a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9


 

 Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 13 ... 17  Next
AutorWiadomość
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySro 20 Wrz 2023, 23:03

Nie oczekiwała od niego dokładnego sprawozdania... Dobra, w zasadzie... Nie była pewna czego oczekiwała. Czekała na swoją walkę z Flynem żeby pokazać wszystkim kim jest i że trzeba się z nią liczyć. Ale czekała na nią też ze względu na samego Rivera. Chciała żeby się zjawił, żeby był tam ktoś kto wierzył że mogła wygrać. Miała żal że nie dotrzymał tej obietnicy, chociaż gdy dziś go zobaczyła nie czuła przede wszystkim żalu a szczęście. Liczyła że miał ważny powód by się nie zjawić. I o ile ten powód też nieco ją dotknął, to starała się zrozumieć.
- Próbujesz mnie zmiękczyć zanim przejdziesz do konkretów? - zapytała próbując zażartować na jego odpowiedź co do auta.
Nie tyle była zirytowana co zaniepokojona.
Co chciał jej powiedzieć skoro zaczynał od tego że auto było specjalnie pożyczone na przyjazd do niej. Podała mu umyty talerz i na chwilę zatrzymała na nim spojrzenie gdy mówił o swoim treningu.
Ugryzła się w język co do tego tematu... Znał już w końcu jej opinie... Powinna była być tam z nim... Chciała być tam z nim i mu pomóc.
- Riv... Rozumiem co czujesz, ale mówiłam ci... Do Estery powinno się iść tylko w ostateczności. Jest dziwna, a jej cennik nie należy do normalnych. Trzydzieści lat temu te różne wypadki które dotknęły Fostern były skutkiem nieudanego ataku na Venandi... Byłam wtedy niemowlakiem, ale moja przybrana matka mówiła że gdy August ogłosił że zaatakuje dom rodowy Tenebrisów gdy tylko władcy miasta urodzi się dziedzic bo będzie wtedy nie ostrożny, część wilków odmówiła udziału w tym i odeszła. Faktycznie więcej się o nich nie słyszało... Problem polega na tym że wampiry odpłaciły nam za ten atak... Moi rodzice... Większość dorosłych nigdy nie wróciła do Fostern. Oficjalnie pracowali w fabryce w mieście gdzie wybuchł pożar. Z wtajemniczonych którzy przeżyli tamtą rzeź to tak naprawdę ci których August zostawił we wsi. Z miasta wrócił tylko on, chociaż w nie najciekawszym stanie... I jego świta. - mówiła któryś raz myjąc ten sam talerz. Usiłowałam sobie przypomnieć wszystko co kiedykolwiek mówiła jej opiekunka.
- Ale dla Lawrenca próba podniesienia ręki na bliźnięta była zbyt zuchwała. Wampiry weszły do lasu... Zaatakowały tam gdzie najbardziej bolało, razem z masą dzieciaków znalazło później ciało poprzedniej, wtedy uwczesnej żony Augusta. Byli na tyle suptelni że nie używali nawet srebra... Topoli ich, dusili, skrecali karki... Niektórzy byli połamani do tego stopnia że trudno było stwierdzić od czego umarli... Wiem że te podejrzenia są... Bolesne. Ale zobacz gdzie prowadzą zemsty... Jeśli to prawda, jeśli August faktycznie stoi za śmiercią twoich prawdziwych rodziców, to co zrobisz? - to nie było łatwe, ale chciała mu uzmysłowić jak kończyło się ciągnięcie za zemstą.
August był nią zaślepiony od tak wielu lat i co? Tylko więcej tracił. Wróciła do mycia znów tego samego talerza i w końcu podała go Riverowi przytakując lekko głową. Pamiętała... Szukała go, martwiła się że mogło mu coś głupiego strzelić do głowy. Cóż... Nie spodziewała się że największa rewelacja jeszcze przed nią. Spojrzała na niego gdy tylko usłyszała że szukał Flyna... To było... Głupie, ale też trochę urocze. Jej mięśnie nieco się napieły gdy oznajmił że spotkał Augusta... Jej oczy lekko zabłysły żółtym kolorem więc skupiła się na wodzie w której leżały naczynia. Zabolało... Zacisnęła dłonie na brzegu zlewu próbując się uspokoić chociaż miała ochotę nim rzucić. Właściwie... Czy miała prawo mieć do niego pretensje? Ledwo się znali... Niesamowicie się do niego przywiązała w tym czasie, jak do nikogo innego... Ale jednak, może było to tylko jednostronne? Gdy nakrył jej dłoń swoją cofnęła ją jak oparzona. Jednak efekt osiągnął bo spojrzała na niego chociaż rozgniewanymi złotymi ślepiami.
- Tu nie chodzi o to że wtedy we mnie nie wierzyłeś. Cały czas tego nie robisz... Nie jestem damą w opresji, nie potrzebuje rycerza na pieprzonym białym koniu. Nie posłuchałeś gdy ostrzegałam przed Augustem... Nie posłuchałeś mnie gdy mówiłam że dam sobie radę, nawet z tym zmutowanym wilkiem. Mogłam ci pomóc... Wygląda na to że powiedziałeś o tym polowaniu wszystkim, łącznie z świeżo odnalezioną siostrą tylko nie mnie... - wyrzuciła z siebie całą zbierającą się w niej gorycz.
- Nie pozwoliła bym żeby cię zranił i błagam nie porównuj mnie do swojej żony... Dała bym radę, tak jak zawsze... Walczę od swojej pierwszej pełni w wilczej skórze. Powiedz mi tylko szczerze... Czy walka z Flynem była fikcją? Podłożył się ze względu na wasz układ? - Niby... Czuła że tak nie było.
Flyn chętnie korzystał z jej rozkojarzenie i szukania Rivera po trybunach. Z jakiegoś powodu wyglądała jak wyglądała ale musiała to usłyszeć.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyCzw 21 Wrz 2023, 06:36

Nie było mu zbytnio do śmiechu, wiedząc, że po tej rozmowie… Leah może go znienawidzić i na tym się skończy ich znajomość. Już nie mówiąc o zaplanowanym na ten dzień ognisku. Choć… nawet jeśli go nie wygoni i tak raczej do tego ogniska nie dojdzie. Nie będzie to przecież żadna przyjemność jeśli będą skłóceni. Niemniej uśmiechnął się słabo, mimowolnie, na jej pytanie. Nic nie odpowiedział w końcu zaczynając opowiadać o tym wszystkim, co miało miejsce w jego życiu przez ten tydzień. Choć i tak nie zaczął po kolei, a praktycznie od tego, czego dowiedział się przed wyjazdem do Fostern.
