a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7


 

 Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 17  Next
AutorWiadomość
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyNie 05 Lut 2023, 13:12

Z tego, co mówiła pani Rita, miał naprawdę niskie szanse, by sprawić przyjemność przygotowaniem dla Leah śniadania. Takiego ludzkiego. Podejrzewał, że pewnie bardziej by się ucieszyła, gdyby przyniósł jej w pysku sarnę, albo jakiegoś bażanta, ale już ostatnim razem się zdecydowanie za długo z tym męczył. Chyba nie był stworzony do polowania, a już szczególnie zimą, gdy zwierząt jest zdecydowanie mniej, bo albo są pochowane i pogrążone we śnie zimowym, albo przeniosły się na jakieś inne, bardziej sprzyjające przeżyciu tereny. Poza tym, czy przynosząc jej gotowe do zjedzenia zwierzątko, nie odebrałby jej tym samym całej przyjemności z pościgu? Zwłaszcza że przecież lubiła biegać. No nic, najwyżej dziewczyna się wymiga od zjedzenia razem z nimi tego, co by przygotował i sobie coś upoluje do zjedzenia, gdy będą szli do kryjówki jej... kolegi. Wprawdzie mógłby spróbować wziąć ją na litość, ale wydawało mu się to upokarzającym pomysłem. I nie miał zamiaru jej do niczego zmuszać. Najwyżej zje sam z panią Ritą.
Zerknął w stronę starszej kobiety, przerywając na moment głaskanie kozy i słuchał ją uważnie. Nie do końca rozumiał, czemu wspominała o kobiecie, która zaopiekowała się Leah po śmierci jej rodziców. Miałby się z nią spotkać, żeby zacząć wypytywać o Leah? Nie widział w tym najmniejszego sensu, bo uważał, że jeśli miałby się czegoś dowiedzieć o wilczycy, to na pewno sama mu o tym powie czy się o tym dowie w odpowiednim czasie. Trochę... głupio by się czuł, gdyby miał tak nawiedzić kogoś w domu, żeby dowiedzieć się, jaka niespodzianka sprawiłaby przyjemność dziewczynie. Poza tym... nie zamierzał się jakoś nie wiadomo jak starać, bo przecież... Leah była tylko koleżanką. Coś jej się spodoba to fajnie, a jak nie no to mówi się trudno i żyje się dalej. Zwłaszcza że z tymi plackami dla niej, to myślał raczej tak o przy okazji, bo zwyczajnie sam miał ochotę na coś słodkiego. Kochał słodycze oraz wszelkiego rodzaju ciasta i desery. Za lody śmietankowe z polewą truskawkową i świeżymi truskawkami to by wręcz zabił. Niestety, odkąd opuścił Portland, nie udało mu się jeszcze trafić na takie, które byłyby w stanie dorównać smakiem temu truskawkowemu deserowi, który jadł w dzieciństwie w miasteczku, w którym dorastał.
Nie mniej miło było słyszeć, że dawna opiekunka Leah, nadal utrzymuje z nią kontakt. Dziewczyna nic o tym nie wspominała i wychodził przez to z założenia, że skoro stado było na nią dość negatywnie nastawione, tamta kobieta wolała trzymać się z daleka, by nie ściągać na siebie kłopotów. Oczywiście nikogo nie zamierzał krytykować czy potępiać, ale miał lekki dysonans, słysząc o tym, że jej dawna opiekunka nadal się nią interesowała, a jednocześnie wiedząc od Leah, że mało który wilk ze stada miałby odwagę się choćby wstawić po jej stronie, gdy młodsi nią pomiatają.
Pominął ten temat milczeniem, jedynie przyjmując do wiadomości, że w centrum mieszka jej opiekunka, ale nic więcej. Za namową pani Rity wszedł ostrożnie do zagrody kozy, uważając, by jej nie wypuścić i zaśmiał się lekko, gdy ta zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. Przez myśl mu przeszło, że policja albo straż na lotniskach powinni mieć taką kozę do przeszukiwań, czy nikt nie ma przy sobie czegoś nielegalnego. Wydawało mu się, że byłaby dużo lepsza i efektowniejsza w tej robocie niż psy. Skoro nie dało się już odzyskać tego, co znalazła...
- A więc jesteś pół człowiekiem? - zażartował, głaszcząc kozę po głowie, gdy pani Rita opowiedziała mu o tym, że zwierzę straciło swoich rodziców i było wychowywane przez Leah. Była naprawdę dobrą dziewczyną i teraz doskonale rozumiał, o co chodziło z tym, że rozpuściła kozę. Można by pewnie powiedzieć, że była oczkiem w głowie Leah tak, jak dla niego Ajrisz.
Gdy wypuścił ją na zewnątrz, chwilę obserwował, jak z radością brykała, aż nie umiał się powstrzymać, by się nie uśmiechnąć na ten widok. Prawie jak jego kotka, gdy dziś pierwszy raz wyszła na dwór, choć dla kozy była to przecież codzienność. Coś mu podpowiadało, że obora byłaby ulubionym miejscem kocicy, choćby pod względem tego, że miałaby tu towarzystwo do zabawy, czy wspólnego odpoczywania.
Chwila minęła, nim wyszedł z zagrody Dzwoneczka i zagaił rozmowę na temat dzieci pani Rity, dorosłych już jak się okazało. Słuchał uważnie tego, co mówiła, czasami tylko się zamyślając nad którymś fragmentem jej wypowiedzi. Jak choćby o tym, że mieszkali tu tylko prości ludzie. Może i prości, ale był pewien, że na pewno szczęśliwsi od tych, co pokończyli, Bóg wie jakie szkoły, porobili kariery i mieszkali w mieście. Wbrew pozorom życie w mieście było dużo trudniejsze niż na wsi, bo tam albo było się jednym z trybików, korpo-szczurem i bezmyślną marionetką niewychylającą się z szeregu, albo lądowało się na ulicy. Oczywiście, jeśli było się zwykłym człowiekiem, średniego szczebla, a nie jakimś biznesmenem. A na wsi, nawet gdy komuś podwinęła się noga, zawsze mógł spróbować zatrudnić się u znajomego do pomocy przy gospodarstwie za talerz zupy. Zabawne, że życie na wsi wydawało się łatwiejsze, mimo braku wielu udogodnień cywilizacyjnych.
Spojrzał na nią wręcz zaintrygowany, gdy ton jej narracji się zmienił, kiedy wspomniała o swoim drugim synu. I to jeszcze o starszym. Ciekawiło go, czy może przez przypadek nie spotkał się z jej synem któregoś dnia, skoro pracuje w barze. Mógł przecież u niego zamówić sobie drinka.
- Nie lubią rodziny dziewczyny z miasta? - zapytał, mocno zaskoczony tym faktem, a jeszcze bardziej tym, że syn pani Rity mógł mieć nieprzyjemności z tego powodu i to jeszcze ze swoim kolegą. Nie mogło przecież chodzić tylko o to, czy zamieszkał w mieście, czy nie, bo przecież River był z miasta, otwarcie o tym mówił i nic przykrego go z tego powodu w Fostern nie spotkało.
- Nie... bardzo rozumiem... Co August ma do tego, czy pani syn ułożył sobie życie w mieście, czy nie? - zapytał ostrożnie, coraz bardziej przekonując się o tym, że mogło mieć to dużo głębsze znaczenie, niż się wydawało na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza że raczej nie powiedziałby, że Augustowi mogłoby zależeć na rozgłosie czy pieniądzach. Z tego, co mówił, wychodziło na to, że jego konflikt z wampirami opierał się na zemście za poległych towarzyszy i bestialskie zagrywki ze strony wampirów. Jednakże... jakby się tak zastanowić... Jeśli motorem całej tej wojny była zemsta, to przecież nigdy się nie zakończy, bo to było błędne koło. Wilkołaki będą mściły się za śmierć towarzyszy zabitych przez wampiry, wampiry będą się mściły za swoich kompanów, którzy polegli zagryzieni w akcie zemsty przez wilkołaki i tak w kółko. Im dłużej o tym myślał, tym ciężej było mu uwierzyć w to, że mogłoby chodzić tylko o zemstę. Znaczy... po części go rozumiał, bo sam kierował się zemstą, ale nie wciągał w nią innych i wiedział, że u niego ta walka nie będzie miała możliwości się zapętlić, bo jego zemsta zakończy się wraz ze śmiercią tamtego wilka, albo własną. Znów zaczął dochodzić do wniosku, że August był po prostu kiepskim przykładem tego, jaki powinien być przywódca. Musiał albo coś źle zrozumieć, albo... został oszukany przez starego wilka. Niestety na ten moment nie miał jak tego zweryfikować, opierając się wyłącznie na jego opinii na temat tej wojny. Nie miał nikogo, kogo mógłby o to spytać, bo dla Leah wszystko, co miało związek z Augustem było złe, a pytanie któregoś z wilków ze stada również nie miało sensu, bo przecież zrobiliby wszystko, co alpha im kazał. Chyba, dopóki nie spotka kogoś powiązanego z wampirami, czy orientującym się w tej wojnie z ich perspektywy, nie będzie w stanie ocenić, czy rzeczywiście nie został oszukany i czy dobrze robił, decydując się na inwigilację wampirów dla Augusta.
- Niestety była to kryzysowa sytuacja niecierpiąca zwłoki - powiedział z rozbawieniem na temat pożyczenia od Leah ubrań po jej tacie. Jednooki z uśmiechem podrapał się przy tym odrobinę zakłopotany po karku, by następnie skierować swoją uwagę w stronę starego osła. Nigdy by nie pomyślał o tym, że zwierzęta w podeszłym wieku mogą cierpieć z powodu kiepskich warunków atmosferycznych. Oczywiście wiadome było, że w pewnym momencie im starsze jest zwierzę, tym jest słabsze i ma mniej sił niż kiedyś, ale żeby nawet chłód mógł takim zaszkodzić? Chyba że dotyczyło to tylko zwierząt domowych, a nie tych dzikich. Miałoby to sens, skoro te dzikie potrafiły żyć dużo krócej od tych mieszkających z ludźmi. W sumie... gdyby podróżował w wilczej skórze, umarłby w tamtych wnykach, gdyby Karan go nie znalazła. A po tym nie miał już okazji się przekonać, ile dałby radę przeżyć w dziczy, bo przenieśli się do miasta. Choć jak się okazało i tam śmierć potrafiła czyhać na nieostrożnych na każdym kroku.
- Dzień dobry dziadku - przywitał się łagodnie z osłem, delikatnie drapiąc go po nosie, gdy zwierzę wepchnęło go w jego dłoń. Zamyślił się na moment po słowach starszej kobiety. Czyli gdyby był uparty i kazał Karan odnieść przyniesioną przez nią do ich mieszkania kotkę na miejsce, z którego ją wzięła, byłby złym człowiekiem? Poza tym... Przecież gdyby spotkał tego starego osła błąkającego się po lesie, a byłby głodny, najpewniej zapolowałby na niego, widząc w nim łatwą zdobycz. Przed zjedzeniem chroniło go tylko to, że był w oborze i należał do Leah. Zresztą tak jak reszta znajdujących się tu zwierząt. Ale gdyby jej nie znał i trafiłby na któreś z nich w lesie...
Podrapał osła jeszcze na koniec za uchem, nim podszedł do pani Rity, by wziąć od niej wiadro z mlekiem i skierować się w stronę pensjonatu.
- Akurat jezioro jest dla mnie argumentem, przez który raczej bym tu nie przyjechał. Woda nie jest... moim żywiołem - odpowiedział z rozbawieniem, kręcąc przy tym lekko głową do samego siebie, aby tym sposobem jakoś powstrzymać dreszcz, który przeszedł mu na samą myśl po plecach, a którego nie chciał dać po sobie poznać. Nie mniej naprawdę miał nadzieję, że będzie miał okazję zawitać w te okolice podczas innych pór roku. To wydawała się naprawdę przyjemna okolica na odpoczynek od wszystkiego. Może, gdy uda mu się załatwić wszystko, co miał do załatwienia i jakimś cudem przeżyje... może znalezienie sobie tutaj jakiejś kryjówki i zrobienie długiego urlopu nie byłoby takim złym pomysłem. Choć może w pierwszej kolejności odwiedziłby rodzinne strony w Kanadzie. Jego rodzice... na pewno byliby ogromnie szczęśliwi, że do nich przyjechał. Nie ważne, czy z ręką, czy bez.
Po wejściu do środka, tak jak poprzednio od razu zdjął buty, nie schylając się nawet i poszedł zanieść wiadro do kuchni. Niestety przy przelewaniu nie miał możliwości pomóc, bo były do tego potrzebne dwie ręce, jednak gdy pani Rita oznajmiła swoją gotowość do przygotowywania śniadania, od razu przywołał w głowie wspomnienie, gdy razem z Mitrą robił racuchy u nich w domu.
- Mleko, mąka, jajka, drożdże albo proszek do pieczenia i trochę oleju, by to usmażyć. Pomyślałem też, że awaryjnie dla Leah można by zrobić również jajecznicę z boczkiem, gdyby placki jej nie odpowiadały. Czyli jeszcze więcej jajek i boczek - odpowiedział z lekkim stresem i jednocześnie entuzjazmem w głosie. Dawno nie gotował, a już w szczególności dla kogoś i to jedną ręką. Pomagając sobie zębami, podciągnął rękaw za łokieć i poszedł do zlewu, by umyć dłoń i z pomocą pani Rity, co, gdzie znajdzie, przygotował sobie miskę, część składników i jakąś łyżkę, by móc to później wszystko wymieszać i nakładać na patelnię z rozgrzanym olejem.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyNie 05 Lut 2023, 19:20

Kobieta nie miała zielonego pojęcia o kłopotach Leah, z jej punktu widzenia dziewczyna była samotniczką której po prostu trudno było się odnaleźć. Fakt że w pensjonacie pojawił się River był dla niej niczym dobry znak! Dziewczyna otworzyła się przed kimś, nie miało znaczenia to, że naprawdę znali się ledwo dwa dni. Może i kobieta objęła teraz stanowisko podobne do matki która właśnie poznaje znajomych córki, czy może raczej babcia wnuczki. I jak ona... Trochę nad wyraz interpretowała wszystko,licząc że trochę młodym pomoże. Roześmiała się gdy rozmawiał z Dzwoneczkiem ale już tego nie skomentowała, chociaż zerkała na Rivera co jakąś chwilę. Na jego pytanie aż pokręciła głową z cichym westchnieniem.
- Nie znam jej... Ale Dylan opowiada o niej sporo dobrego. Dwa lata temu biedulka została sama bo ojciec i brat wyjechali za granicę. Jeszcze rok temu część jej domu spłonęła... Wyobrażasz sobie? Ale podobno dobrze sobie radzi... Przejęła interesy no i nie mamy na co narzekać skoro doceniła jego starania. Zarabia nie najgorzej... Jak na to co czasem dzieje się w mieście to ma spokój. - przyznała z lekkim uśmiechem.
- Parę razy już mu mówiłam że powinien się przy niej zakręcić... Samemu ciężko na świecie. - to już dodała półżartem oczywiście, ale... Nie była by matką gdyby tego nie mówiła.
Zupełnie jak by w podręcznikach dla młodych mam był rozdział o robieniu wstydu dorastającym dziecią,a drugi o ich swataniu.
- Oh nie nie... Nie ma nic do tego. Po prostu nie po drodze mu z rodziną u której pracuje. Odpuścił by dziewczynie... Podobno miał jakieś niedokończone porachunki z jej ojcem... Albo matką... Nie jestem pewna. Tak czy siak większość wsi jak by się zmawiała i skoro jemu się nie podoba to nikomu się nie podoba. Wybacz.. Nie chciałam się tak użalać. August jest poważany we wsi, robi wiele dobrego jest kimś w rodzaju naszego burmistrza. Ale czasem mam wrażenie że uważa się za króla. - przyznała i wzruszyła lekko ramionami.
- Ciesz się że nie miałeś tej wątpliwej przyjemności poznać tego przyjemniaczka. - dodała kończąc dojenie.
Zaśmiała się tylko na wspomnienie poszukiwania ubrań na zmianę i gdy skończyła przekazała mu wiadro, wracając do domu. Zainteresowało ją to jak mówił o jeziorze, ale nie chciała być przesadnie wścibska.
- Okolica ma też inne atrakcje. Zjeżdża sporo młodych, na polach namiotowych cały sezon są imprezy z ogniskami. Tańce, jedzenie i picie. Jestem pewna że zabawy w mieście mogą się schować. Na początek i koniec sezonu są pokazy fajerwerek. - dodała przekonując go o walorach tego miejsca.
I tym razem nie chodziło nawet o szukanie przyjaciela dla Leah, naprawdę była dumna z tego miejsca... Z miejsca gdzie sama się wychowała i gdzie dorastali jej synowie. Przy samym przelewaniu mleka nawet nie potrzebowała pomocy. Za to zwarta i gotowa chciała pomóc tym razem jemu. Z mlekiem nie było problemu, od razu podała mu jedną butelkę wciąż ciepłego. Gdy wymieniał pokolei produkty ona bez wahania sięgała to do szafki, to do lodówki. Znała to miejsce jak własną kieszeń... Widać było że to ona głównie tu rządziła nie Leah.
- Ohh faktycznie zawsze ją lubiła, mam wrażenie że budzi się na dźwięk skwierczacego boczku. - rzuciła półżartem wyjmując z lodówki jajka.
Skorupki były bardziej białe niż te z supermarketu.
- Ale jestem pewna że twoich placków też spróbuję... - dodała wyciągając drożdże i boczek.
Spodziewała się też że przyda mu się miska i po nią sięgnęła.
- Druga szuflada, tam znajdziesz jakieś łyżki. O a pod blatem tamtą szafka jest robot kuchenny. Szklanki druga szafka od prawej, u góry. - instruowała też samego Rivera.
Sama była ciekawa co Leah powie gdy się obudzi... Z reguły nie wstawała przed dziesiątą jeśli nie musiała. Zdarzały się też dni gdy wymykała się zanim Rita się zorientowała, ale wierzyła że dziewczyna dzisiaj zje z nimi śniadanie ze względu na Rivera.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyNie 05 Lut 2023, 20:48

