a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Promenada - Page 7


 

 Promenada

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1824
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptySro 20 Paź 2021, 19:37

Williamowi udawanie człowieka nie przychodziło tak naturalnie jak innym wampirom. Gdy został przemieniony, odrzucił swoje dawne, śmiertelne życie i zaakceptował naturę drapieżcy. Zachęcony przez swojego stwórcę, wręcz ją celebrował; chociaż kiedyś przecież sam był człowiekiem, przestał identyfikować się jako jeden z nich. Polował na ludzi i czerpał z tego przyjemność. Te zwyczaje nie zmieniły się u niego od przeszło stu pięćdziesięciu lat. Aby funkcjonować w społeczeństwie, musiał od nowa wyuczyć się akceptowalnych i nie wzbudzających podejrzeń zachowań. Ale to była poza, maska, którą zakładał każdej nocy. W chwilach podwyższonego stresu opadała, ukazując czającego się pod nią potwora.

Cały ubrany na czarno, prawie zlewał się z otoczeniem. Pragnął złapać Martina za rękę i zmusić, żeby się zatrzymał. Miał serdecznie dość jego uników i widowiskowych ucieczek. Każda przeciągnięta minuta była torturą. Po bombie jaką na niego zrzucił, Williamowi należały się wyjaśnienia. Przeszli jeszcze dobre kilkanaście metrów, zanim blondyn w końcu się odezwał. Psychiatra poczuł, jak z niedowierzania sztywnieje mu szczęka.
- Martin, czyś ty oszalał?! Mogłeś go zostawić i wykrwawiłby się w salonie, wywiózłbym ciało za miasto. Po wszystkim znalazłbyś sobie nowego kumpla i nasze życie wróciłoby do normy. A teraz?! To może skończyć się dochodzeniem kryminalnym. Mogę stracić prawo do wykonywania zawodu… Kurwa mać! – nie pozwoli żeby ten głupi chłopak przekreślił jego karierę.  Zdarzył się niefortunny wypadek i tyle, umieszczanie go w szpitalu było marnowaniem zasobów. Ciemnowłosy mógłby spróbować jeszcze to naprawić, gdyby nie to, że zobowiązał się trzymać od Jacka z daleka. Uśmiechnął się więc sceptycznie, bo nie wierzył w powodzenie tego planu. – Przekonamy się na dniach czy młody nie puści pary z ust.

Dr Eszer był typem, który nie zostawiał rozstrzygnięcia takich spraw przypadkowi. Sam zabrałby się za to od zupełnie innej strony. Znał możliwości Martina w rozwiązywaniu problemów i wiedział, że są skuteczne. Ale w tym równaniu widział słabe ogniwo, a był nim czynnik ludzki.
Zatrzymali się pod latarnią, ostre światło oświetlało ich z  góry. Bez okularów musiał cofnąć się o krok, aby dobrze widzieć modela. W ciszy czekał, aż ten odpali papierosa. Zawsze uważał, że jest w tym geście coś pociągającego.
- Żałuję, że nie odgryzłem mu głowy. – burknął na tę nową rewelację. – I tak nie potrafi zrobić z niej użytku.
Od początku uważał Jacka za idiotę. To był po prostu kolejny argument, który to potwierdzał. Psychiatra zaczynał powoli wypełniać białe plamy w pamięci. Odczuł ulgę, bo nawet złe wiadomości były lepsze niż żadne. Zerknął na jasny kosmyk włosów Martina, który wysunął się spod kaptura.

- Byliśmy z Jackiem sami, czy… widziałeś to od początku?
Tak naprawdę pytał go o to, czy on sam nie zrobił mu krzywdy.
Powrót do góry Go down
Martin
Spoiled Rotten
Martin

Liczba postów : 66
Punkty aktywności : 1767
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptySro 20 Paź 2021, 22:19

Kiedy już myślał, że przeszła mu złość, Martin wybuchł na nowo jak wulkan, rozwścieczony podejściem Williama. Zawsze, gdy był wściekły, gestykulował energicznie - żarząca się końcówka papierosa zataczała w powietrzu ósemki.

- Ani się waż mówić, że możemy mieć kłopoty, bo Jack wezwał ambulans i żyje - Wycedził przez zęby z wściekłością i podniósł głos. - Możemy mieć kłopoty, bo kompletnie ci odbiło! Sam tyle razy podkreślałeś, żeby nie robić syfu w domu - pan porządny się znalazł, ponad prawem, kurwa mać! Ja się raz od wielkiego dzwonu kulturalnie z kimś umawiam, to jest wielka awantura, że sprowadzam bydło do domu, ale spoko jest rozerwać na strzępy sługę i upierdolić wszystko we krwi, bo masz jakiegoś zjebanego tripa, że nagle jesteś zazdrosny, czy o chuj ci tam chodziło!

Na koniec już krzyczał, a kilku przechodniów odwróciło głowy. Martin urwał, zdając sobie sprawę, że w afekcie zaczął dzielić się tym, co tak naprawdę zaszło wczorajszej nocy - a nie miał zamiaru tego robić, bo trzymanie Williama w niewiedzy oznaczało przewagę nad nim. W normalnych okolicznościach być może zbeształby się za to niedopatrzenie i próbował ratować sytuację, ale tym razem emocje wzięły górę.

- Ja już naprawdę wiele widziałem i w sumie zawsze miałem to wszystko w dupie, ale teraz... - Zawiesił na chwilę głos. Oczy miał jak spodki; zaciągnął się i moment później wyciągnął rękę z papierosem w kierunku Williama, celując w niego oskarżycielsko. Na twarz opadł mu samotny biały kosmyk.

- Nie łudź się, że masz jakąś kontrolę. Jesteś pierdoloną bestią!

Martin przykurczył się jak kot, chowając głowę w ramiona - ktoś, kto go dobrze zna z pewnością zauważyłby, że był to mimowolny objaw strachu.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1824
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyCzw 21 Paź 2021, 21:26

Ah. Więc o to mu chodziło. Dyskusja na temat Jacka i to, czy powinni pozostawić go przy życiu była tylko wierzchołkiem góry lodowej. Prawdziwy powód, który doprowadził Martina do szewskiej pasji krył się dużo głębiej. Miał związek z najbardziej skrywanym i wstydliwym sekretem Williama: jego szaleństwem.

- Pamiętam co mówiłem. – odparował ostro, Martin naprawdę nie musiał cytować jego własnych słów. W przeciwieństwie do blondyna, który całym sobą wyrażał swoje niezadowolenie, William wciąż jeszcze był spokojny. Wśród rzucanych z furią oskarżeń w jego stronę, udało mu się wyłapać informacje, których tak potrzebował. Już wiedział, co musiało stać się w posiadłości. Poczuł, jak na nowo robi mu się gorąco; jedną ręką rozpiął guziki swojego prochowca. Spod czarnej marynarki wystawała koszula w grafitowym kolorze z wywiniętym kołnierzykiem. Ubiór ten kontrastował z opisem osoby, która poprzedniego dnia rozerwała kogoś na strzępy. Gdy Martin zaczął krzyczeć, psychiatra zrobił nagły ruch w jego stronę, jakby chciał go uciszyć. Wyminął tańczący w powietrzu papieros i złapał wampira z przodu za płaszcz. – Ponosisz taką samą winę za to, co się stało, jak ja! – warknął z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. – Już wiem, czemu tak ochoczo ratowałeś mu dupę. Bo sprowokowałeś to, Martin. Pewnie tego nie chciałeś… Zapewne miałeś w planach niewinną zabawę, prawda? Wywołać kolejny konflikt, widowisko, w którym byłbyś główną atrakcją i nagrodą. Wciągnąłeś w to Jacka, ten idiota niczego nie podejrzewał. Ale zapomniałeś o czymś. – w tym momencie uniósł drugą rękę na wysokość ich wzroku. Jego wąskie usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Wysunął kły. Bez żadnego ostrzeżenia wbił je we własny nadgarstek. Strużka krwi spłynęła mu po rękawie i skapnęła na chodnik pomiędzy nimi.
- Z tym nie ma żartów.  

Krew Williama była… inna. Niespokojna. Żywa. Przemawiała do niego niczym echo, każąc robić rzeczy, których później nie pamiętał. Miała własne zdanie i reagowała na jego stan emocjonalny, krzycząc tym głośniej, im on sam był wzburzony. Czasem milkła, aby powrócić ze zdwojoną siłą. Psychiatra nauczył się lawirować między jej niuansami, ale nigdy nie był w stanie całkowicie jej opanować. To dlatego nie dzielił się swoją krwią ze śmiertelnikami. To dlatego Martin próbował jej tylko kilka razy; smakowała obłędem.
Puścił go, z satysfakcją wpatrując się w jego błękitne oczy. Udało mu się odzyskać prowadzenie w tej rozmowie. To co zrobił wczoraj było niedopuszczalne, ale nie przedstawiało się wcale w takich czarno-białych barwach jak twierdził jasnowłosy wampir.  

- 'Nie łudź się, że masz jakąś kontrolę. Jesteś pierdoloną bestią!'

Gdy to usłyszał, jak za pstryknięciem palców nastąpiła w nim zmiana. Oczy Williama pociemniały przybierając kolor szkarłatu, a ciało naprężyło się, jakby właśnie został czymś ugodzony.

Przegląda się w szklance z obojętnym wyrazem twarzy, miedziane włosy odbijają się w szkle. Czerwony płyn buzuje na powierzchni naczynia tworząc nieapetyczną pianę. Jeszcze ciepłe ciała leżą u jego stóp. Na sofie siedzi ona, trupy kobiet po jej bokach. ‘Chcesz spróbować pierwsza?’, pyta jej z okrutnym uśmiechem, ale zaraz zmienia zdanie. Odwraca się i patrzy wprost na niego. ‘Ty to zrobisz, Williamie. Anne-Marie jest zbyt wrażliwa na tak ekstatyczne doznania. Ale ty? Jesteś bestią, jak ja. Ty zrozumiesz...’


- Dosyć tego! – syknął i szybkim gestem złapał Martina za kołnierz. Wytrącił mu papierosa z dłoni, ten spadł na ziemię. Wciągnął do najbliższej bocznej uliczki; musieli zejść z widoku, od dłuższego czasu zwracali na siebie uwagę. Puścił niedelikatnie, w amoku nie zauważył, że Martin jest przestraszony. Chciał rozwiązać to inaczej, ale jego cierpliwość skończyła się  już gdy próbował z nim rozmawiać w gabinecie. Musi skonfrontować się z modelem wprost.
- Dobrze wiem, jakie to jest przerażające! – huknął, próbując otrząsnąć się ze wspomnienia, które przed chwilą stanęło mu przed oczami. – Robię, co mogę, aby trzymać się w ryzach. Nigdy cię nie zaatakowałem i nie wierzę, że zrobiłem to wczoraj. Więc mógłbyś wykazać się odrobiną zrozumienia, zamiast uciekać się do szantażu, bo ja się tego nie pozbędę!

W ostatnim zdaniu zabrzmiała gorycz.


