a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Opuszczona Posiadłość - Page 4


 

 Opuszczona Posiadłość

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptySro 12 Cze 2024, 22:55

To było... Dziwne. Nie odezwała się już ani słowem w jego myślach... A mimo to miała wrażenie jak by to połączenie które zapoczątkowała otworzyło coś... Nowego. Mimo że była daleko, czuła że jest przy nim... I mimo że czuła, że to jej River... Był jednocześnie kimś zupełnie innym. Wszedł w swoją nową rolę z taką łatwością... Zupełnie jak by właśnie po to się urodził. Jak by wszystko co spotkało go w życiu prowadziło do tej chwili, a później do walki z Augustem i utwardzenie swojej władzy. Miała aż gęsią skórkę gdy River jedynie spojrzał na poburkujące na Colina wilki... Nic nie musiał mówić... Nie musiał warczeć ani krzyczeć. Przekaz był przyjmowany natychmiast...to była ich walka. W zasadzie... Przesadzona tak samo jak dwie poprzednie... Tak samo jak każda kolejna... River był alphom, nawet jeśli nie pełnego stada, jednostki nie miały już szans. Colin... Również, o czym River dosadnie mu wyjaśnił. Kawał wilczura fruwał po ringu niczym odrzucona szmata... Do tego zeby Rivera nie odpuszczały... Poraniona szyja to jedno, wilczurowi coraz trudniej było wziąć oddech. Zapadła zupełna cisza gdy River rzucił starcem...nie spuszczała oczu z Rivera i gdy przez chwilę jego łapa się ugiela pod nim zrobiła kilka kroków by do niego pójść... River jednak tylko na chwilę się zachwiał a Colin dodatkowo drażniony już wstawał. Dyszał co prawda ciężko... Sierść była miejscami oklejona od krwi... Ba krew miał nawet na języku i pysku po tym jak wcześniej się zaszczepili. Gdyby nie sygnał Rivera... Ruda przerwała by walkę. Mimo to usiadła czekając na dalszy rozwój wypadków. Colin wstał... Zjeżył się i chciał się zmusić do ponewmego ugięcia łap. Po uderzeniu... Miał wręcz mroczki przed oczami. Otrzepał się jak by to miało jakoś pomóc. Zmobilizowałam się jeszcze raz... Ruszył i odbił w bok od ślepej strony Rivera tak by odrzucić go całym swoim ciałem na granice ringu.
- Uważasz, że tak coś zmienisz? Kaya próbowała... Miała poparcie stada jak ty. - warknął i korzystając z swojego ciężaru po prostu wbiegł w Rivera chcąc go przewrócić.
- Dlaczego uważasz że tobie się uda? Miała cztery łapy... Dwoje oczu... Wychowała się tu... Tu miała rodzinę... Znała niemal każdego... Znała Augusta... Jak nikt inny i co? Przegrała... Musiała odejść... Aż w końcu dopadli ją i całą resztę tamci łowcy. - warczał gryząc... To nie były kąsania... Nie, Colin gryzł, rzucał się na Rivera jak by przegrana jego matki to była jego wina. Gryzł i wręcz zrywał sierść i fragmenty skóry..
Gdzieniegdzie zostawił krwawe ślady.
- Niby dlaczego... Dlaczego tobie się ma udać?! - Boże... Tak bardzo ją korciło, tak trudno było jej usiedzieć w miejscu podczas tej walki... Zwłaszcza teraz.. Gdy River obrywał, nie rozumiała Astrid która z szczerym zaciekawieniem przyglądała się walce. Jak by oglądała boks w telewizji.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyCzw 13 Cze 2024, 04:39

Zapewne zdaniem co niektórych popełniał ogromny błąd puszczając Colina, dając mu wstać i siebie zaatakować jednak on miał w tym konkretny cel. To nie był szczeniak do którego przemawiałby brutalna siła. Podejrzewał, że gdyby walka tak się zakończyła, wilczur i tak pobiegłby do Augusta o wszystkim mu donieść. Ze zwykłej zemsty i pogardy wobec jednookiego, która wilczur do niego kierował. Jednak jak to się zaraz okazało, wcale nie chodziło o samego Rivera, a niechęć Colina do niego… brała się z żalu jaki starszy wilk czuł do jego matki. Nie bardzo rozumiał co mogło ich łączyć, jednak wyraźnie widział, że nie podobało się Colinowi to, że przegrała, że dała się tak po prostu wygnać i zabić. Właściwie… Colin słusznie obwiniał za to Rivera. Może nie pamiętał już dokładnie swoich rodziców, na pewno nie miał prawa pamiętać wydarzeń, gdy jeszcze wszyscy razem mieszkali w Fostern jednak wydawało mi się, że znał przyczynę dla której przegrała. Właściwie to dwie przyczyny. I jednooki był jedną z nich.
Napisał mięśnie, gdy Colin zaczął biec w jego stronę, jednak właściwie ledwo stojąc na przedniej łapie, nie był w stanie tak łatwo utrzymać się na łapach jak do tej pory. Tym razem to on przekoziołkował na skraju ringu, jednak pomimo bólu, jak poprzednio od razu stanął na opuchniętej łapie i z kłami skoczył w kierunku wilczura, nie zamierzając po prostu stać i pozwalać wyładowywać na sobie frustrację starszego. Kiedy znów został powalony i znów wstał, tym razem, gdy Colin na niego zaszarżował, przyjął postawę, wbijając pazury w ziemię, dając mu wbić swoje kły w jego bok. Samemu jednak wykorzystując okazję by z całej siły zatopić zęby w jego udzie, by oderwać wilczura od siebie i raz jeszcze go od siebie odrzucić.
Tym razem żeby się nie obalić na ziemię usiadł, nie spuszczając oka z Colina i lekko szczerząc na niego własne zakrwawione kły i język gdy oddychał przez otwarty pysk.
- Właśnie dlatego… - mruknął w końcu w odpowiedzi na pytanie Colina. Wziął kilka głębokich oddechów, zacisnął zęby i wstał z powrotem. Ba! Nawet zaczął się zbliżać do niego na słabej, chwiejącej się łapie, niczym u nowo narodzonej sarny, gdy każdy krok mógł zakończyć się upadkiem.
- Nie jestem jak Kaya. Nie jestem nią. Ona walczyła dla dobra rodziny, ale stado to nie tylko rodzina, przyjaciele i bliscy, to nie tylko ci, którzy się z tobą zgadzają. Jasne, łatwiej jest się dogadać z tymi, którzy mają takie same poglądy, co ty, którzy są w ciebie ślepo zapatrzeni jak w jakiegoś Boga, ale głupotą jest narzucać strachem i siłą swoją wolę innym, a jak nie, to pozbawiać ich domu czy zabijać. Nikt nie powinien bać się bycia sobą, czy zmuszać się do tego by zyskać poparcie grupy - odpowiedział zerkając w stronę Leah i Freydis.
- Poza tym stado jest wszędzie tam, gdzie ludzie na których wiesz, że zawsze możesz polegać niezależnie od tego czy się lubicie, czy mieszkacie w tym samym miejscu czy… jesteście tej samej rasy. I to właśnie w imieniu tych wszystkich osób - wilków, ludzi i wampiry - zamierzam pokonać Augusta - wyjaśnił, darując już sobie wywód o tym, że Kaya przegrała,bo cały czas miała nadzieję, że odzyska ukochanego brata. Jej słabością było to, że chciała go uratować, że praktycznie na siłę chciała go zmienić w takiego, jakim był kiedyś, próbując praktycznie zmusić go do tego, nie licząc się z tym, że dla niego mogło już nie być w tej kwestii ratunku.
- Wstawaj. Jeszcze raz we mnie wbiegniesz i nie będę w stanie już wstać, jeśli dalej chcesz mnie pokonać - powiedział spokojnie, nie zmuszając, a zachęcając go do dalszej walki. Od razu też spuścił głowę i uniósł ogon, jeżąc się na nowo, gotowy do przyjęcia ataku na siebie i wyprowadzenia kontrataku. On nie zamierzał już dobiegać do starszego wilczura.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyCzw 13 Cze 2024, 06:42

Bądź co bądź Colin nie był młodzieniaszekiem, dodatkowo był znacznie słabszy od Rivera... Ba każdy zebrany tu wilk byłby od niego słabszy... Wolniejszy... Mimo to, nie poddawał się. River miał rację choć trudno było by mu to przyznać... Dyshonorem było by przegrać po pierwszym upadku... Oboje byli uparci i zawzięci. Wilczur zdawał się nie przejmować tym że River go gryzł... Dopiero gdy zęby młodszego zatopiły się głęboko w jego udzie puścił przeciwnika i chciał się odwinąć... Nie zdarzył, czuł tylko szarpnięcie i jak grunt odsówa mu się spod łap. To uderzenie bolało jeszcze bardziej, aż przekoziołkował... Dziwne jak by wbrew logice im dłużej trwała ta walka, tym River był silniejszy. A może... Po prostu teraz gdy mówił dostrzegał coś czego wcześniej nie widział? Skorzystał z tego jego gadania... By dać ciału chwilę odpocząć, cały czas go obserwował słuchając i łapiąc oddech. Leah wstała... Wzięła protezę ostrożnie w zęby i zmusiła się by poczekać... Jeszcze chwilę. Zignorowała pomruk jaki przeszedł po zebranym tłumie gdy River wspomniał o wampirach. Cóż poradzić... August zadbał o to by nikt ich tu nie lubił. Jednak gdy prowokował starca... A ten chwiejąc się na nogach wstał... Nie powstrzymała się, tylko ruszyła w stronę ringu. Nie zdarzyła jednak dobiec, przepychają się przez tłum. Wilczur zrobił dwa może trzy kroki mocno utykając i schylił przed Riverem głowę spuszczając ogon.
- Poddaję się... - mruknął i sam... Musiał usiąść.
Rozległo się klaskanie, to była Astrid... W jej ślad poszło kila osób będących w ludzkiej lub pośredniej formie, po chwili dołączyły się wilki wyjąc na znak zwycięstwa. Leah pojawiła się chwilę później. Przesunęła się przy jego boku by mógł się o nią oprzeć i odciążyć łapę. Położyła też przy nim protezę. "Wiedziałam, że dasz radę..." szepnęła znowu w myślach powstrzymując się by go po prostu nie przytulić.
- Może tym razem... Faktycznie przerwa? - zasugerowała ruda wilczyca, ale Riverowi nie dane było odpowiedzieć.
- Nie ma takiej potrzeby... - odezwał się szczeniak kolorem przypominający szakala który właśnie wslizgnął się na ring.
Spuścił lekko głowę przed Riverem i nawet na chwilę przymknął oczy.
- Nasz przywódca... Powinien odpocząć, a nie zabawiać szczenięta. Rezygnuje... Oddaje tą walkę. - wyglądał na pewnego tej decyzji.
Przez to że byli skupieni na czymś innym Leah dopiero po chwili zauważyła że Colin bez słowa zniknął z ringu. Na szczęście nie odszedł daleko... Dosłownie zwlókł się z oświetlonego terenu i oparł się o jedno z pobliskich drzew by zająć się ranami. Został sam, reszta przepuszczają go, odsówała się od niego jak od trendowatego. Ba! kilku młodych wręcz warknęła ostrzegawczo by ich nie niepokoił... To... Wbrew pozorom ją zabolało. Czuła się tak samo tyle lat... Chciała być przy Riverze... Jednak gdy tylko będzie na to chwila i możliwość, chciała podejść do staruszka.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyCzw 13 Cze 2024, 20:38