Słuchał wypowiedzi staruszki odnośnie partnerki jej syna i coraz bardziej nie rozumiał, czemu August mógłby robić jakieś problemy z tego powodu. Z jej opowieści wynikało, że to naprawdę sympatyczna dziewczyna, którą spotkało w życiu kilka nieszczęść, ale mogła liczyć na wsparcie swojego partnera. Zdążył zrozumieć, że stary wilkołak ma dziwną manię na punkcie miasta i wampirów, ale żeby nastawiać też innych przeciwko osobom, które zechciały zamieszkać w Venandi? Jeszcze by zrozumiał, gdyby to był ktoś z jego stada, ale raczej wątpił, by pani Rita miała, chociaż szczątkowe pojęcie o tym, że jej sąsiedzi byli pół wilkami. Coraz bardziej coś mu nie pasowało w związku z tutejszym alphą, jakiś element był wsadzony odwrotnie, albo nie w to miejsce co powinien i przez to zaburzał cały obraz. Albo czegoś brakowało do skończenia układanki. Niestety na ten moment mógł się jedynie opierać na tym, co miał i przy następnej okazji być dużo rozważniejszy w słowach i czynach wobec Augusta. Może i byli tej samej rasy, jednak nikt nie powiedział, że August nie mógłby być jego wrogiem. Spotkanie z jednym takim już przypłacił utratą ręki. Nie wrzucał starego wilka i tamtego do jednego worka, jednakże zamierzał od teraz być bardziej ostrożny. Głupio by wyszło, gdyby się okazało, że stanął po złej stronie barykady. A jeszcze gorzej byłoby się później wytłumaczyć Leah i spojrzeć jej przy tym w twarz.
Zaśmiał się szczerze rozbawiony, gdy kobieta zaczęła reklamować wakacje w Fostern pod innym kątem, niż spędzenie ich nad okolicznym jeziorem, gdy się okazało, że River z własnej woli nie zamierzał być typem plażowicza.
- Pokaz fajerwerków brzmi przekonująco - stwierdził z lekkim uśmiechem, dając tym samym do zrozumienia, że próby nakłonienia go do ponownego przyjazdu tutaj, powiodły się. Naprawdę chciałby móc zobaczyć Fostern podczas cieplejszych pór roku i sezonu urlopowego, gdy będzie bardziej tętniący życiem z powodu przyjeżdżających tutaj turystów.
- Mój ojciec powtarzał, że przezorny, zawsze ubezpieczony, dlatego pomyślałem, że w razie, gdyby Leah jednak nie posmakowały placki, zawsze będzie miała drugą opcję w postaci jajecznicy. Jestem pewien, że to na pewno zatrzyma ją z nami
przy stole -
powiedział z rozbawieniem, odmierzając suche składniki i wsypując je do miski, a następnie mieszając, gdy pani Rita poinstruowała go, gdzie znajdzie łyżki.
- Mógłbym panią prosić o wymieszanie drożdży ze szklanką ciepłego mleka, aż się rozpuszczą? - zapytał uprzejmie, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby miał to wymieszać jedną ręką, albo zrobiły to niedokładnie, albo by wszystko dookoła porozlewał.
Gdy mieli to już za sobą, połączył ze sobą wszystkie składniki i podstawił miskę pod robota kuchennego, by dokładnym wymieszaniem wszystkich składników już on się zajął. I tak mieli jeszcze chwilę do smażenia, bo po wymieszaniu ciasto musiało chwilę odpocząć w ciepłym miejscu, najlepiej przykryte ściereczką, by mogło wyrosnąć. Był na siebie zły, że wcześniej o tym nie pomyślał, choćby przed wyjściem do obory i karmieniem mieszkających tam zwierząt, ale czasu już nie cofnie, a będzie za to mądrzejszy na przyszłość.
- Przepraszam, że wcześniej o tym zapomniałem - westchnął, tracąc przez to nieco entuzjazmu i podupadając na duchu, jednak zaraz się rozchmurzył, gdy poczuł, jak coś ociera mu się o nogi. Kiedy chciał się już schylić po Ajrisz, ta postanowiła dać o sobie znać pani Ricie i to o nią się teraz łasiła.
- Przepraszam... Leah ją wczoraj zabrała z mojego domu, bo ją o to poprosiłem w tym liściku. Tak na wszelki wypadek, gdyby wilki miały mnie zjeść w tym lesie - powiedział z lekkim, zakłopotanym rozbawieniem, drapiąc się przy tym po karku. - Mam nadzieję, że nie będzie to dla pani problemem, jeśli tutaj trochę zostanie? Nazywa się Ajrisz i gdyby nie zimno na dworze, brykałaby pewnie teraz po okolicy - wyjaśnił zaraz, jakby to, że interesował kotkę świat na zewnątrz pensjonatu, był najlepszym dowodem na to, że w środku niczego nie poniszczy i nie będzie plątała się pod nogami w domu.
- Zastanawiałem się... czy nie poprosić Leah o opiekę nad nią przez jakiś czas. Na pewno Ajrisz byłaby tutaj dużo szczęśliwsza, mając tyle przestrzeni do zabawy i towarzystwa dookoła, niż miałaby kisić się w moim małym mieszkaniu pozostawiona sama sobie. Będę miał sporo pracy i pewnie rzadko będę przychodził do własnego domu... A myślałem, czy dziś wieczorem nie wracać do miasta - dodał, uznając, że powinien powiedzieć kobiecie o swoich planach i ewentualnych kłopotach, jakie mógłby tym przypadkowo sprawić i pani Ricie i Leah. W końcu opieka nad kolejnym zwierzakiem i to jeszcze nieswoim, a jakiegoś przypadkowo spotkanego, obcego typa to duża odpowiedzialność. I kolejna gęba do wykarmienia.
- Gdybym mógł dodatkowo prosić... nie chciałbym wspominać o tym przy śniadaniu. Z Leah... chcieliśmy później wyjść na spacer i nie chciałbym jej psuć planów na ten dzień oraz nastroju tak od samego rana - wytłumaczył, znów czując to dziwne uczucie, jakby intuicja mu podpowiadała, by się już zamknął, bo z każdym słowem tylko coraz bardziej się pogrąża.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyWto 07 Lut 2023, 07:40

Partnerka to zdecydowanie za dużo powiedziane! Była jego szefową i mimo że ewidentnie Dylan o niej sporo opowiadał i sama Rita sugerowała mu że powinni się poznać bliżej to ani razu nie wspomniała że coś po za pracą ich łączyło. W całym zajściu... W wszystkim co działo się między Venandi a Fostern, ostatecznie Rita była słabo poinformowana. Nie wiedziała nic ani o wampirach, ani o wilkołakach. Rodzinę Tenebris... A w zasadzie tylko jej członkinie znała z opowieści syna. Co do Augusta zaś... Trudno powiedzieć jakie zdanie tak do końca o nim miała. Na pewno był w niej żal o to jak potraktowany był jej syn, ale w jej głosie nie było też jakiejś wybitnej nie chęci... Być może również że względu na niewiedzę. W końcu był jedynie człowiekiem... Wpływowym, ale nie mógł w pełni kontrolować innych. Gdy wychodzili i River dał do zrozumienia, że chętnie wrócił by tu jeszcze uśmiechnęła się i lekko poklepała jego ramię, o które się opierała. Oczywiście w kuchni podwinęła rękawy i pomagała Riverowi. Ba! Zrobiła by to nawet gdyby nie poszedł z nią pierw do zwierząt i nawet gdyby nie poprosił. Po prostu chciała mu pomóc.
- Hmm był by z ciebie dobry strateg. - rzuciła półżartem i wyjęła z bocznej szafki świeży fartuch.
River już zaczął więc nie chcąc mu zanadto przeszkadzać zwyczajnie podeszła i po matczynemu go w niego ubrała.
- Oczywiście, zawsze dodawałam też odrobinę cukru do mleka jeśli nie masz nic przeciwko. - zasugerowała kończąc wiązać fartuch za jego plecami i od razu idąc do garnków.
Podgrzewała jeszcze odrobinę mleko i już chciała zbesztać Rivera za te dziwne przeprosiny gdy coś otarlo się jej o nogę. W pierwszej chwili aż podskoczyła. W tym domu nigdy nie było kota. Jednak gdy spojrzała na sprawczynię całego zamieszania zaśmiała się.
- Ohh jaka słodka kruszynka. - odpowiedziała już po kilku głębszych oddechach.
Schyliła się żeby ją pogłaskać i prostując się rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w stronę Rivera kładąc jedną rękę na boku, a drugą grożąc mu łyżką.
- Moje drogie dziecko... Sama mam trzy koty! Przestań przepraszać jak nie ma za co. - powiedziała i zajęła się drożdżami.
Słuchała go oczywiście mimo to i zerkała na kotkę.
- Sądzę że nie będzie jej to przeszkadzać... Jej co prawda też więcej nie ma niż jest ale ja nie pogardzę towarzystwem. Kto wie! Może twoja przyjaciółka ściągnie ją na dłużej do domu...Tylko nie przesadzaj... Nie samą pracą człowiek żyje. Już tyle razy mówiłam Dylanowi... Jesteście jeszcze młodzi... Powinien zaprosić Virgo tutaj. Zbliżyli by się do siebie a inni przekonali że nie taki wilk straszny jak go malują. - zastukała łyżką o garnek jak by to miało dodać efektu i odstawiła go lekko nakrywając ściereczką.
- Wiesz... Nie chcę pytać w co się pakujecie... Oboje i ty i ona. Nie będę pytać co takiego robiłeś w tym lesie że Leah miała jechać po kota ani czemu ona wraca czasem po kilku dnia cała w sińcach. Jeśli chcesz, nie wspomnę przy śniadaniu o niczym tylko proszę... - odwróciła się do niego składając ręce na piersiach.
- Życie jest tylko jedno... Zastanów się czy to co robicie nie sprawi że za kilka lat spojrzysz wstecz i uznasz że był to zmarnowany czas. - dodała poważnie i wrstchneła.
- Przygotujmy wszystko żeby samo rozgrzewanie tłuszczu zostało na sam koniec. Będzie duża szansa że to już obudzi Leah, do diabła ona ma czasem lepszy węch niż moje koty! - powiedziała już bardziej zartobliwie u wróciła do pracy.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyWto 07 Lut 2023, 20:33