Słuchał jej uważnie, choć nie mówiła nic przyjemnego. Domyślał się jednak, że jej dużo trudniej mogło być o tym wspominać, zwłaszcza że wtedy przecież zginęli jej rodzice. Nie dawało mu jednak spokoju to, że tylko August i jego poplecznicy wrócili tylko do wsi. Nie dziwił się Lawrencowi, że postanowił dodatkowo. Wymierzyć atak w poprzednią żonę Augustai młodzież. Jednooki sam się przecież zasądził na życie tego, który skrzywdził jego rodzinę. I choć wiedział, że zemsta nie przynosi niczego dobrego, chciał to w pewnym sensie powtórzyć tylko tym razem jego zęby mialy być wycelowane w Augusta. Nienawidzil go, ale… mimo to nie był pewien czy rzeczywiście by go zabił, gdyby dostał taką szansę. Wystarczyłoby przecież żeby go pokonał. Nikt nie musiał przy tym umierać.
- Zemsta nie przynosi niczego dobrego. Poza tym nie wiem, czy rzeczywiście miał z tym coś wspólnego czy nie, dlatego chcę najpierw się dowiedzieć jak najwięcej - powiedział spokojnie, na ten moment nie wiedząc jak dokładnie postąpi. Oprócz tego, że oczywiście da starcowi w pysk. A walka z nim… i tak była nieunikniona, gdy tylko się dowie, że jednooki nie zamierzał stawać przeciwko Virgo. Ale na ten moment nie chciał o tym mówić Leah, w końcu postanowił zacząć od samego początku, od tego jak w ogóle doszło do jego kontaktów w wampirami.
Słowa Leah bolały. Naprawdę bardzo go dotknęło to oskarżenie, że wciąż w nią nie wierzył, bo nie była to prawda. Bardzo wiele zrozumiał w ostatnim tygodniu, teraz doskonale widział, jak źle postrzegał Leah, tydzień temu. Rozumiał jednak, że ją zapewne dużo bardziej dotknęły jego słowa. Była zdenerwowana i nie miał jej tego za złe, bo należało mu się.
- Byłaś pierwszą osobą, której opowiedziałem o tym potworze - odparł cicho, nie chcą pozwolić na to, by myślała, że ze wszystkimi dookoła był szczery i otwarty tylko nie z nią. To nie była prawda, bo to przed nią jako pierwsza się tak naprawdę otworzył, od momentu, gdy doszło do tamtego ataku.
Kiedy jednak posadziła go o to, że mógłby ją zacząć porównywać do Karan… że posunąłby się do ustawienia walki z Flynnem do swoich celów… nie był w stanie uwierzyć w to, co słyszał. Mimowolnie zacisnął pięść, a jego oko również zalśniło złotym kolorem, choć starał się za wszelką cenę zachować spokój.
- Nie mialem nic wspólnego z tym, że przegrał. A ty nie jesteś i nigdy nie będziesz taka jak Karan. Jesteś dużo silniejsza od niej. Ode mnie pewnie też. A ja byłem ślepy, że nie widziałem tego od samego początku. Leah, myliłem się, co do ciebie i w końcu to zrozumiałem. Naprawdę cię przepraszam - powiedział, starając się mówić spokojnie, choć czuł jak dłoń mu drży i zaczyna się z nerwów pocić, zaciśniętą z całej siły w pięść w skórzanej rękawiczce.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyCzw 21 Wrz 2023, 08:04

Gdyby to był ktokolwiek inny... Z iloma osobami jej drogi się rozchodziły z bardziej głupich powodów? Łatwo było odpychać innych gdy to co mówili się jej nie podobało. A mimo to, mimo że była dziś zła na niego, czuła że nie potrafiła by go nienawidzić. Paradoksalnie była z tego powodu bardziej zła na siebie. Przecież miała prawo się złościć! Miała prawo na niego nakrzyczeć...
- Nie odpowiedziałeś... Co zrobisz jeśli twoje przypuszczenia okażą się słuszne? Znam Augusta o wiele dłużej... To gnida i wcale by mnie to nie zaskoczyło. - może się myliła co do niego... Ale do cholery, w jego głupiej wojnie o rację zgielnęła masa bliskich... Przyjaciół.
To nie tak że był niedoświadczonym przywódcą i popełnił błąd, odradzali mu to wszyscy ale musiał postawić na swoim. A gdy wrócił czy przyznał się do błędu? Czy zrozumiał naukę plynacą z tej porażki? Nie... Dusił w sobie nienawiść i tylko czekał by powtórzyć ten błąd. Jednak pozbycie się go nie załatwi problemu... Wilki były niezwykle lojalne... Do bólu, potrzebowały przywódcy. Gdy zabraknie Augusta kto nim zostanie? Flyn? Patric? Zaczną od tego samego... Od zemsty i będą szukać zabójcy poprzednika, może nawet wykorzystają to jako pretekst do ataku na wampiry. Później temat stał się jeszcze trudniejszy... Była taka wściekła... Ale nie bezpośrednio na Rivera, co na to jak łatwo dotykały ją jego słowa. Kiedy skurczybyk nauczył się z nią rozmawiać w ten sposób. Nie potrafiła zareagować gniewem gdy oznajmiał że jej pierwszej zaufał... A zawsze potrafiła głównie tak reagować. Czuła przez to olbrzymią frustrację. Zastukała palcem o zlew i przygryzła wargi słuchając go ale musiała odwrócić wzrok. Ani przez chwilę nie chciała umniejszać Karan... Ale tak, o ile była pewna że było milion rzeczy w jakich była żona Rivera była od niej lepsza, tak nie w tej... Mogła mu pomóc w tej walce i naprawdę chciała by nie musiał stawać do niej sam. A jego układ... Cholera!
- Przestań. - warknęła i lekko go odepchnęła.
- Mam prawo do tej złości. Jestem wściekła na ciebie i na niego że ubzdurał sobie że chociaż tak może mnie wykorzystać. Przez ciebie mimo że tak bardzo tego nie chciałam i tak zostałam pionkiem w jego grze. Tym razem zabije tą gnide! - dodała chłodno i ruszyła do wyjścia z kuchni. Zdjęła po drodze bluzę, i tak przez ranę na boku nic pod nią nie miała a do Rivera była już plecami. Nie chciała wyjść przodem bo nie była pewna czy Rita już faktycznie wyjechała, ale do tylnego ganku i tak było bliżej. Skrzywiła się z bólu ale zdejmując spodnie od razu przeskoczyła poręcz zmieniając się w swoją wilczą formę. Lądują nieco się zachwiała. Czekoladowe futro wciąż w wielu miejscach miała poszarpane, jednak najgorzej było z raną z boku... Utrudniała jej chodzenie wywołując ból przy każdym ruchu przednią łapą. Mimo to zmusiła się do biegu przez potworko i przeskoczenia ogrodzenia oddzielającego las.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyCzw 21 Wrz 2023, 14:50

Mógł się domyślić, że Leah tak łatwo nie zostawi tego tematu, zwłaszcza że udzielił jej dość wymijającej odpowiedzi. Nie chciał jej denerwować tym, że chciał zostać alphą, by sprzymierzyć się z wampirami. Byłaby bardzo złą, a przecież w jego opinii miał jej dużo ważniejszą rzecz do powiedzenia.
- Nie zabije go, jeśli to chcesz wiedzieć. Ale gwarantuje ci, że zapłaci za wszyskto. Za krzywdy wyrządzone tobie, stadu i mnie - zapewnił, nie chcąc się zbytnio się wdawać w szczegóły.