Puścił mimo uszu te niezadowolone pomruki na wspomnienie o wampirach, bo wiedział jaki tutejsi mają do nich stosunek. Jaki mają do kogokolwiek z miasta. Wierzył jednak, że uda mu się choć częściowo załagodzić tę ich niechęć. W końcu Anisha nie miała powodów by kłamać o tym, że część wilków z Fostern regularnie odwiedzała jej burdel by się zabawić. Wiedział, że te wilki były również gdzieś w tym tłumie. Nie skupiał się jednak na nich, a na starszym wilku, nakłaniając go do dalszej walki, choć sam ledwo się trzymał na tej swojej nieszczęsnej łapie. Mimo to był gotów by walczyć dalej jeśli będzie trzeba. Nawet przyjął pozycję do walki, gdy Colin się do niego zbliżył, jednak zamiast skoczyć wzajemnie w swoją stronę i znów zacząć się szarpać i wyrywać sobie sierść, wilczur zrezygnował z dalszej walki.
River był tym trochę zaskoczony, ale nie kłócił się. Właściwie, sam z ogromną ulgą usiadł, by chociaż trochę odciążyć swoją łapę. Choć właściwie nawet nie musiał tego robić, bo zaraz Leah znalazła się przy jego boku i mógł się na niej wesprzeć. On się nie wzbraniał przed tym by polizać ją z wdzięcznością i czułością po głowie. A niech gadają. I tak wszyscy już od dawna trąbili o tym, że byli razem i to właściwie jeszcze zanim oni sami zdecydowali wyjawić sobie nawzajem swoje uczucia.
“Dziekuje, że we mnie wierzyłaś, Le'Le” odpowiedział jej, jedynie posyłając jej pełne oddania spojrzenie. Niestety nie mógł sobie pozwolić zbyt długo na te czułości, bo zaraz zobaczył i usłyszał Rudą. Skrzywił się lekko, ostrożnie stając na opuchniętej łapie i odrywając się na moment od ukochanej. Chciał tym razem poprosić o chwilę przerwy, jednak przypominający szakala szczeniak przemknął zwinnie na ring i zbliżył się do niego oddając bez walki zwycięstwo jednookiemu. Nie spodziewał się czegoś takiego, choć w duchu odczuł ogromną ulgę, że będzie mógł się wcześniej skupić na odpoczynku. Nawet z wdzięcznością kiwnął chłopakowi.
- Isaac… podejdź do mnie - powiedział patrząc na niego z powagą, tylko po to by z rozbawieniem pacnąć lekko szczeniaka po głowie ranną łapą.
- Na kolejnych walkach to ja ciebie wyzwę i obiecuję ci, że zawalczymy, choćbym miał mieć pogryziony cały komplet łap i się czołgać - zapewniał przyjaźnie szczeniaka, machając przy tym na boki ogonem.
Niestety nie był w stanie zauważyć przez to, jak Colin zszedł z ringu i jak inni go potraktowali. Zmartwienie Leah poczuł jednak od razu i na moment powędrował spojrzeniem za jej wzrokiem, w kierunku starszego wilka.
- Panie Colin… dziękuję panu. Za świetną walkę i za to, jak bardzo mi pan pomógł - powiedział szczerze, niby kierując te słowa wyłącznie do wilczura, jednak starał się mówić tak, by wszyscy go usłyszeli i by nikt nie miał wątpliwości, że go nie potępiał ani nie był na niego zły, a przede wszystkim wdzięczny. W końcu, gdyby dalej walczył tylko że szczeniakami, być może tak szybko nie zdołałby odkryć w sobie tych pokładów siły i tego poczucia jedności z tymi wszystkimi, którzy w swojej wierze przekazali mu cząstkę swojej siły. Było tak jak mu wcześniej powiedział - nie miał zamiaru nikogo odsuwać od stada tylko dlatego, że z kimś uczciwie walczył i na własne życzenie dał się zranić. Colin mógł się z jednookim nie zgadzać, czy go nienawidzić, jednak wciąż należał do tego stada. A za to jak zawzięcie walczył, jak sponiewierał Rivera należał mu się szacunek. Nie potępienie. Nie będzie tolerował takiego wykluczenia kogoś przez innych. Nawet jeśli Leah mogła by być o to na niego zła, czy w inny sposób niepocieszona.
- Wiem, że pewnie teraz wszyscy czekacie na poetycką, bohaterską pogadankę, jak to Fostern urośnie w siłę dzięki mnie i wilkołaki zawładną całym wszechświatem, ale po pierwsze nie jestem dobry w tego typu przemowach, po drugie… dajcie mi chwilę odsapnąć i chociaż wziać łyk piwa - powiedział nieco żartobliwie do wszystkich, domyślając się, że pewnie zepsuł tym Rudej jakąś gadkę marketingową dzięki, której może jeszcze dla się od coś by ugrała z zakładów, czy w inny sposób, jednak nie chciał nikogo oszukiwać. I też nie miał zamiaru zacząć zachowywać się jak nie wiadomo jak wielki i potężny przywódcą. Miał nadzieję, że Leah dotrzyma swojej obietnicy i skopie mu tyłek, gdy tylko władza uderzy mu do głowy.
Nim ktokolwiek zdążyłby go zatrzymać, założył protezę i zmieniając formę na pośrednią, poszedł w stronę skrzynki piwa po trzy butelki, dla siebie, Leah i Colina.
- Możemy się przysiąść? - zapytał uprzejmie starszego wilkołaka, podając mu butelkę z piwem dla niego. Jeśli jego wcześniejsze słowa nie były wystarczająco jasne dla niektórych, gdy dziękował wilczurowi, teraz nie powinni mieć problemu ze zrozumieniem, co miał wtedy na myśli. Oczywiście liczył na to, że Leah razem z nim usiądzie pod tym drzewem.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyCzw 13 Cze 2024, 22:19

Leah była o wiele bardziej sceptycznie nastawiona do nauki pokojowej koegzystencji z wampirami.nie mniej...to co myślała nie miało znaczenia i bynajmniej nigdy nie wyciągnęła by tego przy innych członkach stada. Ufała Riverowi i to było ważne... Z czasem... okaże się czy te stare kundle uda się nauczyć czegoś nowego. Co do walki...Colin mógł dalej próbować, ale ranny i tak nie miał wielkich szans na wygraną... Boleśnie to do niego docierało. Czy to znaczyło że River faktycznie pokona Augusta? Nie wiedział... Ale być może faktycznie miał większe szansę niż matka. Poddał się...bo z każdą chwilą reszta i tak tylko bardziej się do nowego przekonywała... był do niej naprawdę podobny. Zapewne nikt tego nie zauważył,ale widząc tę czułości między Riverem, a Leah aż wywrócił oczami. To wtedy postanowił się ulotnić... To nie była jego bajka. Polecenie Rivera do szczeniaka trochę go wystraszyło. Podkulił lekko ogon i podszedł wykonując rozkaz. spodziewał się bury za taką nadinterpretację...nie chciał umniejszyć Riverowi, ale może ten tak to odebrał. Przymknął oczy gdy River uniósł łapę i... Aż pomachał ogonem gdy to nie cios nadszedł... Przynajmniej nie taki jakiego się spodziewał. River był...tak bardzo inny... Nie mogła się na niego napatrzeć gdy z taką łatwością przekonywał do siebie innych. Młody zdawał się zachwycony nawet tym że River zapamiętał jego imię!
- Jasne! - odparł entuzjastycznie na ofertę walki w przyszłości.
Sama nie wiedziała czemu spojrzała w bok... może po prostu przez ten ruch... samotny w ciemnościach bagien. Niemniej... naprawdę było jej szkoda Colina.nie ważne pod którą był banderą... Ona też długo przecież była sama w wrogim obozie.sama przeciwko długowiecznemu alphie. Była... Jak trendowata... Jedni jej unikali, inni rzucali kamieniami.nie życzyła by tego losu nawet wrogowi... Dopiero teraz wracały do niej radość z odzyskanej rodzinny, z odzyskanego stada. Spojrzała na Rivera w momencie rozważając czy przypadkiem nie przekazała mu czegoś w myślach gdy ten zwrócił się bezpośrednio do staruszka. Wilczur spojrzał na niego...po chwili zsunął wzrok na nią i cicho westchnął. Machnął tylko łapom jak by to było nieistotne...trudno powiedzieć... podziękowania czy oni sami. Tym razem... Nie powstrzymała się i z lekko kolysajacym się ogonem lizneła jego policzek.jak mógł sądzić że to się jej nie spodoba!? Była... naprawdę wdzięczna! Jego... cóż przemówienie, przyniosło coś...jak lekką bryzę. Wszyscy się ożywili, niby nic takiego nie powiedział ale widziała jak na niego patrzą...to była nadzieja.
Wyglądało na to że dojdzie do kilku walk... Nie tylko River będzie atrakcją wieczoru. Ruszyła za nim w pierwszej chwili nie do końca rozumiejąc co chciał zrobić... Fak kilka osób chciało z nim mówić ale ich uprzedził idąc do...Colina. staruszek zajął miejscem tak by usiąść w miarę wygodniej. Miał ze sobą podstawowa apteczkę i choć trochę udało mu się już zrobić opatrunek na pół wilczej nodze. Gdy podeszli do niego spojrzał w górę i prychnal.
- Nikt nie ma na tą chwilę rezerwacji.- mruknął rozrywając koniec bandażu by nim obwiązać opatrunek.
- Nie próbuj mnie mieszać. Nie poparłem Kayi... Ciebie też nie poprę, nawet jeśli skopiesz mi tyłek. - burknal nie przerywając męczenia się z węzłem.
Nawet na nich nią patrzył do momentu aż węzeł z jego dłoni zabrały pół wilcze dłonie Leah. Związanie opatrunku było banalnie proste gdy nie wiązało się nim swojej ręki. Odpuścił... Ale nie patrzył na poczynania wilczycy.
- Posłuchaj mojej rady mały... Zabierz tych których warto... I odpuść. wyjedź gdzieś tak daleko by o tym nie myśleć i żyj swoimi życiem, tak jak twoje matce się nie udało.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyPią 14 Cze 2024, 20:03