Ostatnio zmieniony przez William dnia Wto 18 Sty 2022, 01:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Martin
Spoiled Rotten
Martin

Liczba postów : 66
Punkty aktywności : 1767
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyCzw 21 Paź 2021, 23:05

Właśnie tego podświadomie się spodziewał - że zacznie się szarpanina, że zostanie zaatakowany, dlatego wcześniej automatycznie skurczył się w sobie. Może i nawet uskoczyłby w bok na czas, ale coś wewnątrz go powstrzymało; może jakaś ostatnia nić zaufania, może sentymentalne uczucia, a po prostu może sparaliżował go strach. Dał się pociągnąć za kołnierz jak kocię, nie mając odwagi walczyć z żelaznym uściskiem. Wylądowali w brudnej, bocznej uliczce - co za ironia.

- Nie... - Powiedział cicho, wciąż przykurczony, wpatrując się w Williama ze strachem. Jego blade oczy odbijały światło jak księżyc w pełni. - ...Ale mógłbyś. I nawet byś o tym nie wiedział - Dokończył prawie szeptem, postępując krok do tyłu. Gdzieś w śmietniku w głębi alejki zaszeleścił szczur.

- Nigdy nie miałem ci tego za złe. Wiem... Wyobrażam sobie, jakie to musi być trudne. Ale gdyby wczoraj nie zaczęło świtać, to jestem prawie pewien, że Jack nie byłby jedyną ofiarą - Dodał po chwili. Głos miał wyprany z emocji; mówił prawdę, co nie zdarzało się często. Jeśli William miał do tej pory jakieś wątpliwości, to teraz wyraźnie widział, jak niekomfortowo czuł się blondyn; wyglądał, jakby miał za chwilę wyskoczyć z tej alejki i zniknąć w ciemności jak kot. Nie oddychał nawet i nie mrugał, co było dla niego niezwykle rzadkie - zaskakująco szybko przestał przypominać człowieka.

Dla niego ta sytuacja była w rzeczy samej czarno-biała: nie czuł się już bezpiecznie w towarzystwie jedynej osoby, której ufał i według niego winę za ten stan rzeczy ponosił w stu procentach William. On coś sprowokował? Wolne żarty. Dla Martina bycie wampirem było jak kolejny etap ewolucji, bycie ponad ludźmi, a tymczasem taka argumentacja prowadziła do zrównania krwiopijców ze zwierzętami, które nie mają żadnej kontroli nad swoimi odruchami. Brzydziło go to i przerażało. I ani przez chwilę nie przyszło mu do głowy, że w tym równaniu była dodatkowa zmienna - przypadłość Williama. Choć większość czasu po prostu to ignorował, bywało, że w jego głowie pojawiała się logika na zasadzie: "Jasne, przykro mi, masz przejebane, no ale weź się w garść i zachowuj porządnie jak reszta". Mógł w nieskończoność rzucać puste frazesy o tym, jak bardzo mu współczuł, ale fakty były takie, że traktował to szaleństwo bardzo przedmiotowo: jako egzotykę, rozrywkę, ekscytujący sekret, który znał tylko on. Dopóki konsekwencje zachowania ciemnowłosego nie uderzały bezpośrednio w Martina, ta nuta niebezpieczeństwa była podniecająca i przyciągała go jak ćmę do ognia. Teraz nagle w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Wydarzenia wczorajszego wieczoru rzuciły ostre i nieprzyjemne światło na wszystkie problemy, które leżały u podstaw ich związku od samego początku.

Martin przykleił się do muru. Zimne cegły pod jego dłońmi były dziwnie znajome.
Powrót do góry Go down
William
The Good Doctor
William

Liczba postów : 110
Punkty aktywności : 1824
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyPią 22 Paź 2021, 01:41

Nie przyszło mu do głowy, że miejsce, które wybrał może budzić negatywne skojarzenia. Był zbyt zaaferowany tym co się działo tu i teraz. Jego perspektywa zwęziła się do tej niewielkiej, ciemnej uliczki i Martina stojącego pośrodku. Mimo fizycznej siły jakiej przed chwilą wobec niego użył, czuł się odsłonięty i wystawiony na atak. Jego 'przypadłość' była tematem tabu, więc za każdym razem, kiedy zmuszony był go poruszyć, kosztowało go to dużo wysiłku. Nawet sam przed sobą nie potrafił przyznać, że jest wobec swojej choroby bezsilny, a co dopiero powiedzieć to komuś innemu. Pod prawym nadgarstkiem wyczuł palcami piekący ślad po ugryzieniu. W tej chwili nienawidził samego siebie.

Przerzucił spojrzenie na Martina. Nawet zanim ten się odezwał, jego mowa ciała powiedziała Williamowi wystarczająco. Blondyn bał się go; kulił się w sobie niczym przestraszone zwierzę. Dr Eszer potrafił być okrutny wobec ludzi, ale nie miało to nic wspólnego z tym, jak odnosił się do własnego gatunku, szczególnie zaś do Martina, z którym dzielił już przeszło sto lat nieśmiertelności. Zawsze byli w tandemie. Zmieniały się epoki, wybuchały wojny, podpisywano traktaty, a oni podróżowali przez kraje Europy i wydawało się, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Teraz ten jeden, mały incydent z w posiadłości urósł do rozmiaru kuli śniegowej a William zdał sobie sprawę, że ich związek po raz pierwszy przeżywa kryzys.  

Podświadomie wiedział, że blondyn miał rację. To mogło skończyć się tragicznie… Nie wybaczyłby sobie, gdyby doszło do najgorszego. Ale model powiedział też, że był 'prawie pewien'. Prawie… William uczepił się tego słowa jak jedynego światełka w mroku. Przecież sam nic nie pamiętał, na próżno szukałby pocieszenia w swoich analizach, hipotezach i wykresach. W sprawach emocji jego ścisły umysł okazywał się wyjątkowo nieprzydatny.
Poczucie winy ciążyło mu coraz bardziej. Dostrzegł jak Martin fizycznie się zmienił. Teraz i on wyglądał nieludzko; jego włosy, cera i oczy przybrały niemal ten sam wyblakły i niezdrowy biały kolor. Jak u trupa.  
Czuł się zmęczony i nie miał pojęcia co zrobić, żeby wyciągnąć jasnowłosego wampira z tego katatonicznego stanu. Pomyślał przelotnie o Flavinii z Italii i o tym, jak musiał wybierać. Odrzucił jej miłość i nie żałował, że to zrobił. Spojrzał w duże, jasne oczy wampira.

- Verzeih mir, mein Lieber. – powiedział w końcu cicho.

Chociaż Martin zapewniał go, że wiedział, jak to jest, William był przekonany, że są tylko dwie osoby, które mogły zrozumieć, co teraz czuł. Jedna nie żyła. Druga nie chciała go znać.
Zapragnął znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. W kieszeni zabrzęczały kluczyki od samochodu. Zacisnął na nich palce, okręcił się na pięcie i wyszedł z uliczki.

/zt


Ostatnio zmieniony przez William dnia Pią 22 Paź 2021, 03:07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Martin
Spoiled Rotten
Martin

Liczba postów : 66
Punkty aktywności : 1767
Data dołączenia : 02/12/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyPią 22 Paź 2021, 03:00

Nie odpowiedział nic. Poruszył się dopiero wtedy, gdy kroki Williama utonęły w zgiełku miasta.

Zamrugał parę razy i westchnął ciężko, wchodząc z powrotem w starą rolę tak, jakby ubierał kostium. Oderwał ręce od zimnego muru i rozluźnił się, by chwilę później zsunąć się po ścianie i przysiąść w kucki. Nieopodal wisiała przemysłowa lampa, oświetlająca boczne wejście do budynku; spojrzał w plamę światła i zobaczył na ziemi krople krwi, które spłynęły z nadgarstka Williama. Odwrócił szybko wzrok i schował twarz w dłoniach. Kiedyś, dawno temu być może zacząłby płakać; teraz siedział przykurczony w brudnej uliczce, próbując zrozumieć chaos w głowie. Usłyszał kroki, ale nie podniósł głowy - wiedział od razu, że to był człowiek.

- Przepraszam, proszę pana? Wszystko w porządku? Nie chcę naciskać, ale zauważyłem, że tamten gość pana zaatakował, i jeszcze ta krew... Mam wezwać policję, ambulans?

Martin opuścił w końcu ręce. Stał nad nim lekko podchmielony mężczyzna koło trzydziestki; w jego oczach był niepokój lekko stępiony alkoholem. Parę kroków dalej zatrzymała się grupa znajomych - najwyraźniej na niego czekali. Blondyn nie był dzisiaj w formie - był zmęczony, zirytowany, rozgoryczony i głodny. To nie był czas na wymianę uprzejmości.

- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy - Warknął jedynie i jednym zwinnym ruchem podniósł się, a następnie szybkim krokiem opuścił uliczkę, trącając po drodze ramieniem podchmielonego nieznajomego. Ten coś za nim krzyknął, ale Martin nie słuchał. Prawdopodobnie, gdyby nie czekający na mężczyznę znajomi, blondyn wciągnąłby go głębiej w alejkę i zaatakował bez kurtuazji - jak zwierzę.

Minęło z dobre pół godziny, zanim zorientował się, gdzie w ogóle idzie - nie mógł pozbyć się z głowy natrętnych myśli i strachu, zżerającego go od środka. Nie wiedział, co z tym zrobić; rzadko kiedy zdarzało mu się popadać w taki stan. Dochodziła czwarta i choć do świtu były jeszcze przynajmniej dwie godziny, miał ochotę iść spać i zapomnieć o problemach, by następnego dnia do nich nie wracać i kontynuować jak gdyby nigdy nic. Tak przynajmniej robił zwykle; teraz sytuacja miała się zgoła inaczej. Nie było możliwości ucieczki od tej katastrofy, ale potrzebował czasu, by sobie to wszystko poukładać, oraz przestrzeni, by odpocząć od przeklętych ścian posiadłości.

Zadzwonił po taksówkę (W końcu!) - postanowił najbliższy dzień spędzić w hotelu Diamand, by zebrać myśli. Konsjerże nie zadawali zbędnych pytań, dobrze go tam zresztą znali - jak zwykle dostał pokój bez okna i bez obsługi hotelowej. Gdy pół godziny później zawinął się w śnieżnobiałą pościel, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, jak bardzo czuł się zagubiony. Nie mógł uwierzyć, że ich dotychczasowe życie stało na skraju przepaści przez serię bzdurnych przypadków - i gdy tak myślał, gdzieś z tyłu głowy pojawiło się ziarno wątpliwości, że być może nie były to do końca przypadki i była w tym jakaś jego wina.

