usłyszał tylko dwa sygnały, zanim William odebrał.
Powrót do góry Go down
Martin
Spoiled Rotten
Martin

Liczba postów : 66
Punkty aktywności : 1766
Data dołączenia : 02/12/2019

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyPon 18 Paź 2021, 02:10

-Martin. Podjedź do mojego gabinetu. Musimy pogadać.

Blondyn prychnął i zacisnął pięść.

- Niedopowiedzenie tysiąclecia, kurwa mać - Rzucił jadowicie w słuchawkę i rozłączył się, nie czekając na dalsze wyjaśnienia. Jeśli tamten coś na to odpowiedział, jego wypowiedź została bezczelnie przerwana. Martin cisnął ze złością telefonem przed siebie; miał szczęście, bo aparat odbił się od ściany i upadł na łóżko ekranem do dołu. Zwykle takie impulsywne zachowanie kończyło się totalnym zdezelowaniem sprzętu, więc wymieniał telefony średnio raz na dwa, trzy miesiące - miał choleryczny charakter i wybuchał równie łatwo, co się uspokajał. Tym razem jednak był wściekły, a uczucie to narastało z każdą sekundą, obudzone i wzmocnione przez rozmowę z psychiatrą. Martin wydał z siebie zduszony jęk frustracji, po czym zamaszyście wstał, zgarnął telefon z łóżka i wyszedł, siłą woli powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Biegał dziś od drzwi do drzwi jak jakiś pierdolony chłopiec na posyłki!

Zt. Kont.
Powrót do góry Go down
Jack

Jack

Liczba postów : 27
Punkty aktywności : 1038
Data dołączenia : 14/08/2021

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptySob 06 Lis 2021, 02:28

Taksówka zajechała pod niski budynek. Jack zapłacił odliczoną kwotę, wysiadł i zaczął wspinać się po metalowej klatce schodowej na piętro, stając przed znanymi mu odrapanymi drzwiami. Natychmiast złapał go w żołądku skurcz, gdy zdał sobie sprawę, że nie wiedział, czy w ogóle ma klucze; nie pamiętał, co działo się miesiąc temu i czy przypadkiem nie zgubił ich po drodze. Miał na sobie zupełnie nowe ubranie (stare zostało zniszczone podczas operacji), a w środku rzeczy, które zostawił w szpitalnej przechowalni. Grzebał przez chwilę ręką w kieszeni spodni i po paru chwilach znalazł dwa klucze na kółku, wygrzebując je spomiędzy pomiętych paragonów, poplątanych słuchawek i zagubionych monet. Drzwi, jak zawsze, ustąpiły pod lekkim naporem.

W środku było bardzo duszno; gdy ostatnio stąd wychodził, zamknął szczelnie okna, bo padał deszcz. W zakurzonym, stęchłym powietrzu rozpoznał jednak jeszcze jedną nutę: zapach znajomych perfum. Zszokowało go to. On tu był? Kiedy? Jack zapalił światło i jego uwagę momentalnie przykuła kartka papieru, leżąca na łóżku. Rzucił klucze na parapet i usiadł na łóżku, biorąc do ręki list.

Jack,

mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. Nie kontaktowałem się z Tobą do tej pory, bo tak było bezpieczniej. Obaj dobrze wiemy, kto stoi za tym całym bałaganem - i jeśli mam być szczery, jestem przerażony. Nie ufam mu. Nie po tym, co zaszło. Boję się nie tylko o swoje, ale też o Twoje życie. Jesteś teraz jedyną osobą, na której mogę polegać i której mogę zaufać, i tęsknię za Tobą. Bardzo chciałbym się z Tobą zobaczyć, gdy dojdziesz trochę do siebie - jeśli masz ochotę, odezwij się do Liama i coś ustalimy. Przez proxy jest bezpieczniej.

Starałem się zadbać o wszystko - jeśli jednak czegoś potrzebujesz, daj znać. Na łóżku znajdziesz kopertę - korzystaj i odpoczywaj.