Niby jego walki dobiegły końca, a mimo to dalej tak wiele się działo dokoła niego i to tak szybko. Zakończenie walki, podejście Leah z protezą, odejście Colina, poddanie walki przez Isaac’a… chyba pierwszy raz w życiu, nie wiedział na czym powinien się skupić w pierwszej kolejności. Wybrał Leah, to nieme podziękowanie jej za to, że do niego podeszła by mógł się na niej wesprzeć i jeszcze z protezą, którą bez chwili zwłoki postanowił założyć, by w końcu odciążyć ranną łapę. Może i teoretycznie nie stanowiło to dla niego największego priorytety i każdy wybrałby coś innego, jednak dla niego wilczyca była najważniejsza. Nawet… a może raczej zwłaszcza w takiej chwili.
Po tym skupił się na szczeniaku od samego początku mając zamiar podejść do niego jak do kumpla. Przez myśl mu nawet nie przeszło by zrugać Isaac’a za to, że w pewnym sensie zdecydował za niego o zakończeniu jego walk. Byłby hipokrytą, gdyby zganił dzieciaka, mimo że w duchu czuł taką ulgę, że nie musiał dalej walczyć. Nie żeby mu się to nie podobało. Pierwszy raz walczył w tego typu walkach jako wilk, jednak czerpał z tego równie wiele, jak nie więcej przyjemności. Naprawdę bardzo długi czas mu tego brakowało i czuł się dziwnie lżejszy, gdy mógł się choć trochę wylądować na ringu, choć na żadnym ze swoich przeciwników nie wyładowywał swojego gniewu i frustracji. Świetnie się bawił, a przy tym w tak krótkim czasie zyskał tak wielkie poparcie. Nie wiedział jak długo się utrzyma, czy do walki z Augustem część tych wilków się od niego nie odwróci, jednak i tak był zadowolony z efektów, które udało mu się tej nocy osiągnąć.
Poczuł prawdziwe ciepło na sercu, gdy jego nędzna przemowa, została odebrana przez innych w tak pozytywny sposób. Nie był pewien, ale wydawało mu się jakby przynajmniej część z nich, odczuła ogromną ulgę. Ba! Nawet całkiem szybko zapanowało ogólne rozluźnienie i dalej kontynuowali zabawę, te swoistą wilczą imprezę, gdy on zszedł z ringu. Już przy skrzynkach z piwem słyszał, jak Ruda przedstawia wszystkim nowych uczestników kolejnych walk.
Uwielbiał piwo, a po takich zwycięstwach wydawało mu się, że należało mu się jak psu buda, jednak w momencie gdy tylko wyjął je jeszcze odrobinę schłodzone… niemalże były dla niego jak zbawienie. Najpierw, gdy je wyciągał wszystkie przytrzymał protezą przy swojej piersi, a gdy miał już wolną rękę przełożył je tak, by to nią je przytrzymywać. Chłód butelek był niezwykle kojący na jego poranioną, strasznie spuchniętą łapę. Leah na pewno dałaby mu po uszach, gdyby przyznał, że w tej chwili było mu niemalże tak samo dobrze, jak wtedy w górach, gdy się tarzali po wrzosowej polanie. No może nie dosłownie, bo niekomfortowo by się czuł gdyby ci wszyscy tutaj zebrani zobaczyli trochę więcej niż powinni, a co w tym momencie pozostawało ukryte i oby jak najdłużej. Chyba by się spalił że wstydu, gdyby doszło do czegoś takiego. Przy pierwszej lepszej okazji z własnej woli wsadziłby Augustowi swoją szyję w zęby.
Widział jak kilka osób zmierza w jego kierunku by porozmawiać, nie zignorował ich, a uśmiechnął się do nich przyjaźnie, trochę przepraszająco, zerkając w stronę Colina, by dali mu chwilę i na pewno zaraz do nich wróci.
Mając pozwolenie starszego wilka usiadł obok opierając się poranionymi plecami o drzewo, choć tę rany i tak były niczym w porównaniu do tego, jak pokiereszowaną miał rękę po tych walkach. Najpierw dał piwo ukochanej, niestety nie mając drugiej ręki kolejne musiał sobie wsadzić między nogi przytrzymując je kolanami i ostatnie podał starszemu wilczurowi, który najbardziej go tej nocy sponiewierał.
- Nie zamierzam. Niech pan robi co chce i popiera kogo chce, w końcu jest pan dorosły. Zwyczajnie chce dać tamtym do zrozumienia, by nie próbowali sobie zrobić z pana kolejnego chłopca do bicia. Jeśli pokonam Augusta, na potępianie go i gnębienie też nie pozwolę - odpowiedział spokojnie, stawiając tą trzecią butelkę obok staruszka, skoro nie chciał go przyjąć od niego z ręki. Widząc, co Leah robi, pozwolił sobie otworzyć jej piwo, póki była zajęta i po tym swoje, biorąc od razu porządny łyk jakby wieki nic nie pił.
- Ahh… pyszności - mruknął z zadowoleniem, mimowolnie oblizując sobie pysk. Lekko pokręcił głową, gdy Colin zaczął mu radzić. by zrobić podobnie, jak Kaya i poszukać spokojnego, idealnego do życia miejsca gdzie indziej, z dala od Augusta i Fostern.
- Jestem pewien, że dobrze pan wie, że skończyłoby się dokładnie tak samo jak z moją matką i jej stadem. Nawet gdybym rzeczywiście porzucił decyzję o wyzwaniu Augusta i nie doszłoby do tej walki. To stado przez niego stało się tak słabe. Gdyby wampiry zaatakowały, nawet bez wsparcia łowców, z Fostern nic by nie zostało, niech mi pan wierzy. A z tymi co by przeżyli, czy nawet z najmłodszymi przed przemiana… zrobili by rzeczy gorsze od śmierci, czynisz z nich swoje bezwzględne maszyny do zabijania - wyjaśnił, choć właściwie nie powinien mu o tym mówić, skoro nie miał najmniejszego zamiaru odwrócić się od Augusta. Wierzył jednak, że Colin zrozumie dlaczego mu o tym mówił. I wcale nie chodziło o to by mimo wszystko zyskać jego poparcie.
- Nie myślałbym o walce z nim, gdyby nie miałby takiej obsesji na punkcie wampirów. Gdyby posłuchał i chociaż przez chwilę rozważył, czy zaprzestanie tej wojny, nie było by lepsze dla stada. Przecież on doprowadził do tego, że dzieciaki nie tylko pastwią się nad swoimi pobratymcami, ale też wdają się w bójki ze zwykłymi ludźmi, którzy wyprowadzili się do miasta za pracą, a przyjeżdżają, czy raczej przyjeżdżali tu, żeby odwiedzić rodzinę - mówił spokojnie, nie starając się mówić tego specjalnie cicho, bo nie miało to najmniejszego sensu, gdy wszyscy zebrani mieli czuły słuch. Mimo że było głośno, to kto chciał i tak by się przysłuchiwał tej rozmowie. Znów pociągnął łyk piwa, nie patrząc na wilczura, a dostrzegając między zgromadzonymi skrawki tego, co działo się obecnie na ringu.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptySob 15 Cze 2024, 08:08