/zt

Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 09 Lis 2021, 22:06

Pierwszy raz od dawna wzięła wolne. Nie chciała tego robić, no ale ryzykować też nie chciała. Jej własny łeb jej uciekał. Jak zamykała oczy, to pod powiekami kryły się straszne rzeczy. Nie chciała na nie patrzeć. Ale kiedy otwierała ślepia, te rzeczy czaiły się wszędzie tam, gdzie choćby przez moment nie patrzyła.
W drodze do apteki śledziła wzrokiem każdy centymetr otoczenia, przez co rozglądała się... no, jak wariatka trochę. Co tu nie mówić. No zachowywała się jak pojebana, kiedy szła. Tylko się zmusiła do wyprostowania i zaufania kamerom jak weszła do apteki. Wyjęła z torby świeżą receptę. Recepty nigdy nie były problemem. Uprawnienia były. Głos był. Kontakt był.
Ale nie recepty. Co nie. Fajnie.

Kupiła w pizdę hydroksyzyny i usypiaczy. Takich mocnych. Tylko takie chciała brać bo po nich nic się nie śniło. Jakby umarła na tych kilkanaście godzin, czy coś. Po wyjściu zaraz wzięła pierwszą hydroksyzynę. Działała szybko, to niedługo mogła wysłać SMS do swojego szefa z firmy, dla której zamiatała chodniki.
"Dwa dni wolnego. Odrobię."
Rzadko brała wolne. Miała nadzieję, że weźmie to na klatę. Nie miała za to siły za bardzo o tym myśleć: jak kopnęła ją piguła, to zgrzyt i panika zaczęły ustępować zmęczeniu. Ale zmęczenie to tylko oznaka słabości! Instynkt zaczął ją kopać wpół drogi do domu to wzięła jeszcze dwa tabsy. Niczym nie popiła, jeden przylepił się jej do gardła, weszła do mieszkania charcząc i przeklinając.
Tym bardziej charcząc i przeklinając, bo nie przerwała palenia nawet na sekundę. Małe, białe gówno przylepiło się do nabłonka już wysuszonego i podrażnionego od dymu, przez co z trudem wypiła łyk wody z kranu i od razu zaczęła kaszleć.
- Kurwa.
Mruknęła do siebie i pociągnęła nosem. Zgasiła fajkę.
Wtedy ogarnęła, że przez drogę do domu się w sumie popłakała i przegryzła sobie wargę do krwi. Podrapała sobie też wolnym ramieniem nadgarstek. Na szczęście nie do krwi.
Kurwa.
Umyła się i nabrała tabsów nasennych. Ostatnim, co zrobiła przed snem, to spalenie fajki i upewnienie się tak z cztery razy, że ją porządnie zgasiła.

Jak się obudziła, to ogarnęła, że nie zjarała sobie chałupy. Co było spoko. Jak spojrzała na telefon to miała jednego esemesa o treści "Ok. Następna zmiana 14.30 środa. Odpocznij.". Ale miły ten szef. Nawet nie dzwonił ani nic. By się zresztą nie dodzwonił. Poza tym, że wzięła tabsy, założyła zatyczki, więc była totalnie odcięta.
No to rutyna: ćwiczenia, prysznic, ogarnięcie daty: następna zmiana za dwadzieścia godzin, mamy czas. Więcej ćwiczeń. Czytanie. Skoro już pojęła o co cho z tymi nadludzkimi gównami to postanowiła poczytać jakieś legendy. Co się powtarzało, to musiało być jej podpowiedzią. W różnych kulturach przewijało się srebro. Słońce. Nierzadko sól. Osikowy kołek.
Znowu ćwiczenia.

Następnego dnia do roboty już poszła w sumie wyspana. Ciągle była niestabilna, ale na tyle zacisnęła zęby, żeby tego nie pokazać przed szefem jak brała ze składzika w Zakładach Czyszczenia Miasta wszelką aparaturę do zamiatania ulic. Była jesień, to było też dużo liści do wymiatania, więc chwyciła też grabie i cały rulon wielgachnych worów. Wrzuciła wszystko do torby. Poszła wymiatać.

Taka wymiatającą zastał ją wieczór na promenadzie. Ubrana w jakieś bojówy, luźny T-shirt i jesienną kurtkę, na której wisiała za duża kamizelka odblaskowa z logo firmy, oparła miotłę o drzewo i grabiła sobie liście w jedno miejsce, żeby je upakować w worki. Patrzyła sobie z jakąś cichą fascynacją, jak te śliczne, jesienne listki zbijają się w jedną jesienną kupę liści. Razem z nimi w worku wyląduje jeszcze trochę gałęzi i w ogóle, a tymczasem jakiekolwiek ekskrementy lądowały w osobnym worku. Liście mogły iść na kompost. Kompostu używali okoliczni rolnicy.
Nikt nie potrzebował psiego gówna, zostawionego na ulicy. Poza nią. Jej psie gówno dawało robotę. Więc sprzątała dzielnie. Żeby promenada była za dnia taka ładna, jak ją cywilizowani ludzie widzieli.
I nie tylko ludzie, przeszyła ją taka super nieprzyjemna myśl. Wzdrygnęła się. Chyba nawet wzdrygnęła się do kogoś. Nie wiedziała.
Była pogrążona we własnych myślach i grabiła liście, jak to robiła.
Powrót do góry Go down
Zephir

Zephir

Liczba postów : 43
Punkty aktywności : 1010
Data dołączenia : 21/10/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyCzw 11 Lis 2021, 11:37

Pierwszy raz od dawna był wolny. Nie chciał tego robić, ale nie miał wyboru. Od zawsze utożsamiał się z Bractwem, nawet jeśli był akceptowany tylko przez jedną osobę. W pewnym sensie więc będąc związany z Bractwem nie miał wpływu na swój los, który różniłby się od stanowiska Bractwa. Już sam fakt, że jego stosunek do pewnych wrogich nacji był neutralny wzbudzał podejrzenia wśród jego kolegów i przełożonych. Wiele spraw i wielu emocji nie wyrażał publicznie, skrywał je w sobie. Tylko jego mentor Tristian częściowo dociekał, dlaczego tak a nie inaczej zachowuje się jego podopieczny i starał się zrozumieć. Reszta albo ignorowała obecność Zephira w swoim szeregu albo nienawidziła za to, że wraz z jego narodzinami zginął jego ojciec, wysoko ceniony łowca. Trudno żyć we środowisku, które Cię nie akceptuje, ale póki żył jego nauczyciel, póty chciał poświęcić swoje życie w ratowaniu innych ludzi przed intruzami czy nadnaturalnymi istotami. A później, nawet po śmierci jedynej przychylnej mu osoby, dalej był wierny instytucji, na którą składały się solidne podstawy ochrony słabszych, ale na którą składali się również jednostki, które utrudniały wszelkie późniejsze realizacje Zephira niesienia pomocy innym. Aż w końcu oskarżony bezpodstawnie o zbrodnię, której nie dokonał, musiał rozstać się z Bractwem. Przynajmniej z tym w Europie. Nie miał pojęcia, czy puścili za nim listy gończe czy woleli po prostu o nim zapomnieć, bo i tak nie udowodniliby mu przypisywanej winy, ale teraz był wolny.
Niekoniecznie czuł się z tym dobrze. Brakowało mu poczucia bezpieczeństwa, które dawały mury instytucji i jego mieszkańcy. Po wylądowaniu na nowym kontynencie, gdzie głównym językiem był język angielski a nie grecki, stracił również swoje korzenie. Czemu wybrał więc tak odległy kontynent? Nie umiał tego wyjaśnić inaczej niż tym, że w Europie byłby być może dalej rozliczany za coś, czego nie uczynił, a tutaj mógł na nowo nakreślić swoje życie. Nawet, jeśli przeszłość kiedyś go dogoni, choć na moment chciałby wrócić do swojego powołania, które przyniesie ulgę nieświadomym zagrożeniom mieszkańcom. Słyszał o tym, że niedaleko miasteczka Venandi jest pewna ostoja, w której mógłby sprawdzić się i być może zasilić szeregi tutejszego Bractwa. Problem w tym, że nie wiedział, gdzie dokładnie mieściła się placówka. Będzie musiał sam wykonać rekonesans i wytropić mniej uważnych członków, którzy daliby mu jakieś poszlaki, gdzie ich szukać. Eh, plan brzmiał całkiem naiwnie, ale nie zostało mu już nic innego.
Prosto z lotniska zamówił taksówkę aż tutaj. Tak oto znalazł się na promenadzie, z jedną większą walizką na kółkach i plecakiem turystycznym na plecach, a także z papierową mapą w ręku. O tej porze wieczornej niebezpiecznie było przemieszczać się w pojedynkę po obcym mieście, powinien znaleźć jakieś miejsce noclegowe. Nie miał zbyt dużego doświadczenia w tym zagadnieniu, powinien był to zrobić wcześniej, podpytać kogoś na lotnisku. Teraz musiał kombinować spontanicznie, dlatego wyrywkowo próbował zatrzymać przechodniów, lecz z każdą nieudaną próbą rozpoczęcia rozmowy był coraz bardziej speszony, aż zrezygnowany usiadł na jednej z ławek i westchnął cicho. Jego introwertyczna natura dawała o sobie znać, ale nie mógł spać na ulicy. W najgorszym razie będzie w ruchu aż do rana, co też nie było optymalnym rozwiązaniem.
Utkwił wzrok przed siebie po raz pierwszy od dawna nie wiedząc, jaka będzie jego przyszłość. Tego typu refleksja powinna przyjść wcześniej, ale teraz musiał mierzyć się z konsekwencjami swojego wyboru. Kiedy tak siedział i próbował uspokoić myśli, jego spojrzenie kierowało się bezpośrednio na tutejszą okolicę. Być może szukał wzrokiem jakiegoś szyldu z napisem "Hotel" albo "Hostel", nie mniej zatrzymał się dłużej na jedną z pracujących tu osób. Starannie zgrabywała i zamiatała liście, które niekiedy złośliwie rozpierzchały się na różne strony przy najmniejszym podmuchu wiatru. Wtedy też mocniejszy z nich zawiał na twarz młodzieńca, który na moment zamknął oczy. Tak, jego największy druh Wiatr też tu był. Jedyny prawdziwy przyjaciel, który był z nim od najmłodszych lat, dodał mu teraz wsparcie i otuch. Poniekąd też podpowiedział, aby spróbował podejść do dostrzeżonej dziewczyny, kiedy zakręcił jej włosami w kolorze mysiego blondu i nieco podbił do góry. Zephir otworzył nieco szerzej zmęczone, prawie białe oczy odczytując ten znak aż za dobrze i natychmiast poderwał się z ławki ze swoimi manatkami, by podejść do nieznajomej.
- Przepraszam... -zaczął niepewnie próbując nawiązać kontakt z osobą, która chyba przestraszyła się go, bo aż wzdrygnęła się na jego widok- ... przepraszam bardzo, nie chciałbym przeszkadzać, ale może wie Pani, gdzie mogę znaleźć czynny hostel?
W jego głosie dało się bez trudu rozpoznać obcojęzyczny akcent. Utrzymywał przy rozmowie taki dystans, żeby faktycznie nie utrudniać grabienia liści kobiecie, ale na tyle, by móc usłyszeć jej słowa. O ile nie przestraszyła się na dobre obcego człowieka, który zaczepia losowe osoby, bo mogła udawać też, że go nie słyszy.
Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyCzw 11 Lis 2021, 18:07