- Raczej przeciwieństwo dobrego stratega, skoro od wczoraj myślałem o tych plackach, a zapomniałem o podstawowej rzeczy, jaką jest czas potrzebny na wyrośnięcie ciasta - powiedział lekko zakłopotany, komplementem starszej kobiety, jednakże wyraźnie było też przy tym widać, jak miło mu się zrobiło po jej słowach. Może wiec po części również przez skromność, wolał siebie nieco skrytykować, niż przyznać kobiecie rację i zwyczajnie przyjąć pochlebstwo.
Był tak pochłonięty przygotowywaniem ciasta, że nawet nie zwrócił uwagi na to, co pani Rita wyciągnęła z szafki. Zorientował się, dopiero gdy do niego podeszła i bez słowa zaczęła ubierać w fartuch. Oczywiście miał świadomość, że wiele osób, zwłaszcza ludzie starszej daty, ubierało fartuch zawsze do pracy w kuchni, ale on jakoś nigdy nawet nie pomyślał o tym, by zakładać na siebie takie rzeczy. Biorąc pod uwagę jego talent do brudzenia ubrań, z jednej strony powinien pomyśleć nad zakupem takiego fartucha, jednak z drugiej strony, jeśli nie w kuchni, to na pewno zaraz w innych okolicznościach by się ubrudził. No i nie spędzał już w kuchni tyle czasu, co kiedyś, bo dużo bardziej opłacało mu się zamówić sobie jakiś fast food, albo zjeść na mieście, więc pomysł z zakupem fartucha dla siebie do domu, jeszcze bardziej nie miał sensu.
Pani Rita zaskoczyła go swoim działaniem, nie był jednak spięty, czy zakłopotany, choć przez myśl przeszła mu wizja matki zakładającej śliniaczek dziecku. Zaśmiał się szczerze rozbawiony tą sytuacją, kręcąc przy tym głową. Nie mógł uwierzyć, jak do tego w ogóle doszło.
- Dziękuję, pani - powiedział ze śmiechem i przytaknął na jej kolejne słowa.
- Proszę się nie krępować. Szczerze wolę zdać się na panią, bo kucharzem nie jestem. Czasem przy okazji coś upichciłem, nie paląc przy tym połowy mieszkania, jeśli dopisało mi szczęście - powiedział, oczywiście żartując przy tym ostatnim. Aż tak kiepski w kuchni nie był, żeby kiedykolwiek coś spalić, nawet bez ręki.
Pojawienie się Ajrisz zaciekawionej zamieszaniem w kuchni, przerwało na moment przygotowywanie śniadania, a on od razu zaczął się tłumaczyć, choć domyślał się, że pewnie nie było potrzeby. Nie był jednak u siebie i wyszedł z założenia, że powinien był od razu poinformować starszą kobietę, o tym, że w pensjonacie był jego kot. Nie chciał się panoszyć i rządzić w cudzym domu, a i tak miał wrażenie, że już niejednokrotnie tak właśnie robił. Małe więc były szanse na to, że przestanie przepraszać, praktycznie za każdą najmniejszą pierdołę. Choć wymierzona z groźbą w jego stronę łyżka, działała niczym załadowany i wycelowany pistolet. Nie był to jednak koniec jego wyjaśnień, więc skoro już zaczął, wolał doprowadzić do końca to, co miał do powiedzenia, zamiast się wygłupiać.
Później to on słuchał z uwagą i należytym szacunkiem ani myśląc, by przerywać, choć do momentu. Nawet nie pomyślał o tym, że Ajrisz mogłaby dotrzymywać towarzystwa i umilać czas zwykle samotnie krzątającej się po pensjonacie gosposi. I że Leah mogłaby z powodu kotki spędzać więcej czasu w domu, czy po prostu dłużej w nim przesiadywać. Uśmiechnął się lekko na jej słowa, że praca nie jest najważniejsza i nie powinni się aż tak na niej skupiać, póki jeszcze byli młodzi. Kiwnął jej przy tym uprzejmie głową, by zaraz po tym spojrzeć na nią z szeroko otwartym okiem, jakby zaczęła właśnie chodzić po suficie.
- Virgo? Virgo Tenebris? - zapytał zaskoczony, myśląc, że się zwyczajnie przesłyszał, albo gdyby w tych stronach było to bardzo popularne imię. Uświadomił sobie zaraz, jak dziwnie musiała się wydać staruszce jego reakcja, miał nadzieję, że jej nie wystraszał. Musiał się uspokoić. Odetchnął głęboko.
- Przepraszam... Słyszałem, że to bardzo wpływowa i szanowana w mieście kobieta, ma bardzo dużą działalność... Nie mogę uwierzyć, że pani syn ją poznał. To musi być naprawdę wspaniała kobieta, skoro dzięki niej udało mu się znaleźć swoje miejsce i być szczęśliwym - powiedział z lekkim uśmiechem i w całej jego wypowiedzi nie było nawet ani grama szyderstwa czy niechęci. Naprawdę był zaskoczony i postanowił to wykorzystać, żeby wybrnąć ze swojej wcześniejszej reakcji, przyjmując ton wypowiedzi, jakby mówił o jakimś sławnym muzyku czy aktorze.
- Jeśli by pani potrzebowała kiedyś coś przekazać synowi, służę pomocą. Zdarza mi się odwiedzać bary w Venandi, mógłbym mu przekazać, gdybym kiedyś się na niego natknął - zaproponował uprzejmie, planując odwiedzić bar, w którym pracował Dylan, jednak nie miał przy tym żadnych złych zamiarów. Zresztą od samego początku, gdy zgodził się na układ z Augustem, by zdobyć dla niego informacje o Virgo, nie miał wrogich intencji czy to wobec łowców, wampirów czy samej kobiety. Na jego wrogość na ten moment zasługiwał jedynie wilkołak, który zabił mu żonę i Flyn. Z Augustem miał na razie zakopany topór wojenny, choć trzonek po stronie jednookiego trochę wystawał, gotowy do wyciągnięcia toporka w każdej chwili z ziemi.
Na kolejne słowa pani Rity, lekko spuścił głowę, jakby to on był odpowiedzialny za wszystkie siniaki i dziwne zachowania Leah w ostatnim czasie, choć przecież nie wszystko było jego winą. Kiedy poleciła, by się zastanowił, czy to wszystko nie było tylko stratą czasu, nie do końca rozumiał, czy chodziło jej o jego znajomość z Leah, czy to, że ewidentnie co chwila któreś z nich pakowało się w jakieś kłopoty. W obu przypadkach jego odpowiedź była ta sama - dla niego było warto. Spotkania Leah, tego, co przeżyli czy też pogoni za swoją zemstą nigdy nie uzna za zmarnowany czas. Podniósł pełne powagi spojrzenie na kobietę i otworzył usta, by jej to powiedzieć, lecz dotarło do niego, że to mogłoby... niezbyt odpowiednio zabrzmieć, zwłaszcza w kontekście Leah i staruszka jeszcze by pomyślała, żeby organizować dla ich dwójki wesele na całą wioskę, gdy jednooki przyjedzie do nich następnym razem. Wolałby uniknąć nieporozumień.
- Leah powinna już coraz rzadziej wracać do domu poobijana. Proszę się nie martwić - powiedział spokojnie, dumnie wyprostowany i bardzo pewny swoich słów. Może nie powinien się aż tak z tym odnosić, ale wolał postawić sprawę jasno i dać do zrozumienia, że zwrócił uwagę na "kłopoty" Leah i zajął się tą sprawą, by jakoś załagodzić czy zminimalizować ten problem.
- I nie będzie to zmarnowany czas, proszę mi wierzyć - dodał, uśmiechając się przy tym łagodnie. Niewiele było rzeczy, których naprawdę w życiu żałował, ale nie było sensu o tym wspominać.
Kiwnął głową na jej słowa o tym, by już wszystko przygotować i na koniec tylko zająć się smażeniem i tak też zrobił. Radząc sobie bez większych problemów z tylko jedną ręką, choć zdarzyło mu się wyławiać odłamki skorupki z rozbitego jajka. Prosił panią Ritę o pokrojenie boczku i dokładną instrukcję przygotowania jajecznicy dla Leah, bo ile ludzi tyle przepisów na jajecznicę. Kiedyś zdarzyło mu się jeść nawet taką ze smażonym razem z jajkiem pomidorem, a nie każdy przecież musi lubić każdy rodzaj jajecznicy. Leah mogłaby chcieć z boczkiem, ale bez cebuli i z odrobiną mleka wymieszaną z jajkiem. Albo na odwrót. Bez mleka, ale z cebulą.
Kiedy wszystko było gotowe, a czas drożdży dobiegł końca, zaczęło się wielkie smażenie. Na jednej patelni jajecznica a'la Leah, a na drugiej puszyste, delikatne racuchy. Nie mógł się już doczekać, kiedy zrobi wieże z drożdżowych placuszków, poprzekładają pokrojonymi owocami i polaną obficie miodem. Wprawdzie dużo lepsze byłyby oczywiście świeże owoce, a nie odmrożone z paczki, ale nie miał co wybrzydzać o tej porze roku. Był pewien, że i tak będą dobre. Teraz wystarczyło tylko posmażyć wszystko, wyłożyć na talerze i poczekać aż przyjdzie Leah.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySro 08 Lut 2023, 00:10

Oj nie na warcie pani Rity! Może i normalnie i tak brudził ubrania, ale po części ze względu na to co to były za ubrania... Nie chciała żeby zaraz był ufifrany chociażby mąką. Wychowała dwójkę synów, więc nie czuła żadnej krępacji gdy nałożyła fartuch na Rivera. Przyszło jej to zupełnie naturalnie, nawet nie pomyślała o tym że chłopak mógł by się czuć dziwnie nieswojo. Jego samokrytykę zignorowała, w końcu nigdzie im się nie spieszyło więc nie był to dla niej żaden argument.
- Oh kochany, ja ci tylko pomagam... Laury za śniadanie lub baty zbierzesz już ty. - odpowiedziała półżartem.
Kotka zajęła ją na chwilę i może i dobrze bo kobieta naprawdę martwiła się o te dzieciaki. Prawdopodobnie znacznej części nie znała... Leah w końcu specjalnie nie chciała wracać od razu do domu gdy została ranna żeby jej nie martwić. Czy zdawała sobie sprawę z tego że wilczyca i tak część swoich "problemów" ukrywa? Być może. Z pojawieniem Rivera, jego również zaliczyła do osób o które powinna się zatroszczyć. A nie trzeba było być Sherlockiem żeby widzieć że i on lubił pakować się w kłopoty. Ah ta młodzież! Jego nagły ton szczerze ją zaskoczył. W pierwszej chwili spojrzała na niego nieco zakłopotana. Zupełnie nie rozumiała o co chodziło...
- No.. No tak... - odpowiedziała nieco speszona i przechyliła lekko głowę na bok nie rozumiejąc o co ta cała afera.
Czyżby i River miał na pieńku z tą rodziną? Jego kolejne słowa zdecydowanie ją uspokoiły, chociaż ewidentnie była wciąż nieco podejrzliwa.
- Z tego co o niej mówił to naprawdę miła dziewczyna. Swoją drogą, wtedy gdy się poznali stała za barem bo jakaś kelnerka się rozchorowała. Ilu właścicieli firm tak przejmuje się swoimi pracownikami? Podobno jej ojciec był trudniejszy w obyciu... Coś wspominał o tym że to szanowana rodzina i dlatego uważam że August się tak jej przyczepił. Może chciał robić z nimi jakieś interesy i się nie zgodzili? Albo po prostu zazdrości im tego rozgłosu... Jego znają jedynie tutaj... A zobacz, o niej słyszeli nawet w pobliskich miastach. - powiedziała przekonana.
- Też ją poznałeś? - zapytała przez chwilę jeszcze dając do zrozumienia ze jednak trochę przejęła się jego reakcją.
W końcu... Może jej starszy syn wpakował się w jakieś tarapaty? Na pewno by się nie przyznał tylko sprzedawał matce słodkie historie. Jego propozycja... Zdecydowanie ją uspokoiła. Chwilę się zastanawiała w milczeniu nad tym czy faktycznie to dobry pomysł.
- Nie.. Nie chcę żeby uważał że go sprawdzam... Ale jak byś go spotkał... To upewnij się czy na pewno wszystko dobrze u niego. Po tamtym... Odwiedza dom znacznie rzadziej, twierdzi że jest teraz bardziej zapracowany ale nie będę żyć wiecznie! - ostatnie dodała półżartem oczywiście.
Jasne, nikt nie mógł przewidzieć ile mu jeszcze zostało... Ale nigdzie się jeszcze nie planowała wybierać... Oh ile by dała żeby móc jeszcze zająć się wnukami! A tu ani jeden ani drugi jakoś nic nie robią w tym kierunku. No i wtedy... River znów ja zaskoczył. Odstawiła rosnące drożdże i spojrzała na niego z łagodnym uśmiechem. To że próbował ją uspokoić było bardzo miłe. Czy myślała z tego powodu coś więcej o tym jaka relacja łączyła go z Leah? Jeśli tak to nie dała tego po sobie poznać. Cóż... Może za jakiś czas będzie Riverowi suszyć głowę tak samo jak Dylanowi! Ale to w końcu było ich życie.
- Trzymam za słowo... Dziękuję. - odpowiedziała krótko i skinęła głową.
No i wzięła się do pracy! Boczek kroiła w trochę dłuższe paseczki. To nie był jakiś wielki skaplikowany przepis, podsmażany boczek na tyle żeby z wierzchu był lekko chrupiący, do tego kapka masła i jajka wcześniej zmieszane w miseczce dzięki czemu jajecznica miała jednolity, żółty kolor. Pomagała też Riverowi chociażby z krojeniem owoców. Jednak krojenie przychodziło dużo łatwiej gdy miało się dwie sprawne ręce. Gdy ostatecznie zostało już tylko pieczenie ustawiła patelnie i podpaliła pod nimi palniki. Nie trzeba było długo czekać żeby pierwsze zapachy zaczęły rozchodzić się po kuchni i dalej po domu. Gdy pierwsze placuszki były gotowe i Rita wyjęła talerze na które będzie można było je odkładać można było usłyszeć pierwsze kroki na piętrze.
- Jak w zegarku... - powiedziała rozbawiona kobieta pilnując żeby boczek się nie spalił.
Leah miała naprawdę czuły nos... Ale zapach jaki do niej doszedł tego ranka trochę zbił ją z tropu. Jak jakieś zwierzątko, najpierw wystawiła spod kołdry tylko czubek nosa, do wyjścia zdecydowała się dopiero po chwili ziewajac i przeciągając się. Nie przebierała się ani nie czesała pozwalając lekko potarganym wlosą opadać na ramiona, ale też... Nie spodziewała się w kuchni spotkać Rivera. W końcu... Wczorajsze wygłupy i ilość wypitego piwa... Sądziła ze wstanie grubo po niej. Zeszła po schodach i przecierając oczy stanęła jak wryta widząc dwie postaci w kuchni i kręcącą się wokół kotkę.
- Dzień dobry śpiąca królewno. - rzuciła wesoło pani Rita widząc jej zaspane i zaskoczone spojrzenie.
- Dzień dobry... - odpowiedziała unosząc lekko brew i przesuwając wzrokiem to na jedno.. To na drugie.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySro 08 Lut 2023, 16:59

- T-to nie obroni mnie pani przed batami? - wyjąkał z udawanym przestrachem. Nawet przełknął głośno ślinę dla lepszego efektu.
To była naprawdę przekochana kobieta. Trochę jak stereotypowa, dobra babcia, która w trosce o wszystkich dokoła potrafiła nawet latem poradzić, by zasłonić szyję choćby apaszką, by się nie przeziębić. Albo mu się tak tylko wydawało, bo dawno nikt się o niego nie troszczył tak po prostu, po matczynemu jak z tym fartuchem. Naprawdę miło mu było z tego powodu i był ogromnie wdzięczny pani Ricie za jej pomoc.
Ciekawe czy Leah była świadoma tego, jak wielką szczęściarą była, mając praktycznie obok siebie kogoś takiego. Wiadomo, zbytnia nadopiekuńczość mogła być upierdliwa i przynosić wstyd, jednak naprawdę miło było wiedzieć, że ktoś się o ciebie troszczył i martwił. Zabawne, że człowiek potrafił sobie uświadamiać takie rzeczy, zdecydowanie za późno, gdy je stracił.
- Może rzeczywiście jej zazdrości i przez to ma taką obsesję na jej punkcie - zgodził się z opinią pani Rity odnośnie powodów, przez które August tak nienawidził Virgo i całej jej rodziny. Oczywiście nie sądził, żeby to był faktyczny powód, w końcu i ona i on tracili swoich kompanów w tej wojnie. Chciałby wierzyć, że chodziło o coś więcej, o co warto było ginąć i tracić bliskich. Nie zamierzał jednak dyskutować na ten temat ze staruszką, choćby w myśl starego przysłowia: "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz".
Na jej pytanie pokręcił ze spokojem głową.
- Niestety nie miałem tej przyjemności. Jedynie słyszałem o niej. Znajomy mi poradził się z nią skontaktować, gdybym miał problemy ze znalezieniem pracy, gdy wprowadziłem się do Venandi - odpowiedział, trochę naginając prawdę, jednak nie chciał bardziej niepokoić kobiety.
- Obiecuję mu przekazać, że pani za nim tęskni. Mówiła pani, że w jakim barze pracuje Dylan? - zapytał z przyjaznym uśmiechem i szczerą gotowością do pomocy w tej sprawie, by choć odrobinę gospodyni mogła być spokojniejsza o syna.
Zmienili temat rozmowy i znów zrobiło się trochę poważnie, choć nie było najmniejszych powodów do obaw. Zapewnił ją o tym. Zastanawiał się, czy nie wspomnieć o tym, że planował przyjechać za niecały tydzień, ale stwierdził, że lepiej jak staruszka będzie miała niespodziankę. Mogło się przecież tak okazać, że zbyt długo nie będzie mógł być w Fostern, tylko tyle by wspierać Leah w jej walce z Flynem i odprowadzić do pensjonatu, a po tym musiałby jechać. Nie wiadomo czy tak nie będzie. Chciałby móc zostać trochę dłużej, ale wszystko zależało od tego, jak pójdą jego sprawy w mieście i... czy Leah w ogóle będzie sobie życzyć jego towarzystwa. Może będzie zbyt zmęczona walką i jego obecnością, bo nie zdążyłaby odpocząć porządnie przez ten tydzień od niego? Wszystko było możliwe i wolał już zawczasu wziąć pod uwagę wszystkie możliwe scenariusze i się na nie przygotować, żeby uniknąć, chociażby późniejszego rozczarowania.
W końcu zabrali się za smażenie, a pomoc pani Rity była wręcz nieoceniona. Bez niej nawet połowy nie byłby w stanie zrobić. Z jedną ręką? Nie miałby nawet co próbować.
Słysząc kroki, na moment oderwał się od smażonych racuchów i przeniósł całą swoją uwagę na schody prowadzące do "pieczary" Leah. Po krótkiej chwili skierował spojrzenie na panią Ritę i się uśmiechnął pogodnie, rozbawiony jej słowami. Wrócił do smażenia, przekładając wszystkie usmażone placki na jeden talerz, bo wydawało mu się, że łatwiej tak będzie każdemu wydzielić porcje. Nałożyłby przecież każdemu po równo, a nie było pewności, czy pani Rita i Leah zdołałyby zjeść osiem dużych placków. I to jeszcze przekładanych owocami. A tak jak przyjdzie Leah, to popyta i będzie wiedział ile każdemu nałożyć na talerz. Z każdą chwilą, im bardziej zapach roznosił się po całym domu, trudniej mu było zapanować nad głodem. Na głośne burczenie w brzuchu już nawet nie zwracał uwagi, miał tylko nadzieję, że dorwie się do swojej porcji placków, nim zacznie mu ślina lecieć z ust.
Zostało mu jeszcze kilka do usmażenia, gdy usłyszał głos wilczycy. Przewrócił łopatką, trzymaną w dłoni smażące się placki i podniósł na nią spojrzenie.
- Witaj -przywitał się i uśmiechnął się przyjaźnie do białowłosej. Z ledwością udało mu się oderwać od niej wzrok, gdy sobie uświadomił, że mogłaby się poczuć nieswojo przez to, w końcu była w samej piżamie, a on się na nią bezczelnie gapił.
- Coś do picia? - zaproponował, kierując swoje pytanie jednakowo do gospodyni oraz wilczycy, gotowy zabrać się zaraz również za przygotowanie czegoś do picia. Że też wypadło mu to wcześniej z głowy.
- Siadaj, proszę Leah. Pani też, pani Rito. Ile chcecie placków na początek? - spytał uprzejmie, starając się zachować spokój, choć nie wiedział, czemu zrobił się nagle taki spięty i poddenerwowany. Przełożył kolejne placki na talerz, wlewając resztkę ciasta na patelnię. I jeśli była taka potrzeba, postawił wodę do zagotowania oraz wyłożył na osobny talerz jajecznicę z boczkiem dla Leah, przykrywając ją pokrywką, by za szybko nie wystygła i by Ajrisz się nie zainteresowała jedzeniem, nieprzeznaczonym dla niej.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySro 08 Lut 2023, 23:50