Zapewne wielu rozegrało by to inaczej... Czy River był by w stanie mimo rannej łapy wciąż walczyć? Cóż, Leah nie wątpiła że by się do końca nie poddał... Był o wiele silniejszy więc szczerze wierzyła również w to że by wygrał... Tylko jakim kosztem? Dobrze że te walki odniosły aż taki sukces. Jeżeli River chciał jutro wyzwać Augusta... Nie wiadomo kiedy wyznaczą termin pojedynku...ta łapa musiała wrócić do zdrowia...on musiał wrócić do zdrowia. Ale wracając do tu i teraz... Z jednej strony wszystko wróciło do normy... Walki, piwo... Zakłady... Ale jednocześnie wszystko było takie inne. Panowało takie dziwne poczucie jedności... Choć może po prostu ona tak to czuła pierwszy raz. I to wszystko dzięki temu kalekiemu przybędzie którego przygarnęła. Poszła by za nim w ogień. Pewnie powinna mu powiedzieć o tym że sposób komunikacji którego dziś użyła pierwszy raz, był możliwy dla wszystkich niczym krótkofalówki. Ale... Jeszcze będzie na to czas... Na razie miło było mieć coś podobnego na własność. Było trochę dziwnie...gdy tak podążała przy nim i wszyscy nagle się z nim chcieli przywitać... Niektórzy lekko schylali głowy lub machali... Taaa... Tego właśnie się obawiała. Nie lubiła być w centrum uwagi, Jasne było jednak że to będzie coś... Do czego musiała przywyknąć. Tym bardziej czuła się o wiele bardziej komfortowo gdy River zdecydował o podejściu do Colina. Staruszek nie był duszą towarzystwa, zwłaszcza teraz... I szczerze? Chociaż ją nieco drażnił...tu czuła się lepiej.
- Ciekawe jak... - prychnął gdy River stwierdził że nie pozwoli na prześladowania.
- Znam przynajmniej jedna taką która z przyjemnością zatopi w nim zęby gdy tylko się odwrócisz. - Dodał nieco kpiąco zerkając na Leah.
Ściągnęła uszy do tyłu ale nic ponad to...tyle, że podeszła by mu pomóc z opatrunkiem. Całe to napięcie z niej wyparowało gdy River jak gdyby nigdy nic napił się piwa i westchnął wręcz się uśmiechnęła lekko zamiatając ogonem trawę. Gdy skończyła zabrała swoje piwo i usiadła pod drzewem między tą dwójką. To nie była zwykła rozmowa... Była niemal jak gra albo planowanie bitwy... Wolała dać im porozmawiać w względnym spokoju przerywanym okrzykami znad ringu. Nawet zerkała w tamtą stronę chociaż jedynym uchem cały czas była tu.
- Stało się słabe... Naprawdę słabe po podziale. Nie pamiętasz tego co było... Byliśmy siła z którą trzeba było się liczyć. Byliśmy jednym głosem... Mięliśmy szansę obalić Lawrenca... Nie możesz go pamiętać... To był potwór swoich palił w ogródku z tyłu domu. Nie ma wojny bez ofiar i problemem twojej matki było to, że tego nie rozumiała... Później... Zniszczyły ja już ambicję... Ta rodzina ma z nimi duży problem. Przewodzenie stadu to nie przelewki... To nie zebranie drużyny do siatkówki... To dbanie o równowagę i umiejętność utrzymania wszystkich razem. Nie do wszystkich wystarczy być miłym i poprosić, czasem musisz kogoś do czegoś zmusić dla jego dobra. Ona... Taką nie była. Była za dobra... Za grzeczna... Za miękka. Wpadła w zasadzkę łowców bo nie umiała utrzymać swojej części stada w ryzach. Ty nie zabieraj stada... - mruknął i rzucił mu apteczkę.
- Opatrz ta łapę... Już nie wygląda najlepiej... Za parę godzin będziesz miał większe problemy. - burknął i wziął wreszcie swoję piwo.
- Nie nam oceniać... Nie wiesz co poświęcił i ile stracił... Na początku chciał się układać z wampirami. Teraz... Ehh jak już mówiłem, mamy problemy z nadmiarem ambicji. - dodał posępnie i pociągnął kilka łyków schłodzonego piwa.
Leah strzyknęla uchem i zetknęła najpierw na starca później na Rovera... I jeszcze raz na starca.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyPon 17 Cze 2024, 20:20

Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że trudno będzie jednocześnie pilnować całego stada i Augusta, by nic mu się nie stało, będzie musiał wymyślić jakieś dobre rozwiązanie, jednak na to przyjdzie jeszcze pora. W tej chwili jedynie spojrzał na Leah i to, jak pomogła starszemu wilkowi z opatrunkiem.
- Ufam Leah i wiem że tego nie zrobi - odpowiedział spokojnie, nie chcąc się wdawać w szczegóły czy dyskusje z Colinem na ten temat. Doskonale przecież wiedział jak Leah się czuła, jaki miała stosunek do Augusta za to, jak bardzo skrzywdził jej rodzinę. Sam przecież jeszcze nie tak dawno czuł się podobnie. Go jednak nie miał kto odwieść od jego zemsty, przez która wcale nie poczuł się lepiej, być może nawet gorzej. Nie zamierzał pozwolić Colinowi wciągnąć się w tą dyskusję, po części też dlatego na głos wyraził swoje zadowolenie, gdy napił się piwa.
Colin miał rację. Nie tylko nie pamiętał, by to stado kiedyś było naprawdę silne, ale też trudno było mu w to uwierzyć, choć zdawał sobie sprawę z tego, że staruszek go w tej chwili nie okłamywał. Słuchał go z uwagą, co jakiś czas że spokojem popijając piwo. Nie bardzo jednak rozumiał, gdy padło, że Kaye zniszczyły ambicje. O ile rozumiał to oskarżenie skierowane w stronę Augusta, ale Kaya? Zaraz po tym skupił wzrok na swojej butelce, lekko spuszczając głowę i kładąc nieco uszy. Nie lubił narzucać innym swojej woli, każdemu dawał możliwość decydowania za siebie, ale wychodziło na to że będzie musiał zmienić to podejście. Przynajmniej stosować je do tych, którzy nie będą chcieli go słuchać po dobroci. Jakkolwiek źle to brzmiało. Nie mówiąc już o tym, że będzie musiał się nauczyć masy rzeczy nim zostanie Alphą i gdy już nim będzie. Zależało mu na tym by stado z Fostern znów mogło z dumą nazywać się silnym i by być dobrym przywódcą. Cokolwiek by się działo, nie chciał być taki jak August i powielać jego błędów. Chciał się uczyć na jego błędach.
- Wiem, że przede mną masa nauki i nie jeden raz, nie chcąc powielać błędów Augusta, będę musiał liczyć się z popełnianiem własnych, ale tę wojnę trzeba zakończyć, bo nic dobrego z niej nie wynika. Sam jednak nie będę w stanie dokonać jeśli inni, jeśli stado mi w tym nie pomoże. Nie oczekuje, że wszyscy od razu zaczną się kochać dokoła i będzie słodko pierdząco. Ale też nie dam zrobić ze stada, sfory wyszkolonych psów tylko czekających na najmniejszy rozkaz ze strony wampirów. Oni niech się trzymają swojego miasta, ale pozwolą bez ryzykowania własnym życiem cieszyć się naturą i beztroskim ganianiem po lesie wilkom z miasta - wyjaśnij na przykładzie co chciał ugrać po kumaniu się z wampirami. Pomijając kwestie tego, że oczywiście gdyby coś się działo po jednej czy po drugiej stronie, można byłoby liczyć na wsparcie sojuszników. Wydawało mu się, że to było tak oczywiste, że nie trzeba było o tym mówić. Był pewien, że choćby pod tym względem obie strony wiele by zyskały.
Dobrze że w tym momencie nie zdecydował się podnieść piwa, bo na pewno by się oblał, gdy Colin nagle rzucił mu apteczkę. Nie spodziewał się takiego przejawu troski po nim, skoro wyraźnie było widać, że oboje mieli zupełnie różne od siebie poglądy. Mimo wszystko przyjął zaskoczony apteczkę, zerkając na wilczura i nawet kilka razy lekko uderzył końcówką ogona o ziemię. Był mu naprawdę ogromnie wdzięczny, zdusił w sobie jednak podziękowania, bo coś mu podpowiadało, że staruszek nie tylko by ich nie przyjął, ale i bardziej by się zirytował.
- Ciężko ukryć, że jest trochę, tak ociupinkę pokiereszowaną, ale zagoi się, jak na psie - zgodził się z nim, odrobinę przy tym żartując. Spojrzał na zakrwawioną, lekko drżącą łapę z powodu uszkodzonych mięśni i bez wątpienia również niektórych nerwów, skoro już właściwie jej nie czuł i trudno mu było nawet ruszać palcami. Kilka dni na regenerację powinno mu wystarczyć. Oby tylko August nie planował jutro do niego startować, bo wtedy River czy będzie tego chciał czy nie będzie musiał bronić się protezą.
- Każdy z nas coś stracił, jednak masz rację. Nie mam to oceniać. W końcu najważniejsze by mimo przeciwności losu iść dalej do przodu z podniesioną głową - odparł spokojnie, mimo trudności w poruszaniu ręką, podnosząc rzucona do niego apteczkę i podając ją Leah.
- Mógłbym cię prosić o pomoc? Niestety mam dwie lewe ręce - zwrócił się do ukochanej, nie mogąc sobie darować tego żartu. Nawet przy Colinie.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyNie 23 Cze 2024, 18:44

Co prawda nic nie powiedziała, ale zerknęła przez chwilę na niego... Gdy ją o to poprosił pierwszy raz była wściekła... Nadal była... Ale też... Obiecała sobię, że nigdy nie podważy jego działań przynajmniej gdy inni patrzyli. W tym wypadku... Zgadzała się z Colinem, zbyt wielu gdy prawda wyjdzie na jaw będzie chciało odwetu. Żeby upilnować Augusta... Trzeba by go wygnać. To było dla niej jeszcze bardziej niebezpieczne. Skoro starzec trzymał urazę do wampirów tyle lat, ile będzie jej trzymał wobec jednookiego? Gdy tylko powinie mu się noga będą czuli jego oddech na plecach. Ale... Jak tu dyskutować gdy on wciąż wyjeżdżał z tym że w nią wierzy... Cholera... Może robiła się za miękka? Colin za to nawet na nią nie spojrzał i prychnął śmiechem... Chwilowo... bo po tem syknął, gdy trochę ręką się jej omskła.
Oczywiście przypadkiem i mocniej pociągnęła wezeł.
- Oh wybacz... - rzuciła najbardziej niewinnie jak w tej sytuacji potrafiła.
Spojrzał na nią gniewnie...ale pozwolił jej skończyć po czym przeniósł spojrzenie na Rivera i lekko zmróżył oczy.
- W mieście nie ma wilków. August uważa, że Lawrence je wytępił... - Tym razem to Leah prychnęła.
- A on taki zorientowany i często bywający w mieście... No i prawdomówny. Wzór cnot normalnie. - rzuciła kpiąco i Colin aż się zjeżył.
- Nie mamy powodu by mu nie ufać... Zgoda, ma obsesję ale robi to dla naszego dobra. Ciężarem przywództwa jest to, że przez twoje decyzję będą ginąć twoi ludzie. Każesz skakać, skoczą... Każesz się czołgać... To będą brodzić w błocie. Mówisz że chcesz pokoju... A co jeśli go nie ugrasz? Jesteś gotowy przyjąć na siebie ciężar twoich błędów? Nie zawsze odbiją się bezpośrednio na tobie... Pierwsza linią zawsze będą oni - machnął ręką by pokazać bawiące się wilki. Po tem dał mu apteczkę... Było jej trochę trudno go rozgryźć... Z początku uważała że drań chciał ocalić tyłek Augusta... Odwieść Rivera od pomysłu przejęcia stada żeby Stary Alpha robił swoję... Może to głupie... Bo co znaczyło pożyczenie apteczki...od po prostu mu ją dał i przecież nagle to nie stawiało go w innym świetle... Ale zaczęła rozważać czy starzec nie robi tego dla dobra Augusta...tylko Rivera. A może obu? A może tylko przekombinowywała... Jeszcze to co powiedział jako ostatnie... Może się przesłyszała... Albo to była tylko niewłaściwa gra słów... Tak czy siak, zamyśliła się i potrzebowała chwili gdy River się odezwał by doszło do niej że to do niej się zwracał.
- Jasne... - rzyciła odstawiając piwo i podchodząc do niego.
Nie wyglądało to wcale dobrze... Aż marzyła już o powrocie do domu i potraktowania tego cudotwórczą maścią od Georga. Nie prędko się jednak na to zapowiadało... Ściągnęła uszy do tyłu i chwilę przeszukiwała apteczkę.
Najpierw przemyła ostrożnie ranę... Jeśli tak można to nazwać. Nie tylko Colin obrał ją sobie dzisiaj za cel... Już po zębach Hannah była pokiereszowana teraz... Prezentowało się to tragicznie. August też obierze ją na cel... Nie ważne kiedy ustalą termin swojej walki. Z resztą... Nie wierzyła że będą specjalne zwlekać... Gdy August się dowie, czas będzie działał na jego niekorzyść. Postara się by walka odbyła się jak najszybciej. Pomijając poczynania Rivera... Za kilka dni miał się zacząć sezon, a to znaczyło że w Fostern zaroi się od turystów. Gdy jako tako ogarnęła ranę założyła opatrunek ostrożnie owijając ja bandażem.
- Wyśle ci rachunek. - rzuciła gdy skończyła i puściła mu oczko wracając na swoję miejsce.
Colin w międzyczasie sam zapatrzył się na tocząca się na ringu walkę. Szczeniaki walczyły tak nie rozważnie... Traktowały te walki jako zabawę... Dosyć... Niebezpieczną zabawę, ale to miało swoję plusy... Uczyli się podczas tych sparingów... Lepiej tutaj niż walcząc z łowcami.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyWto 25 Cze 2024, 21:53