Niby miało to sens, tak se stać z rozpuszczonymi włosami, co nie. Była raczej z tych mało zadbanych niby, ale jakoś swoim wyglądem się czasami przejmowała. I lubiła rozpuszczone włosy. Ogólnie za swoimi kłakami to nie przepadała, wyglądały jak jebane wodorosty, nawet jak był suche to klapły w chuj i w ogóle nie jak w reklamach szamponów się zachowywały. No, ale kitki ściągały je jakoś niewygodnie i ciągnęły zawsze skórę na głowie, no niewygodne były. Rozpraszały.
Chociaż, no, nie tak jak wiatr w ryj.
Za ciepło już nie było, więc miała kurtkę. Ale wiatr i tak był zimny i nieprzyjemny, to tym bardziej się wzdrygnęła, jak własne włosy jej właziły w papę kiedy zamiatała, przeszkadzając w całym procesie. Zaczęła wolnym ramieniem odgarniać zbuntowane kłaki. Drugim trzymała grabie. Żeby się ogarnąć przerwała robotę na chwilę. Jak zgarnęła kosmyk sprzed oka, to zobaczyła faceta. Stał dość blisko. Torby miał, walizki.
Oho, przyjezdny. Ziomek, lepiej się zawijaj stąd bo tu przejebane jest, pomyślała sobie jako pierwsze.
- Ale ty masz oczy - rzuciła niezbyt głośno, patrząc na niego. Hostel? Podrapała się po czerepie, przy okazji ogarniając włosy do tyłu. Trochę ją wkurwiały. Z tego gestu przeszła płynnie do grzebania w kieszeniach, szukając jakiejś gumki.
- A ile chcesz wydać? To nie jest małe miasto, tu jest gdzie spać - odpowiedziała w końcu. Znalazła gumkę. Jej twarz się rozjaśniła od razu, jakby kurwa pieprzonego Świętego Graala miała w kieszeni. Oparła grabie na drzewie i zaczęła wiązać kitkę.
- Jest hotel Diamand, taki wyjebany, ale drogi. Często w jego okolicach sprzątam. Chcą mieć czysto.
Uśmiechnęła się krzywo. Związała kitkę.
- A tak to nie wiem. A tak w ogóle to jak, turysta? Dużo maneli masz na turystę.
Przyglądała mu się zajebiście uważnie. Głównie dlatego, że turbo jasne oczy miał. Takie nieludzkie. Niepokojące. Ale ona nie wyglądała jakby się bała, po prostu uważna była. Na razie było jasno. Czego tu się bać.
Powrót do góry Go down
Zephir

Zephir

Liczba postów : 43
Punkty aktywności : 1010
Data dołączenia : 21/10/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyCzw 11 Lis 2021, 19:44

Oho, zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że trafił na bezpośrednią kobietkę. Nie wiedzieć czemu przeczuwał, że nie zechce podzielić się ani pół słowem z przybyszem, a tu od razu padł konkret (nie słyszał tego komentarza o oczach). Ile chciałby wydać? Dobre pytanie. Niby część pieniędzy przewalutował w kantorze na dolary, ale w banku internetowym trzymał gotówkę w euro. I tu nie rozeznał się, ile taki nocleg powinien kosztować, aby nie wpaść do meliny albo żeby znów nie mieć poduszek pod głowę za trzy pensje. Dało się odczytać na jego twarzy konsternację. Nie dlatego, że dziwił go zachwyt nieznajomej, kiedy odnalazła gumkę do włosów, ale dlatego, że nie umiał oszacować konkretnej kwoty.
- Drogi hotel odpada. Muszę znaleźć nocleg na kilka dni.
Uchylił rąbka tajemnicy mając po cichu nadzieję, że może to nieco pomoże w znalezieniu dobrego miejsca do spania. Dopiero teraz zorientował się, kiedy dziewczyna związała włosy w kucyk, że na jednym oku miała przepaskę. Cokolwiek jej się stało lub tak miała od urodzenia było mu jej szkoda. Cenił sobie to, że ma dobry wzrok, choć mógł odstraszać niecodziennym kolorytem. Wiążąc fakt, że pracuje przy porządkach, zakładał w milczeniu, że nie wiodło się jej najlepiej w życiu. Ale co on tam wie o życiu jako-takim. Jak nie znajdzie Bractwa, pewnie będzie musiał dorabiać, być może właśnie w ten sam sposób co rozmówczyni.
Konserwatorka powierzchni płaskiej nie poprzestała na tym, że nie zna więcej lokalizacji hoteli. Bez ogródek stwierdziła, że przyjezdny chłopak raczej nie szukał w mieście atrakcji, skoro miał przy sobie bagaże. Dla jednych było to całkiem dużo, dla niego tylko namiastka tego, co mógł wziąć. Niestety musiał zostawić spore kolekcje książek, niektóre przedmioty spieniężył przed wyjazdem, ale nie wszystko. Zabrał tylko najpotrzebniejsze przedmioty.
- Ee... n-nie, nie jestem turystą. Szukam pracy. Jak uda się, to zostanę.
W zasadzie nie skłamał, tylko nie doprecyzował, ale i tak dziwnie mu z tym, że wyjawił powód wizyty. Może chociaż tak odwdzięczył się za poświęcony czas. Choć nie ukrywał, że nie przeszło mu obojętnie, kiedy lustrowała go porządnie wzrokiem. Jednym okiem, ale takim, jakby spoglądała na niego z co najmniej dziesięcioma. Nieco speszył się, aż zrobił krok w tył.
- Coś powiedziałem nie tak?
Zwalał to na to, że mógł przekręcić jakieś słowo, albo ubarwić akcentem i rozmyć jego prawdziwe znaczenie. Okej, rozmowa rozmową, ale nie wiedzieć czemu jeszcze nie podziękował za pomoc i nie poszedł szukać tymczasowego lokum. Coś mu nie dawało spokoju z tą kobietą. Chyba to wina jej aury, która była mocno niepokojąca. Jeszcze nie umiał tego wytłumaczyć, lecz niecodziennie jego przyjaciel podsuwał mu osoby do rozmowy. W zasadzie... to był pierwszy raz, i dobrze odczytał ten znak! Chyba...
Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptySob 13 Lis 2021, 22:29

A co ona wiedziała o noclegach. Był taki czas, że no, że szukała jakiegoś miejsca do spania, ale ławka na dworcu to nie hostel. Ale w sumie to zaczęła się zastanawiać. Dlaczego, u licha, żadnego taniego motelu nie kojarzyła? Może takie gówna są tylko przy autostradach. A tu nie było autostrady. Więc jak chciał coś w mieście no to sorry ziomek, trzeba bulić. Albo sprawdzić w jakiejś informacji turystycznej. Ciekawe, czy w ogóle Venandi coś takiego miało. Parsknęła pod nosem. A potem na niego spojrzała.
- Aż se pomyślałam, że można iść na informację turystyczną czy co, ale kurwa...
Zaśmiała się lekko.
- To miejsce nie jest warte, kurwa, turystów. Masz rację, że tu nie turystujesz, ziomek. Zawiódłbyś się.
Pracy? O, mogłaby poszukać z nim. Czegoś, co by jakieś hajsy dawało. Przydałby jej się noktowizor/ I ochraniacz na szyję. I pancerz z kewlaru. Ale taki super lekki. Tymczasem takie rzeczy kosztowały. Wiedziała, bo sprawdzała na necie, pod VPNem i proxy żeby jej nie sczaili.
Ale jak na niego patrzyła to jej spojrzenie w ogóle nie sugerowała, że szukała jakichkolwiek kewlarowych elementów wyposażenia. Dziewczyna po prostu gapiła się na niego - jej wzrok był uważny, ale oczy wpół przymknięte. A jak zapytał czy powiedział coś nie tak, machnęła ręką i zrobiła takie bardzo obojętne "ech". Żeby pokazać, że jej nic nie obchodzi, co nie.
To było super nieszczere "ech", ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- Nie, po prostu masz zajebiście jasne oczy. Zazdrość mnie bierze - Uśmiechnęła się do niego całkiem mile. Jej głos też był miły. Nie chciała ziomkowi się narazić, czy co.
Tylko nie wiedziała zupełnie jak mu pomóc z tym hostelem.
Ej a w ogóle czy powinna teraz wyglądać ludzi z dziwnymi oczami? Może to był taki wskaźnik... nie, bez sensu. Belka od razu pomyślała, że Bestie to nie kretyni - na pewno lepiej się ukrywają niż w taki sposób, żeby im oczy było widać jako dziwne. Musi bardziej doceniać ich kunszt w udawaniu ludzi.
- Ale możesz iść do jakiejś kawiarni i może o co spytać, a jak nie to u mnie jest komp. Nie masz kompa w chacie? Takie rzeczy można w necie znaleźć.
Pytania wystrzeliła jak z procy, ale potem się uśmiechnęła do niego.
Uśmiech Belki był taki dość błogi i miły. Mimo wszystkich swoich wewnętrznych napięć potrafiła wyglądać na bardzo zrelaksowaną i taką właśnie roztaczała teraz wokół siebie aurę. Może dlatego zakończyła trochę leniwym tonem, opierając się o grabie:
- No ktoś sobie zrobił spontaniczną wycieczkę, co.
Powrót do góry Go down
Zephir

Zephir

Liczba postów : 43
Punkty aktywności : 1010
Data dołączenia : 21/10/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyNie 14 Lis 2021, 10:40