-M



Jack przestał czytać mniej więcej na poziomie: "Jesteś jedyną osobą, której mogę ufać". Jego oczy skakały od tego zdania do następnego: "Tęsknię za Tobą". Tęsknił za nim? Zostawił mu list, specjalnie po to tu przyszedł w jego nieobecność? Jack uświadomił sobie po paru chwilach, że zrobiło mu się gorąco. Miał naraz tyle myśli, że nie mógł się na niczym skupić i w rezultacie miał pustkę w głowie. Jedno było jednak pewne: Martin zrobił to wszystko dla niego, a nie musiał. I sam czuł się zagrożony, ale nie mógł nic z tym zrobić. Gdzieś w środku Jack poczuł, że ta cała sytuacja była jak jakiś dziwny rytuał przejścia, który w niewyjaśniony sposób zbliżył go do blondyna. I choć wolałby, żeby stało się to inaczej - na przykład bez spędzenia miesiąca w szpitalu - nagle było mu zdecydowanie łatwiej znosić beznadziejną sytuację, w której się znalazł.

Przeczytał list jeszcze parę razy i zajrzał w końcu do koperty, która była pod spodem. W środku była tak ogromna ilość pieniędzy w gotówce, jakiej nigdy nie widział na oczy; wyjął pliki banknotów, przyglądając im się tępo. Wyglądały jak pieniądze z Monopoly, a przynajmniej zdawały się być równie zabawkowe. Schował tę małą fortunę z powrotem do koperty i wsadził ją do szuflady, po czym rozejrzał się po mieszkaniu.

Jego ukochana sansewieria była martwa; miesiąc bez świeżego powietrza i podlewania zrobił swoje. Zrobiło mu się na ten widok bardzo przykro, ale szybko pozbył się uschniętej roślinki, by nie przypominała mu o upływie czasu. Zamówił przez telefon pizzę i odpalił laptopa, pisząc maila do Liama, do którego nie miał numeru. Był to znajomy Martina, którego przypadkowo kiedyś poznał, a który w tej chwili miał posłużyć jako komunikacja pomiędzy nimi. Jack nie do końca wiedział, jak ma się do niego wobec tego odnosić (i czy ten w ogóle go pamięta!), ale w końcu sklecił neutralnie brzmiącą wiadomość z propozycją spotkania w weekend. Z bijącym sercem kliknął "wyślij", zastanawiając się, czy to faktycznie możliwe, że w sobotę zobaczy się z blondynem. I co mu niby powie? Że ładnie wyglądał w sukience? Jack parsknął. - Debil - Rzucił sam do siebie.

Parę godzin później leżał już w łóżku, słuchając muzyki i wpatrując się w plakaty nad głową w zamyśleniu. Dużo czasu poświęcił na gdybanie odnośnie weekendowego spotkania, ale gdzieś z tyłu głowy rósł niepokój. Coś go gryzło od wewnątrz; sięgnął po rzucone na podłogę spodnie, wyjmując ze środka wizytówkę. Dr Esna Merigold, pod spodem telefon. Wizytówka była bardzo oszczędna i dużo mówiła o właścicielce. Jack przygryzł wargę, przypominając sobie o złożonej w sali obietnicy, że zadzwoni. Ale po co? Przecież wcisnął policji kit i zamknął sprawę na kolanie. Jack podejrzewał, że Esna dobrze wiedziała, kto stał za sprawą jego dziwacznych obrażeń. Może chciała mu coś zasugerować między wierszami...?

Chłopak przypomniał sobie, choć z trudem, o dziwnym spotkaniu, które miało miejsce parę miesięcy temu w jego barze. Do tej pory niewiele o nim myślał, bo kompletnie go wtedy nie zrozumiał, ale teraz elementy zaczęły układać się w całość. Pracował wtedy na sali w t-shircie, a na rękach dobrze było widać ślady po ugryzieniu (kota, oczywiście). Zagadała go wtedy kobieta, która przyglądała mu się od jakiegoś czasu; podeszła do niego i prawie szeptem rzuciła, że gdyby potrzebował pomocy, warto odwiedzić koło łowieckie. Szybko zniknęła, nawet nie zdążył jej się przyjrzeć.

Cała ta sytuacja wydawała mu się do tej pory całkowicie bez sensu i nie umiał dojść do tego, co było przyczyną. Teraz zdał sobie sprawę, że cokolwiek ta kobieta nie wiedziała, na pewno zorientowała się, z kim zadawał się Jack. "Gdybyś potrzebował pomocy..." Oczywiście, że potrzebował pomocy. I ochrony. Ale nie chciał więcej narażać Martina. Być może Esna sugerowała mu dokładnie to samo, co tajemnicza kobieta w barze. Ale koło łowieckie? To tam, gdzie starzy milionerzy strzelali do kaczek za gruby hajs? Przecież to bez sensu. Jack obrócił się na drugi bok z jękiem bólu, gdy dała o sobie znać ręka. W jego wyobraźni znów pojawiła się surowa twarz Esny, patrząca na niego z dezaprobatą. No dobra, jutro się tym zajmie... Nie zaszkodzi zobaczyć. Najwyżej stamtąd pójdzie... Prawda?