Z trudem, bo z trudem, ale ostrożnie podniósł butelkę, pomimo bólu trzymając ją mocno w palcach, by mu nie wypadła z odmawiającej posłuszeństwa ręki. Specjalnie się w tej chwili napił, żeby nie parsknął z rozbawieniem, gdy Leah tak złośliwie potraktowała ranę Colina, mocniej zaciskając węzeł. Po pierwsze nie chciał by staruszek pomyślał że nabijał się z niego, czy z tego jak nierozsądnie narażał się w tej chwili Leah. Z drugiej, pociągnięciem łyka piwa chciał się również uchronić przed nią. Miał dziwne podejrzenia, że gdyby zobaczyła, że bawiło go jej zachowanie, sam zostałby przez wilczycę tak samo potraktowany. A go bolało już i bez tego.
- Ja od przynajmniej kilku lat mieszkam w mieście. W Venandi mieszka też przynajmniej część rodzin, które zostały wygnane z Fostern, a które nie chciały ruszyć w nieznane za Kayą - odpowiedział wilczurowi zdecydowanie dużo spokojniejszym tonem, niż Leah. No i ze zdecydowanie mniejszym przekąsem. Choć zgadzał się z ukochaną. Jak ktoś tak uprzedzony do miasta jak August, wręcz nienawidzący wszystkiego co było z tym związane, mógł wiedzieć na temat tego, co dzieje się w mieście. Odstawiając piwo z powrotem na ziemię, zerknął na Colina, gdy ten przekazywał mu naukę… o której River doskonale wiedział. Mógłby odpowiedzieć, że doskonale wiedział o tym jak trudno jest zadbać i ochronić wszystkich, zapewnić go, że on będzie pod tym względem nieporównywalnie lepszym przywódcą. To byłoby szczytem bezczelności z jego strony. W końcu nie wiedział co przyniesie los. Teraz wampiry mogłyby chcieć zawiązać sojusz, ale co jeśli za rok, kilka czy kilkadziesiąt lat ten pokój znudzi się Virgo? Albo z jakiegoś powodu ktoś inny stanie na czele wampirów? Nie chciał podejmować tragicznych w skutkach decyzji jak jego matka. Nie chciał narażać stada przez własne uprzedzenia i widzimisię jak August. Nie chciał… widzieć jak jego bliscy umierali na jego oczach przez jego własne decyzje. Przecież gdyby tamtego dnia z Karan wzięli nogi za pas, gdyby nie uniósł się dumą stając do walki z K9, by ją ochronić… ona dalej by żyła, a on miałby obie sprawne ręce.
- Nie da się uniknąć błędów. Ale można się na nich uczyć, by zminimalizować straty i ryzyko - odpowiedział, patrząc na starszego wilka. Rozumiał, co chciał mu przez to powiedzieć i był mu za to ogromnie wdzięczny. Nie chciał się kłócić czy go krytykować za jego oddanie Augustowi. Zwłaszcza że Colin nie miał nic złego na myśli, a chciał uświadomić jednookiego, jak trudne zadanie chciał na się od przyjąć, gdy zostanie Alphą. Już wcześniej postanowił wyciągać wnioski z tego, co mówili inni i uczyć się na ich radach, czy informacjach, które od nich słyszał. Może… też dzięki temu uda mu się zapewnić Augustowi bezpieczeństwo. Jeśli uczyni że starca swoje mentora i doradcę. W końcu, w okolicy nie było żadnego innego Alphy od którego mógłby się uczyć przewodzenia stadu. Oczywiście w bezpieczniejszy dla stada sposób, niż robił to do tej pory August. A przynajmniej było to jakieś rozwiązanie na dobry początek.
Przynajmniej tak mu się wydawało, że dobrze zrozumiał co Colin chciał mu przekazać, bo trochę… może nie zwątpił, ale miał drobny mętlik w głowie, gdy wilczur powiedział to ostatnie. O ile dobrze pamiętał jeszcze chwilę temu, mówił że August, Kaya i ogólnie cała ta rodzina ma problem z przerostem ambicji, więc nie bardzo rozumiał dlaczego teraz mówił w tym kontekście również o sobie. Albo po prostu się przejęzyczył ze zmęczenia? Równie dobrze jednooki mógł się przesłyszeć, w końcu było dokoła dość głośno przez wciąż trwające walki, które… jakby coraz bardziej zaczynały mu przypominać zabawy przerośniętych szczeniaków, niż batalię krwiożerczych bestii na śmierć i życie.
- Dzięki - rzucił w stronę Leah, gdy zgodziła się opatrzyć jego łapę, na którą właściwie nie mógł już patrzeć. Zdecydowanie był za miękki i musiał się jeszcze wiele nauczyć. I to praktycznie podstawowych rzeczy, które już kilkuletnie szczeniaki mają w jednym paluszki. Inaczej nie zdoła pokonać Augusta, nie ważne jak wiele wilków stanie po jego stronie. Przecież… prawda była taka, że wciąż bał się… wzbraniał się przed używaniem zębów. Wciąż za bardzo myślał i walczył jak człowiek.
- Od razu proszę o rozłożenie na raty - zażartował i trącił nosem ją, gdy miał już owiniętą rękę, przez swoje rozmyślania nie zarejestrował, że Leah już skończyła, dopiero gdy się odezwała, dotarło to do niego.
Dopil swoje piwo i wstał, przeciągając się, a następnie opadając na metalową łapę, tą zabandażowaną trzymając lekko skuloną nad ziemią, uważając by nie pobrudzić opatrunku i by na niej nie stawać.
- Idę im trochę poprzeszkadzać, bo słyszę, że się za dobrze bawią. I to beze mnie! - powiedział udając ogromnie urażonego, tą zniewagą i choć ściągnął uszy i nawet lekko zmarszczył nos to jednak machający na boki ogon wyraźnie zdradzał, że jednooki żartował.
- Przynieść wam coś? - zapytał jeszcze nim odszedł w stronę pochodni tłumu wilkołaków, tym razem już nie uciekając od zaczepiających go wilków, którzy chcieli z nim zamienić słowo lub dwa. Wobec każdego miał przyjazne i pogodne nastawienie, choć żartami ostrożnie sypał na około, nie chcąc przypadkowo nikogo urazić. Jego ogon praktycznie cały czas wachlował łagodnie na boki.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyNie 30 Cze 2024, 18:37