Właściwie to rzeczywiście nie powinien wymuszać na dziewczynie znajomość każdego skrawka miasta, ale po prostu był niemal pewny, że skoro pracowała w tym mieście, to mogła spotykać tego typu hotele i inne noclegownie. Ale z drugiej strony byłoby to zbyt proste, aby akurat zapamiętała takie rzeczy, kiedy nie czuła takiej potrzeby. To tak jakby nieznajoma chciała wiedzieć od Zephira, czy wie, gdzie jest sklep zoologiczny, bo poszukuje zwierzaka do domu. Trzeba zmierzyć się z faktami, a były takie, że stał w punkcie wyjścia. Wartością dodaną można uznać pogadankę z tutejszą mieszkanką, ale dalej nie miał dachu nad głową, a czas uciekał.
- A-ha... -nie umiał przyjąć komplementu, ani tym bardziej odpowiedzieć tym samym. Coś go mocno blokowało i tu nie chodziło o barierę językową. Chyba ten szczery uśmiech sprzątaczki, którym dzieliła się z młodzieńcem, był dla niego niecodziennym zjawiskiem. Raczej nikt od tak nie emanował przy nim radością, także nie miał za złe dziewczynie, że nie pomogła mu w znalezieniu noclegu, ale jej życzliwość podniosła go na duchu. W sumie zaoferowała mu tym samym coś więcej niż oczekiwał. Kto uśmiechałby się tak błogo i bez skrępowania do obcego człowieka? Do człowieka, który nie umiał odwdzięczyć się taką samą emocją i wydawał się być przy tym oschły. A na pewno dość zagubiony w normalnym świecie. Inna sprawa, że nieznajoma podpowiedziała, gdzie powinien spróbować poszukać potrzebnej mu informacji. Nawet zadeklarowała pomoc w postaci przeszukania w internecie... w jej komputerze. Nie, zdecydowanie nie powinien naprzykrzać się bardziej swoimi problemami. Zabrał jej zdecydowanie za dużo czasu. Teraz jego kolej, by działać.
- Masz rację, nie wiem czemu nie sprawdziłem w komputerze. I rzeczywiście... spontaniczność mi nie służy. Ale dziękuję za pomoc, popytam w kawiarni.
Nieco nerwowo podrapał się ręką po karku. Odnosił wrażenie, że czegoś nie powiedział. Czegoś zabrakło w rozmowie po jego stronie. Już nie tylko większej śmiałości, ale przy tej konwersacji wydawał się być tak spięty, jakby szedł na egzekucję. Chwilkę milczał spoglądając na dziewczynę opierającą się o grabie. Dalej nie znikał z jej ust miły zarys uśmiechu. Tak, już wiedział! Komplement! Tylko szybko, bo nabierze podejrzeń, czemu tak teraz on patrzył się na nią.
- Co do tej zazdrości o oczy... zamieniłbym je za Twój uśmiech.
Zaraz moment, co on powiedział? Na bladej jak śmierć twarzy pojawiły się lekkie wypieki, lecz zaraz odwrócił się bokiem do rozmówczyni zasłaniając ręką połowę twarzy ze wstydu. Cholercia, dlaczego nie umiał normalnie się komunikować z ludźmi? A ta dziewczyna była taka miła, a teraz mógł ją przestraszyć swoim... dziwnym tekstem. Ah, powinien był po prostu podziękować za pomoc i iść do wspomnianej kawiarni. Bez pożegnania, bo cały zmieszany, zabrał swoje manatki i oddalił się od rozmówczyni pospiesznym krokiem. Co za żenada!

Minęła może godzina od momentu rozstania Belki z Zephirem. Młodzieniec za radą kobiety znalazł nocleg, bo w kawiarni podpowiedzieli mu tanią kawalerkę do wynajęcia nieopodal promenady. Prawdopodobnie było to mieszkanie rodziny właściciela kawiarni, ale najważniejsze, że nie życzyli wygórowanej ceny i że mógł zameldować się od razu bez noszenia bagaży ze sobą. Na razie zabukował dwie noce, ale w głowie krążyły mu inne już myśli, zgoła odmienne od tych sprzed jeszcze godziny.
Dlatego pojawił się znów na promenadzie, którą przeszedł wzdłuż i w szerz, aż znalazł znaną mu już sylwetkę kobiety. Za ten czas przeszła już spory kawałek, całe szczęście, że jeszcze nie skończyła zmiany.
Powoli podszedł do niej i gdy był już w odległości paru metrów zatrzymał się.
- Chciałem jeszcze raz podziękować za pomoc i... i przeprosić... za tamto.
W ręce trzymał kubek kawy ze wspomnianej kawiarni, który wyciągnął w stronę Belli. Miał nadzieję, że nie miała mu za złe poprzednie i teraźniejsze zachowanie. Naprawdę było mu głupio i chciał się zrehabilitować, ale dalej nie był pewny, czy to był dobry pomysł, aby znów pokazywać się jej na oczy.
Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 16 Lis 2021, 16:59

A ziomek to taki raczej mało pewny siebie chyba był. No spoko, dobrze dla niego, może u kogoś wzbudzi współczucie czy co, że taki niepewny. Jeszcze z tymi oczami psa husky to już w ogóle mógł tylko się gapić na ludzi i prosić o rzeczy. Belka, jakby miała, to by mu dała hajs na nocleg nawet. Tylko czy ludzie byli aż tacy mili i w ogóle bo się dobrze wyglądało i miało takie, no, delikatne obycie czy coś? Trudno powiedzieć. Przez chwilę nawet sobie pomyślała, że jakby go poznała lepiej, to by to sprawdziła. Puściła go na ulicę w deszczu i sprawdziła, czy dostanie od kogoś parasol.
Czy coś. Jeszcze by się doszlifowało szczegóły.
- No bo spontaniczność, panie, trochę ssie. Trzeba być przygotowanym na życie - zacmokała cicho. Wprawdzie ona zamiatała ulice i w ogóle ale przygotowana była. Miała paralizator w kieszeni i w ogóle. Liczyło się, w jakimś stopniu.
No i miała we krwi trochę proszków uspokajających, żeby jakoś tę małą burzę przetrzymać u normalnie pracować. Dlatego taka dość wyluzowana była chyba. Albo przynajmniej, całkiem nieźle jej szło zgrywanie wyluzowanej.
Jego kolejny komentarz spowodował, że się zaśmiała. O chuuuuj! Ziomek był serio jak szczeniak, jakby go do schroniska zabrać to znalazłaby się rodzina w kilka dni! Tylko pewnie nie chciał spać w boksie.
- Kurwa, stary, z takimi komplementami to może zacznij od jakiego klubu - odparła mu z rozbawieniem. Ale on chyba sam zrozumiał, że się dziwnie zachował. Obrócił się na pięcie i spierdolił jak, no, nie nasunęło jej się porównanie w myślach. Totalnie przewidywalnie bądź co bądź. Ludzie nieśmiali nie wiedzą co mówić to spierdalają.
Chyba.
Od niej dużo ludzi jakoś tak... ee...

Wróciła do zamiatania za bardzo już o ziomku nie myśląc. Miała inne rzeczy do myślenia o nich. Była bardzo zajętą kobietą. Trzeba było się skupiać na grabieniu liści, a potem wpychaniu ich do worków, żeby nie myśleć o monstrach, które mogły się czaić za rogiem. Trzeba zamiatać. Z lekką zgrozą sobie pomyślała, że trzeba zamiatać nawet jak jest ciemno. Chcąc nie chcąc, parę razy spojrzała w jakiś zaułek. Spaliła sobie też kilka fajurek po drodze. Żeby jebać.
Wzdrygnęła się na myśl, że ostatnim razem nie pomogło. Ale paliła. I zamiatała. I trochę przeklinała w myślach. Ale je opanowała, bo mogła zamiatać dalej.
Ziomka zobaczyła z pewnej odległości. Trochę zapamiętywała twarze, a jeszcze widać od razu było, że ziomek taki mało zorientowany był. Co ją za to zdziwiło, to że jej z kawą szukał. Jej? I przeprosić chciał?
O chuj, a za co?
- Eee - zaczęła w pizdę elokwentnie. - Doobra. Dzięki za kawę. I spoko.
Teraz już nie paliła więc miała wolną rękę. Chwyciła i trochę się napiła. Kurwa, dawno takiej dobrej kawy nie piła! Leniwy uśmiech rozlał jej się po ryju prawie jak ta kawa w żołądku, czy coś.
- Zajebista - mruknęła, zadowolona. - Ej, a w ogóle co mnie korci: dlaczego ze wszystkich dziur w USA wybrałeś Venandi? No rodziny tu ewidentnie nie masz jak szukasz motelu. Zresztą już nie szukasz.
Powrót do góry Go down
Zephir

Zephir

Liczba postów : 43
Punkty aktywności : 1010
Data dołączenia : 21/10/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyNie 28 Lis 2021, 16:45

Zdecydowanie spotkał przeciwność siebie. Intrygująca, pewna siebie, mocno bezczelna, no i płeć piękna z ładnym uśmiechem. Co prawda nie znał jej życia, ale zazdrościł tego, że nie cackała się, kiedy leżało jej coś na wątrobie. Jakoś potrafiła to wszystko ze sobą pogodzić i być miłą w odbiorze, mimo z pozoru dość tupeciarskiego podejścia do obcych jej ludzi. W każdym razie nie żałował, że znalazł Belkę tutaj i że chociaż kubkiem kawy mógł odwdzięczyć się za pomoc.
Choć powinien był podejrzewać, że padnie tego typu pytanie z ust Belki prędzej czy później jak to, jakim cudem znalazł się w tej wiosce zabitej dechami. Mimo dość stoickiego spokoju wyrazu twarzy chłopaka, dało się dostrzec jakiś smutek w spojrzeniu.
- Cóż... -nieco strapił się, bo nie mógł powiedzieć prawdy, a nie chciał owijać w bawełnę kłamstwo, które i tak prędzej czy później mogłoby wyjść na jaw- ...nie mogę tego powiedzieć. Też dlatego, aby nie zapeszyć. Ale nie przejmuj się, nie jestem agentem FBI.
Dodał nieco humorystycznie (choć miał raczej kiepskie poczucie humoru) i chcąc naprędce zmienić temat, zdołał wyjść z jeszcze inną inicjatywą.
- Odpocznij chwilę na spokojnie dopijając kawę, a ja trochę pograbię za Ciebie.
Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, aby przekazała mu grabie. Nie miał pewności, czy tyle wystarczy na uśpienie czujności czy zgaszenie podejrzeń, ale spróbować nie zaszkodziło. Kiedy otrzymałby wspomniane narzędzie pracy, to może nie perfekcyjnie, ale starałby się zebrać liście do jednej sterty dość zamaszystymi ruchami. Gdyby jednak Annabell nie była chętna do współpracy, to przechadzałby się jeszcze obok sprzątaczki, aby tak jak w pierwszym przypadku zapytać również dla zaspokojenia ciekawości:
- Nie żeby coś, ale... nie myślałaś nad zmianą pracy? Wydaje mi się, że mogłabyś spróbować czegoś lepszego.
Wtedy też pod butem poczuć inny rodzaj podłoża. Bardziej śliski i niestety śmierdzący. Westchnął cicho dodając:
- I mniej gównianego.
Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyPon 06 Gru 2021, 23:17

Zapeszyć...? Aż jej się powieki rozchyliły i na chwilę przerwała tę dziwną operację, co to ją wykonywała. No więc Belka na jego oczach właśnie jedną ręką sobie trzymała kubek z kawą, z którego siorbała raz po razie ciepluchny napój, a przy okazji grabiła liście drugą. Robiła to niby bezwiednie, ale skupiała się mocno zwłaszcza na grabieniu, żeby tego nie spierdolić. Jakby ją kto z przełożonych zdybał, że gadała w pracy, to by z niej ani chybi pewno wyleciała. Ilu to oni mieli skazańców na jej miejsce!
Tylko, no, ona nie kradła sprzętu żeby mieć na metę. Więc ją trzymali.
Nie, żeby się dziwiła ziomkom co sprzedawały mopy i miotły, żeby mieć na metę. Ale to już w chuj inny temat. Ważne, że kawa była. I ziomek, który właśnie coś o zapeszaniu.
- Brzmi jakbyś tu dla laski przyjechał - Ciekawe, czy ona to wiedziała. - Lub ziomka. Lub kogokolwiek pomiędzy lub poza. Kurwa, postępowym trza być, co nie.
Znowu siorb. Mrugnęła do niego, niby jedno oko miała, ale jakby miała dwa to też by jednym mrugnęła. A może ziomek był stalkerem? Zmrużyła na moment powieki, przyglądając mu się. Mogłaby go tak obsztorcować i popytać, może był i powinna policję wzywać, czy co. Siorb.
Ale by sobie fajkę przypaliła.
- Jak tak to polecam rzucić, próżny trud. Ktokolwiek wybrał, żeby w tym pierdolonym miejscu zostać, to ma chyba nierówno pod sufitem.
Siorb.
- Albo za wiele o życiu nie wie - dodała po chwili, trochę ciszej.