Leah była zdecydowanie typem odludka, może nawet wiedziała komu powierza pensjonat, jednak i tak utrzymywała dystans. Rita była faktycznie przekochana, ale o tak wielu rzeczach nie miała pojęcia. A Leah... Chyba po prostu jakoś tak automatycznie próbowała chronić staruszkę przed tym czego ta nie rozumiała.
- Oj nie mój drogi... Każdy powinien sam wypić piwo jeśli go sobie naważy. - odpowiedziała kobieta bez chwili zawahania.
Cały czas się uśmiechała, wiedząc doskonale że ta rozmowa to żarty. Była duża szansa że gdyby faktycznie Leah nie doceniła by pomysłu, kobiecina dzielnie stanęła by w jego obronie. Co do tematu Tenebris, trudno rozmawiać o danej sytuacji widząc jedynie jej drobny fragment. A niestety kobieta jako człowiek mogła wiedzieć tak niewiele... Chociaż może to i lepiej? I tak martwiła się o synów, a jak by się dowiedziała że część mieszkańców Fostern to wilkołaki toczące wojnę z wampirami które rządziły miastem w którym żyły jej dzieci. Mało tego u samej wampirzej królowej pracował właśnie jej syn... Zdecydowanie w tym wypadku sprawdzało się powiedzenie "im mniej wiesz tym lepiej śpisz". Tym bardziej informacja o tym skąd River słyszał o kobiecie ją uspokoiła, nawet rozweseliła!
- Oh, mogę potwierdzić. W końcu Dylanowi pomogła. Jeśli będziesz faktycznie szukał pracy to na pewno pomoże. - przytaknęła i chwilę się zastanowiła.
- Miał... Taką dziwną nazwę... Best... Vest... Czy coś podobnego. - usilnie próbowała sobie przypomnieć ale ostatecznie tylko tyle pamiętała.
W zasadzie może to i lepiej że nie wspomniał że zamierza się pojawić. Leah co prawda sprawiała wrażenie pewnej siebie jeśli chodziło o walkę z Flynem, chociaż mimo to była pełna obaw. Nie zamierzała przegrać, ale chyba każdy na jej miejscu myślał by również o porażce. Raczej jej nie zabije, nie posunie się aż tak daleko... Ale w jakim stanie będzie po walce? Myślała nawet żeby pod jakimś pretekstem dać kobiecie wolne na kilka dni po walce. Te myśli jednak całkowicie opuściły dziewczynę gdy jej oczom ukazał się Ten widok. Jakiś dziwny rodzaj tęsknoty obudził się w niej... Raczej unikała staruszki gdy pracowała w domu, ale widok tej dwójki w kochni był taki jakiś nostalgiczny. Oczywiście żadne z pracujących kuchni nijak nie zamierzało samo z siebie wyjaśnić co tu się działo! Rita nawet zachichotała widząc jej zdziwienie, a River... Chyba po prostu dobrze się bawił. Szczerze mówiąc, nie specjalnie zwróciła uwagę na to jak się jej przyglądał... W końcu była w piżamie, a nie nago. Podniosła kręcącą się po kuchni kotkę głaszcząc ją na powitanie.
- T... Tak. Może herbatę? Pomogę Ci... - strasznie... Dziwnie.
Miała lekki problem dostosować się do tego nieoczekiwanego zwrotu akcji ale gdy tylko chciała wejść do kuchni staruszka zatrzymała ją, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Pozwól się chłopakowi wykazać. Bardzo się starał żeby zrobić nam przyjemność tym śniadaniem. - czyli jednak, kobiecina miała zamiar go bronić.
- Ja dziękuję kochanieńki, wezmę sobie tylko trochę wody. - dodała odpowiadając Riverowi i zajęła miejsce koło białowłosej.
Leah była trochę... Spięta, to zdecydowanie nie była codzienna sytuacja chociaż było w niej niewątpliwie coś miłego. Gdy jednooki do nich dołączył spojrzała na niego lekko zmrożonymi oczami jak by mogła bezglosnie zapytać "Co ty kombinujesz?". Pachniało... Naprawdę dobrze, nie była co prawda jakąś wielką fanką słodyczy ale to nie znaczyło że nie lubiła ich wcale. Tym bardziej nie rozumiała skąd u niej to zaklopotanie. River też wydawał się... Taki jakiś spięty chociaż w końcu nie siedziała mu w głowie.
- Poproszę dwa. - po raz kolejny pani Rita przełamała pierwsze lody.
- Jeśli tylko smakuje tak jak pachnie... To ja poproszę cztery. - dodała z lekką zadziornością próbując w końcu wyjść z tego dziwnego spięcia jakimś żarcikiem.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyCzw 09 Lut 2023, 17:59

Aż mu oko błysnęło, gdy staruszka wspomniała o piwie. Oczywiście nie o takie picie jej chodziło, ale i tak narobiła mu ochoty. Zresztą jak wróci do miasta... to i tak nie będzie miał już co ze sobą dzisiaj zrobić. Może wskoczy gdzieś na jedno czy dwa piwa. Cokolwiek, byleby tylko nie siedzieć w tym martwym mieszkaniu.
Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej słowa i pokręcił głową, nie widząc najmniejszych szans na przekonanie gospodyni. Chyba było to główną cechą wszystkich kobiet, że gdy już raz coś postanowiły, ciężko było sprawić, by zmieniły zdanie. Może gdyby był małym chłopcem, może łatwiej byłoby mu to osiągnąć, niż w momencie, gdy był dorosłym chłopem, któremu bliżej do czterdziestki niż smarkatych lat. Z drugiej strony, gdyby nie był przygotowany na to, że pomysł z plackami i śniadaniem na słodko dla Leah nie spodoba się jej, nie pomyślałby nawet o wyjściu awaryjnym w postaci jajecznicy. No i gdyby rzeczywiście miał mieć jakieś kłopoty, wyszedłby im naprzeciw, aby stawić im czoła. Na pewno nie kryłby się wtedy za nikim i nie wciągałby w nie drugiej osoby. O ile w ogóle podzieliłby się z taką osobą informacją o tym, że może mieć jakieś problemy.
Kiwnął lekko głową, gdy się z nim zgodziło, że pewnie skoro Virgo to taka dobra dziewczyna i pomogła synowi pani Rity, to pewnie, gdyby jednooki miał taką potrzebę, mu też by pomogła. Nie byłby tego aż tak pewien, a gdyby dodatkowo wampirzyca dowiedziała się, że jest wilkiem, prawdopodobnie pomogłaby mu tylko w jednym - spotkać żonę w zaświatach. Wolał nic nie odpowiadać kobiecie, pozwalając, by temat sam umarł z powodu milczenia. Podziękował jedynie staruszce za jej starania przypomnienia sobie nazwy baru, w którym pracował jej syn. Best albo Vest... może West? Knajpa należąca prawdopodobnie do rodziny Tenebris... To mu powinno wystarczyć do znalezienia tego miejsca.
Przestał już dłużej zawracać sobie głowę miastem i wampirzą królową, przynajmniej na ten moment, bo wolał skupić się na smażeniu, by niczego nie przypalić, a poza tym to miał być miły poranek. Gdy wczoraj przyszedł mu do głowy ten pomysł, nawet nie pomyślał o tym, że mógłby się czuć tak szczęśliwy, urzędując w kuchni i przygotowując dla kogoś posiłek. Naprawdę dobrze się przy tym bawił i chyba aż nadto było widać, ile sprawiało mu to radości, skoro pani Rita postanowiła pozwolić mu w pełni obsłużyć obie kobiety. W końcu powstrzymała Leah przed pomocą przy zrobieniu czegoś do picia. Słysząc słowa staruszki skierowane do białowłosej, spojrzał na starszą kobietę i uśmiechnął się promiennie, niczym dziecko, które dostało cukierka.
Postawił wodę na herbatę dla siebie i Leah i przygotował kubki, wrzucając do środka saszetkę z herbatą, tak jak pamiętał, gdy ostatnim razem ją przygotowywali. Pani Ricie wyjął szklankę i nalał wody, przynosząc jej od razu do stołu.
- Proszę bardzo - powiedział uprzejmie, od razu zbierając od nich "zamówienie", ile placków sobie życzyły na śniadanie. Gdy odpowiedziały, kiwnął im obu głową i wrócił do patelni i talerzy, zabierając się za nakładanie placków jeden na drugi. Nie zapomniał, aby nałożyć pomiędzy nie owoce i polać miodem. Nie przesadzał z tym ostatnim, bo stwierdził, że jeśli komuś będzie za mało słodkie czy miodowe, zawsze będzie można polać sobie bardziej obficie. Sobie też od razu nałożył, tworząc prawdziwą wieżę z placków, układając osiem sztuk jedna na drugiej. Odstawił jednak swój talerz na bok, bo i tak jeszcze czekał, aż woda się ugotuje, żeby herbaty zaparzyć.
Najpierw wziął i postawił na stole porcję pani Rity, jako że była najstarszą osobą w tym domu i coś mu podpowiadało, że tak po prostu wypadało. Wrócił i zaraz podał talerz również Leah. Niestety mając tylko jedną rękę, nie mógł wziąć od razu dwóch talerzy. Zbyt duże ryzyko, że któryś mógłby mu wypaść z ręki i narobiłby jedynie niepotrzebnego kłopotu. W międzyczasie zagotowała się woda i wlał ją do obu kubków, znów wracając do stołu, tym razem z jednym z nich, by postawić przy talerzu Leah. Musiał jeszcze wrócić po swoją herbatę i porcję racuchów, a przy okazji upewnił się, czy wszystkie palniki są wyłączone.
- Nie czekajcie na mnie, smacznego drogie panie - życzył im z przyjaznym uśmiechem, stawiając na stole kubek ze swoim piciem jakby pomiędzy nimi dwiema i zaraz wrócił po talerz z plackami. Był tak głodny, że gdy usiadł do stołu, zapomniał w ogóle, że miał na sobie fartuch.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPią 10 Lut 2023, 22:40

Oj zdecydowanie nie takie piwo miała na myśli i była duża szansa, że nie pochwaliła by jego pomysłu na spędzenie czasu wolnego po powrocie do domu. Co do samego baru, za nic nie mogła przypomnieć sobie nazwy, jednak faktycznie wiele wskazywało na jeden z najstarszych barów w mieście East&West i w istocie to miejsce należało do rodziny Tenebris. Nie wykluczone że w swoim sposobie życia po odejściu żony River mógł tam bywać... Kto wie? Może nawet dane mu było już spotkać Dylana. Świat zdawał się czasem taki mały. Po dołączeni Leah, temat i tak został odsunięty na bok. To było... Dziwne, oczywiście czuła się nie swojo ale też miała dziwne wrażenie że dom zrobił się taki... Bardziej żywy...ciepły. Pani Rita była tu zawsze a jednak Leah nie jadała z nią śniadań... Dom wydawał się jej mimo obecności kobiety pusty. Trochę martwiło ją że po wyjeździe Rivera to poczucie się pogłębi. Jeśli kiedyś wydawał jej się pusty... To jak będzie teraz gdy dane jej było spróbować tego pseudo rodzinnego życia? Bo nie mogła się oprzeć temu wrażeniu że pani Rita idealnie przyjęła właśnie rolę matki, a River starszego brata. Odstawiła kotkę na podłogę i zajęła swoje miejsce "młodszej siostry.
- Oh dziękuję kochany. - odpowiedziała Rita gdy River podał jej wodę.
Ona pamiętała o swoim fartuchu i gdy River nakładał to strzepnęła go lekko i zdjęła składając na kolanach. Leah za to nie potrafiła oderwać oczu od tego jak jednooki krząta się po kuchni z tym uśmiechem na ustach. Trzy dni... Trzy dni i z zbitego psa którego przywiozła z walk stał się... Naprawdę wspaniałym przyjacielem i towarzyszem. Tak jak przyjemnie jej było patrzyć jak zachowywał się wczoraj niczym szczenie i świetnie się przy tym bawił... Tak teraz gdy uśmiechał się niczym nagrodzone dziecko wykazywał się w kuchni. Samo patrzenie, autentycznie sprawiało jej przyjemność.
- Wygląda pięknie. - z tych rozmyślań wyrwały ją słowa Rity gdy dostała swoją porcje.
Rzeczywiście, wyglądało naprawdę dobrze... Staruszka lekko się nachyliła wciągając słodki zapach ciasta,owoców i miodu. Ale co ona mogła wiedzieć o zapachach... Były z nią dwa wilkołaki i Leah naprawdę musiała przyznać że nie tylko ale wyglądało naprawdę świetnie. Gdy jednooki przyniósł jej porcję wzięła ręce że stołu żeby zrobić miejsce. Czuła się dziwnie... Nie wiedziała gdzie je podziać, odsunęła kilka kosmków włosów za ucho dla samego zrobienia coś z nimi.
- Dzięki... - miała wrażenie, że jakieś takie banalne te podziękowania, ale naprawdę należyte.
Wymieniły jedno porozumiewawcze spojrzenie gdy kazał im nie czekać i było jasne że zaczekają.
- Próbujesz się wymigać od wysłuchania naszej opinii? Nie ma takiej opcji! - odpowiedziała półżartem Leah, ale wzięła już do ręki widelec.
Nie ukrywała też uśmiechu... Od kiedy zamieszkał w pensjonacie jadł jak wróbelek, ledwo wczoraj przekonał się do pianek i odrobiny prosiaka. Więc gdy usiadł przy nich z wieżą placków nie sposób było się nie uśmiechnąć.
- Smacznego kochani. - powiedziała Rita uśmiechając się to do niego, to do niej.
Wyglądało na to, że River nie tyle miał wiele radości z robienia śniadania. Sprawił jej też naprawdę wiele staruszce. Miała towarzystwo, wygadała się i wreszcie! Mogli zjeść wspólnie... Przy jednym stole.
- Yhmm to jest naprawdę dobre! - odpowiedziała już po pierwszych kęsach Rita.
Leah wzięła jeden kawałek... Drugi... Trzeci, chwilę przyglądając się jak River je.
- Zdecydowanie marnujesz się w ochronie. - powiedziała w formie komplementu i lekko przekręciła głowę na bok.
- Może pomyślisz o swojej cukierni? To naprawdę dobre. - przyznała, niespodziewającą się jak Rita podłapie jej pomysł.
- Albo piekarnie! Przydała by się porządna w Fostern. Chętnie bym jeszcze po pomagała Ci w kuchni. - dodała kobiecina między kolejnymi kawałkami.
- Pani Rito... Pragnę przypomnieć że pracuje pani u mnie. - odpowiedziała Leah udając poważny ton i grożąc widelcem Riverowi.
- Taki jesteś? Podbierasz mi pracowników? - żartowała dalej i kręcąc głową wróciła do swojego talerza.
Staruszka zareagowała na to jedynie śmiechem... Naprawdę... Wyszedł im przemiły poranek.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 11 Lut 2023, 13:02