Na odpowiedź Leah... Niemal warknął... Jednak na tą Rivera... Tylko ściągnął uszy do tyłu i chwilę przyglądał się jednookiemu w milczeniu,jak by chciał oszacować na ile ten jest godny zaufania. Wilki w Venandi... To by znaczyło że August celowo ich porzucił... Zwyczajnie ich skreślił. Z jednej strony... Czy miał prawo wściekać się za to? Ostatecznie... Sami wybrali ten los. Z drugiej... Byli rodziną, a ta mimo że się wścieka i kłóci zawsze powinna stać u swego boku. River chyba nie zdawał sobię z tego sprawy... Ale dał starcowi sporo do myślenia. Oczywiście bez przesady! Wciąż uważał że walka i przejęcie władzy to zły pomysł.wilki w Venandi były na to kolejnym powodem. Przejęcia władzy zawszę dzielą stado... Kaya jak widać nie była w stanie utrzymać nawet swojej połowy. A River...czy faktycznie będzie inny?
- Może się okazać, że sporo tej nauki przed tobą. - odpowiedział jedynie i pozwolił im skupić się na opatrzeniu rany.
Chyba nikt nie podejrzewał że River rozważa uczynienie z Augusta mentora... To było... Dosyć abstrakcyjne. Może nie głupie... A jednak z punktu widzenia i Colina i Leah zwyczajnie nierealne. No ale, nic na głos nie padło więc każdy był zajęty swoimi myślami. Gdy Leah skończyła zaśmiała się na odpowiedź jednookiego.
- Jesteś zdecydowanie najbiedniejszym kandydatem na alphe... Przestań wszystko przepijać! - zaśmiała się wciąż się z nim depcząc.
Colinowi za to nie było do śmiechu... Może nie był aż tak skwaszony jak na początku ale wciąż...
- Gdy wszystko wyjdzie na jaw oficjalnie... Powinnieneś odzyskać swój dom. August nie dbał o niego zbyt Dobrze... Ale wciąż stoi... Kaya tak jak całe rodzeństwo miała też udziały w ranczu którym oficjalnie zarządza August... On co prawda jest oficjalnym właścicielem, ale za rozkazem ojca dzielił się zyskami z rodzeństwem. Był dupkiem ale nie zapominał o swoich... Nawet po śmierci zadbał o to by ktoś o nich dbał... Przynajmniej w teorii. Skoro żyjesz i wróciłeś... Ranczo jest też częściowo twoje. - wyjaśnił tym razem nawet nie patrząc na tę dwójkę. Leah spojrzała za to na niego... Tylko żartowała... I szczerze nie spodziewała się że River przyjmie coś od Augusta... Chociaż... Dom rodzinny był... niczym symbol. Trochę dziwnie... Przez cały ten czas... Jej dom stał się jego domem, dziwna była świadomość że miał gdzieś jeszcze jeden. Gdy River wstał... Zaśmiała się i podkręciła głową.
- Nie... A zwłaszcza wstydu mi nie przynoś. - zażartowała i nawet pokazała mu język.
Colin wręcz lekko wywrócił oczami, nie odpowiedział na głos tylko pokręcił głową skupiając się na piwie które miał.
Reszta... Szybko zorientowała się że River wrócił. Od razu skupił na sobie ich uwagę a przecież nic większego nie zrobił.
- Powinnaś go odwieść od tego pomysłu... - dopięro po chwili obserwowania tego jak Rivera otacza grupka zdała sobię sprawę że Colin mówi do niej. Spojrzała na niego jeszcze chwilę milcząc... Przecież... Chciała. Gdyby tylko potrafiła.
- Rozumiem że boisz się o Augusta... Ale spokojnie, River go nie zabiję. - doskonale wiedziała że nie o to chodzi.
Ale nie było opcji żeby przy potencjalnym wrogu pozwoliła sobie na jakieś zwątpienie. Colin tylko się zaśmiał i upił piwa.
- Głupcy... Jesteście siebie warci. - mruknął a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Dzięki. - rzuciła tylko jak by był to komplement i wróciła do szukania wzrokiem Rivera.
- Ale chyba nie zarobisz walk... Co? - mruknął jeden z chłopców którzy dołączyli do tego wianuszka fanów.
- August próbował... Ale jego nigdy nie zaprosili...a ty skoro wiesz...- ciągnął trochę zakłopotany... Może .. powinnien mówić mu na pan? Chyba bardziej by odpowiadało...
- No i co z Flynem? On nie miał być przyszłym Alphom? - rzucił inny wilczur ale River nie miał szans odpowiedziec.
- Flyn się do tego nie nadaję... I wie to większość stada... Wie to August i wie to on sam. - powiedziała Astrid podchodzac o kuli.
- River... W jeden dzień zrobiłeś więcej niż August kiedykolwiek. Zjednałeś sobie większość stada... Jestem zmęczona i będę już wracać z Freydis do domu ale... Chciałam żebyś wiedział... Masz moje kły i pazury. No i wybacz... Nie uklękne...- zakończyła i jedynie puściła mu oczko.
- Moje też... Nawet jeśli to niewiele... - dodała Freydis wyglądając zza pleców siostry.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyPon 01 Lip 2024, 17:13

Trudno mu było rozgryźć starszego wilczura. Raz stanowczo trzymał stronę Augusta, by po chwili dawać dobre i to wcale nie złośliwe rady jednookiemu. Trochę jakby Colin’owi choć odrobinę… zależało na tym by River rzeczywiście był lepszym przywódcą i przede wszystkim by zjednoczył to stado? Mimo wszystko był naprawdę wdzięczny wilczurowi, ale wolał tego nie mówić na głos. Ten jeszcze by się wściekł i niczego by to nie wniosło. Rzeczywiście niektórych nie obchodziło to czy było się dla nich miłym i przyjaznym.
Lekko się uśmiechnął pod nosem, słysząc słowa Colina, a jego ogon mimowolnie przeszurał radośnie po ziemi, niczym u szczeniaka, któremu właśnie obiecano spacer czy zabawę.
- Miło, że proponujesz dać mi pierwsze lekcje. Jak po dwóch dniach stado zrzuci mnie że stołka, będę wiedział na kogo zwalić winę - zażartował przyjaźnie, szczerząc do niego kły w niewinnym uśmiechu, energicznie uderzając ogonem o ziemię. Szybko mu jednak przestało być do śmiechu, gdy Leah udzieliła mu prowizorycznej pierwszej pomocy z ranną łapą.
- Auć… - jęknął cicho od razu się krzywiąc, wręcz zmuszając się do tego by nie wyrwać ręki z opiekuńczych dłoni ukochanej. Kiedy zaczęło schodzić z niego całe napięcie i adrenalina… nasilił się też ból promieniujący od pogryzionej ręki, drżącej i mocno opuchniętej. Pogryziona to ona była nad ranem, po tym jak został ugryziony przez Hannah. Teraz była wręcz poszarpana. Przynajmniej połowa z tych ran wymagała szycia i był pewien, że Georg urwie mu głowę, gdy tylko pojedzie do niego, by doktorek mu ją fachowo opatrzył. Nie żeby nie doceniał tego jak Leah zajęła się jego ręką, ale pewnie sama zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli miał szybko wrócić do pełnej sprawności, będzie musiał poprosić doktorka o pomoc w tej sprawie. Wypadałoby stanąć do walki z Augustem w pełni sił i ze sprawnym kompletem łap.
- Niech ci będzie. Zapłacę w tygodniu za te wszystkie noclegi w pensjonacie - odparł że złośliwym uśmieszkiem na pysku i machającym na boki ogonem. Aż za dobrze wiedział jak bardzo drażnił Leah temat opłacania przez niego pobytu w pensjonacie. Zwłaszcza że już jakiś czas temu jasno zaznaczyła, że miał się tam czuć jak u siebie w domu, że właściwie mia traktować to miejsce jak swój dom, a nie tylko tanią noclegownię w malowniczej, spokojnej okolicy. Gdyby naprawdę miał jej w pewnym momencie zapłacić za swój pobyt pod jej dachem… miałby naprawdę spory problem z określeniem, kiedy to wciąż był tylko dom znajomej, a kiedy to miejsce stało się też jego domem.
Nie zastanawiał się jednak nad tym długo, tak samo jak nie droczył się też z Leah, ponieważ Colin im przerwał, po części przypominając też o swojej obecności i… jednooki miał trochę mieszane uczucia. Praktycznie nie pamiętał już swoich rodziców… trudno mu już było opisać twarz swojej matki, którą widział za każdym razem w swoich koszmarach i gdy spoglądał w spokojną zdradliwą i bezwzględną toń wody, więc… czy był sens “odzyskiwać” miejsce, które było dla niego zupełnie obce? I to tylko dlatego, że kiedyś tam mieszkał, gdy był za mały by w ogóle pamiętać, że to jego dom?
Ściągnął lekko uszy do tyłu. Nawet jeśli nie pamiętał rodziców i nie myślał o odzyskaniu “swojej” własności, chyba powinien odwiedzić to miejsce i choć postarać się doprowadzić je do porządku. Choćby po to by je komuś sprzedać, bo przecież… on swój dom już miał. I wcale nie myślał w tej chwili o swoim mieszkaniu w Venandi. Zerknął na Leah i się nieco rozluźnił. Jego dom zawsze będzie tam, gdzie ona. Nawet jeśli mieliby spać w jakiejś lisiej norze czy raczej niedźwiedziej gawrze w lesie.
- Nie zależy mi na pieniądzach czy majątku. Nawet jeśli taka była wola… mojego dziadka. Do życia w zupełności wystarczy to co mam obecnie - powiedział i się uśmiechnął, nie chcąc zsis za bardzo wdawać w szczegóły. Nie chciał się wpychać z butami w interesy Augusta. Nie dlatego, że go nienawidził i nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Po prostu nie mógłby ciągnąć od kogoś kasy nic nie robiąc, a on zajmowaniem się dwójką krów, kozą, osłem, kotem i kilkoma kurami miał spore problemy. Co dopiero gdyby chociaż część rancza miałaby należeć do niego. August był w tym zdecydowanie lepszy od niego i tego akurat nie zamierzał mu odbierać. Już i tak wystarczyło, że… zamierzał mu odebrać stado.
Zaśmiał się na prośbę Leah, by nie przynosić jej wstydu i nim zostawił ich samych, znów przesunął ogonem po jej pysku, z jasnym przekazem, że niczego nie zamierzał obiecywać.
Pokuśtykał w stronę ringu, nie chcąc przeszkadzać w walkach, choć jak to mówią dobrymi chęciami Piekło jest wybrukowane. Bardzo szybko zrobiło się wokół niego tłoczno i choć nie przepadał za znajdowaniem się w centrum uwagi, a już na pewno za przebywaniem w takim tłumie, nie próbował już uciekać przed otaczającymi go wilkami. Zamiast tego starał się poznać każdego i z każdym zamienić choć ze dwa słowa, by zwyczajnie nawiązać przyjacielską relację. Skoro mieli tworzyć jedną, wielką i bardzo pokręconą rodzinę… choć tą prawdziwą zawsze dla niego będzie tylko ta garstka osób, które kochał całym swoim sercem i które były dla niego naprawdę ważne. Nawet jeśli nie wszyscy z tego grona za nim przepadali. Szczególnie taka jedna dziesięciolatka.
- Bez obaw. Nie mam zamiaru ich zabronić. Jeśli nie będziecie mieli nic przeciwko, postaram się na następne przyprowadzić wilki z miasta. Jestem pewien, że przynajmniej część z nich z chęcią rozerwała by się w tego typu zabawach. No i będzie to dobra okazja by się lepiej poznać, skoro też będą częścią stada, mimo że mieszkają w mieście - przedstawił im swoje plany być może na następną walkę. Naprawdę zależało mu na zjednoczeniu wszystkich wilków mieszkających na tych ziemiach. No i nie chciał przedwcześnie zdradzać swoich planów odnośnie walk, które być może w pewnym momencie nie będą wyłącznie dość brutalną zabawą, ale może czymś więcej, może czymś w rodzaju tradycji.
- Flyn na pewno… - zaczął, chcąc rozwiać obawy tych, którzy lubili Flyna i dla których chłopak był pewnie idolem. Chciał ich zapewnić, że Flyn, pomimo że miał zostać kolejnym alphom i nie będzie mu to dane, będzie mógł zostać w stadzie tak długo, jak sam będzie tego chciał. Niestety nie zdążył odpowiedzieć do końca, ponieważ Astrid go ubiegła. A raczej wgryzła mu się w słowo, ale nie był na nią wcale o to zły. Spojrzał na blondynkę i jej siostrę, lekko machając ogonem na boki. Zwłaszcza, gdy zwróciła się już bezpośrednio do niego. Jej słowa wiele dla niego znaczyły i był jej ogromnie wdzięczny za to, że mimo swoich wcześniejszych wątpliwości postanowiła zaryzykować i go poprzeć.
- I dobrze. Lepiej nie klękaj, bo jeszcze Leah będzie zazdrosna i mi głowę w domu odgryzie - zażartował, w końcu nie obiecywał, że nie przyniesie wilczycy wstydu. Stanął na tylnych łapach by częściowo zmienić postać i podszedł do niej by ją przytulić po przyjacielsku.
- Dzięki, Astrid. Nie będę was zatrzymywał. Spokojnej nocy i wracaj szybko do zdrowia - pożegnał się z nią, a po tym kucnął i pogłaskał lekko Freydis po głowie, owiniętą bandażem dłonią.
- Pilnuj jej proszę, żeby się nie nadwyrężyła, a jak będzie się stawiać zawołaj mnie to ustawię ci siostrę do pionu - polecił w żartach drobnej, młodziutkiej wilczycy z bardzo jasnym futrem i nadszarpniętym uchem.
Nie zatrzymywał ich dłużej i tylko odprowadził je spojrzeniem aż całkiem nie znikły mu z oka. Po tym znów przeniósł się na trzy łapy, starając się nie stawać na tej rannej i był gotów do rozmowy z tymi, którzy chcieli zamienić z nim słowo. Jeśli nie było już nikogo chętnego, zwyczajnie dołączył się do zabawy czy to siłując się o jakąś ogromną gałąź czy biorąc do pyska jakąś kość lub kamień, albo patyk i zachęcając innych do pogoni za sobą czy nawet polowania na niego, by podstępem odebrać mu jego fant. Bez wątpienia będzie bardziej niż padnięty, gdy wrócą do domu i na pewno padnie od razu jak długi.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyCzw 11 Lip 2024, 08:24