- Spoko, ja sobie pograbię, jak idziesz do wybranki/wybranka serca, to nie możesz się za bardzo spocić - Uśmiechnęła się do niego, kiedy próbował przejąć grabie. Po prawdzie jej miękkie serce mówiło, że zbyt pocieszny on był na jakiegoś mordercę seryjnego, ale kto wiedział. Rozsądek brał górę i mówił, że bestie potrafiły przybrać każdy kształt i im mniej wzbudzały podejrzeń, tym dla nich lepiej.
Może to nie rozsądek tylko paranoja - jebać.
Ale nie sądziła, żeby on był bestią. Po chuj by przyjeżdżał do miasta, które było ich, kurwa, na gust Annabelle pełne. Zamknięty kurwa las, przestępczość w jebanym suficie, tyle, kurwa, incydentów, że ja pierdolę. Czytała artykuły. Oglądała debatę na zasranego burmistrza.
A potem patrzyła jak ludzie poszli do urn i wybrali jakiegoś złamasa o imieniu KUBA.

- Z moim CV mam fart, panie, że dostałam robotę przy zamiataniu - rzuciła bez wahania w odpowiedzi. Siorb. Kurwa, kto swoje dziecko nazywa Kuba. A jeszcze konkurował z jakimś ERNESZTEM, Virgo, to były imiona. A nie. Kurwa.
- Oho, perfekcyjna metafora tego podwórka - rzuciła patrząc na jego strapioną minę. - Czekaj chwilę, zaraz to ogarniemy.
Dopiła kawę. Miała zaraz nieopodal swój wózek ze sprzętem, to wyjęła z niego jakieś płyny, szmatę, foliówkę i inne takie. W stalową szuflę zebrała resztki tego, co rozdeptał, po czym mopem mu poczyściła cokolwiek miał na boku obuwia. Koło stopy rzuciła namoczoną chamskimi, chlorowymi specyfikami szmatkę.
- Wetrzyj dobrze w trawę i potem w to, powinno zabić resztki zapachu - Skrzywiła się. - Widzisz, nawet Venandi wie, że nie warto tu przyjeżdżać.
Powrót do góry Go down
Zephir

Zephir

Liczba postów : 43
Punkty aktywności : 1010
Data dołączenia : 21/10/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 07 Gru 2021, 20:37

Trafił na bystrą babkę. Może nieco ekscentryczną, aż za bardzo wścibską, ale całkiem w porządku. Jego punkt widzenia na charaktery innych osób był spaczony przez ograniczony dostęp do społeczeństwa, także proszę nie brać tego na serio. W każdym razie Annabell miała w sobie coś intrygującego, co mimo jej bezpośredniego podejścia do życia swojego i innych przykuwało uwagę Zephira. I jeszcze ta podzielność uwagi - rozmawiała z natrętnym introwertykiem, grabiła liście i jeszcze prowadziła wewnętrzną batalię myśli krążących wokół istot nieśmiertelnych i burmistrza. I te ostatnie potyczki były nie do odkrycia gołym okiem. Naprawdę miał przeczucie, że powinna dziewczyna robić coś innego niż dbać o porządek miasteczka. Które, jak się okazało, było podobno zapadłą dziurą w mniemaniu Piratki.
A takie miejsca przyciągały kłopoty jak magnes. Czyli trafił dobrze.
- Może nie zwariuję, jak zostanę tu choćby do czasu negatywnego rozpatrzenia sprawy...
Nie wiedział, skąd tak pesymistyczne nastawienie dziewczyny co do Venandi, lecz brzmiała prawdomównie. Skoro tak, to było mu przykro, że musiała tkwić w nielubianej przez siebie mieścinie, bo trzymała ją tu praca. Zephir planował jednak zostać tu tak długo, jak będzie tego potrzebować nowe Bractwo. I tak nie miał innego pomysłu na siebie, a filia Bractwa w Azji czy w Afryce zupełnie nie przemawiała do niego. W Ameryce przynajmniej był podobny klimat i zrozumiany język.
Nawet umiejąc trochę po angielsku nie umiał przekonać do udzielenia wsparcia Belli, która sama chciała kontynuować pracę. Miała ku temu dziwną logikę, że niby Zephir miał tu spotkać się w sprawach sercowych. Już drugi raz nawiązała do tego. On? Miałby kogoś kochać? Mocno zbity z tropu niemrawo ale rzekł:
- Miło z Twojej strony, ale to mi nie grozi. E... w sensie... na razie. Także... Mógłbym pomóc.
Nie mniej już nie naciskał widząc, że rozmówczyni miała pełną kontrolę nad sprzętem i otoczeniem. Tym bardziej nie ciągnął tematu swojego zerowego doświadczenia w kwestii kochania kogokolwiek. Nie miał w głowie w ogóle tego typu potrzeb, przynajmniej nie myślał o tym do tej pory. Pochłonięty nauką i zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju nie otwierał horyzontów na związek.
Naprawdę pokrętna logika dziewczyny, ale pasowała do tego, co do tej pory mówił. Nie powinna marnować się w obecnej pracy, którą jak się okazało przyjęła z pocałowaniem ręki. Była na to za sprytna, ale coś musiało ją blokować. Bynajmniej jedno oko. To musiało być coś gorszego, lecz nie miał takiej samej śmiałości, aby dopytywać szczegółów. Nie umiał tak otwarcie pytać obcych bądź co bądź ludzi o coś, co mogłoby ich potencjalnie urazić. Nawet samo zaangażowanie Jasnowłosej w zmyciu gówna z jego buta świadczyło, że byłaby zdolna do innych poświęceń. Dużo gorszych niż to. Eh, gdyby miał pewność, że zostanie w Bractwie, może mógłby w dłuższej perspektywie pomóc Belli w wyjściu na prostą? O ile... jej dominujący charakter nie stłamsi dobrych chęci chłopaka.
- Czasami trzeba przyjechać w najgorsze miejsce, aby docenić pozostałe. W każdym razie dziękuję raz jeszcze za pomoc. -oznajmił grzecznie z lekkim skinieniem głowy, po czym wyrzucił szmatkę do najbliższego kosza lub worka przy Annabelle- Nie będę zabierać Ci już więcej czasu... ale jak coś, to zadzwoń pod ten numer.
Wystukał parę razy w szybkę na telefonie i przedstawił rozmówczyni swój numer kontaktowy. Nie miało ono jakiegoś specjalnego opisu, tylko "Mój numer". W ogóle jakoś nie zauważył podczas całej rozmowy, że ani on nie podał swojego imienia, ani nie poznał miana dziewczyny. Wciąż nie przywiązał do tego uwagi, a powinien. Wyglądać to mogło dziwnie i nietaktownie. Brakowało mu obycia z ludźmi, może to powód.
- Miło było Cię poznać.
Powiedział skromnie, ale szczerze. Powoli wycofał się z trawnika, aby rzeczywiście już nie zaprzątać kobiecie głowy swoją osobą i zaczął rozglądać się po otoczeniu jakby zastanawiając się, dokąd iść teraz. Kurcze, powinien był kupić jakąś mapę miasta.
Powrót do góry Go down
Annabelle

Annabelle

Liczba postów : 52
Punkty aktywności : 1250
Data dołączenia : 11/04/2021

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptySro 08 Gru 2021, 14:54

Kurwa, ziomek miał konkretną, urzędniczą mowę chyba. Negatywnego rozpatrzenia sprawy? A co on, od razu o obywatelstwo kurwa wnosił? A w sumie nie jej biznes. Może się o robotę starał. Jego zamieszanie w głosie i w ogóle we wszystkim jak zaczęła mu podsuwać sercowe rzeczy trochę ją zniechęciły do tej myśli. No chyba nie o to chodziło. Jakby miał to ciągle w głowie i był na tym przyłapany, to by się inaczej zachowywał. A tak, te rzeczy uczuciowe to go jakoś peszyły. Czy coś. Miała ochotę się zaśmiać: rzeczy uczuciowe to zupełnie normalna sprawa! Ponoć. Co ona o tym wiedziała, ona tu grabiła liście. I zamiatała. I w ogóle dbała, kurwa, o porządek.
Nie tak jak policja. Ale na jej gust to ona była bardziej przydatna od policji. O na przykład to gówno na bucie. Policja ni chuja ci z tym nie pomoże. A Belka owszem.
Uśmiechnęła się trochę leniwie do Zephira jak jej odpowiedział, że to nie rzeczy sercowe.
- Spoko, nie martw się, kogoś znajdziesz - rzuciła wesoło. Ni chuja nie chciał pewno takiej odpowiedzi, ale jebać. Co jej szkodziło?
- Z takimi oczami wyglądasz jak pies husky, a husky są urocze.

W milczeniu obserwowała jak wycierał buta. Tak oto ona, strażniczka kurwa porządku, uratowała jakiegoś przypadkowego ziomka przed obsranym obuwiem. Jeszcze by do tej swojej nieistniejącej miłości życia z gównianą sytuacją poszedł. Albo do... tego... jak to on to powiedział? Rozpatrzenia sprawy, czy coś. Ale ziomek oficjalny, co nie. Taki pewno był wykształcony, może nawet jakie studia skończył. I chciał z nią gadać? Zajebiste wyróżnienie.
Uśmiechnęła się na to "najgorsze miejsce".
- No idąc tym tokiem rozumowania powinnam do Afganistanu jechać, może docenię tę kuwetę.
Zgrabiła liście na jedną kupę i zabrała się za zamiatanie ich do jednego z worów, które sobie podłożyła. Uniosła tylko wzrok na jego numer telefonu. Nieźle. Się oferował z kontaktem. Wyjęła z kieszeni swoje stare kopyto (dobra, nie kopyto, kopyto się na gnata mówi, a ona po prostu miała komórkę akurat w tym miejscu) i prędko wklepała numer. Nawet go nie przetestowała, tylko rzuciła:
- Spoko, ufam że poprawny. Dzięki.
Nie widziała ni chuja sensu w pytaniu po jaką cholerę niby chciał jej numer. Litość, zainteresowanie? Nieważne. Zamiast tego zaczęła sobie kminić, że może go kiedyś powkurwia i zacznie pisać dziwne SMSy o efektywnym robieniu pompek w okolicach trzeciej rano. Dlaczego nie! Dając jej numer, dał jej masę władzy. Mogła się w niej potaplać.