Chciał się jeszcze kłócić, próbować jej się wytłumaczyć, zamilkł jednak, gdy kazała mu przestać. Słuchał jej i spuścił głowę, bo było mu naprawdę przykro. Nie pomyślał o tym, że mogłaby się poczuć wykorzystana przez Augusta tym sposobem. Najgorsze było to… że wampiry praktycznie zrobiły to samo. Wykorzystaly fakt, że wszyscy że stada będą zebrani w jednym miejscu podczas walki Leah i Flyna. Jak miałby jej o tym powiedzieć, skoro już sam ten układ z Augustem, ją tak mocno zdenerwował? A wszystko przez to, że jej nie doceniał.
Okropnie się czuł z tym, jak bardzo niedocenial kobiety tydzień temu, jak w pewnym sensie krzywdząco o niej myślał przez pryzmat swoich doświadczeń i tragedii jaka przytrafiła się jego żonie. Jeszcze tydzień temu myślał o Leah w pewnym sensie jak o Karan, chciał przy niej być by ją wspierać, dbać o nią i jej bronić, bo przecież samotna kobieta, zwłaszcza taka gnębiona przez społeczeństwo, w którym żyła mogłaby nie dać rady o siebie zadbać i obronić się w razie zagrożenia. Mimo że widział ją, jak walczyła w ruinach. W jego głowie jednak dużo bardziej wypalił się obraz drobnej, czekoladowej wilczycy, kulacej się na ziemi i rozpaczliwie próbującej wyrwać się wilkowi, który raz za razem rozszarpywać jej kark. A po tym widok kobiety, pozwalającej na to by jakiś szczeniak uderzył ją w jej własnym domu. Łatwo jest oceniać książkę po okładce. Niestety zdecydowanie za późno przekonał się o tym, że po miło tych dwóch sytuacji przedstawiających Leah w niekorzystnym świetle, była naprawdę silną i zaradną wilczycą. Strasznie żałował, że wcześniej tego nie dostrzegał.
- Leah! Czekaj! - krzyknął za nią, gdy wybiegła z kuchni. Zaklął paskudnie pod nosem i ruszył za nią. Nie mógł przecież pozwolić, by zrobiła coś głupiego i narażała się na niebezpieczeństwo. Zwłaszcza że była mocno ranna i powinna odpoczywać. Zreszta jego własny odpoczynek też w tym momencie szlag trafił. Nim opuścił kuchnię, był już w wilczej postaci, gubiąc po drodze swoje ubrania i opatrunki, omal przy tym nie zgubił zębów, zapominając, że wciąż miał założoną ludzką protezę. Nie miał zamiaru tracić czasu na zdejmowanie jej i zmianę na wilczą. Starał się po prostu na niej nie stawać i ile sił w łapach, ślizgając się pazurami po podłodze, wybiegł tylnym wyjściem z domu. Nigdzie nie widział wilczycy, ale nawet nie musiał, mając całkiem dobry węch. Trochę trudno było wyłapać z całej okolicy ten jeden konkretny zapach Leah, zwłaszcza że czuł go niemal wszędzie dookoła, ale pomogło mu to, że była ranna. Won świeżej krwi raczej krótko utrzymuje się w powietrzu. Popędził w las za tym zapachem, krzywiąc się z bólu, gdy przeskoczył przez ogrodzenie.
- Leah! Zatrzymaj się! - zaszczekał w jej kierunku. Zacisnął żeby by jeszcze przyspieszyć, by ją dogonić, gdy była już w zasięgu jego wzroku. Gdy tylko mial taką możliwość skoczył w jej kierunku, w locie próbując ją złapać, zmieniając postać na ludzką. Jeśli tylko mu się to udało, starał się trzymać ją w swoich ramionach i nie puszczać dopóki by się nie uspokoiła. Nie obchodziło go to, że mógłby zostać przez nią pogryziony czy podrapany.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyCzw 21 Wrz 2023, 21:30

Może nawet minimalnie jej ulżyło. Nienawidziła Augusta za to co robił że stadem... Ale jaką mieli alternatywę? Jego synka? Patrica? Gdyby River zabił Augusta jego następca zacznie od szukania winnego. Koło się jak zwykle zamknie i wcale nie będzie lepiej. Nie ważne ilu było przeciw... Nie mieli nikogo kto chciał by zostać Alphą... Przykre ale prawdziwe.
Ale to był tylko wierzchołek góry lodowej, bo po tym co usłyszała miała ochotę wyrwać temu staremu dziadowi flaki przez przełyk. Gdy ostatni raz wpadła do niego wściekle, sprowadził ją do parteru... Ale już nie była tylko szczeniakiem i zmusi go do uległości. Nawet... Ciężko było jej ocenić czy była zła bo mimo że obiecała mu ze nigdy jej nie wykorzysta, on znalazł sposób, czy że wplątał w to Rivera. Oczywiście na jednooki ego była wściekła... Ale gdzieś tam dochodziło do niej że chciał dobrze... Bolało ją to jak ją ocenił, ale nie miała do niego aż takich wyrzutów jak do Augusta. Dawno nie zmieniała się i nie działała w takim gniewie... Strupy które trzymały w całości ranę na boku popękały jeszcze w czasie przemiany, teraz gdy biegła czuła jak co prawda niewielkie ale jednak drobne ilości krwi zwilżają jej futro. Nie zastanawiała się jednak nad tym tylko biegła. Krzyki Rivera puściła mimo uszu, powinna zrobić to już dawno. Wyczuła gdy się zbliżał... Kolejny powód do gniewu, przez te nieszczęsne rany był w stanie bez większego problemu ją dogonić. Nie była w stanie puścić się długimi susami. Ale nie była zwykłą zdobyczą. Gdy skoczył by ją złapać ona gwałtownie zachamowała i odskoczyła do tyłu. Do skoczyła z powrotem do niego gdy wylądował by łapą docisnąć go do ściółki leśnej i warcząc odsłoniła zęby.
- Nie wtrącaj się! - warknęła i zmrużyła oczy.
Chociaż mięśnie lekko drżały od wysiłku do jakiego je zmuszała. Ledwie przedwczoraj jej żebra w zębach miażdżył Flyn. Dopiero gdy jej wzrok przesunął się niżej na klatkę piersiową Rivera, zabrała łapę i cofnęła się. Przecież... Ani przez chwilę nie chciała zrobić mu krzywdy.
- Zrozum... Mam go dość, nie będzie się mną wysługiwał. Nie jestem niczyją własnością. Ty też zagrałeś tylko pionka. I co? Poleciałeś jak grzeczny piesek szpiegować dla niego wampiry? Zabrał mi już rodziców... Nie pozwolę żeby ciebie spotkało coś podobnego. - kontynuowała z lekko spuszczonym łbem i położonymi płasko uszami. Jej słowa mieszały się z gardlowym pomrukiem jaki wciąż wydobywał się z jej gardła. Czekała na jego odpowiedź i przy okazji dostrzegła protezę jaką utrzymywał w powietrzu.