Powrót do góry Go down
Uzu

Uzu

Liczba postów : 24
Punkty aktywności : 918
Data dołączenia : 18/12/2021
Age : 20

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyNie 20 Mar 2022, 19:03

[z tematu Pokój Uzu]

Jazda łowcy pozostawiała trochę do życzenia. Nieczęsto zdarzało mu się jechać większym pojazdem niż samochód osobowy, ale starał się jak mógł nie wyłaniać z natłoku mijanych innych środków transportu. Raz czy dwa razy zdarzyło mu się przejechać na czerwonym, nieco jeździł od krawężnika do środka jezdni, nie mniej nie stworzył większych kłopotów na drodze. Może poniekąd przypominała ta jazda prawdziwych fachowców do przeprowadzek po którymś piwku, więc nie wzbudzał większych zainteresowań. Kiedy więc łowca skupiał się na jeździe, próbował wsłuchać się w rozmowę towarzyszy, aby przynajmniej być na bieżąco z informacjami. W każdym razie jeśli Jack podał odpowiedni adres, to w tamtą stronę zmierzali.
A co działo się po trzeciej stronie umysłu Uzu, co także mogło mieć wpływ na styl jazdy? Musiał przemyśleć strategię, bowiem może okazać się, że to Japończyk powinien iść przodem i upewnić się, że mieszkanie poszkodowanego jest czyste i pozbawione nieproszonego gościa. Cholera, naprawdę zaczynał się niepokoić, że wyjdzie to wszystko tak amatorsko, że narażą nie tylko życie Jacka, ale i swoje własne. Nie może do tego dopuścić! Miał przy sobie shurikeny i pistolet z tłumikiem ze srebrnymi pociskami, ale niestety katanę musiał zostawić, bowiem za bardzo rzucałby się w oczy jako chłopak od przeprowadzek. Chociaż Uzu nie chciał wypaść ze swojej roli.
Powrót do góry Go down
Jack

Jack

Liczba postów : 27
Punkty aktywności : 1038
Data dołączenia : 14/08/2021

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyCzw 24 Mar 2022, 02:09

Jack nie do końca rozumiał, co się dzieje - ale też nie drążył. Było mu już wszystko jedno, przecież rozpoczął proces, którego nie był w stanie zatrzymać. Czas na wahanie już minął. Siedział teraz w samochodzie, opierając głowę o szybę, wyglądając smętnie za okno i zastanawiając się, co będzie dalej. Przeczeka całą sprawę w posiadłości za miastem, i... No właśnie. "Całą sprawę"? Więc co dokładnie się stanie? Do czego byli zdolni ci ludzie? Nawet nie wiedzą, kogo szukają, i Jack im w tym nie pomagał. Przygryzł wargę. I tak wszystko już zaszło za daleko... Zerknął ukosem na Uzu, siedzącego za kierownicą i skupionego na drodze. Rzucił okiem również w lusterko, obserwując Franza na tylnym siedzeniu, pogrążonego w zamyśleniu. Wziął głęboki oddech, westchnął ciężko i zaczął:

- Tam, w mieszkaniu... Nic tam na nas nie czeka... Tak myślę. Sprawca... Nie sądzę, żeby pojawił się w dzień. Działa sam, w pojedynkę. - Jego głos był cichy i lekko drżący, więc Jack odchrząknął, by dodać sobie odwagi.
- To... Ecchh... - Zacisnął oczy i przygryzł na chwilę wargę, po czym kontynuował: - ...To doktor Eszer. William Eszer. Psychiatra.

Gdy imię i nazwisko wampira opuściło jego usta, poczuł pustkę. Nie ulgę, nie strach, nie panikę - pustkę. Wydało się. To koniec. Nie do końca był pewien, czym konkretnie to poskutkuje, ale jedno było pewne: ktoś zginie. Zerknął znów w lusterko, a później na kierowcę i przełknął ślinę; ściśnięte gardło zabolało. Miał nadzieję, że nie będą to oni. Z trudem odegnał od siebie myśl, że powinien to być on.