Podziękował jej. Spoko. Odpowiedziała uśmiechem i odparła:
- Spoko, bez spiny. Nie daj się pożreć tutejszym potworom, poza tym miłego pobytu.
Jak się zaczął rozglądać to rzuciła:
- Jak potrzebujesz przewodnika czy czegoś, to księgarnia jest w prawo i za dwieście metrów.
Liście w torbie, to wzięła się za branie klamotów i przenoszenie dalej. Żeby pograbić dalej. Wkrótce też jej uwaga zupełnie odfrunęła od tego dziwnego ziomka, który tak się pogubił w tym mieście. Ot, śmieszna osóbka.
Tymczasem miasto było pełne nieśmiesznych osób. A ona miała wizytę u jednej z nich za kilka godzin.

[zt]
Powrót do góry Go down
Mazikeen
Córka Mafii
Mazikeen

Liczba postów : 153
Punkty aktywności : 1964
Data dołączenia : 11/10/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 12:04

Kilka dni po spotkaniu z Zephirem/

Młody czarodziej sprawił, że Mazikeen zaczęła w końcu odżywać. Wychodziła częściej ze wzgórza, czy też raczej z pokoju jaki był jej przydzielony na czas pojawienia się jej ojca. Chociaż temu jak widać się nie spieszyło z pojawieniem. Ciągle coś było, co powodowało problemy z przyjazdem ale może to i dobrze? Nie stresowała się tym, że lada chwila będzie zmuszona wracać, nie musiała przejmować się tym, że znów wszystko się zacznie od nowa. Była wolna, przynajmniej częściowo. Świadomość że ojciec decyduje o niej, o jej ciele...o wszystkim doprowadzało ją do szału. Wahała się czy napisać do poznanego człowieka, czy może jeszcze potrzymać go w napięciu. Ostatecznie schowała telefon czując zapach krwi. Skierowała swoje kroki przed siebie rozglądając się uważnie i kierując się za zapachem. Wampirzyca była spragniona, chciała się posilić, jednak na razie nie natrafiła na nic co by jej podeszło. A zapach krwi tylko przyciągał. Był...taki słodki.
Powrót do góry Go down
Hiazynt
Sługa Olszy
Hiazynt

Liczba postów : 515
Punkty aktywności : 3738
Data dołączenia : 16/03/2019
Age : 27

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 13:20

Hiazynt lubił wieczory w Venandi. Oczywistym powodem ku temu była nostalgia. Jedynie wtedy czuł się jako tako bezpieczny, kiedy pod postacią kruka przemierzał miasteczko. Zazwyczaj oczywiście u boku Roderyka. Właściwie nigdy nie wychodził wówczas sam, zbyt bardzo obawiał się o swoje życie. Wtedy jako wampir był na tyle słaby, że nawet ledwo co opierzony Łowca mógłby go rozłożyć na łopatki. Nie wspominając o innych wampirach czy wyszkolonych Łowcach. Nie uśmiechało mu się kończenie żywota nawet jeśli czasem nie widział jego celu.
Teraz jednak dostrzegł również fakt, że Venandi było nadzwyczaj urokliwe. Nie przeszkadzał mu chłód. Ubrał swój nowy płaszcz, niedbale zapinając go na parę guzików. Obserwował cudną panoramę miasteczka zastanawiając się, co też powinien teraz uczynić. Mógł udać się do siedziby Łowców rozmówić się z nimi. Zaoferować swoją wiedzę w zamian za ich. Ale...brzydziła go nieco ta perspektywa. On miałby rozmawiać z Łowcami? Dzielić się z nimi swoimi sekretami? Było to absolutnie dziwne, wręcz zakrawało o kpinę i poniżenie. Aczkolwiek, być może to on był po prostu staromodny i powinien dostosować się do otaczającego go świata?
Druga możliwość była prostsza. Mógł po prostu na własną rękę poszukać wilkołaka i sprawdzić parę teorii w praktyce. Ostatecznie, czemu nie? W razie czego raczej byłby w stanie uciec. Wilkołaki chyba nie chodziły obwieszone srebrzystymi kolczugami, a ich kły nie wykonane były z przeklętego metalu. Aczkolwiek nie miał pojęcia, czego się może po nich spodziewać. Czyli zapewne, koniec końców, druga alternatywa stanie się po prostu częścią większego planu niż prawdziwie alternatywnym rozwiązaniem.
Z zamyśleń wyrwały go dwie rzeczy. Pierwsza, to zapach krwi. Nikły i lekki, słodki. Przyjemny, acz nie wzbudzający póki co w nim nazbyt intensywnego pragnienia. Po drugie zaś i co ważniejsze, jego wzrok przykuła kobieca sylwetka. Skryta była pod niedopasowanymi ubraniami, ale...w tym niedopasowaniu zdawało się być coś umyślnego. Nie były to losowo założone ubrania pochodzące z losowych sklepów. Kobieta wyraźnie zmierzała w jakimś kierunku. I o ile Hiazynt dobrze się zorientował, szła tam, gdzie znajdowało się źródło krwi bądź to ona sama pachniała tak słodko...
To już zainteresowało wampira. Ruszył za kobietą niespiesznym krokiem, trzymając się nieco z tyłu. Ale cały czas uważnie ją obserwował. Już począł się interesować, jak to też może smakować jej krew...Nie czuł klasycznego głodu ciała, lecz ducha. Który był o wiele trudniejszy do zaspokojenia jak niedawno zdołał odkryć.


Seek strength
The rest will follow
Powrót do góry Go down
Mazikeen
Córka Mafii
Mazikeen

Liczba postów : 153
Punkty aktywności : 1964
Data dołączenia : 11/10/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 13:37

Zapach był silniejszy z każdym jej krokiem. Ruszyła przed siebie, powoli stopniowo. Odwróciła się mając wrażenie, że ktoś za nią idzie, ale nie było nikogo. Nie miała pojęcia co robić, czuła krew ewidentnie, ale nadal nie widziała nikogo w okolicy, nikogo prócz postaci siedzącej pod murem jednego z budynków. To od niej pachniało krwią. Jednak nie była to tak słodka krew jaką czuł śledzący ją wampir. Ten zapach był podobny acz nieco inny. Krew jaką czuł Hiazynt należała do Mazikeen. Można powiedzieć, że wołała, kusiła jak najlepszy narkotyk. Włoszka odwróciła się jeszcze raz dla upewnienia się czy aby nikogo tam nie było. No nie widziała. Przekonana, że po prostu przesadza, albo jest za bardzo przewrażliwiona podeszła do nieprzytomnej osoby. Chciała się posilić, ale widok jaki zastała nie bardzo ją przekonał by wbić kły w umorusanego faceta, który śmierdział alkoholem a do tego miał skaleczoną rękę. Stąd ten zapach. Westchnęła pod nosem i odwróciła się z niechęcią pozostawiając nieprzytomnego człowieka w tym samym miejscu w którym go zastała. Uczucie nie odpuszczało. W końcu gdy oddaliła się nieco od człowieka odezwała się spokojnie, nie agresywnie nie wiedząc z kim czy też czym ma do czynienia. Jeśli to człowiek jej ojca zapewne będzie wiedział z kim ma do czynienia a jeśli nie...kim był? Człowiek Virgo mający za zadanie pilnowanie Włoszki by czegoś nie zrobiła?
- Może się pokażesz?
Odezwała się spokojnie oczywiście w języku Włoskim przyglądając się uważnie otoczeniu. Nic, cisza...postanowiła spróbować dominacji, która w sumie nie była czymś, co często wykorzystywała...ostatni raz dominacji użyła podczas ucieczki z Włoch.
- Wyjdź w tej chwili.
Odezwała się zdecydowanie tym bardziej mocniej i wyraźniej przemawiając kierując tym samym twarz w stronę Hiazynta, czy też raczej zapachu jaki poczuła a który nie należał do nieprzytomnego człowieka.
Powrót do góry Go down
Hiazynt
Sługa Olszy
Hiazynt

Liczba postów : 515
Punkty aktywności : 3738
Data dołączenia : 16/03/2019
Age : 27

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 13:55

Ach, więc i kobieta przed nim miała wyczulony zmysł węchu. To o niczym jednak nie świadczyło. Smród alkoholu w końcu dotarł i nozdrzy Hiazynta, ale nie odczuł on potrzeby by przekonać się na własne oczy, cóż to tam też skrywa się w miejscu, w którym to tajemnicza kobieta zatrzymała się na chwilę. Domyślał się, czego może się tam spodziewać. Ale zapach uciekał wraz z kobietą. Och, jakże cudny był to zapach. Coraz bardziej powabny, im dalej uciekała od wampira.
Był nieostrożny, ruszył ot tak za nią, specjalnie nawet się z tym nie kryjąc. Oczywistym było, że w końcu go na tym przyłapie. Jednakowoż Hiazynt zakładał, że kobieta po prostu zacznie przed nim uciekać. Cóż, był słusznych rozmiarów w końcu. Ta jednak się zatrzymała i...coś powiedziała? Cholera, nie znał tego języka. Brzmiał nieco znajomo. Ale z całą pewnością nie był znajomy Hiazyntowi. Zgadywał, że to portugalski, hiszpański bądź włoski. Który jednak? To już zupełnie inna sprawa. Dla Hiazynta wszystkie trzy brzmiały dosyć podobnie. Nigdy nie poświęcił wystarczające ilości czasu, by nauczyć się chociażby krótkich rozmówek i prośby o kawę, a co dopiero zrozumienie nieznajomej na ulicy.
Wyszedł naprzeciw kobiecie, przyglądając się jej zaciekawiony. Jego obojętne oblicze nie wyrażało absolutnie niczego poza samymi oczami, w których skrzył się głód i zaintrygowanie. Poza tym jednak nic nie można było wyczytać z jego twarzy.
- Obawiam się, droga nieznajoma Pani, iż zmuszony jestem prosić cię o zmianę języka.
Przemówił powoli, z nieco kpiącą jak i rozbawioną nutką pomiędzy słowami. Uniósł lekko ręce do góry, pokazując, że nie trzyma nic w dłoniach. Och, jakże cudnie ona pachniała...