- River... Ty naprawdę do nich poszedłeś?! - nie musiał odpowiedzieć... Nie wierzyła że naprawdę mógł tyle ryzykować. I po co? Dla niej? Przecież jej sprawa była przegrana. Ledwie na trochę się uspokoiła. Nie wytrzymała i rzuciła się na niego, co prawda nie z zębami, boku mogło to wyglądać jak jedna z ich zabaw, bo Leah usiłowała go z powrotem przewrócić. Tyle że robiła to... Bardziej gniewie... Używała nieco więcej siły. Stawała na tylnych łapach i napierała na niego żeby go przewrócić.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPią 22 Wrz 2023, 05:57

Trochę się przeliczył ze swoimi zamiarami i działał bardziej instynktownie, niz z rozmyslwm. A Leah, choć targana silnymi emocjami, zachowała chociaż część zdrowego rozsądku, nie dając się zaskoczyć jednookiemu, a tym samym nie dała się przez niego złapać. Wręcz przeciwnie. To ona złapała jego. Skrzywił się lekko, gdy stanęła na jego klatce piersiowej, ale wiedział, że nie chciała zrobić mu krzywdy. Przez adrenalinę wypełniająca jego żyły, nie czuł jak przynajmniej jeden ze szwów puścił mu podczas przeskakiwania przez płot.
- Będę się wtrącał, bo nie chce byś popełniła największy błąd i przypłaciła to życiem - powiedział stanowczo. Może nie walczył i nie próbował się spod niej uwolnić, ale na pewno się też nie poddał. Jeśli tylko miałoby ja to zatrzymać, da się przewrócić tyle razy ile będzie trzeba.
- Leah… nie zabiję Augusta, ale go pokonam i zostanę alphą. Właśnie dlatego, by nikt już nie musiał ginąć. By zakończyć ten bezsensowny konflikt, który tak wyniszcza to stado. Jak już mówiłem, zapłaci za wszystko co zrobił tobie, mi i innym wilkołakom - zdradził jej w końcu swoje zamiary i wstał na równe łapy, gdy tylko dostał taką możliwość. Cofnął się kilka kroków, przygotowany na to, że wilczyca mogłaby chcieć znów na niego skoczyć. Chciał tym sposobem nabrać odrobinę dystansu, by mieć szanse i miejsce odpowiednio zareagować.
Cóż… i tak miał w końcu dojść do tego momentu i powiedzieć jej o tym, jak wampiry mu pomogły przez ten tydzień przygotować się do walki z K9. Nie zdążył jednak nawet nabrać powietrza, gdy się na niego rzuciła.
- Czekaj… - burknął i odskoczył przed nią, a po tym jeszcze raz i jeszcze raz. Jak miał jej odpowiedzieć, gdy nie dawała mu takiej możliwości?! Chwile tak wytrzymał, ale coraz bardziej przestawało go to bawić. Z jednej strony chciał dać jej się powalić, by mieć już święty spokój i moc jej to na spokojnie wyjaśnić, ale… z jakiegoś powodu czuł, że nie powinien tego robić, bo to mogłoby przekreślić jego szanse na pokonanie Augusta i zajęcie jego miejsca. Zjeżył się i uniósł wysoko ogon, czekając na Leah, aż ta znów stanie na tylnych łapach chcąc go przewrócić. Wystrzelił wtedy w kierunku jej gardła, samemu stając przy tym na tylnych łapach. Nie zamierzał zrobić jej krzywdy, więc gdy tylko udało mu się złapać jej szyję, nie zaciskał mocno szczęk, jedynie tyle tylko, by poczuła końce jego kłów na swojej skórze. Tym razem to on zamierzał ją przewrócić i trzymać przy ziemi tak długo, jak to będzie konieczne.
- Ona nie chce tej wojny. Chce przekonać Augusta do rozejmu najlepiej bez rozlewu krwi, chyba że nie będzie miała wyjścia. Nie wszystkie wampiry są takie, jak August mówi. I nie, nie zostałem przez nią omamiony. Gdyby mnie zahipnotyzowała, nie dostałbym i nie spłacał teraz dwóch protez, nie byłbym przez prawie cały tydzień szkolony przez jednego z jej wampirów, by mieć choć cień szansy w starciu z wilkołakiem, który zabił Karan. To dzięki niej udało mi się tak szybko dopaść tego potwora. A ona pozbyła się tego, który go stworzył - zawarczał, starając się zachować spokój, ale też nie dać Leah szansy na wyrwanie się i ucieczkę.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPią 22 Wrz 2023, 08:05

Kłapnęła zębami i zawarczała jeżąc się na grzbiecie. Fakt w tym stanie, były niewielkie szanse na to by pokonała Augusta... Z resztą, były niewielkie szanse by zrobił to wyrzutek bez poparcia. August chociaż do dupy, to dla wielu pozostawał alphą. A ona? Była nikim... Nikim ważnym z walczących beth... Nikim z rodziny Augusta... Ledwie natretną muchą której wszyscy unikali. Nie dała by rady w prawdziwym pojedynku, ale jeśli udało by się jej go zaskoczyć, powinna dać radę. I to na niej skupi się gniew jego następcy... I tak liczyła się że kiedyś będzie musiała odejść. Tak myślała póki nie przekazał jej kolejnej rewelacji. Rzuciła tym kiedyś, że był by lepszym alphą... Ale sam wtedy się przecież śmiał! Sama w tej chwili o mało się nie zaśmiała, przechyliła głowę na bok jak by chciała się upewnić czy River nie żartuję... Nie żartował i już otwierała pysk by coś powiedzieć i zobaczyła tą protezę. Gniew znów w niej wezbrał, nie czekała nawet na odpowiedź bo była bez sensu. Za większość swoich problemów winiła Augusta... Za resztę, wampiry. Oczywiście, chciała końca wojny, nie zależało jej, ani większości wioski już na tym by odzyskać dawne terytorium. Nauczyli się żyć z tym co mają i w jej opini mieli więcej niż Venandi. Ale współpracować? Skoczyła na niego i mimo że uskakiwał, nie poddawała się! Wręcz skakała z coraz większym zacięciem i determinacją. Coraz bardziej zirytowana że tym razem jej to nie wychodzi. Miała rację... Zmienił się, może po prostu nie zauważała tego wcześniej... Nie, zauważała tylko ignorowała. Te niby niepozorne zachowania podczas zabaw, tą dumę z siebie gdy udało mu się ją kiedyś powalić i unieruchomić. Część jej chyba nie chciała się poddać, nie chciała zwietzchnictwa alphy... Jakiegokolwiek, przecież była wolna. Ale ta druga część, ten instynkt by być czegoś częścią był coraz głośniejszy... Przecież... Gdyby to River był przywódcą ani chwili nie wahała by się gdyby prosił o pomoc.... Gdy ją powalił zaskomlała, ale nie przestała się szarpać. Dopiero gdy lekko zacisnął zęby uspokoiła się. Gdy mówił przymknęła oczy i tylko łapała oddech. Analizowała to o czym mówił... Gdy skończył znów próbowała się wyszarpać i wyjść z pod niego ale już jej na to nie pozwolił tak jak kiedyś... Tyle że wtedy to była tylko niewinna zabawa.