- P-poznałem go przez przypadek... Nawet nie wiem, jak to się stało, ale jakimś cudem zacząłem dla ni... - urwał w połowie zdania, czując uderzenie gorąca, a następnie falę zimnego potu; na ułamek sekundy zmroziło go przerażenie. Mało brakowało, a powiedziałby "nich". To ostatnie, czego chciał: by łowcy dowiedzieli się, że w sprawę zamieszany jest jeszcze ktoś. I to ktoś podobny do Williama, ktoś, kogo łowcy chętnie również wzięliby na celownik.

Zawieszenie głosu trwało bardzo krótko; na tyle, by móc uznać, że Jack zająknął się w stresie. Ktoś bardziej wyczulony mógł jednak rozpoznać, że chłopak próbował zamaskować informację, którą nie chciał się dzielić. -...Dla niego pracować. Takie tam... Robiłem wszystko, czego on nie mógł załatwić w dzień. Nic specjalnego, kilka telefonów, nadzorowanie prac. Dobrze płacił - mruknął na koniec, jakby argument o korzyściach materialnych miał przekonać łowców, że praca w posiadłości wampira to była zupełnie normalna rzecz, o ile była zyskowna. Jack skurczył się w sobie, chowając głowę w ramiona; kołnierz kurtki zakrył mu brodę i usta. - Wszystko było ok, aż mu po prostu nie odbiło. Rzucił się na mnie, więcej nie pamiętam.

Było to oczywiste kłamstwo z pominięciem bardzo wielu ważnych szczegółów, na przykład takiego, że to Jack pierwszy zaatakował. Nie chciał jednak wykładać wszystkich kart na stół, bo tylko tak mógł ochronić tożsamość trzeciego uczestnika tych wydarzeń. Zresztą - co to za różnica? Jeśli planowali go zabić, to czy naprawdę miało to takie wielkie znaczenie? Przecież nie będą trzymać go na muszce i mówić: "Proszę, pan pierwszy, żeby było sprawiedliwie, bo ostatnio to Jack zaczął". Parsknął krótko, rozbawiony absurdalnością tej myśli.

Przypomniał sobie, że jeszcze w pokoju Uzu zawibrował mu telefon. Wyjął go z kieszeni i zerknął na ekran, widząc maila od Liama. Na moment poczuł ścisk w żołądku - kompletnie zapomniał o tym, że przecież umawiał się z Martinem na jutro. Było to teraz absolutnie niemożliwe, a w szczególności nie, kiedy Jack uruchomił pułapkę w jego własnym domu. Łowcy zaczęli coś mówić, ale Jack nie słuchał. Z roztargnieniem stukał w ekran telefonu, pisząc nieskładnego maila o tym, że spotkanie nie może dojść do skutku. Próbował zawrzeć w nim zawoalowaną informację o tym, że stało się coś bardzo złego, i że będą musieli o tym porozmawiać jak najszybciej. Obiecał, że odezwie się, gdy tylko będzie mógł. Klikając "wyślij" czuł, jak robi mu się niedobrze, a głowa znów wybucha pulsującym bólem...
Powrót do góry Go down
Franz
Galancik
Franz

Liczba postów : 63
Punkty aktywności : 1328
Data dołączenia : 25/12/2020

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyNie 27 Mar 2022, 18:40

No dobrze... no więc, a więc, otóż niestety przegenialny plan się nie powiódł. Franza aż zdziwiła determinacja i brak wahania Jacka w decyzji, żeby pójść do siebie po rzeczy. Mężczyzna spojrzał na niego tak dość badawczo, ale potem przetworzył informacje, wzruszył ramionami i zaczął się zbierać. Odstawił wodę na najbliższą półkę - nie miał pojęcia, czy Uzu się nie zirytuje na koncepcję czarodzieja krzątającego mu się po kuchni i myjącego naczynia po sobie. Na mruknięcie Hewletta o problemach tymczasem odpowiedział już głośniej:
- Jakie by to problemy nie były: na spokojnie możesz tu się podzielić. Nie jesteś w otoczeniu, w którym ktokolwiek cię będzie oceniał.
Oni tu byli od zapewnienia mu bezpieczeństwa. Puścił wesoło oczko do rudego.
- My tu tylko występujemy jako prywatna ochrona.