Dużo myślał, dość często wybiegając bardzo mocno w przyszłość, czy komplikując nawet te najprostsze rzeczy, zakładając nawet najbardziej niemożliwe do zaistnienia sytuacje. Tak już niestety miał. Czasami jednak tak jak teraz był bardzo krótkowzroczny, a wręcz ślepy na to, co było dookoła niego. Był tak skupiony na tym, by sprawić przyjemność tym śniadaniem obu kobietom, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że z boku mogło to wyglądać jak codzienne śniadanie, szczęśliwej, wiejskiej rodziny, niczym z sielankowej pocztówki czy jakiegoś czasopisma o idealnym ognisku domowym. Mimo to trudno było powiedzieć, że nie czuł swego rodzaju szczęścia w tej chwili. Naprawdę bardzo się cieszył z możliwości zrobienia czegoś, dla drugiej osoby, co mogłoby sprawić jej radość. Czuł się choć trochę przydatny, a nie jak kula u nogi czy pasożyt, jakby w końcu choć przez krótką chwilę był na właściwym miejscu.
Na podziękowania starszej kobiety odpowiedział jedynie uśmiechem i wrócił do przygotowywania dla nich śniadania, a raczej nakładania dla obu kobiet porcji, które sobie zażyczyły. W pewnym momencie odrobinę się zmartwił czy nie zrobił za mało tych placków w razie, gdyby którejś z nich posmakowały i zechciały dokładkę. Niby z jego obliczeń jeszcze trochę powinno zostać, z pięć może sześć, więc postanowił, póki co zaryzykować i nie dorabiać więcej. Najwyżej... sobie nałoży mniejszą porcję. W końcu to im postanowił sprawić przyjemność tym śniadaniem na słodko. A jeśli nadal będzie głodny, to dopcha się jakimiś kanapkami czy czymś, da sobie radę. Najważniejsze by one się najadły.
Na podziękowania Leah, gdy stawiał przed nią talerz z jej plackami, również odpowiedział uśmiechem i życzył im smacznego oraz polecił, by na niego nie czekały, jeśli były głodne. Parsknął rozbawiony słowami wilczycy.
- Aż tak to po mnie widać? - odparł również w żartach, bo oczywiste było, że nie chodziło mu o ucieczkę z celownika kobiet, gdy będą wyrażały opinię na temat tego popisu kulinarnego z jego strony.
W końcu przestał się kręcić po kuchni i dołączył do nich przy stole, niemalże błyskawicznie chwytając za widelec.
- Dziękuję i wzajemnie - odpowiedział kobiecie i zaraz z błyszczącym jak moneta okiem zabrał się za pałaszowanie swojej porcji. Nie rzucił się na nią jak dziki zwierz, jednak widać było po nim, jak bardzo był głodny i nie mógł doczekać się tego momentu. Starał się jeść w miarę spokojnie, by nie uświnić siebie i najbliższego otoczenia, ani też się nie zakrztusić przy okazji, o co przecież łatwo, gdy je się w pośpiechu, niemalże łykając odkrojone kawałki w całości.
Już po pierwszym kęsie miał błogą minę, praktycznie rozpływając się na swoim krześle. Tak dawno nie jadł takich placków. Wprawdzie nie były takie same, jak robiła Mira, gdy był mały, jednakże w tym momencie wydawały mu się najpyszniejszą rzeczą na całym świecie, jakby sam Bóg zesłał je dla nich na ziemię. Niebo w gębie.
Słowa najpierw pani Rity, a po tym Leah ściągnęły go z powrotem na ziemię i sprawiły, że skupił na nich swój wzrok. Ogromnie się cieszył na wieść, że jego wypociny im smakowały. Opinia wilczycy nawet go zaintrygowała, bo chyba nie do końca rozumiał, co miała na myśli, mówiąc, że się marnował na ochronie. Dobrze, że akurat przełknął, bo pewnie zakrztusiłby się, gdy Leah wyleciała ze swoim pomysłem.
- Jakoś nie bardzo siebie widzę w różowym fartuchu z małą czapeczką w kształcie babeczki na głowie - odpowiedział jej rozbawiony, nie spodziewając się, że pani Rita podchwyci pomysł Leah i zacznie już układać cały biznesplan dla niego. I że przy tym oberwie się jeszcze jemu, choć to nawet nie był jego pomysł. Nie sposób było się nie zaśmiać z zaistniałej sytuacji. Nie często przecież zdarzały się takie chwile, gdy pracownica przy swoim pracodawcy proponuje innej osobie, że mogłaby dla niej pracować. To było tak absurdalne, że trudno było mu opanować szczery, pełen rozbawienia śmiech. Jego nawet nie w połowie zjedzone placki straciły w tym momencie priorytet.
- Nie jestem aż tak odważny, by choćby próbować odebrać ci panią Ritę - powiedział do Leah, nawet nie próbując mówić przy tym poważnym tonem, bo nie było szans, że mu się to uda.
Ich słowa były naprawdę miłe. Przez moment nawet zastanawiał się nad pomysłem z piekarnią, jednak przy jego stylu życia... pewnie taki biznes nie pożyłby zbyt długo. Zwłaszcza tu w Fostern, gdzie pewnie co drugi mieszkaniec był wilkiem. Nie mniej cieszyły go ich opinie.
- Czyli rozumiem, że niepotrzebnie z panią Ritą robiliśmy dla ciebie dodatkowo jajecznicę, jako koło ratunkowe? - zapytał zaczepnie, kontynuując spokojne jedzenie swojej porcji jakby nigdy nic. Jakby właśnie w ogóle się z Leah nie droczył. Ot zwykłe przepychanki. Mała zemsta za ten pomysł z cukiernią. Wciąż nie mógł wyrzucić ze swojej głowy wyobrażenia siebie jako cukiernika z tą głupią czapeczką.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 11 Lut 2023, 16:42

Nie trzeba było jakoś specjalnie długo czekać na to że River dołączy do kobiet. Jego odpowiedź do słów Leah rozbawiła z resztą je obie. Leah chyba nigdy w tak krótkim czasie nie czuła tak silnej nici porozumienia. Niby znali się krótko, ale były momenty gdy naprawdę wydawało się jej że rozumie o czym ten musi myśleć. Oczywiście z tą ucieczką teraz to był żart... Chociaż, nie zdziwiło by jej gdyby jednooki faktycznie chciał odczekać chwilę by poznać pierwsze wrażenia z dystansu. Gdyby jednak padły jakieś słowa krytyki była przekonana że przyjął by je na klatę a nie uciekał. Prawie żałowała że nie miała mu nic do zarzucenie. Sama nie była zbyt ambitna w kuchni... Niewiele też umiała, bardzo, bardzo rzadko jadła domowe śniadanie. Oczywiście mogła by częściej ale to już rozważania na inny czas. Mimo że z początku czuła się dziwnie... Może nawet trochę przygaszona, tak z każdą chwilą było jej łatwiej się dopasować. Rita nie była standardowym pracownikiem... Jak żywcem wyrwana z filmu o bogaczach, gdzie gosposia dla młodego panicza jest jak prawdziwa rodzina. Z całej trójki, to właśnie staruszka jadła w miarę spokojnie, delektując się nie tylko samym smakiem ale faktem siedzenia przy wspólnym stole. Leah może nie rzuciła się na jedzenie ale zdecydowanie jadła szybciej. Gdy River odpowiedział na jej żart, sama zaczęła się śmiać.
- Nie musi być różowy, w tym też Ci jest do twarzy. Chociaż czapeczki bym Ci nie przepuściła. - odpowiedziała zaczepnie i ledwo się powstrzymała żeby przy Pani Ricie nie pokazać mu języka!
Była przekonana o tym że kobiecina mimowolnie przyjmując rolę seniorki tej dziwnej rodzinki natychmiast by ją zbeształa... Paradoksalnie bo przecież to właśnie jasnowłosa była tu szefową.
Podobało jej się jednak to jak staruszka podchwyciła pomysł i zaproponowała pomoc.
- Oj Leah... Zawsze ty mogła byś mu pomagać. Skoro tak bardzo podoba Ci się pomysł na czapeczkę. - kobieta powiedziała to tak poważnie, że teraz to Leah mało by się nie zakrztusiła.
Nie spodziewała się że staruszka włączy się w te żarty! Ledwo przełknęła kawałek placka i zaczęła się śmiać.
- Ja?! Ja odstraszała bym tylko potencjalnych klientów! - odpowiedziała rozbawiona.
Serio była w stanie sobie wyobrazić to jak stoi za ladą w tym różowym fartuszku... Czapeczce i z tą blizną na twarzy oraz skwaszoną miną. Uciekali by gdzie pieprz rośnie. Ostatecznie jednak River złożył broń i dziewczyna musiała przyznać że jest mu za to wdzięczna.
- Ale tak całkiem szczerze, może Leah ma trochę racji kochanieńki. - powiedziała nagle Rita popijając wodą kolejne kawałki słodkiego śniadania.
Teraz nawet Leah na nią spojrzała.
- Naprawdę świetnie radzisz sobie w kuchni. Może nie koniecznie od razu cukiernia czy... Nie wiem.. włoska restauracja, ale może odnalazł byś się właśnie w czymś z gastronomi. To o wiele bezpieczniejsze, a sprawia Ci radość. - powiedziała już ewidentnie poważnie.
Białowłosa uśmiechnęła się, dzień wcześniej kilka razy żartowała co mógł by robić skoro nie potrafił zagrzać miejsca w swoich dotychczasowych pracach, ale i tym zdecydowanie by nie pomyślała. Wzięła do ust kolejny kawałek nabijając placek i owoce i gdyby miała teraz wilczą postać to jej usz aż by zastrzygły.
- Wiedziałam że gdy schodziłam czułam boczek! - powiedziała entuzjastycznie.
- Mówiłam Ci... Ma węch niczym zwierzę... - szepnęła staruszka, chociaż nie na tyle cicho żeby coś ukryć przed bialowlosą, wręcz aby ta na pewno ją usłyszała.
Tak się z resztą stało bo wilczyca uśmiechnęła się szeroko.
- Ależ nie powiedziała bym że niepotrzebnie! Jak tylko zjem swoją porcję to chętnie upewnię się że jajecznica się nie zmarnuje. - odpowiedziała wyjątkowo zadowolona.
Dosłownie mogło się wydawać że jej oczy się błyszczą, jeśli chciał tym śniadaniem zrobić jej przyjemność... Udało się.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 11 Lut 2023, 18:25

Przez myśl by mu nie przeszło, że kobiety zaczną podsuwać mu pomysły pracy w gastronomii i otworzenie własnego biznesu, tylko przez to, że postanowił sprawić im przyjemność i przygotować im śniadanie. Może jakoś łatwiej byłoby mu zrozumieć ich zapał do wyobrażania go sobie w roli cukiernika czy kucharza, gdyby samemu wszystko zrobił od początku do końca, ale... przecież najbardziej podstawowe czynności podczas każdego gotowania, musiała wykonać pani Rita, bo on nie miał takiej możliwości. Nierealnym było pokrojenie czegoś jedną ręką. Dlatego nie rozumiał, czemu aż tak bardzo się napaliły na ten pomysł, by pracował w jakiejś kuchni czy cukierni.
- Czekaj... Co...? - jęknął szczerze zdziwiony, gdy wspomniała, że w fartuchu mu do twarzy. Dopiero teraz przypomniał sobie, że nadal miał na sobie fartuch, w który ubrała go pani Rita. I nie był to popis jego aktorskich umiejętności. Odsunął się od stołu, by nic nie zrzucić i zdjął z siebie fartuch, odrobinę zakłopotany, że o nim zapomniał. Jakby noszenie czegoś takiego godziło w jego męską dumę. Brał przecież udział w ulicznych, nielegalnych walkach, a nie był idealną panią domu. Dobrze, że był w zamkniętym, znanym sobie gronie, w którym dobrze się czuł, inaczej na pewno spaliłby się ze wstydu, albo zaraz by coś wymyślił, żeby uleczyć swoją dumę. W końcu to ostanie, co mu w życiu zostało.
- Żadnej czapeczki! Po moim trupie! - odpowiedział tym razem z wyraźnie udawanym przestrachem, gotowy w każdej chwili zerwać się do ucieczki, gdyby Leah nagle wyczarowała w swoich rękach taką czapeczkę i zechciała mu ją w tej chwili siłą założyć na głowę. Były to jedynie szczeniackie przekomarzania, bo nie zostawiłby swojej wieży racuchowej w obawie, że Leah mogłaby wykorzystać jego ucieczkę i wziąć jego porcję na zakładnika. Wczoraj z przepaską nie miała żadnych skrupułów, więc podejrzewał, że z jego jedzeniem byłoby tak samo. Nie zamierzał ryzykować.
- O! Leah nosiłaby różowe wdzianko i babeczkową czapeczkę - wykorzystał bez najmniejszego zawahania się pomysł staruszki przeciwko wilczycy. Postanowił nawet pójść o krok dalej, czego zapowiedzią było to, że wyszczerzył się złowrogo w stronę Leah z niemalże drapieżnym błyskiem w oku. To był baaardzo zły i niewyobrażalnie zabawny pomysł.
- Byłabyś maskotką mojej cukierni - odpowiedział ogromnie dumny z siebie, że wpadł na ten pomysł. Pokazanie w tym momencie Leah języka na znak, że się z nią droczy, przyszło mu jakoś tak instynktownie. Nawet nie pomyślał o tym, że mógłby narazić się tym u pani Rity.
Kiedy wilczyca wytoczyła jako argument to, że odstraszałaby tylko klientów, parsknął, patrząc na nią z lekko przekrzywioną głową i uniesioną brwią, jakby chciał powiedzieć: "Naprawdę? TY byś odstraszała klientów?" Próbował dla lepszego efektu założyć skrzyżowane ręce na piersi, ale... szybko z tego zrezygnował, widząc, że nie bardzo mu to wychodzi.
Przestał jednak na moment się wygłupiać i spojrzał na panią Ritę z uwagą i należytym szacunkiem. Początkowo myślał, że może blefuje i się zgrywa, dołączając do tych przepychanek ich obojga, jednak gdy zaczęła rozwijać temat, dotarło do niego, że mówiła poważnie.
Przez to, jakim tonem to mówiła... ciężko mu było wmówić sobie, że mówiła tak tylko z uprzejmości. Gdyby tak było, znów by się śmiali i wygłupiali. Mówiła szczerze... Naprawdę wyobrażała go sobie jako pracownika gastronomii i to nie kelnera, a osoby odpowiedzialnej za przyrządzanie wszelkiego rodzaju posiłków. To prawda, że się cieszył, gdy przygotowywał dla nich śniadanie, ale... czy nadal byłby tak samo szczęśliwy, gdyby miał robić to na co dzień? Nie był pewny, nie mniej wypowiedź pani Rita zmusiła go do myślenia na ten temat. Skoro staruszka tak w to wierzyła... raczej nikomu nie zaszkodzi, gdyby chociaż spróbował. Mógłby wtedy szczerze powiedzieć, że niestety to nie było zajęcie dla niego. Poprawił się na swoim krześle, jeszcze chwilę o tym myśląc, po czym wrócił do jedzenia swojej porcji, podejmując rozmowę z nieco innej strony, niby nawiązując do tego, jak bardzo obie zachwalały jego placki, jednocześnie nie zagłębiając się w temat przebranżowienia się z ochroniarza na kucharza.
Kiwnął Leah głową, pakując sobie do ust dość duży kawałek placków z owocami, na znak, że dobrze zgadła z tym boczkiem. Parsknął rozbawiony konspiracyjnym szeptem staruszki, mało brakowało, by się zakrztusił, ale wystarczyło, że przełknął porządnie i popił herbatą.
- Widzę, jak cię już trzęsie przez myśl o tej jajecznicy. Dokończ sobie na spokojnie i już ci ją niosę - powiedział łagodnie, odsuwając się od stołu, by pójść po talerz z jajecznicą. Miał nadzieję, że będzie jeszcze względnie ciepła i zjadliwa... Nie chciałby widzieć zawodu na twarzy wilczycy. Zdecydowanie bardziej jej do twarzy było z radosnym uśmiechem, niż ponurym grymasem.
- Proszę bardzo. - Postawił zaraz obok dziewczyny talerz z jajecznicą i boczkiem, w zasięgu jej ręki, by zaraz po zjedzeniu placków mogła po niego sięgnąć. Powrócił po tym na swoje miejsce i znów zabrał się za jedzenie, choć dużo spokojniej niż wcześniej, jakby chciał czuć smak placków i go zapamiętać zdecydowanie dłużej.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 11 Lut 2023, 21:13