Zdecydowanie Colin był typem który wolał zgrywać tego zimnego dupka. Przynajmniej tak to coraz bardziej widziała Leah. Z resztą... Na próbę żartu ze strony Rivera też nie zareagował zbyt... Pozytywnie. Ona się w pierwszej chwili zaśmiała chociaż widząc minę wilczura który dosłownie ganił ich wzorkiem niczym szczenięta które postanowiły rzucić publicznie niecenzuralnym dowcipem. Taaa lepiej było się zająć raną. Wiedziała, że nie ważne jak bardzo się będzie starać... Rana wymagała bardziej fachowej opieki. Po prostu zrobiła ile mogła by ją teraz jak najlepiej zabezpieczyć. No i szybko zmienili też trochę przez to temat. Chociaż gdy drań ruszył temat zapłaty za noclegi żałowała, że już zabandażowała  tą rękę...
- Jasne... A od kolejnego tygodnia planujesz spać przy budzie bo nie wpuszczę cię do domu jeśli zamierzasz za niego płacić.- odpowiedziała dumna z siebie i nawet krzywe spojrzenie Colina tęgo nie zmieniło. Chociaż trochę było jej głupio... Pięknie przedstawiała kandydata na alphe... Cudownie. Colin jednak nie skomentował a jedynie ruszył temat dziedzictwa Rivera. Ona... Traktowała swój dom jak... Żywą pamiątkę. Nie pamiętała rodziców... Ale gospodarstwo dawało ich namiastkę. Jak by... Wciąż w nim jej doglądali. Z jednej strony życzyła czegoś podobnego Riverowi... Tej pamiątki i ostatniego gestu troski jego rodziców choć... To gospodarstwo stało się ich domem... Będzie pewnie dziwnie... Na bogów... od jakiegoś czasu wszystko zdawało się dziwne. Co do pieniędzy była przekonana że ich nie przyjmie. Był typem który sam lubi na siebie zapracować. Chociaż korcił ją nieco fakt utarcia nosa Augustowi. Kochał te ranczo najbardziej na świecie... To był by nocny cios gdyby musiał się nim dzielić. Ale to oczywiście była decyzja Rivera... Musiała przyznać, że mimo wszystko jego odpowiedź ją uspokoiła. Zaśmiała się gdy zamiótł jej ogonem przed nosem i pokręciła lekko głową. Naprawdę lubiła te ich przekomarzania... Ostatecznie od nich się zaczęło. Po krótkiej wymianie zdań z Colinem poszukała jednookiego w tłumie który się zebrał w jednym miejscu.... Wokół niego. Od lat nikt nie rzucił Augustowi wyzwania... Dla młodych wydawało się pewnie że w ogóle nic takiego nie miało miejsca. Był... Niczym gwiazda filmowa. Szybko zdobywał ich serce.
- To w Venandi są jeszcze wilki? A co z wampirami?! Nie polują na nich? - zapytał zaskoczony chłopak.
Część tutejszych czasem wyprowadzała się do miasta... Zwłaszcza nowych szukających lepszej pracy... Lepszych perspektyw. Ale to głównie ludzie... Wilki trzymały się razem .. nawet jeśli niektórzy dojeżdżali do Venandi do pracy, wracali. Temat zszedł jednak na inny tor gdy podeszła do nich Astrid... To... Wiele znaczyło dla stada. Astrid zrobiła mu wielką przysługę określając się tu i teraz. Chociaż River zdecydowanie zaskoczył ją... Cóż... Otwartością? Czy może po prostu tym że pomimo wyniosłości tej chwili był sobą i żartował. Odwzajemnila jego uścisk a Freydis aż zamachała ogonem na boki.
- Ohhh musiał byś wziąć etat w Naszym domu. - zażartowała młoda wilczyca i Astrid dała jej kuksańca kulą.
- Haha Wybacz... Nie do końca wiem co przystoi... Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z Alphom.- przyznała mimo wszystko wciąż trochę rozbawiona wizja tego jak River przybiega co chwilę do ich domu.
Reszta nie przeszkadzała im a tylko się przyglądali więc może faktycznie powinna była powściągnąć język. Nie musiała przecież od razu żartować z tej... Sytuacji. Gdy odeszły Rivera znów pochłaniał tłum. Chcieli go poznać... Mało kto jeszcze skupiał się na walce, liczył się tylko ich nowy Idol.
- Jak straciłeś oko? - zapytał jeden z młodszych wilków.
- A rękę? - zawturował mu natychmiast drugi wyglądający niemal jak jego brat bliźniak.
- Leah to twoja dziewczyna czy jesteś wolny? - dopytywała ciemnoszara wilczyca będąca teraz w swojej pół formie.
- Mieszkasz na stałe w mieście? - to z kolei pytanie od jednego z większych wilczurów.
- Jak trafiłeś do Fostern?
- Rozmawiałeś już kiedyś z Augustem?

Pytania, pytania i jeszcze raz pytania. Minęło trochę czasu, zanim wreszcie zaczęli się z nim bawić. Z początku nie było to zbyt... Łatwe. Co młodszy obawiał się podobnych "starć" z alphom... Jednak z pomocą przyszła ruda wilczyca która nie tylko usiłowała zabrać patyk z pyska Rivera to ciągnąc odważyła się nawet warczeć! To przełamało pierwsze lody... Skoro Wilczur jej nie przegonił reszta też mogła się w spokoju bawić. Leah obserwowała to wszystko z daleka nieco zamiatając ogonem, nie dołączyła jednak do zabawy... Zdecydowanie za tłoczno dla niej. Gdy wreszcie wstała i wyrzuciła butelki z piwem opadła na cztery łapy i ruszyła już na skraju oświetlonej polany.
"Powinniśmy wracać" szepneła w myślach przechodząc obok wokoło szczeniąt próbujących zerwać gałąź wisząca z drzewa. Jeden wyskoczył i złapał ją zębami ale zawisnął jedynie na niej za to gdy dołączył do niego drugi.... Drewno pękło i oboje wylądowali na ziemi na tyłkach.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 655
Punkty aktywności : 1742
Data dołączenia : 04/10/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyPią 12 Lip 2024, 22:01