Seek strength
The rest will follow
Powrót do góry Go down
Mazikeen
Córka Mafii
Mazikeen

Liczba postów : 153
Punkty aktywności : 1964
Data dołączenia : 11/10/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 14:04

Zaniepokojona obserwowała otoczenie, cisza. Dopiero po chwili usłyszała męski głos a potem posturę mężczyzny. Przyglądając się mu uważnie dotarło do niej, że odezwała się w ojczystym sobie języku. No tak, zapomniała gdzie była, nie znosiła skradania się bowiem ono kojarzyło się jej z Włochami, ludźmi ojca i całą tą pieprzoną Mafią od której chciała uciec.
- Prosiłam byś się ujawnił.
Wyjaśniła z lekkim uśmiechem i nieco odetchnęła. Nie był wilkołakiem, te rozpoznałaby zdecydowanie po zapachu. Pupilek ojca widać pozostał we Włoszech więc nie musiała się tym przejmować. Poza tym, miała inne problemy. Tam nieco dalej leżał na wpół przytomny człowiek, a ten wampir ewidentnie stał za blisko tamtego a zarazem jego kroki wydawały się jakby kroczył w jej stronę. Głód w oczach dostrzegła mimo to, nie sądziła by był na tyle głupim i ją zaatakował. Była może i półkrwi ale potrafiła się obronić, tyle że nie sądziła kim był jej nowy towarzysz...nowy znajomy.
- Oddal się proszę...ten człowiek wycierpiał już wystarczająco.
Odezwała się z zamiarem odciągnięcia tamtego od pijanego człowieka.
- Czemu mnie śledziłeś Panie? Czy może czysty zbieg okoliczności?
Zagadnęła robiąc krok w tył. Coś w nim było takiego, że powinna była uciekać gdzie pieprz rośnie, ale zarazem też coś co przyciągało ją jak magnez.
Powrót do góry Go down
Hiazynt
Sługa Olszy
Hiazynt

Liczba postów : 515
Punkty aktywności : 3738
Data dołączenia : 16/03/2019
Age : 27

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 14:41

Prosiłam, byś się ujawnił? Jakże ładnie powiedziane. Cóż, uczynił to w końcu, nieprawdaż? Chociaż nie był pewien, czy istotnie tajemnicza kobieta go prosiła, czy raczej tego wymagała. Nie miało to ostatecznie znaczenia, bo i tak w końcu jej "prośbę" spełniłby niezależnie od tego, jakim tonem byłaby ona wypowiedziana.
- Zatem z radością się Pani zaprezentuję.
Przemówił ponownie nieco staromodnie, kłaniając się lekko przed kobietą. Stali w sporej odległości między sobą. Ktoś patrzący z boku mógłby uznać, że grają w jakimś filmie bądź ćwiczą scenę teatralną. Jednak wampir póki co nie zamierzał tego dystansu skracać. Nie chciał, żeby poczuła się niekomfortowo bądź co gorsza - by zaczęła uciekać. Oczywiście, mógłby ją wówczas złapać i dogonić ale achhhhh! to nie było to samo.
- Nie mam zamiaru się przejmować jego egzystencją, mogę cię o tym zapewnić. Acz pragnę zauważyć, że i ty zaskakująco szybko od niego odeszłaś. Czyżbyś jednak nie była zainteresowana jego losem?
Lekka kpina i ironia ponownie zatańczyły w jego słowach, wraz z nikłym uśmiechem na twarzy. Był ciekaw, kim była kobieta. Działaczką społeczną, która szukała i pomagała bezdomnym i alkoholikom? Wątpił, wówczas by go przecież tak nie zostawiła. Może zatem złodziejką, która tylko czyhała, aż choćby jeden portfel, nieważne jaki, trafi w jej ręce? Na odsprzedaży dokumentów można było zrobić niezły interes. Ale...była ubrana schludnie, w dobrej jakości ubrania. Nie wyglądała, jakby musiała walczyć o miskę i poszukiwać bezdomnych oraz pijanych do obrabowania. Ze swoją urodą z całą pewnością mogłaby być skuteczniejszą złodziejką w klubie bądź barze.
- Śledziłem to zbyt duże słowo. Byłem po prostu zaciekawiony, cóż takiego porabiasz, droga nieznajoma. Miałem pewne obawy o to, czy kierujesz się szlachetnymi pobudkami, kierując się do ów pijanego jegomościa. Teraz jednak....teraz jednak przyznać muszę, że masz niesamowicie kuszącą perfumę, która to skłania mnie do pozostania w twym towarzystwie - po tych słowach oczy wampir błysnęły lekko, a on skłonił się ponownie przez swą rozmówczynią. - Zechciej mi proszę mówić po imieniu. Hiazynt, cała przyjemność po mojej stronie.
Specjalnie nie skomentował faktu, że kobieta cofnęła się krok w tył. Nie ruszył w jej kierunku, udając, że tego nie zauważył. Czekał, ciekaw, cóż takiego zdecyduje się ona teraz poczynić.


Seek strength
The rest will follow
Powrót do góry Go down
Mazikeen
Córka Mafii
Mazikeen

Liczba postów : 153
Punkty aktywności : 1964
Data dołączenia : 11/10/2019

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 15:14

W sumie można powiedzieć, że nie prosiła o ujawnienie a żądała...faktycznie żądała w końcu próbowała dominacji na nim, jednak nic z tego raczej nie wyszło. A szkoda, że o tym nie wiedziała. Przyglądała się mu bacznie, taksując każdy jego ruch, uważnie obserwując każdy gest. Jego ukłon dość staromodny, więc musiał być dość starym wampirem. Tak, teraz dopiero do niej dotarło z kim ma do czynienia. Gesty, zachowanie...mowa. Mowa, może i nie aż tak bardzo wymowna i stara a jednak. Nie był to młodzik ledwo po przemianie więc musiał być kimś więcej niż zwyczajnym przemienionym.
- Jego los jest mi obojętny bardziej niż możesz się Panie spodziewać. Jednak...nic mu nie jest, a smród jaki wydaje nie bardzo jest kuszący.
Przyznała w końcu taksując mężczyznę uważnie. Fakt, że stali w dość dziwnych pozach mógł wiele mówić, aczkolwiek nie zawsze to co się widzi, jest zgodne z tym co podpowiada rozum.
- Poza tym...nic mu nie jest. Ocknie się i wróci do siebie.
Przyznała bo faktycznie wpierw wsłuchała się w bicie jego serca, nic mu nie było po prostu pijany spał więc nie musiała się nim przejmować. Lada chwila pewnie się ocknie i ucieknie jak najdalej. A ona...nawet posilić sie nie miała na kim teraz. Pech! Normalnie pech!
- Och...nie jestem byle pierwszym złodziejaszkiem. Mam...wystarczająco dużo pieniędzy. Na nic mi kilka gorszy tego nieszczęśnika.
Przyznała bo faktycznie gdyby spojrzeć na to w ten sposób to fakt, miała sporo pieniędzy...ba, miała całe Włochy! Ludzi, mafie, gangi...to wszystko było jej...jej w posagu dla przyszłego małżonka. Na co tylko się skrzywiła w myślach. Ojciec głupiał...nie miała zamiaru od tak podporządkować się mu, nie tym razem. Nie teraz.
- Perfumę...nie używam żadnych perfum o tak silnym aromacie...
Przyznała i dopiero po chwili do niej dotarło o czym mówi. Spłonęła zaraz rumieńcem na policzkach i chrząknęła zmieszana.
- Panie Hiazyncie...to...to zapewne nic takiego. Pewnie za dużo na siebie wylałam...nic wielkiego.
Skłamała zakłopotana i nieco zadrżała. Jak to możliwe? Jak mógł w ogóle wyczuć jej krew? Nieskazitelną, niemal słodką niczym najlepszy nektar.
- Mazikeen Rose.
Przedstawiła się nie sądząc, by w ogóle wiedział kim była, czy też kim byłby jej ojciec. Chociaż jego mógł znać. Richard Rose, był w końcu sławnym czystokrwistym wampirem o nieco...niepochlebnych opiniach wśród zamożnych i ułożonych wampirów.
- Schlebiasz mi Hiazyncie, to miłe.
Przyznała bo w sumie co miała powiedzieć...zakłopotana niemal połknęła język.
Powrót do góry Go down
Hiazynt
Sługa Olszy
Hiazynt

Liczba postów : 515
Punkty aktywności : 3738
Data dołączenia : 16/03/2019
Age : 27

Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 EmptyWto 08 Lut 2022, 15:47

Jego los jest mi obojętny? Zatem działaczką społeczną nie była z całą pewnością. Czyżby zatem skusił ją zapach krwi, biorąc pod uwagę jej kolejne słowa? Ach, to już brzmiało bardzo wiarygodnie. Ale pewności mieć nie mógł. Tłumaczyłoby to jednak, skąd tak piękny zapach w okół niej. Kuszący, cholernie kuszący. Nawet bardziej, niźli Virgo Tenebris czy Belli. Ach, Hiazynt pragnął już zatopić w jej smukłej, łabędziej szyi swoje kły, rozkoszować się smakiem jej cudownego nektaru krwi, trzymać blisko siebie kiedy ta będzie drżała w konwulsjach!
Ale nie pokazała po sobie niczego, że się domyśla. Parsknął nieco ze śmiechem, słysząc słowa swej pięknej rozmówczyni.
- Zatem już nas coś łączy, droga Pani. Mnie również nie za bardzo interesuje los maluczkich, którzy na swą miałkość sami sobie zapracowali. Zdecydowanie wolę poświęcać swój czas i uwagę na bardziej intrygujące zjawiska. I persony, rzecz jasna.
Domyślił się już także, że zwykłym kieszonkowcem nie jest, aczkolwiek miło było przekonać się o tym słysząc jej słowa. Bo nie jest "byle pierwszym złodziejaszkiem". Ot, prosta sentencja, a niosąca w sobie aż tyle potencjalnych implikacji. Czyżby miała owe pieniądze w spadku? Była inwestorką? Czy może jednak sama zajmowała się czymś na pograniczu prawa? Wiedział, że Roderyk sam nieraz i nie dwa wynajdował luki w prawie bądź zatrudniał od tego ekspertów, byleby parę setek dolarów uszczknąć na podatkach. Szczegółów Hiazynt jednak nie znał. Chyba powinien, biorąc pod uwagę, że niejako odziedziczył po nim parę spraw. Ale czy to było aż tak istotne?
- Och, byłaby wielka szkoda, gdyby wylała panienka na siebie zbyt dużo perfum. Zapewniam z całą szczerością na jaką mnie tylko stać, że panienki naturalna perfuma jest jak najwspanialszym zapachem.
Jej cudny, gorący rumieniec sprawił, że serce wampira zabiło nieco mocniej. Nie wiedział, czemu. Wydawało mu się to głupie. Ale....kobieta przed nim była prawdziwie piękna. Nie tylko jej zapach zwracał uwagę wampira, oj nie! Dawno zapomniane żądze poczęły budzić się w wampirze. Pragnął krwi, lecz czy już tylko jej? Coraz trudniej mu było nazwać swoje własne uczucia i potrzeby, namiętności, które nim targały. Chciał więcej, chciał wszystkiego, chciał....
- Czy zechce panienka Rose przyjąć w takim razie moje zaproszenie na kawę bądź herbatę? Niedaleko znajduje się urocza kawiarenka. Rozmowa tam będzie z całą pewnością milsza, niźli na tym chłodzie.
Rose...Rose...Rose...coś mu to nazwisko mówiło, ale co? Nie licząc dwuosobowego pogrzebu Roderyka, Hiazynt dawno nie był w Europie. Miał dobrą pamięć, ale niekoniecznie do rzeczy takich, jak nazwiska. W tej kwestii była ona nieco...ulotna.


Seek strength
The rest will follow
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Promenada     - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Promenada    Promenada     - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 

Promenada

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Venandi :: Centrum: Regent Square-