No cóż o ile Leah ewidentnie potraktowała to jako żart... Podobnie z resztą jak wczorajsze propozycje, tak gospodyni chyba naprawdę się wczuła. Mówiła z takim przekonaniem że białowłosa postanowiła odpuścić. Broń boże nie chodziło o to że sądziła że River sobie nie poradzi, wręcz przeciwnie! Mimo że były chwilę gdy instynktownie chciała mu pomóc, to wiedziała że sam sobie i tak by poradził. Brak ręki był... Problematyczny, ale nie oznaczał wykreślenia wszystkich dotychczasowych zajęć! Nawet jako wilk... Ktoś mógł stwierdzić że bez łapy nie zapoluje, a jednak mu się udało. Że nie będzie tak efektywnie walczył, a przecież River wyciągnął wczoraj Jermyego z potyczki z łowcami. Pomijając fakt, że można by pomyśleć o protezie która zdecydowanie ułatwiła by życie, to Leah była pewna że gdyby jednooki właśnie stwierdził "genialny pomysł! Otwieram cukiernie!" to na pewno by sobie poradził. Zaśmiała się gdy zorientował się że jest w fartuchu... Jego reakcja była... Rozczulająca. Nie mogła się powstrzymać od tego triumfalnego usmieszku... Jak by zauważając fartuch wygrała jakąś potyczkę chociaż gdy mężczyzna przejęty zdejmował fartuch przechyliła lekko głowę.
- Nie stresuj się... Nie był różowy. - zauważyła i puściła do niego oczko jak by chciała powiedzieć "Ode mnie nikt się nie dowie", po czym wzięła łyk herbaty.
W całej tej przepychance słownej pani Rita przyglądała im się przesuwając wzrok to na jednego, to na drugiego, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przyczyną była prosta... Chyba jeszcze nigdy nie widziała Leah tak... Ożywionej, rozbawionej. To było urocze! Zupełnie jak by byli rodzeństwem. Białowłosa już miała coś odpowiedzieć gdy staruszka wtrąciła się żeby zaproponować aby to Leah pomagała w nieistniejącej cukierni. Teraz to Leah spojrzała złowrogo na staruszkę chociaż gdy River podchwycił ten żart... No i tak właśnie zapomniała się że siedzi z nimi staruszka i może wypada się zachowywać lepiej niż jak przystało na jej wewnętrznego pięciolatka. Ona? Maskotką jego cukierni! To oznaczało wojnę... A z braku lepszej riposty zachowała się jak przystało na dziecko...
- Ja ci dam maskotkę... - i rzuciła w niego kawałkiem truskawki trafiając idealnie w środek czoła.
- Dzieci! - dopiero gdy białowłosa z niekrytą dumą z tego wyczynu oparła się plecami o tył krzesła i usłyszała Ritę przypomniała sobie o jej obecności.
- Czy mam was zaraz rozdzielić do kątów? - dodała staruszka po czym po prostu się roześmiała kręcąc głową.
- Jesteście niemożliwi... Zachowujecie się jak byście się znali od dziecka... Czegoś nie wiem? - dodała jeszcze unosząc lekko brew i patrząc najpierw na dziewczynę, a później chłopaka.
Leah jednak tylko wzruszyła ramionami. W końcu... Sama nie rozumiała jak w tak krótkim czasie tak bardzo się do siebie przyzwyczaili.
Skoro jednak wojna została przerwana... A zapewne gdyby nie obecność Rity mogło tu dojść do prawdziwej bitwy na jedzenie rodem z przedszkola, wróciła do jedzenia. Zwłaszcza że czekała na nią jajecznica!
- Uhh przypomnij mi że mam cie porwać i nie wypuszczać. - zażartowała wciągając powietrze kiedy postawił przy niej talerz.
To była wisienka na torcie, placki były naprawdę pyszne! Ale zdecydowanie przyspieszyła z ich jedzeniem żeby dobrać się już do dania głównego. Rita natomiast w tym czasie skończyła swoje dwa słodkie placuszki i chwilę jeszcze popijała wodę w ich towarzystwie żeby w końcu wstać.
- Mam jeszcze trochę pracy... Bardzo dziękuję... Wam obu. Nie przeszkadzajcie sobie tylko proszę mi się zachowywać! - powiedziała z udawaną powagą i zabrała swój talerz i kubek, wzięła też talerz Leah gdy skończyła słodkie śniadanie.
- Dziękuję... - Rita uśmiechnęła się szczerze na podziękowania dziewczyny... Kto wie, może teraz bardziej się przełamie i częściej będą jeść wspólnie?
Potem zniknęła w kuchni żeby wrócić do codziennych zajęć.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 11 Lut 2023, 21:58

Przymrużył oko, posyłając złowrogie spojrzenie Leah, gdy wytknęła, że przecież nie musiał tak desperacko uwalniać się od fartucha, skoro nie był różowy. Jej mimika... To jak do niego mrugnęła z niemym przekazem... Dałby sobie drugą rękę odgryźć, że akurat z czystą przyjemnością i ogromną satysfakcją zaczęłaby chodzić po całej wsi i na całe gardło krzyczeć, że paradował w fartuchu jak prawdziwa kura domowa. Na swoje szczęście miał sprzymierzeńca w pani Ricie, dzięki której mógł się tak delikatnie odgryźć Leah, wpadając na ten genialny pomysł ze zrobieniem z niej maskotki. Jej mina była wręcz bezcenna i jednooki nie mógł się wręcz powstrzymać, by się tryumfalnie uśmiechnąć. Choć niezbyt długo było mu do śmiechu, gdyż urażona wilczyca postanowiła przeprowadzić precyzyjny atak, trafiając mu truskawką w czoło. No tego to się nie spodziewał.
- Osz ty! - Odsunął się od stołu z rozbawieniem na twarzy, gotów podjąć rzuconą przez Leah rękawicę i zacząć prowadzić z nią zajadłą walkę na jedzenie na śmierć i życie, lecz stanowcze upomnienie pani Rity zatrzymało go w miejscu. Grizzly z chochlą, ale bez chochli... nie zamierzał ryzykować podpisywaniem na siebie wyroku u staruszki. Kiedy im zagroziła, był pewien, że byłaby do tego zdolna. Jednak gdy się zaśmiała, zaraziła śmiechem również i jego. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo i jak do tego w ogóle doszło. Jakby... to była jakaś dziwna codzienność, takie szczeniackie przepychanki z Leah.
- Najwidoczniej ciągnie swój do swego - podsunął w ramach żartu, gdy opanował wesołość i spojrzał na wilczycę z łobuzerskim uśmieszkiem. Jeszcze się zemści za tę truskawkę, pomści jej zmarnowanie.
Wykorzystał moment, gdy odszedł od stołu po jajecznicę dla Leah, aby wziąć kawałek papieru i wytrzeć sobie czoło po trafieniu w nie owocem. A po postawieniu talerza przy białowłosej, kiedy już wracał na swoje miejsce, pozwolił sobie na realizację swojej zemsty, dając jej lekkiego pstryczka w tył głowy, oddalając się natychmiast poza zasięg jej rąk. Spojrzał na nią zaintrygowany, trochę nie rozumiejąc, co miała na myśli.
- Nie jestem pewien, jakie byś miała z tego korzyści. Już pomijając, że nie dałabyś rady, biorąc pod uwagę, jakie z ciebie chucherko i że pewnie jestem ze dwa razy cięższy - odpowiedział spokojnie, choć tak łatwo nie zamierzał jej odpuścić w żartach. Pamiętał jednak, że musi uważać, bo pani Rita wciąż stała na straży spokoju, jednak nie robił w tej chwili przecież nic złego. Jedynie przypomniał Leah, że beznadziejny był z niej mafioso.
- Proszę się nie martwić. Dopilnuję, by był porządek -odpowiedział z przyjaznym uśmiechem staruszce, po czym spojrzał na wilczycę.
- Słyszałaś panią Ritę, Leah? Masz się zachowywać. - No nie mógł sobie tego odpuścić. Wiedział, że sobie grabi i pewnie oberwie, jak tylko będą w lesie, ale... To był naprawdę bardzo przyjemny i wesoły dzień, a nie było ich zbyt wiele w jego życiu od dłuższego czasu.
- Dziękuję pani za pomoc przy śniadaniu - dodał jeszcze ze szczerą wdzięcznością w głosie, nim zostali sami przy stole.
Zerknął na Leah, uśmiechnął się przyjaźnie, bez żadnych niecnych planów i powrócił do spokojnego kończenia swojej porcji placków.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyNie 12 Lut 2023, 21:49

Zdecydowanie... Gdyby nie staruszka, na pewno doszło by do zajadłej bitwy! W zasadzie nie ma się co dziwić że kobieta umiała przywołać ich do porządku, wychowała dwójkę swoich dzieci, może nie były to dojrzewające wilkołaki ale i tak jej doświadczenie dało rezultat. Faktycznie ich śmiechy były zaraźliwe, no i była pewna że River znajdzie jeszcze sposób żeby się jej odwdzięczyć za te truskawkę... Boże naprawdę zachowywali się jak dzieci. Musiała przyznać, było jej to potrzebne. Ich zaplanowana wycieczka trochę ją martwiła. Chociaż może martwić, to niewłaściwe słowo. Była duża szansa że nic nie znajdą a jednak gdy się obudziła był moment w którym nawiedzała ją myśl, że może Troy był kimś więcej niż tym kogo poznała. Przy jej ilości szczęścia nawet jeżeli było to nieprawdopodobne... To wciąż możliwe. Jednak całe to śniadanie zupełnie odsunęło od niej te zmartwienia.
- Fakt... Może coś w tym jest. - przyznała rozbawiona wracając do jedzenia.
Staruszka tylko pokręciła głową z niekrytym rozbawieniem. Przyjemnie się na nich patrzyło, chociaż może niekoniecznie gdy mieli zacząć rzucać w siebie jedzeniem.
Na odpowiedź Rivera, Leah pokazała mu język, tyle że na to od razu zareagowała pani Rita odkaszlając znacząco. Dziewczyna spojrzała na nią z pseudoskruszonym wzrokiem żeby po chwili przenieść wzrok na Rivera.
- Po pierwsze, uwięziła bym cię w kochni. - odpowiedziała spokojnie, z rozwagą dobierając słowa.
- Po drugie może i jesteś cięższy, ale ja jestem szybsza... Nie lekceważ mnie bo się jeszcze przejedziesz. - dokończyła dumnie słysząc westchnienie kobiety na krześle przy nich.
Serio pani Rita miała z nimi skaranie boskie.
Nawet przez moment poczuła się trochę winna, czy nie przesadzili i dlatego kobieta już kończy, jednak z drugiej strony... Faktycznie była przecież w pracy.
-Grabisz sobie... - ostrzegła jednookiego najbardziej złowrogo na ile było ją stać przy tym całym rozbawieniu.
Rita też wyraźnie była tym rozbawiona, wywróciła oczami i zabrała część naczyń do umycia.
- To byla przyjemność skarbie. Ja dziękuję za pomoc przy zwierzętach. - przyznała i wróciła do pracy w kuchni.
Jeszcze chwilę po tym jak zniknęła, Leah patrzyła w kierunku gdzie chwilę temu stała. Zrobiło się spokojniej chociaż dobry humor ich nie opuszczał. Wróciła spokojnie do jedzenia pozwalając by na ten moment zapanowała między nimi cisza.
- Czyli udało Ci się wkraść w łaski pani Rity... Dzięki... Wydawała się naprawdę szczęśliwa. - początek zdania mógł wydawać się lekko szyderczy, ale podziękowania zdecydowanie były szczere.
- Pomogę w zmywaniu... Spotkamy się w lesie na tyle domu za jakieś dwadzieścia minut? - dodała z cichym, zadowolonym westchnieniem gdy skończyła swoją porcję.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPon 13 Lut 2023, 12:52

Przez całe to śniadanie, śmiechy i ogólnie panujące szczere szczęście ze strony wszystkich obecnych przy śniadaniu, zapomniał o tym, jakie mieli plany na ten dzień, o tym, że prawdopodobnie jutro już spędzą poranek osobno i że jakoś będzie musiał o tym poinformować Leah podczas ich "spaceru". Jakoś tak w jednej chwili opuściły go wszelkie troski i zmartwienia, jak nieraz pod wpływem alkoholu, a przecież nie wypił tego ranka ani jednej kropli, a i bez tego czuł się szczęśliwy i dobrze się bawił. Prawie jak wczoraj z Leah, gdy się przemienili podczas ogniska. Nawet nie miał pomysłu, jak białowłosa to robiła, że wyciągała z niego dziecko i to w najmniej spodziewanych momentach.
Uniósł brew, zaintrygowany i nadal pewny, że pomysł Leah z uwięzieniem go w kuchni, by nie wypalił. Dał jej jednak dokończyć, patrząc na nią z aroganckim uśmieszkiem. Chciał już odpowiedzieć, że wciąż nie miałaby z tego żadnych korzyści, a więcej by straciła, jednak powstrzymało go westchnienie staruszki. Spojrzał na nią, a po tym na Leah, odrobinę poważniejąc. Przez myśl mu przeszło, że pewnie staruszka ma już ich dosyć i dlatego sobie idzie, po tym jednak przypomniał sobie, że rzeczywiście była tutaj w pracy, a on swoją zachcianką przygotowania dla nich wspólnego śniadania i ich wygłupami, odciągał ją od jej obowiązków. Dodatkowo ich jej dokładając. Może powinien przeprosić, ale czy byłyby to szczere przeprosiny skoro wszyscy byli tacy szczęśliwi przy tym śniadaniu?
Postanowił nic nie mówić i pozwolić kobiecie odejść, dziękując jej jedynie za pomoc. Spojrzał później na Leah, posyłając jej krótki, przyjazny uśmiech i zabrał się za kończenie swojej porcji placków.
- Nie dziękuj, ja tylko pomogłem przy śniadaniu. Jest szczęśliwa, bo mogła w końcu zjeść je razem z tobą, a nie w samotności - odpowiedział spokojnie, nie widząc w tym ani grama swojej zasługi. Uważał siebie w tym wszystkim jedynie za ozdobę, niż główny powód szczęścia staruszki i wilczycy także, bo przecież również Leah wydawała się bardzo szczęśliwa podczas tego śniadania.
Skończył chwilę po białowłosej i podniósł na nią spojrzenie znad talerza, gdy przedstawiła plany na najbliższe pół godziny. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu i uniósł brew, patrząc na nią z lekką kpiną.
- Jeśli nie zamierzasz spacerować po Fostern w samej piżamie, to lepiej idź się przebrać, a ja pomogę przy zmywaniu - zakomunikował na tyle głośno, by pani Rita mogła go usłyszeć i w razie czego stanąć po jego stronie, gdyby Leah miała obiekcje przed przebraniem się z piżamy.
Wstał od stołu i pozbierał swój i Leah talerz i pozostałą część naczyń, po czym skierował się do kuchni by, tak jak powiedział, pomóc w zmywaniu ich i uprzątnięciu kuchni po jego kulinarnych wyczynach. A gdy wszystko było ogarnięte, pogłaskał na pożegnanie kręcącą się pod nogami Ajrisz, poszedł włożyć swoje buty, a po tym w umówione miejsce za domem Leah.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySro 15 Lut 2023, 07:26