- Nie ufam jej... Czego chce w zamian za rozejm? Skończymy jak jej pieski? Tak jak łowcy którzy na nas polują na jej zlecenie? - nie siedziała w polityce... Szczerze to przez brak dostępu do planów stada, nie do końca wiedziała nawet czy łowcy faktycznie na nich polują... Tak się mówiło ale z drugiej strony... August nie był godny zaufania.
Mógł koloryzować dla własnych celów. Riverowi ufała zdecydowanie bardziej. Podkuliła nieco ogon i uniosła łapy na znak że się poddaje.
- Puść... Jakaś gałąźć mi się wbija - mruknęła z zrezygnowaniem ale też już spokojnie.
- Moce wpływające na umysł, nawet te czystokrwistych nie działają na alphe... Jeśli nim zostaniesz i nadal będziesz tego chciał... W porządku. - dodała i gdy tylko mogła już wstać otrzepała się z liści i igliwia.
Sama była w nieciekawym stanie... Może August umarł by ze śmiechu gdyby do wyzwała... Nie mógł by pewnie uwierzyć w to że taki wypłosz rzuca mu wyzwanie. Wtedy zauważyła że nie tylko jej rany się otwarły, podeszła powoli do Rivera i policała krwawiącą ranę z zerwanym szwem na torsie.
- Nigdy nie walczyłam dla Augusta... Ale twoją bethom będę.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPią 22 Wrz 2023, 17:55

Nigdy by nie pomyślał o tym, że kiedykolwiek będzie się z Leah tak kotłował i to nie w zabawie, a pod wpływem gniewu. Że kiedykolwiek złapie ją zębami za gardło. Nie wiedział jednak, jak inaczej mógłby ją zatrzymać w miejscu, by nigdzie nie próbowała uciekać i jednocześnie zmusić ją przy tym do uspokojenia się i wysłuchania go. Przywiodło mu to na myśl obraz niesfornego dziecka, usadzonego na krześle, żeby przyjął burę i wysłuchał kazania dorosłego, choć w tym przypadku było to w typowo wilczym wykonaniu. Leah miała "siąść" na tyłku w jednym miejscu i go wysłuchać. Nic przyjemnego, zwłaszcza że ją naprawdę bardzo lubił. Miał nadzieję, że taka sytuacja się nigdy więcej nie powtórzy i nie będzie musiał sprowadzać jej zębami do parteru.
- Nie musisz jej ufać. Mnie ufaj. Wierz mi, że ten obecny konflikt z Augustem jest jej najmniejszym zmartwieniem. Wiem, że nie powinienem tak mówić, bo wielu straciło przy tym życie, ale taka jest prawda, w przypadku gdy zagrażają nam rody z sąsiadujących z Pensylwanią stanów. I to nie jeden a trzy. Virgo ma nadzieję, że jeśli zobaczą u jej boku przywódców wilkołaków i łowców, uznają nas za siłę, z którą powinni się liczyć i zostawią w spokoju. Dlatego chce tego rozejmu. Dla bezpieczeństwa nas wszystkich - wyjaśnił spokojnie, zdając sobie sprawę, że Leah może nie być zbytnio przekonana taką odpowiedzią, ale oczekiwał od niej, by się z tym zgadzała. Nie będzie jej przecież ganił za to, że miała własne zdanie. Najważniejsze było dla niego, by się uspokoiła i przestała szaleć.
Zastrzygł lekko uchem, patrząc na nią zaskoczony, gdy nagle z pobrzmiewającą w głosie rezygnacją powiedziała, żeby ją puścił.
- I nie będziesz już się na mnie rzucać, uciekać, ani lecieć do Aaugusta, by go zabić? - zapytał, tak dla pewności, bo wydawało mu się, że coś za łatwo mu poszło. I nie miał nawet pomysłu dlaczego. Powoli rozwarł szczęki, w każdej chwili spodziewając się, że był to tylko podstęp ze strony wilczycy i by móc ją szybko znów złapać zębami i przyszpilić do ziemi. Na szczęście wydawało się, że kryzys był już zażegnany. Puścił ją i odszedł na bok, by zrobić jej miejsce do podniesienia się. Pochylił do niej pysk i lekko wpychając go pod nią, pomógł jej wstać.
- Myślisz, że dlaczego wcześniej wspomniałem o tym, że chciałbym się tutaj sprowadzić i zestarzeć? - przypomniał łagodnie, rozluźniając się. W duchu odetchnął głęboko z niemałą ulgą. Nie był pewny, czy dałby radę rzucić się za nią w pościg, gdyby teraz postanowiła, że jednak znów mu zwieje. Był obolały i irytowało go to, że musi uważać, by się nie zabić o własną protezę i by nie orać nią ziemi, co było dość męczące, skoro jej nie czuł i musiał się cały czas upewniać.
Nie spodziewał się, że wilczyca się do niego zbliży i poliże jego ranę. Lekko się przy tym skrzywił, bo go zapiekła, choć zaraz ten ból ustąpił, zastąpiony dziwny, lecz niezwykle przyjemnym, kojącym uczuciem. Cofnął się, żeby oderwać się od jej pyska. Schylił głowę i delikatnie trącił jej pysk swoim, wpychając nasadę nosa pod jej brodę i patrząc jej głęboko w oczy.
- Jedyne czego bym chciał, to żebyś była sobą i byś była przy mnie. Nie ważne czy jako betha, omega, grizzly z chochlą, czy tęczowy jednorożec, jeśli akurat będziesz miała taką chęć. Nie chcę, byś się miała do czegokolwiek zmuszać -odparł spokojnie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak jego ogon w tym momencie machał lekko na boki.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPią 22 Wrz 2023, 22:01

W zasadzie... Nie... Nie wierzyła by w to zbytnio na jego miejscu. Była... Dosyć wybuchowa, jeśli tak można było to nazwać. Nie mniej i tak obszedł się z nią delikatniej niż August. Patrząc na to z boku jako członek stada jego reakcja była jak najbardziej prawidłowa i sama Leah nie miała o nią żalu. To było... Naturalne, może trochę zwierzęce ale ostatecznie byli w końcu w dużej części zwierzętami. Sama dała mu z resztą popalić. Czy mu ufała? Tak... Chociaż nie uszło jej uwadze, że zwraca się do wampirzycy po imieniu i nawet nie powstrzymała tego lekkiego drgniecia wargi i odsłonięcia tym samym na chwilę zębów. Jednak ostatecznie... Przymknęła na chwilę oczy. Przecież też tego właśnie chciała... Zakończenia tego idiotycznego konfliktu. Jasne... Wolała by żeby każda strona po prostu dalej żyła swoim życiem ale jeśli to co River mówił było prawdą... A nie było powodu by ją okłamywał.
- Tobie ufam... - odpowiedziała z lekkim westchnieniem i otworzyła oczy.
Jego niepewność spowodowana jej prośbą była jak najbardziej uzasadniona chociaż nie mogła się powstrzymać i lekko otworzyła pysk żeby się zaśmiać.
- Niczego nie obiecuje. - odpowiedziała usiłując choć trochę poprawić swoją pozycję.