Prywatna ochrona, której fantastycznym popisem profesjonalizmu była jazda Uzu. Japończyk miał wymalowany perfekcyjny spokój i opanowanie na twarzy, kiedy toczył się od krawężnika do pasa, pilnując lusterek, kiedy trzeba było pilnować świateł, i na odwrót. Franz nie zdradzał po sobie niepokoju, ale jakoś tak dość mocno trzymał się wieszaczka przy drzwiach, jednocześnie kiwając w skupieniu głową na to, co Jack mówił o swoim oprawcy.
William Eszer. Trzeba zapamiętać, bo na razie nazwisko nic mu nie mówiło.
- Psychiatra. Heh, lekki klimat Hannibala Lectera, co? - zarzucił nieśmieszny dowcip. - Też się tak zaczesuje do tyłu?
Jack powoli kontynuował, otwierał się ewidentnie z oporem. Nie zdradził też przebiegu spotkania, ale powiedział coś diablo istotnego: wampir nie mógł wychodzić na słońce. No tak! To była fantastyczna sprawa, wampir bez Chrztu Ognia ułatwiał im sprawę niesamowicie! Moore powstrzymał szeroki uśmiech, kiedy to usłyszał, a jedynie kiwnął głową i odparł pytaniem:
- Czy ten Eszer ma kogoś, kto mógłby mu teraz pomagać w zatuszowaniu sprawy, albo chociaż wie o incydencie? Widzisz, my tu z tobą jedziemy bo jest podejrzenie, że ktoś mógłby tam na ciebie czekać.
Zerknął na Uzu.
- Ale jak będziemy tylko przeciwko jednemu wampirowi, to może nawet nasz duet wystarczy!
Zaśmiał się ze swojego dowcipu.

Dojechali na miejsce. Franz wyskoczył z auta miękko i sprężyście, ale po wylądowaniu na chodniku upewnił się, że pistolet miał w odpowiednim miejscu. Poklepał, dla upewnienia się, kieszeń spodni, w której miał runy.
- Dobra - rzucił do Jacka. - Torba, rzeczy, sprężamy się. Uzu, pójdziesz przodem? Ja ubezpieczam tyły a tak w ogóle to nic się nie dzieje, jesteśmy spokojni jak w każdy normalny dzień. Sąsiedzi cię znają, czy raczej nie wyjdą naprzeciw?
To pytanie było już do rudowłosego.
Powrót do góry Go down
Hekate

Hekate

Liczba postów : 13
Punkty aktywności : 1171
Data dołączenia : 08/03/2021

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyCzw 02 Cze 2022, 13:57

Uzu, wciąż za kierownicą pickupa i z włączonym silnikiem, pokręcił głową na pytanie Franza. Notes, który służył mu do porozumiewania się aktualnie znajdował się w tylnej kieszeni jeansów, więc nie mógł mu szczegółowo wyjaśnić o co chodzi. Ze zbolałą miną pokazał więc palcem na wielki znak w czerwonej obramówce: zakaz zatrzymywania się. Japończyk chyba obawiał się interwencji straży miejskiej. Poczekał więc, jak łowca z Jackiem wysiądą z samochodu, sam zaś odjechał z osiedla z zamiarem poszukiwania miejsca do parkowania. Nie było proste panować pojazdem o takich gabarytach na drodze wewnętrznej, ale Uzu starał się jak mógł. Dziwnym trafem, drogi w Tokyo wydawały mu się o wiele szersze i lepiej oznaczone niż w Stanach. Planował dołączyć do Franza gdy już upora się z parkowaniem, ale nie zapowiadało się, żeby prędko to nastąpiło. W czwartek wieczór było tu bardzo ciasno.

Dwójka mężczyzn została sama pod klatką schodową prowadzącą do mieszkania Jacka.


Amor fati
Powrót do góry Go down
Jack

Jack

Liczba postów : 27
Punkty aktywności : 1038
Data dołączenia : 14/08/2021

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptyPią 03 Cze 2022, 03:25

Gdy zostali wysadzeni przez Uzu pod budynkiem, Jack rozejrzał się, przygryzając wargę. Wciąż rozpamiętywał w głowie maila od Liama, którego dostał przed chwilą i zastanawiał się, czy dobrze zrobił, odpisując w taki sposób. Franz coś do niego powiedział, ale nie usłyszał za pierwszym razem, zbyt pogrążony w swoich myślach, więc poprosił o powtórzenie.

– Nie wiem, może kojarzą mnie z widzenia... Mam osobne wejście do mieszkania i raczej nikogo nie spotykam – mruknął w odpowiedzi, otwierając zardzewiałą furtkę i prowadząc blondyna w kierunku surowej, metalowej klatki schodowej, przyklejonej do boku budynku. Przypomniał sobie, że w aucie Franz spytał go o coś jeszcze.