River zdecydowanie miał problemy z umniejszaniem swojej osoby. Chwilę po tym gdy stwierdził że staruszka jest szczęśliwa bo spędziła z Nimi po prostu czas, białowłosa zamyśliła się. Na moment nawet zawiesiła spojrzenie na kuchni. Oczywiście nie wierzyła że to tylko kwestia czasu jaki spędzili przy wspólnym stole... River sporo czasu spędził z nią sam. Do samego śniadania też nie doszło by bez niego! Rita oczywiście jakieś by zrobiła... Na pewno smaczne ale ona sama pewnie wymigała by się z niego. Teraz było jej trochę głupio... Nie chciała przywiązywać się do ludzi tutaj, w końcu nie wiedziała ile miała jeszcze czasu. Jednak doszła do wniosku że może powinna poświęcić go więcej staruszce. Po tym krótkim rozmyślaniu wróciła do kończenia swojej jajecznicy. Zagranie z głośnym mówieniem było poniżej pasa! Przyszło jej do głowy kilka ripost ale... Jak dziecko bojące się na krzyczeć na rodzeństwo bo mama słuchała... Musiała sobie odpuścić. Przynajmniej te najbardziej nieodpowiednie dla jej uszu. Zamiast tego rozłożyła lekko ręce i obróciła się wokół własnej osi jak by prezentowała się w nowym stroju.
- A co z nią nie tak? Mnie tam się podoba. - powiedziała z udawaną powagą i westchneła gdy to on zabrał talerze.
Niech mu będzie... To był w jakimś sensie jego poranek. Wróciła do swojego pokoju i przebrała się, nic niezwykłego... Sweter i jeansy, tyle że dzisiaj planowała wziąć też kurtkę. Zeszła jeszcze na chwilę do łazienki żeby przemyć twarz i upiąć włosy w wysoki kucyk. Potem poszła w umówione miejsce. Minęła zagrodę Dzwoneczka po której koza nadal wesoło brykała, tyle że jak ją zobaczyła to popędziła do płotu. Leah zatrzymała się przy niej na chwilę żeby pogłaskać to łaknące uwagi zwierzę... Była niczym rozpieszczony piesek ale dziewczyna naprawdę ją lubiła. Kawałek kuzka towarzyszyła jej idąc tuż przy plocie po swojej stronie, jednak gdy ten się skończył ruszyła do dalszej zabawy. Sama Leah oparła się o drzewo żeby poczekać na Rivera. Jego natomiast pani Rita oczywiście usiłowała odwieść od pomysłu zmywania.
- Oj nie nie nie kochanieńki! Ty zrobiłeś śniadanie, zmywanie zostaw mi... - skomentowała gdy tylko zjawił się z naczyniami.
-idź się odśwież... I na spacer, korzystaj z świeżego powietrza.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySro 15 Lut 2023, 10:40

Przypomnienie Leah, że była w samej piżamie, na tyle głośne by pani Rita też to dobrze słyszała, już samo w sobie było bardzo przebiegłe, ale był bezczelny do tego stopnia, że poszedł jeszcze o krok dalej. Uniósł brew, patrząc na wilczycę z pewnym siebie uśmieszkiem i iskrzącym w oku zwycięstwem, gdy zwlekała z odpowiedzią. Parsknął rozbawiony i pokręcił głową z niedowierzaniem, jak w końcu się odezwała, obracając się wcześniej wokół własnej osi. Popatrzył na Leah, a po tym w stronę pani Rity, by znów zwrócić spojrzenie na białowłosą, tym razem szczerząc zęby w szerokim złośliwym uśmiechu, nie pozostawiając tym żadnych złudzeń, że byłby w stanie bez skrupułów wezwać gospodynię, by ta pogoniła dziewczynę do przebrania się z piżamy. Coś mu jednak podpowiadało, że Leah nie zaryzykuje przy tym rozdaniu. Był ogromnie z siebie dumny i zadowolony, nawet nie próbował tego kryć, gdy odbierał od niej talerze. Nic nie odpowiedział, bo nie chciał bardziej dręczyć wilczycy. Nawet jeśli były to tylko żarty. Zresztą chyba nawet nie potrzebowali słów, skoro i bez nich potrafili się dobrze rozumieć. Było to o tyle ciekawe i intrygujące w ich przypadku, bo przecież znali się ledwie kilka dni i można powiedzieć, że wciąż byli dla siebie kimś obcym, a mimo to dogadywali się jakby co najmniej pół życia się już znali. Ciekawe czy było to spowodowane wilczą krwią, która płynęła w żyłach ich obojga, czy może sami o czymś nie wiedzieli?
Idąc z naczyniami do kuchni, zerknął jeszcze przez ramię, by się upewnić, czy Leah rzeczywiście skierowała się do schodów na górę, by się przebrać, czy znów chciała się jakoś wymigać. Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy zobaczył, jak zaraz za nią wbiega po schodach Ajrisz, najwyraźniej bawiąc się w polowanie na stopy wilczycy.
- Pani mi pomogła przy śniadaniu, więc część odpowiedzialności za zmywanie jest również moja. Mogę pomóc, to dla mnie żaden problem - próbował się z nią kłócić, choć gdy widział to matczyne, nieustępliwe spojrzenie... nie był aż tak pewny swojej wygranej w tej bitwie.
Westchnął z rezygnacją, świadomy, że nie miał w tej sytuacji najmniejszych szans.
- Dziękuję i przepraszam za kłopot - powiedział szczerze, ulatniając się czym prędzej, nim kobieta postanowiłaby zdzielić mu w ten durny, siwy łeb chochlą tak mocno, by odechciało mu się więcej przepraszać za rzeczy, za które nie powinien.
Poszedł do pokoju, w którym spał przez cały swój pobyt w pensjonacie i... Nie wiedział, co tak właściwie powinien ze sobą zrobić. Korzystając jednak z chwili, zabrał się za względne uprzątnięcie pokoju po swojej obecności tutaj, na koniec przebierając się z ubrań, które pożyczyła mu Leah, a zakładając swoje spodnie i płaszcz. Brudne od piachu i błota z wyprawy na bagna oraz po szarpaninie z Augustem, ale skoro szli do lasu to i tak się by ubrudził, więc nie powinno zrobić różnicy, jak pójdzie ubrany. Poza tym chciał przecież wracać dzisiaj do siebie, więc jeśli od razu się przebierze, nie będzie musiał martwić się o to, że przez przypadek pojechał w ubraniach po ojcu Leah.
Przed wyjściem poszedł jeszcze do łazienki, by przemyć sobie twarz i przeczesać włosy wilgotną dłonią, zgarniając je ze swojej twarzy do tyłu. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i westchnął ciężko, wychodząc z łazienki. Włożył buty i wyszedł z pensjonatu, idąc na miejsce spotkania z Leah. Chyba... trochę się denerwował myślą, że przyjaciel Leah mógłby się okazać tym, kogo poszukiwał, choć wcześniej przecież był bardzo pewny tego, że to jednak nie on.
- Jestem... To, jaki jest plan? Najpierw do twojego kolegi, a po tym do tej wiedźmy, o której wspominałaś? Elseph? Ester? - zapytał, starając się zachować względny spokój, przecież nic się nie działo. To tylko przyjemny, poranny spacerek dla zdrowotności.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPią 17 Lut 2023, 22:53

Oczywiście że musiał się puszyć jak paw gdy wygrał to "starcie". Pozwoliła mu cieszyć się ta chwilą dumy... Po pierwsze dlatego że miło było patrzeć na niego w tej odsłonie... Dumnego, pewnego siebie i szczęśliwego. Po drugie bo była przekonana że jeszcze to sobie odbije! Rita nie będzie słuchać wiecznie! W końcu nie będzie mógł się kryć za matczynym fartuchem. Tak... Zdecydowanie zachowywali się jak by znali się od szczeniaka. Niemniej...o ile River faktycznie nie znał wielu przedstawicieli ich gatunku... Tak Lrah i owszem. Znała wszystkich w tej wsi, od starszych którzy pamiętali jej pierwsze kroki po młodych o których przy narodzinach trąbiła cała wieś. Mimo to... Z nikim nie czuła że coś w tak zybkim tempie zwyczajnie zatrybiło. Może powinna o tym jakoś specjalnie pomyśleć... Ale jak to ona, po prostu cieszyła się tym co tu i teraz. A tu i teraz... Mieli iść w miejsce dawnego postoju kampera Troya. Nie czekała wcale długo, nie wiedziała że Rita odesłała go z kuchni chcąc ogarnąć wszystko sama... Pewnie czuła by z tego pewną satysfakcję ale cóż. Odsunęła plecy od drzewa gdy tylko się zbliżył i na razie spacerem ruszyła w leśną ścieżkę ciągnącą się w las za domem.
- Do Troya... Wiedźmy wolała bym uniknąć jeśli mam być szczera. Jest dziwna... Podobno nocą wałęsa się po lesie i bagnach... Zjawia się nagle jak duch, a za swoje usługi liczy specyficzne opłaty. - autentycznie ją wzdrygnęło na samą myśl.
Nie była fanką horrorów, a Estera wydawała się jej idealną postacią która mordowała wszystkich bohaterów po kolei.
- Tylko ani mi się waż nazwać mnie tchurzem czy tym podobnym bo przy najbliższej okazji wrzucę cie do jeziora. - teraz już zażartowała próbując odsunąć od siebie niepokojące myśli.
- Jeśli urwią ci się wszystkie inne opcje... Tylko wtedy korzystaj z pomocy Estery. Pomoże jeśli będzie się jej to opłacać... Słyszałam że raz zarzadała zapłaty z pierworodnego... Podobno następnego dnia po rozwiązaniu kłopotu, żona tego przyjezdnego który odwiedził wiedźme poroniła. Oczywiście zawsze możesz odpuścić jeśli cena ci nie odpowiada ale i tak zostawiła bym to jako ostateczność. - dodała krzyżując ręce na piersi jak by nagle zrobiło się jej chłodno na samo wspomnienie kobieciny.
- To nie jakoś bardzo daleko... Wolisz iść tak... Czy pobiegać w wilczym futrze? - zaproponowała ostatecznie odsuwając sprawę starej wiedźmy.
- Bez wsparcia pani Rity... Wymiękasz w drobnej rywalizacji i bieganiu? Tu ci nie pomoże... - musiała... Musiała bo nie była by sobą gdyby teraz nie zażartowała i nie pokazała mu języka.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 18 Lut 2023, 18:33

Kiwnął jej głową i ruszył spokojnym spacerem tuż u jej boku. Spojrzał na nią z mieszaniną zaskoczenia i ciekawości, gdy zaczęła mówić o wiedźmie. Właściwie, gdyby nie wspomniała o tej "specyficznej opłacie", w ogóle by nie zareagował. Oni też przecież byli dziwni i w tej chwili szwendali się po lesie. Leah żyjąca jako odludek, choć należała do stada. On... zjawiający się nagle nie wiadomo skąd i wtykający nos w nieswoje sprawy i wszędzie gdzie popadnie. Mieli bardzo wiele wspólnego z tą wiedźmą. Choć pomijając oczywiście to naliczanie specyficznych opłat za swoje usługi. Z drugiej strony... czy prośba zaopiekowania się jego kotem, skoro uratował Leah przed rozszarpaniem, nie była czasem dziwnym rodzajem zapłaty?
Był bardziej niż zaciekawiony osobą tej dziwnej wiedźmy i przez myśl mu przeszło, by nalegać na spotkanie z nią, jednak nie doszło do tego i sam się wzdrygnął, kiedy Leah zagroziła wrzuceniem go do jeziora. Wiedział, że tylko żartowała, a mimo to i tak spojrzał na nią z obawą w oku.
- Nie zrobiłabyś mi tego... Prawda? - zapytał z nieukrywanym niepokojem. Zadrżał i przeniósł z niej spojrzenie na drogę przed sobą, widząc w myślach, jak się topi, a Leah nad nim stoi i się śmieje, uznając to za dobry żart z jego strony. Przełknął ślinę i pokręcił głową, by wyrzucić z niej te niedorzeczne myśli. Wierzył, że nigdy by mu tego nie zrobiła. Nawet w żartach. Ona... nie była taka.
Skulił lekko ramiona, chowając usta i nos w postawionym kołnierzu swojego płaszcza, jakby chciał się osłonić przed chłodem. Szedł tak przez jakiś czas, z dłonią w kieszeni, obracając w palcach jedną z obrączek na łańcuszku. Po chwili wypuścił ustami obłoczek pary, słuchając makabrycznej plotki na temat tutejszej wiedźmy. Przystanął i spojrzał w stronę Leah, uśmiechając się do niej pocieszająco.
- Pójdę do niej tylko, gdy skończą mi się inne opcje i utknę w martwym punkcie - obiecał łagodnie, jakby nie była to wcale sprawa życia i śmierci, a jedynie obietnica zwrotu ulubionej zabawki dziewczyny na następny dzień. Mimo to nie miała się o co martwić, bo jeśli Estera mieszkała w lesie, a nie we wsi, istniało ogromne prawdopodobieństwo, że prędzej by się zgubił w puszczy, niż do niej trafił bez przewodnika. A nawet jeśli by ją znalazł to przecież i tak nie miał nic do stracenia. Bo niby co? Dach nad głową? I tak go prawdopodobnie wyeksmitują na zbity pysk z powodu niepłacenia rachunków, jeśli nie znajdzie pracy, albo nie wygra wystarczającej sumy w walkach. Właściwe... po co mu praca, skoro umiał się bić?
Nie wypowiedział jednak żadnej z tych myśli na głos, pozwalając by jeżący włosy na głowie temat wiedźmy, odszedł na boczne tory.
- Mi to ob... - urwał, gdy zorientował się, że Leah jeszcze chciała coś dodać i wciął jej się w słowo.
Spojrzał na nią początkowo mocno zaskoczony jej zaczepką, a po chwili roześmiał się szczerze rozbawiony i zrównał się z nią, by w ramach rewanżu dźgnąć ją lekko palcem w boczek.
- Tylko proszę... z moją oszałamiającą szybkością i zwinnością oraz orientacją w terenie... nie zostawaj zbytnio w tyle - odgryzł się, również pokazując jej język. Poczochrał jej włosy i ruszył biegiem przed siebie, w trakcie zmieniając się w wilka i gubiąc za sobą ubrania. Gdy był już na trzech łapach, zatrzymał się i obejrzał za nią, machając przy tym lekko ogonem z psotnym błyskiem w oku.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPon 20 Lut 2023, 00:03