Ta noc przyniosła naprawdę wiele korzyści. Nie tylko River mógł powalczyć, nieco się odstresować i zyskać poparcie dość sporego grona starszych i młodszych wilków ze stada, co było głównym celem przyjścia tutaj, ale nauczył się też czegoś. Zauważył, że nie ma najmniejszego sensu próbować udawać kogoś, kim się nie jest by zyskać uznanie innych. Wszystkim się przecież i tak nie dogodzi, a jeśli zostanie przywódcą, to jaki był, jaki miał charakter czy będzie się komuś podobał czy nie, nie będzie miało żadnego znaczenia, dla tych którzy szczerze będą mu oddani. Poza tym… był prostym gościem, nie bawiło go formalne gadanie, ubijanie interesów czy filozoficzne dysputy. Zdecydowanie lepiej czuł się będąc po prostu sobą, nawet jeśli nie każdemu odpowiadał jego humor czy szczeniackie zachowanie, jak Colinowi w tej chwili. Cóż… staruszek będzie musiał przywyknąć, bo teraz, gdy jednooki to sobie uświadomił, nie zamierzał udawać kogoś kim nie był. Może dlatego tak swobodnie docinali sobie nawzajem z Leah w obecności starszego wilczura, w ogóle nie przejmując się przy tym jego zdaniem. Przynajmniej jednooki się nie przejmował. No… dopóki Leah nie zagroziła jego przeprowadzką do budy. Nie żeby wcześniej nie był świadom tego, że temat opłacenia jej za te wszystkie noce spędzone w pensjonacie, gdy jeszcze nie byli parą, nawet kolegami, działał na nią jak czerwona płachta na byka, jednak gdy zagroziła zdał sobie sprawę z tego, że trochę za bardzo go poniosło. Zamiótł ziemię ogonem, patrząc na Leah, ale opuścił uszy i lekko się wyszczerzył w niewinnym, a jednocześnie przepraszającym uśmiechu. Nic nie mówił, bo nie było sensu ciągnąć tego drażliwego dla Leah tematu. Poza tym to od samego początku nie było zbyt miłe żarty z jego strony. W końcu byli parą, wiązali z sobą wspólną przyszłość, no i jak dalej mógł uważać to miejsce za jakąś tam noclegownię, skoro nie tylko czuł się tam jak w domu, ale też uważał pensjonat za swój dom bardziej niż mieszkanie w Venandi, w którym przecież spędził więcej czasu i które miało być przecież jego bezpieczną ostoją, gdy związał się z Karan i planowali o stworzeniu rodziny.
Za dom na pewno nigdy nie uzna tego, co pozostało po jego rodzicach z dwóch powodów. Nie pamiętał tego miejsca i nie miało związku z Leah. Chyba faktycznie coś było w powiedzeniu, że dom twój tam, gdzie serce twoje. A jego serce było, przecież zawsze tam gdzie czekoladowa wilczyca. Strasznie ją kochał i czasami aż było mu głupio z tego powodu, bo to co czuł do Karan… bledło w porównaniu do tego jak wielkim uczuciem darzył Leah. A przecież Karan przez niego… przez jego głupia decyzję o tym by stanąć do walki z K9 zamiast uciekać, straciła życie. Nie dał się temu pochłonąć i odrzucił od siebie te myśli, skupiając się na rozmowie z Colinem na temat tego co do niego należało po śmierci jego rodziców i że mógł rościć sobie prawo do udziałów z rancza. Szczerze mu odpowiedział, że nic go to nie obchodziło. Już i tak wystarczyło mu to, że odbierał Augustowi jego własne stado sprzed nosa. Nie był aż takim dupkiem, by wyciągać ręce jeszcze po ranczo, zdając sobie sprawę z tego jak ważne było dla Augusta i jak bardzo je kochał.
Chwile jeszcze z nimi posiedział, a po tym poszedł się nieco rozruszać najpierw poświęcając się rozmowie ze stadem, a po tym chcąc ich zaangażować do wspólnej zabawy. Chciał im jasno pokazać, że nie zamierzał być nikim ponad nimi, a jednym z nich, nawet jeśli miałby zostać przywódcą.
- Możecie wierzyć lub nie, ale wampiry dla niektórych z nich okazały ogromne wsparcie. Jednemu szczeniakowi pomogły nawet poradzić sobie z pierwszą przemiana. Zapewniły mu bezpieczne warunki do tego by nie zrobił nikomu ani sobie krzywdy. Teraz razem pracują i pomagają mu doskonalić i rozwijać jego wilcze umiejętności - odpowiedział spokojnie, przytaczając skrawek historii Sama dla przykładu, nie chcąc się zbytnio nad tym rozwodzić, bo był pewien, że na pewno dużo lepiej byłoby, gdyby osobiście poznali Sama i to od niego usłyszeli o szczegółach.
Poza tym i tak dalszą rozmowa na ten temat została przerwana przez pojawienie się Astrid i Freydis, które postanowiły oświadczyć o swojej lojalności wobec niego. Zaśmiał się na odpowiedź młodszej wilczycy i to, jak zareagowała zaraz Astrid.
- Frey… wyluzuj. Nie jestem Alphą, a nawet gdy nim zostanę, nie mam zamiaru chodzić z kijem w tyłku i nikogo ganić tylko za to, że ktoś spojrzał na mnie dwie sekundy za długo, czy burknął coś przez chrypę. Chcę żebyście traktowali mnie jak jednego z was. Chcę być waszym przyjacielem, członkiem rodziny. Nie nadętym dupkiem interesującym się czubkiem własnego nosa, który uważa się za lepszych od reszty bo ma władzę - powiedział z łagodnym, przyjaznym uśmiechem, trącając wilczycę pyskiem, by się nie przejmowała.
- I nie dotyczy to tylko wybranych. Nie chcę być przez was czczony jak jakiś gwiazdor czy noszony na rękach. Przywódcą też jest przecież częścią stada, stoi na czele i mu przewodzi, ale jest tak samo częścią całości, jak każdy z was - zwrócił się do otaczających go wilków i gdy tylko Astrid z Freydis odeszły i odpowiedział jeszcze na parę pytań, postanowił udowodnić im swoje słowa, swoją postawę przez wspólną zabawę. Nie spodziewał się, że tak trudno będzie mu przekonać ich do wspólnej niewinnej zabawy, że mimo wszystko będą mieć opory i będą się pilnować, by nie zrobić czegoś, czego by nie wypadało wobec Alphy.
Na szczęście Ruda przybyła z pomocą, nawet dał jej wyszarpując sobie patyk i jedynie jak zareagował na jej szarpanie i warczenie, było przyjazne machaniem ogona. Z ogromną wdzięcznością spojrzał w jej żółte oczy, dziękując jej niemo za tę pomoc. Zabawa się rozkręciła i ani myślał pokazywać innym że był najlepszy, najsilniejszy czy najsprytniejszy. Nie usiłował za wszelką cenę utrzymać w pysku patyka czy jakiejś kości, nie wściekał się, że zostały mu odebrane, a zwyczajnie że śmiechem gnał z cała bandą za tym wilkiem, który obecnie uciekał z odebranym mu patykiem. Wpadali na siebie, przewracali się, wspólnie tarzali się po ziemi, czy szarpali niewinnie o patyk. To nie była żadną walka czy polowanie na śmierć i życie a zwyczajna szczeniacka zabawą, o nic więcej mu nie chodziło.
Niestety zbyt długo nie był w stanie się z nimi bawić, bo był wykończony po dzisiejszych walkach, no i usłyszał bezgłośne wezwanie Leah. Bez problemu odszukał spojrzeniem swoją ukochaną, pożegnał się ze wszystkimi, życząc im dobrej nocy i przepraszając, że przez zmęczenie nie jest w stanie dłużej się z nimi bawić. Zatrzymał się dysząc przez otwarty pysk z wywalonym językiem i zamachał uniesionym ogonem, lizać ją zaraz łagodnie po policzku.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 396
Punkty aktywności : 1439
Data dołączenia : 06/03/2022

Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 EmptyNie 14 Lip 2024, 21:29

Oj nie traktowała tego znowu aż tak osobiście. Oczywiście był to drażliwy temat ale dopóki po zostawał tematem zaczepek i przekomarzan, nie miała z tym większego problemu. Inaczej by wyszło gdyby nagle taktycznie chciał zapłacić, niemniej nie wątpiła że to jest już za nimi. Gospodarstwo jej rodziców było nie tylko jej... Ale ich wspólnym domem. Nawet nie skomentowała już tej miny uniosła jedynie dumnie głowę i upiła piwo jak by tą pozą miała dać wszystkim do zrozumienia że wygrała to starcie. Potem już tylko pozostała obserwatorką. Nie była pewna czy on to widział, ale robił olbrzymie wrażenie. Nie tylko opowiadając o wampirach, a był to jeden z tematów tabu przy obecnym alphie ale również po rozmowie bawiąc się z nimi niczym dobry wujek zabawiający szczenięta. Aż poczuła lekki ucisk w sercu. Ich związek był naprawdę młody ale nie była specjalnie przekonana do tego czy kiedyś zapragnie swoich dzieci. Tymczasem River... Naprawdę po wszystkim co go spotkało naprawdę na nie zasługiwał. Jasne nie powinna tak Bardzo wybiegać w przyszłość ale widząc jak zgraja ośmielonych szczeniąt powala go na ziemię... Cóż trudno o tym nie myśleć. Na szczęście te myśli zostały odsunięte na bok gdy dostrzegła jak opatrunek na łapie jest zabrudzony. Taaa takie wygłupy na tak mokrym terenie nie mogły dać innych efektów. Dodatkowa pozna pora tylko bardziej oświadczyła ją w przekonaniu że czas na nich. Nie czekała nawet długo ciekawie było dosłownie rozmawiać w myślach. Gdy się pojawił taki rozbawiony, sama zaczęła wachlować ogonem. Przymknęła oczy gdy liznął jej policzek i okrążyła go by biec przy jego boku jednocześnie łasząc się do jego puchatej sierści niczym kotka. Całą drogę powrotną trzymała się blisko żeby w razie potrzeby mógł się na niej wesprzeć. Przejście po ciemku przez mokradła i to z kulejącym towarzyszem było wymagające. Nie miała pojęcia o której byli z powrotem w domu... Druga? Trzecia w nocy? Światła były zgaszone, nawet te na ganku. Mimo że Rita najprawdopodobniej spała i tak najpierw poszli do stodoły po swoje rzeczy. Musiała przyznać że była trochę... Hmm poddenerwowana? Nie była pewna co zastanie w domu... Czy Rita musiała dzwonić po Daysie? Czy Hannah zasnęła? Nie było żadnych problemów? Już od progu nasłuchiwała... Cisza... Nie czuła też zapachu przybranej matki. Ostrożnie zajrzała do pokoju dziewczynki i aż kamień spadł jej z serca... Z resztą! To tylko jedno... Widok był rozczulający... Rita musiała małej czytać przed snem i zasnęła leżąc obok z książką na piersi. Ostrożnie wyjęła z rąk staruszki książkę i przykryła obie kocem po czym wyszła do Rivera zamykając za sobą drzwi. Czuła się dużo spokojniej i gdy tylko ten chciał iść do swojego pokoju złapała jego palce w swoję... Nie chciała dotykać nadgarstka bo był już w średnim stanie. Nie czytała w jego myślach dziś rano i nie wiedziała o jego postanowieniu by tylko nie przyzwyczaić jej do jego obecności... Ona jej zwyczajnie potrzebowała. Pocałowała go jak by chciała tym wyrazić wszystko o czym nie mówili dziś przez to że nie byli sami. "martwiłam się... Jestem z ciebie dumna... Byłeś niesamowity." A gdy ich usta się rozdzieliły jeszcze chwilę się nie odsuwała od niego.
- Chodź ze mną... - szepnęła a i tak w planującej wokół ciszy wydawało się jej za głośne.
Strasznie nie lubiła prosić i liczyła, że jej do tego nie zmusi tylko spędzą tą... Resztę nocy razem. Tak czy siak... Gdy obudziła się rano już go nie było. Była naprawdę zmęczona skoro nie obudziło ją to jak wychodził by pojechać do miasta.

(z.t)
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona Posiadłość   Opuszczona Posiadłość - Page 4 Empty

Powrót do góry Go down
 

Opuszczona Posiadłość

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4

 Similar topics

-
» Posiadłość Augusta Fortis
» Posiadłość Williama i Martina
» Opuszczona chata
» Opuszczona kopalnia
» Opuszczona willa rodziny Artery

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Ziemia niczyja :: Bagna-