- Będę grzeczna wasza wysokość. - dodała niby już poważniej ale nie mogła sobie darować tej odrobiny sarkazmu.
Nie chciała na nim polegać gdy wstawała, ale ostatecznie było to pomocne. Miała też okazję się mu przyjrzeć. Jej spojrzenie na chwilę zatrzymało się na protezie... Wciąż, nie do końca wiedziała co o tym myśleć. Że też ona zawsze wplatywała się w jakieś chore akcje. Później przesunęła spojrzeniem po jego ranach i poczuła wyrzuty sumienia. To jak traktowała samą siebie to jedno... Powinna była pomyśleć o nim. Przecież spodziewała się że za nią ruszy. Jasne, nie spodziewała się takiej zawzietości ale tego że pobiegnie jej tropem tak. Może dlatego zajęła się chociaż tą najpoważniejszą raną. To że zgodziła się być jego bethą dużo znaczyło... Dla niej. Nigdy wcześniej dla nikogo się nie angażowała. Chociaż jej deklaracja zdała się niczym po jego słowach i tym jak na nią patrzył. Uciekła spojrzeniem w bok nie mogąc znaleźć jakiejś sensownej riposty... Czy czegokolwiek co nie było by zbyt banalne. Cholera! Co ten wilczur z nią robił! Dobrze, że była w wilczej skórze bo jedynie ogon jej delikatnie bujał się na boki, a się nie rumieniła! Cofnęła się o krok żeby nabrać nieco... Dystansu i oczywiście nie zorientowała się że ma za sobą drzewo, uderzyła o nie tak że posypały się na nich szpilki i kilka szyszek. Otrzepała się kolejny raz i usiadła usiłując udawać że nic się nie stało.
- Hah... Nawet grizlly z chochlą nie będzie Ci w stanie pomóc w starciu z Augustem. Według reguł stada musicie walczyć jeden na jednego i nie pokonasz go tylko walcząc. Siła alphy to siła stada i jego wiary w swojego przywódcę. Nawet jeśli reszta się z nim nie zgadza, nie poprą kandydatury nowego... I do tego omegi. Musisz najpierw osłabić jego pozycje. Nie ma za co, wygląda na to że zarozumiały synalek leżący w błocie już zrobił część roboty. Wielu uważa że nie radzi sobie nawet z synem i nie powinien był się godzić na to starcie. Ale... Powinieneś pogadać z innymi. Zacząć od rodziny Astrid i Jaspera. Oboje wpadli do mnie przed walką... To rasowe wilkołaki z rodzinami od wieków mieszkającymi w Fostern. I ludzie którzy z tego co słyszałam sporo ci zawdzieczają. Ja nie angażuje się w życie stada i na niewiele ci się zdam bez rzucania podejrzeń... Oni łatwiej znajdą dla ciebie wsparcie u innych. Jeśli masz rację z siostrą... To informacje o twoich rodzicach mogą naprawdę pomóc. Tylko... Nie chwal się od razu nową przyjaciółką. - ostatnie dodała już nieco kąśliwie, ale nie mogła sobie tego darować.
Dziwnie się czuła... Nie bywała nigdy zazdrosna, ale czuła tą nieprzyjemną gorycz gdy tylko mówił o tej wampirzycy.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 05:38

Nie potrafił się powstrzymać i nie parsknąć z rozbawieniem, po jej odpowiedzi. Mógł się domyślić, że będzie udawała nieustępliwą, ale wydawało mu się, że sytuacja była już opanowana i nie musiał się martwić o to, że wilczyca zaraz znów puści się dzikim galopem przez las. Westchnął ciężko, gdy złośliwie nazwała go "wysokością" i choć to było w żartach, domyślał się, że raczej nie polubi nazywania siebie alphą, przywódcą, wodzem, czy jeszcze czymkolwiek innym. A wszystko przez to, że był, wydawało mu się, że raczej skromnym gościem. A może będzie to tylko kwestia przyzwyczajenia? Nawet nie miał zbytnio pomysłu, jak mógłby się jej odgryźć. Pozostawił to więc bez komentarza, pomagając Leah pozbierać się z ziemi.
Nie spodziewał się, że wypali do niego z takim oświadczeniem. Pierwszy raz właściwie słyszał od niej, jak sama siebie nazywała bethą. Miło mu było słyszeć, że pomimo życia na uboczu i tego, jak karygodnie traktowali ją niektórzy ze stada, wciąż czuła, że jest tego częścią, a nie omegą żyjącą tylko w okolicy. Już nie mówiąc o tym, że August nie miał co liczyć na jej wsparcie, za to jednooki tak, nawet jeśli jeszcze nie stanął na czele stada. Bardzo doceniał to, co powiedziała, choć najbardziej zależało mu na tym, by po prostu była szczęśliwa i żeby nigdy nie poczuła, że w jakimś stopniu straciła tę swoją wolność i niezależność. Nie chciał jej niczego narzucać, nie chciał, by się do czegokolwiek zmuszała. Jeśli by go kiedyś znienawidziła tak jak Augusta i się od niego odwróciła, na pewno źle by się z tym czuł, ale miała święte prawo do tego, nie miałby o to do niej żalu. Tak samo jakby kiedyś... znalazła sobie kogoś i postanowiła opuścić stado... Najważniejsze było dla niego tylko to, by była sobą i by była szczęśliwa.
- Auć! - zawarczał cicho, gdy dostał jakąś szyszką w głowę, kiedy się od niego odsunęła i poruszyła stojącym za nią drzewem. Nie był jednak na nią zły, bo to nie była przecież jej wina. Poza tym dzięki temu zszedł z powrotem na ziemię, zdając sobie sprawę z tego... co przed chwilą palnął. Nie rozumiał, co tu się właśnie stało, ale nie zamierzał tego poruszać, widząc, że Leah stara się udawać, że nic się właściwie nie stało. To może rzeczywiście było najlepsze wyjście z tej sytuacji, żeby nie robić z siebie jeszcze większego głupka.
Otrzepał się ze ściółki i igieł, które spadły z drzewa, po czym również usiadł, słuchając jej uważnie. Kiwnął lekko głową, od początku licząc się z tym, że walka z Augustem nie będzie należała do najłatwiejszych, nawet jeśli osłabi jego pozycję w stadzie. Niemniej i tak od początku taki miał plan. Nie mógł się powstrzymać, przed uśmiechnięciem się, gdy Leah z dumą zapewniła, że nie musiał jej dziękować, za pomoc w tym przez pokonanie Flyna na oczach wszystkich. Podejrzewał, że pewnie nie byłaby zachwycona z tego pomysłu, ale zastanawiał się, czy rozmowa z tym gnojkiem też by mu się w jakimś stopniu nie przysłużyła. Nie krył swojego zaskoczenia, gdy powiedziała, że ktoś ze stada do niej wpadł przed walką. Oczywiście wiedział, że oni nie byli tacy źli, ale przecież do tej pory inni raczej starali się trzymać od niej z daleka, by nie narobić sobie niepotrzebnych kłopotów. Na pewno ich odwiedzi i to nie tylko po to, by poinformować ich o swojej kandydaturze na przywódcę, ale również po to, aby im podziękować, że byli wsparciem dla Leah. Naprawdę dobrze było mu to słyszeć.