Rzeczywiście coś w tym było chociaż... Dla niej nie byli dziwni, no może ona sama trochę bo izolowała się od innych ale ostatecznie miała swoje powody. Nie to że teraz uważała za dziwaków wszystkich którzy zachowywali się inaczej niż ona czy jej gatunek! Rozumiała że w taki a nie inny sposób zachowują się ludzie... W inny wampiry itd. Estera... Cóż była po prostu dziwna. Niby pomagała, oczywiście za opłatą ale z drugiej strony czy to ona jedna? A jednak było w niej coś takiego... Niepokojącego, roztaczała wokół siebie tak specyficzną aurę że w jej towarzystwie wszyscy czuli się z jednej strony zagrożeni, zdezorientowani a jednocześnie zdrowy rozsądek mówił gdy się na nią patrzyło "czym się przejmujesz? Ta zbzikowaną staruszką? Serio?". Ale może to można było zrozumieć dopiero po spotkaniu owej kobiety. Co do jeziora? Czy by to zrobiła? Pewnie nie... Może gdyby naprawdę ją skrzywdził... A może i tak tylko by go nastraszyła. Tak czy siak nie planowała tego i jego pytanie wywołało przebiegły uśmiech na jej twarzy.
- A ty mnie? - odbiła robiąc niewinną mine.
Widząc jednak jak się ukrył za kołnierzem odpuściła i zaczepnie go traciła.
- Przestań robić taką mine... Przecież żartuję. - dodała ostatecznie upewniając go czy naprawdę myślała o topieniu go w jeziorze.
Skinęła ruchem głowy gdy obiecał nie... Nadużywać... Tutejszej wiedźmy. Zapewnie i tak zgubił by się próbując do niej trafić... Nieważne czy w lesie czy mieście miał po prostu kiepską orientację w terenie. Noc takiego jednak nie powiedziała na głos. Jego mina gdy wspomniała o ochronnym fartuchu Rity którym chroniła dzielnie jednookiego... Była bezcenna. Zaśmiała się i odskoczyła lekko w bok gdy dzgnął ją palcem i już miała odpowiedzieć na to że jeśli zostanie w tyle to tylko dlatego że dobiegnie na miejsce i zdarzy wystartować jeszcze raz ale wtedy... Poczochrał jej włosy i od tak zmienił się w skoku. Prawie jak wtedy, podczas ogniska. Robił się naprawdę śmiały! Przechyliła głowę lekko na bok a jej oczy zabłysły żółtym kolorem.
- Postaram się cie nie zgubić. - odpowiedziała i zdjęła kurtkę i zaczęła biec.
Już biegnąc podciągnęła sweter i zmieniła się wyślizgując się do końca z swoich ubrań. Gdy tylko wylądowała na czterech lapach otrzepała ciemnoczekoladowe futro. W nocy ich kolory zlewały się z tłem... Teraz miała okazję widzieć go dokładniej i jedynie potwierdziła swoją opinię. Miał... Niezwykły kolor... Takie połączenia są naprawdę niezwykle rzadkie. Najpopularniejsze są jednak szarości w wielu odmianach... Ale ten szary połączony z czernią... Coś niesamowitego. Wracając jednak do istotniejszych rzeczy... Szczęknęła wesoło podskakując do niego niczym rozbawiony szczeniak i okrążając go ruszyła biegiem w las. Nie biegła jakoś super szybko, raczej pozwalając mu nadążyć. W końcu miał jedną łapę mniej. Ona sprawnie poruszała się po lesie... Znała tu każdy kamień, kłodę czy pieniek. Z łatwością przeskakiwała wszelkie przeszkody, na zakrętach odbijała się od pieni drzew jak by była wreszcie wypuszczonym na wybiek szczeniakiem owczarka. Las w pewnej części należał do jej posiadłości ale trudno było stwierdzić gdzie przebiegała granica. Z tej strony nie był ogrodzony, raz tylko przebiegli przez jakąś spacerową ścieżkę, później... Był już tylko dziki las. Biegnąc spłoszyli jakieś stado jeleni które podskakując niczym baleriny ruszyły biegiem przed siebie. Nie dało się nie zauważyć jak jej ogon nieustannie wachluje w te i z powrotem przez cały czas gdy biegła. Zatrzymała się dopiero gdy doprowadziła ich w miejsce gdzie las się przerzedzał i jakąś chwilę intensywnie węszyła. Znała ten zapach... Tutaj spotkali się z Troyem po raz pierwszy. Nie spodobało mu się że ktoś krząta się po jego terenie... Ale... Wtedy wydawało się jej że to dobry gość... Niebezpieczny ale gdzieś tam w głębi... Dobry. Zerknęła na Rivera czy jest gotowy i powoli ruszyła między drzewami ostrożnie stawiając łapy jak by się bała że na dowidzenia zostawił wnyki.

(c.d)
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPią 03 Mar 2023, 11:46

Prawdopodobnie przez to, że był wychowywany wśród ludzi i nigdy nie miał styczności z innymi, bardziej naturalnymi wilkołakami, nie czuł aż takiej potrzeby, by polować. Szczególnie że mieszkając w mieście, nie miał ani takiej możliwości, ani potrzeby, bo jedzenie można było znaleźć praktycznie na każdym kroku. Czy żałował tego, ile go w życiu rzeczy ominęło związanych z jego naturą? Oczywiście, jednakże, nawet gdyby miał możliwość cofnąć czas i wybierać między byciem wychowywanym między swoimi a byciem przygarniętym przez Olivera i Mirę... prawdopodobnie i tak wybrałby to drugie. Może nie był idealnym wilkołakiem i można nawet powiedzieć, że w tej kwestii był raczej zacofany, uważał jednak, że bez nich nigdy nie wyrósłby na dobrego człowieka i tego, kim był obecnie. Prawdopodobnie nigdy nie poznałby swoich przyjaciół z dzieciństwa, nie spotkałby Karan i Leah, pewnie nawet nie miałby pojęcia o istnieniu takiego miasta jak Venandi. Może i żyłby w zgodzie ze swoją naturą, ale niezwykle dużo by przy tym stracił. A przecież wcale nie musiał. Miał teraz możliwość podpatrzeć u Leah, jak zachowywał się prawdziwy wilkołak i dzięki niej mógł się dowiedzieć tego i owego, o ile nie nauczyć. Oczywiście wiedział, że jest jeszcze masa rzeczy związana z jego drugą naturą, o której nawet nie miał pojęcia, ale był pewien, że w pewnym momencie nauczy się wszystkiego w kwestii swojej wilczej połowy. Jeszcze będzie z niego prawdziwy wilkołak.
Kiedy zając wyzionął ducha w paszczy Leah, jednooki zaczął zbliżać się ostrożnie w jej stronę, nie będąc pewnym, jak jego towarzyszka zareagowałaby na jego zbyt bliską obecność przy jej zdobyczy. Nie widząc jednak z jej strony wrogości, czy najmniejszych chęci obrony upolowanego zająca, rozluźnił się i również zamachał ogonem. Mimo tego, że Leah leżała i wyraźnie potrzebowała chwili, by złapać oddech, nie siadał obok, spodziewając się, że pewnie zaraz będą szli dalej. Jakoś był pewien, że wilczyca nie pozwoli, by urodziła się w jego głowie myśl, że zmęczył ją ten pościg i musiała odpocząć. To, jak dumnie niosła w zębach gryzonia, jedynie utwierdziło go w jego podejrzeniach i parsknął rozbawiony, lekko kręcąc przy tym głową. Ta dziewczyna była po prostu rozbrajająca.
Truptał tuż obok jej w stronę pensjonatu, od czasu do czasu trącając się czy się lekko przepychając, ale starał się już ograniczyć bardziej intensywne szaleństwa, skoro oboje mieli zajęte pyski i nie byliby w stanie przez nie oddychać, gdyby się zmachali.
Najpierw oczywiście musieli dotrzeć do swoich rozrzuconych po drodze ubrań... Ciekawe czy był jakiś sposób, by mimo przemiany móc je na sobie zachować, bo takie rozbieranie się i późniejsze zbieranie swoich ciuchów, by się ubrać, wydawało mu się dość uciążliwe. Zwłaszcza że to głównie on z ich dwójki zostawiał za sobą ścieżkę z ubrań, gdy się przebierał, ale jak inaczej mógłby zaskoczyć Leah swoją przemianą i psotami w wilczej formie, jeśli miałby się wcześniej przy niej bezpardonowo zacząć rozbierać? Gdy dotarli do miejsca, gdzie zostawili swoje ubrania, rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu idealnego krzaka, za którym mógłby się skryć i wciągnąć spodnie na tyłek. Zostawił przy swojej prowizorycznej przebieralni figurkę znalezioną w chacie znajomego Leah i pokuśtykał pozbierać swoje ciuchy, zawinąć wszystko w płaszcz i z takim tobołkiem wrócić do upatrzonych przez siebie krzaków, gdzie zaraz zmienił swoją postać. Szczerze mówiąc im częściej i dłużej przebywał w wilczej formie, jeszcze do tego bawiąc się jak szczeniaki z Leah, tym bardziej mu się to podobało i z coraz to większą niechęcią przyjmował na powrót ludzkie kształty, choć prawdopodobnie była to kwestia przyzwyczajenia. Wróci do miasta, nie będzie miał możliwości się zmieniać i znów będzie się lepiej czuł jako człowiek niż wilk.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 341
Punkty aktywności : 1257
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptyPią 03 Mar 2023, 21:08

W tym krótkim czasie jaki River spędził z nią w pensjonacie zrobił olbrzymie postępy w poznawaniu tej dzikiej strony swojej osoby. Do wczorajszego wieczoru chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ile przyjemności sprawia bieganie w wilczej skórze, węszenie... Skakanie... Wycie. To było coś niesamowitego bo widząc jak River powoli odkrywa te rzeczy i jak mu się to podoba, Leah czuła się tego częścią... Jak by sama odkrywała to na nowo. A tyle jeszcze mógł poznać! Naprawdę, miała ochotę mu pokazać dzikie górskie szlaki... Widoki z najwyższych gór... Przyjemność jaką można było czerpać z polowania. A ile frajdy dawało łapanie dzikich pstrągów! A las nocą? Wilcze oczy były naprawdę niesamowite, a noc... Nocą wszystko wyglądało piękniej. Czuła się... Jak by nagle znalazła tą jedną osobę która okazała się fanem tej samej kapeli co ona. Zachowała spokój gdy do niej podszedł... Ale prawda była taka ze zrobiła to bo mu ufała, a lata gdy zwierzę było w niej silniejsze miała już za sobą. Jako nastolatka pewnie by się rzuciła na niego z zębami! Teraz potrafiła się kontrolować. Rzeczywiście, nie chciała jakoś specjalnie odpoczywać. A podczas dalszej wędrówki z dumą niosła swoją zdobycz. Oczywiście odpowiadała na zaczepki Rivera i machając przy tym wesoło ogonem sama parę razy odpowiedziała mu tracając go na bok. Tak... Dwójka przerośniętych szczeniąt. Co do ubrań... To w dużej mierze była kwestia wychowania. Już szczenięta uczyły się tego że nie powinny wstydzić się swego ciała. To było naturalne... Skoro biegali w wilczych postaciach nie przejmując się tym że tak na prawdę nie oslaniało ich nic po za futrem, to nie mieli też problemu z samą nagością. Ba! Większość wilkołaków przed patrolami zmieniała się razem bez względu na płeć. Leah też nie miała z tym problemu, chociaż może była przez swój samotny tryb życia bardziej "wstydliwa" niż reszta stada. Chociaż na pewno mniej niż River. Gdy zobaczyła stertę ubrań które pozostawiła po swojej zmianie odłożyła zająca obok i wzięła jedynie bieliznę i spodnie. Nie chowała się jakoś specjalnie, zwyczajnie poszła za drzewo. Zmiany przychodziły jej łatwo... Może to była też kwestia tego że od zawsze żyła z swoimi obiema stronami. River teraz odkrywał swoją wilczą twarz, był nią zafascynowany więc nie było co się dziwić że chce więcej. Przynajmniej Leah nie widziała w tym problemu, ale też... Nigdy nie poznała kogoś kto całkowicie zrezygnował z części siebie... Ani ludzkiej ani wilczej. Wyszła zza drzewa zapinając spodnie i sięgając po leżący na ziemi sweter, lekko się nawet wzdrygnęła gdy chłodne powietrze pozostawiło na jej skórze gęsią skórkę za nim nie osłonił jej ciepły materiał swetra. Wyjęła rozpuszczone włosy na górę i sięgnęła po kurtkę żeby się opatulić i podnieść zająca za uszy. Miała jeszcze trochę przybrudzoną twarz od krwi zwierzaka. Poczekała aż River do niej dołączy i uśmiechnęła się.
- To co, dzisiaj bardziej naturalnie? Upieczemy na ognisku zająca? - zaproponowała pokazując mu swoją zdobycz... Tak jak by jeszcze jej nie widział.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 581
Punkty aktywności : 1542
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 EmptySob 04 Mar 2023, 20:28

Dobry humor nie opuszczał go, gdy wracali do miejsca, gdzie zostawili ubrania, choć miał świadomość, że była to prawdopodobnie ostatnia jego przemiana i zabawa z Leah. Właśnie dlatego chciał się cieszyć tą chwilą, tą dziwną wolnością i towarzystwem wilczycy jak najdłużej. Chyba tylko za dzieciaka się tak dobrze bawił i pomimo wszelkich "nieprzyjemności", które miały miejsce podczas pobytu w Fostern... jeszcze nigdy w życiu nie był tak wypoczęty i zrelaksowany. Najwidoczniej tego mu było trzeba, a nawet o tym do tej pory nie wiedział. Był naprawdę szczęśliwy.
Niestety wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i trzeba było się z tym pogodzić. Pozbierał swoje rzeczy i odszedł z nimi w krzaki, by nie gorszyć Leah swoją nagością i zwyczajnie z tego, jak był wychowany, że nie należało biegać na golasa przy kimś, nawet jeśli to ktoś znajomy. Schował się za krzakami i powrócił do ludzkiej postaci, przez chwilę po prostu siedząc na ziemi na kolanach i patrząc pochmurnie w stronę swoich ubrań. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do miasta, zwłaszcza że wiedział, iż nie czeka go tam nic dobrego. Niestety jednocześnie miał świadomość, że nie mógł zostać w Fostern, bo miał w Venandi całą masę spraw do załatwienia, których będzie jedynie przybywać, im dłużej będzie zwlekał z powrotem.
Westchnął ciężko i sięgnął po bieliznę, a następnie spodnie, wstając po tym na nogi z krzaków, by zapiąć rozporek. Nie myślał już aż tak o tym, by się chować w krzakach, czy że Leah go zobaczy, bo w sumie miał już na sobie spodnie i podczas walki widziała go bez górnej części garderoby. Wolał jednak nie wychodzić do niej, dopóki nie zarzucił na siebie płaszcza, bo nie chciał jej straszyć swoim żałosnym kikutem. Wiedział, że bliznami, które pokrywały niemalże całe jego ciało, by się nie przejęła, ale już z brakiem kończyny mogłoby być różnie. Zapiął płaszcz prawie pod samą szyję, poprawił kołnierz, żeby jakoś po ludzku wyglądać, a nie jak menel spod śmietnika i dołączył do kobiety, po drodze zgarniając swoje buty, których nie miał już jak wziąć, gdy miał zajęty pysk tobołkiem z ubraniami. Niemalże w marszu wsunął je na stopy, nie zawiązując ich, a jedynie ściągając sznurowadła i wkładając je do środka. Jedną ręką ciężko byłoby zawiązać coś porządnie, a jeśli o buty chodziło, to było to zadanie wręcz niewykonalne nawet z użyciem zębów. Przyzwyczaił się więc do chodzenia w niezawiązanych butach i jedynie chował sznurowadła do środka, by się o nie nie zabić w trakcie chodzenia.
- Wiesz... - zaczął, unikając patrzenia na nią i z zakłopotaniem podrapał się po karku. No tak, powrót do domu nie wydawał mu się niczym przyjemnym, ale zapomniał, że wcześniej czekało go jeszcze coś gorszego. Musiał jakoś poinformować Leah o swojej decyzji względem pożegnania się dzisiejszego dnia.
- Wierz mi, że naprawdę z czystą przyjemnością spędziłbym znowu z tobą czas przy ognisku i zjadł pieczonego zająca, ale obawiam się, że niestety będę się zbierał, gdy tylko wrócimy do twojego domu - powiedział spokojnie, ostrożnie dopierając słowa. Leah od samego początku wiedziała, że prędzej czy później będzie musiał wrócić do miasta i nie będzie z nią wiecznie, nie mniej starał się nie sprawić jej przy tym zbyt dużej przykrości. Nie chciałby się z nią rozstawać w nieprzyjemnej atmosferze, bo miał nadzieję, że będą mogli się znowu zobaczyć za kilka dni, gdy będzie walczyła z synem alphy.
- Chciałbym móc zostać w Fostern już na stałe, ale póki co zobowiązania, jakie mam w Venandi mi to uniemożliwiają i dopóki się ich nie pozbędę... Nie będę mógł sobie pozwolić na zostanie tutaj - dodał, podnosząc wzrok, by spojrzeć jej głęboko w oczy, by wiedziała, że mówił szczerze.
Widać było, że chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jedynie nabrał powietrza i zamknął usta, dostrzegając, że Leah wciąż miała tu i ówdzie ślady krwi na twarzy.
- Nie uciekaj. Masz krew zająca na twarzy - poinformował ją, gdy się zbliżył, zsuwając na dłoń rękaw swojego płaszcza, którym postanowił delikatnie, chociaż trochę zetrzeć tę krew z jej twarzy. Nawet nie myślał o tym, jak by to mogło wyglądać z perspektywy osoby trzeciej, po prostu... zareagował jakby instynktownie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 

Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 17Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 12 ... 17  Next

 Similar topics

-
» Dom rodziny del Larke
» Dom rodziny Monroe
» Apartament rodziny Blackfyre
» Dom rodziny Freydis i Astrid
» Szukam rodziny/przyjaciela/wroga

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Fostern :: Część mieszkalna :: Domy całoroczne-