– Nie, nie ma nikogo, kto mógłby mu pomagać. – Gdy to mówił, głos Jacka stał się bardzo cichy. Było to jawne kłamstwo, więc nie chciał się zdradzać, mówiąc głośniej. – Nikt na mnie nie czeka – dodał obojętnym tonem, ale zabrzmiało to bardzo smutno. Taka była prawda: gdy zniknął na miesiąc, dostał jedynie telefon od szefa z baru z pytaniem, gdzie jest i czy wszystko w porządku. Odezwali się też do niego koledzy z zespołu; nikt jednak nie drążył tematu. Być może winny był temu fakt, że Jack nie zdradził, że trafił do szpitala – nie chciał ściągać podejrzeń i wścibskich spojrzeń i zamierzał wytłumaczyć rękę na temblaku wypadkiem motocyklowym. Tak, to była prawda – nikt na niego nie czekał. Oprócz Martina. Ale wiedział, że teraz go tam nie będzie.

Poszli schodami w górę, zatrzymując się na pierwszym piętrze przed odrapanymi drzwiami, Jack wsadził zdrową rękę do kieszeni i zaczął szukać kluczy, które znów zaplątały się w słuchawki i pomięte paragony. Otworzył mieszkanie; wszystko było po staremu. Pusta doniczka po sansewierii na parapecie, rozrzucona pościel, niedomknięty laptop. Przypadkowo zostawił zapalone światło w łazience.
Powrót do góry Go down
Franz
Galancik
Franz

Liczba postów : 63
Punkty aktywności : 1328
Data dołączenia : 25/12/2020

Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 EmptySob 09 Lip 2022, 14:08

Franz kiwnął lekko głową raz, drugi, na deklarację Jacka. Ok.
- To lepiej, żeby cię nie zobaczyli - odparł od razu. Wampir mógłby spokojnie jakiegoś sąsiada zdominować i spytać grzecznie o to, kiedy młody mężczyzna przyszedł do swojego mieszkania, ile tam przebywał, i z kim je opuszczał. Dlatego, kiedy Hewlett szukał kluczy, Moore wzrokiem wodził po korytarzach i nasłuchiwał kroków lub dźwięku otwieranych, czy zamykanych drzwi. Jeśli ktoś miałby schodzić, lepiej żeby się znaleźli w mieszkaniu dość prędko.
Na jego nieszczęście Jack był raczej opieszały. Nie było jednak sensu go popędzać: był wystarczająco zestresowany, a to, że krwiopijca się dowie, że był zabrać rzeczy, to jeszcze nie koniec świata. Chociaż fakt, mogło to nielekko skomplikować sprawy, przynajmniej na razie prawdopodobnie wampir nie miał pojęcia, że jego niedoszła ofiara wylądowała u łowców.
Na dodatek u Czarodzieja, który na tym etapie słowa Valkyona o sojuszu traktował już bardziej jak przekleństwo, niż cokolwiek innego.

Zamknął za nimi drzwi, wyciągnął pistolet i gestem pokazał chłopakowi, żeby na chwilę się zatrzymał. Przejrzał potem wszystkie pomieszczenia, szukając czegokolwiek podejrzanego. Nic nie znalazłszy, odetchnął cicho i wrócił do salonu.
- Pytanie na wstępie: jesteś w stanie stwierdzić, czy ktoś tu był od twojej ostatniej wizyty? Coś zostało przestawione, są jakieś ślady cudzej obecności?
Sam zaczął oglądać salon pod tym kątem, ale co mógł wyhaczyć? Na pierwszy rzut oka jakichś wyraźnych śladów, czy to zniszczonych rzeczy, czy rozgrzebanych do przesady rzeczy, nie widział. Musiał tu więc polegać na poszkodowanym. Po otrzymaniu odpowiedzi więc - jak mniemał negatywnej - po prostu zabezpieczał okolice drzwi.
- Od zewnątrz pada słońce, więc nie będzie za bardzo widać kto jest w środku, więc polecam nie zapalać światła i raczej do okien nie podchodzić - rzucił jeszcze. A potem wrócił do zabezpieczania drzwi.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Blok nr 6, m. 55 Empty
PisanieTemat: Re: Blok nr 6, m. 55   Blok nr 6, m. 55 Empty

Powrót do góry Go down
 

Blok nr 6, m. 55

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Blok 3 m. 13
» Blok 280, m. 50
» Blok 2 m. 16
» Blok 13 m. 26
» Blok 2/ 66

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Venandi :: Dzielnica mieszkalna: Bella Vista :: Bloki-