- Nie martw się, nie będę o tym wspominał. Zamierzam szukać poparcia u tych, którzy chcą zakończenia tego konfliktu, nie zdradzając swoich kontaktów z wampirami, bo wiem, że to by mi raczej nie pomogło. Zwłaszcza przez to, jak August od lat wbijał wszystkim do głów, że krwiopijcy to największe zło tego świata. Łatwiej będzie zmienić ich opinię na temat pijawek poprzez czyny, a nie słowa, gdy sami zobaczą, że oni nie są tacy źli, jak to August przedstawiał. Tak sobie myślę... że może wilki, które poznałem w mieście, też zechciałyby mnie poprzeć podczas starcia z Augustem. Lake mówiła, że mogą być tam też ci, którzy byli po stronie mojej mamy i razem z nią opuścili Fostern, tylko że osiedlili się w Venandi - podsunął, dochodząc do wniosku, że gdyby tylko to tak zadziałało, może stanąłby naprzeciw tego starego piernika, o ile nie jak równy z równym, to przynajmniej nie dużo słabszy od niego pod względem mentalnego wsparcia ze strony innych.
- Ale na razie zostawmy to w spokoju i wracajmy do pensjonatu. Nie chciałbym, żeby jakiś grzybiarz czy myśliwy zobaczył wilka z protezą ludzkiej ręki zamiast łapy. Poza tym zmęczyłem się strasznie przez ciebie! - poskarżył się, udając wielce obrażonego na Leah, choć jedynie z tym tylko żartował. Wstał i patrząc na nią, zamachał na boki ogonem.
- No, chyba że nadal jesteś na mnie zła i jednak nici z naszego ogniska - podsunął dość perfidnie, zdając sobie sprawę, że wilczyca zapewne tak łatwo nie zrezygnowałaby z obiecanego piwa, pianek i mięsa pieczonego nad ogniskiem. Nigdy by nie przypuszczał, że tak nie wiele było trzeba, by uszczęśliwić kobietę.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 07:33

Tak, była przekonana, że będzie miał z tym problem, dlatego to właśnie powiedziała. Ale bardziej poważnie, była przekonana że do tego przywyknie. Co więcej, nie mogła się pozbyć myśli że o ile trudno jej się podporządkowuje, tak River... Może faktycznie urodził się do tej roli, ufała mu i czuła że akurat jemu mogła by oddać prowadzenie. Przynajmniej po części! Ale nie dzielmy skóry na niedźwiedziu póki go nie uszczelimy. Najpierw trzeba było usunąć Augusta, a to był naprawdę problem. Wilkołaki były co prawda bardziej zwierzęce niż ludzkie, ale niestety miały też cechy ludzkie. Trudno będzie usunąć coś co wyrosło już mocno korzeniami do ich codzienności. Dziwne uczucie tak zaangażować się w czyjeś plany, a jednak przyjemne. Jego słowa trochę ją z tego wybiły i bynajmniej nie były głupie! Po prostu... Nie spodziewała się że tak ją ruszą i chyba pierwszy raz w życiu naprawdę nie wiedziała jak zareagować. Zawsze wychodziła z takich sytuacji złośliwościami. Troy z resztą odwdzięczał się jej tym samym... A tu, było jej po prostu miło i chyba z tym nie umiała sobie do końca poradzić więc się wycofała. Dosłownie... Niestety. Nie mogła się pozbyć uczucia że zachowuje się jak zauroczony podlotek, to ją mocno drażniło! Te szyszki i igły trochę ją otrzezwiły z tego dziwnego stanu... Serio przez ten tydzień już zdarzyła zapomnieć jak się chwilami przy nim czuła. Żeby wyjść z tego z twarzą zaczęła planować.
- Nie wiemy ilu ich faktycznie jest... Wilkołaki są lojalnie, obawiam się że dużo się raczej nie od dzieliło, a ci którzy tak, mogli opuścić miasto po tym co zrobił August. Ze strachu że wampiry będą ich szukać i eliminować. No i szukanie ich to jak igła... Czekaj... Ile tych wilków poznałeś w mieście? - zakończyła zaskoczona gdy dotarło do niej co powiedział.
- Sądziłam że poznałeś tylko jakiegoś dzieciaka... - on na prawdę nie próżnował w tym tygodniu.
Musiała przyznać że była pod wrażeniem tego co w nim zaszło. Zupełnie jak by szczeniak który ledwo poznawał swój świat w tydzień dorósł... I była naprawdę pod wrażeniem tego jak! Aż trudno jej było uwierzyć że kiedykolwiek czuła że potrzebuję ochrony, a przecież tak było! Pogoniła gości którzy go napadli... Wyzwała Flyna nie dlatego że chciała... No dobra, trochę tak, ale głównie dlatego że nie mogła znieść jak przez nią traktuje Rivera. Skopała mu tyłek karząc go głównie za to. Ns szczęście River miał na tyle trzeźwy umysł, że zaproponował powrót. Prawda... Był przecież biały dzień! Pokręciła lekko głową by pozbyć się resztek tych myśli i wstała unosząc dumnie głowy.
- Mięczak... A ja ci dałam fory, sądziłam że dogonisz mnie szybciej. - odpowiedziała oczywiście żartując i nawet przesuwając przy tym głową po jego boku niczym łaszący się kot.
To był jedyny gest z jej strony, który dosłownie mówił "przepraszam". Gdy wspomniał o ognisku jej ogon machał w szczerym rozbawieniu.
- Cholera! Naprawdę jesteś w tym coraz lepszy! Oczywiście że jestem zła! Dlatego nie odpuszczę ci tego ogniska które tak miło zaoferowałeś się przygotować. W ramach przeprosin. - odwróciła kota ogonem i ruszyła w stronę pensjonatu.
Po kilku krokach zatrzymała się jeszcze chwilę żeby się obejrzeć. Stajnie Augusta były jeszcze spory kawałek drogi dalej. Bardzo chciała zatopić zęby w tym starym dupku. Położyła na chwilę uszy płasko na czaszce i tym razem już ostatecznie odpuściła.
- River... Jest coś jeszcze. W stadzie gdy przewodzi Alpha wilki słyszą się na duże odległości w myślach. Jesteśmy gatunkiem silnie związanym z emocjami. W dniu gdy pierwszy raz rzuciłam się na Augusta i odczepiłam się od stada zrobiło się cicho... Nie słyszę ich, vs oni nie słyszą mnie. Nie jestem w stanie nawet przywołać ich myślą do rozmowy. Nie rozmawiaj z nikim z stada póki nie będziesz pewien że wszystko inne jest już gotowe. A gdy zaczniesz pospiesz się. August to dupek, ale nie jest głupi. Jeśli zacznie tracić kontakt z większością wilków zrozumie że ktoś go wyzwie, pytanie jak szybko zrozumie kto, bo pewnie postara się to udaremnić. - wyjaśniła poważniej idąc obok niego.
- I to dobrze, że chcesz to załatwić w ten sposób... Ale chce żebyś coś wiedział. August stanie do pojedynku z przeświadczenie, że cię nie pokona tylko zabije. Reguły mówią że nie wolno się nikomu wtrącać, ale jako mój Alpha pamiętaj że mam w dupie jakiekolwiek reguły. Jeśli coś pójdzie nie tak rzucę się mu z dziką satysfakcją do gardła w twojej obronie, więc łaskawie nie daj się pokonać jasne? - może była trochę cyniczna ale też szczera.
Nie miała zamiaru patrzeć jak August skręca mu kark, a uroczyście sobie ślubowała, że mimo że będzie to dla niej trudne... Będzie mu kibicować w pierwszym rzędzie! Posiadłość nie była daleko szybko dotarli do płotu chociaż... Niezbyt miała ochotę znów skakać. Rany po zębach Flyna ropiały i krwawiły... Może jednak powinna była je zszyć, chociaż... Szwy i tak by dziś poszły River był tego idealnym przykładem. Obeszła ogrodzenie w bok żeby zerknąć przed dom. Rity już nie było! Dobrze, podeszła normalnie do drzwiczek w płocie i przyjęła postać pomiędzy wilkiem, a człowiekiem stając na dwóch nogach. Dostrzegła Ajrisz która właśnie polowała na motyla przy stodole dzięki czemu nawet ona nie zwróciła na nich uwagi. Szybko wróciła do domu tylnym wejściem zbierając po drodze swoje rzeczy.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 10:47

Niby miała rację z tym, że w Venandi mogło być już niewiele wilkołaków, jednak skoro Molly z rodziną zdołała się tam uchować przez te wszystkie lata i doczekała się dziecka, istniała duża szansa na to, że może inne rodziny, które odłączyły się od stada, też nadal gdzieś w mieście żyły. Co prawda Lake nie udało się nikogo znaleźć i rzeczywiście chodzenie od drzwi do drzwi i pytanie, kto jest z Fostern, byłoby dość upierdliwe, ale on, mógłby skorzystać z pomocy wampirów. Skoro tego jednego udało mu się tak szybko znaleźć dzięki nim, to jak szybko były w stanie znaleźć całe grupy? Poza tym babcia Molly ze swoją rodziną jak dobrze pamięta, opuściła Fostern mniej więcej w tym samym czasie, co inni zaczęli się odłączać od stada, więc może utrzymywała dalej kontakt z niektórymi. Natomiast Viktor może wiedział coś o innych szczeniakach, jak Sam, które sprawiały kłopoty w okresie dorastania i miały być ze związku wampira z człowiekiem, a okazały się wilkołakami. Nie wierzył w to, by Sam był jednym jedynym takim dzieciakiem na całe miasto. Zawsze to był jakiś bezpieczny bufor, do którego August nie miał dostępu, a jednooki już tak. Uważał, że nie powinni ignorować takiej możliwości.
- Póki co trzy osoby po pierwszej przemianie. Moja siostra, ten dzieciak i jeszcze jedna wilczyca, której rodzina opuściła Fostern ze trzydzieści lat temu. Wiem, nie wiele na całą wioskę, ale zawsze to jakiś początek. Słyszałem też, że część wilków z Fostern chadza do burdelu i knajp w mieście, by się zabawić, wbrew zakazowi Augusta - odpowiedział, wiedząc, że to niewiele mogło znaczyć tak naprawdę, jednak mimo to stanowiło jakiś punkt zaczepienia.
- Może wampiry też mają jakieś informacje na temat wilków mieszkających w mieście - podsunął, w ramach kolejnej pomocy przy poszukiwaniu i dotarciu do innych wilkołaków.
Później temat został odłożony na bok i zastąpiony tym, co tu i teraz, choć doszło do dość skomplikowanej sytuacji między nimi, gdy River tak bezmyślnie palnął, że chciałby, aby Leah przy nim była, zwłaszcza jak zostanie alphą, a ona wyglądając na naprawdę zakłopotaną, wpadła na drzewo i strąciła na nich trochę szyszek i igieł. Nie rozumiał co się właściwie działo, co go do niej tak ciągnęło, że gdy przy niej był czuł szczęście i beztroskę, jakby był znów szczeniakiem, a gdy nie był z nią, praktycznie cały czas o niej myślał. Przecież w mieście praktycznie wszystkim o niej opowiadał.
- Może trochę więcej wyrozumiałości dla kaleki? - burknął urażony, starając się w żartach na nią wyszczerzyć, ale całkowicie wypadło mu to z głowy, gdy się otarła głową o jego bok. Jak ona to robiła, że tak niewiele było jej trzeba, by miał przez nią mętlik w głowie. On chyba nie był...
Poruszył nagle temat ogniska, by się nad tym nie zastanawiać. Miło spędzał z nią czas i tego zamierzał się trzymać.
- Dobrze, że mówisz, bo myślałem, że mówiłaś coś o ognisku z okazji mojego przyjazdu - przypomniał złośliwie, szczerząc przy tym kły i machając energicznie ogonem na boki, lekko opadając na przednią łapę przed wilczycą, jakby zapraszając ją do zabawy, choć o tym na jakiś czas mogli zapomnieć w ich obecnym stanie. Jemu poszły szwy, ona miała źle gojące się rany... no nie mieli najlepszych warunków na szaleńcze wygłupy. Wyprostował się i lekko spuścił uszy po bokach.
- Leah... nie chciałabyś może skorzystać z pomocy lekarza? Jeśli nie chcesz jechać do Venandi, mógłbym zadzwonić do niego i zapytać, czy miałby chwilę tutaj przyjechać. To naprawdę sympatyczny staruszek. Jak pani Rita. Jest zwykłym człowiekiem. To on zbudował dla mnie tę protezę - zaproponował od razu, zapewniając przy tym, że Georg nie był wampirem i nie musiałaby się tym niepokoić. Jednocześnie jednooki byłby spokojniejszy, gdyby ranami Leah zajął się fachowiec, bo nie wyglądały najlepiej i zapewne w tym momencie będzie musiała się dłużej męczyć z zagojeniem ich, niż on ze swoimi, którymi odpowiednio zajął się doktorek. No i do tej pory sam starał się o nie dbać, by jak najkrócej łazić ze szwami i w bandażach.
Ruszył razem z nią, choć daleko nie odszedł, gdy zorientował się, że nagle się zatrzymała. Obejrzał się za wilczycą i na nią poczekał, a kiedy się z nim zrównała, wracał spokojnym krokiem u jej boku. Słuchając przy tym tego, co mówiła. Musiał przyznać, że miał ogromne szczęście, gdy razem z Samem spotkali Astrid i jej siostrę, że nie wspomniał wtedy nic na temat wampirów i chłopak tak samo. Będzie musiał pamiętać, że przy rozmowie z innym wilkami ze stada będzie w pewnym sensie na podsłuchu. To nie będzie proste zadanie, ale może rzeczywiście lepiej byłoby zacząć od tych, którzy cieszą się sympatią i dużym wsparciem ze strony innych, bo tak jak wspomniała Leah, gdyby przekonał Astrid i Jeremy'ego, oni mogliby nakłonić do tego swoich dobrych znajomych i bliskich, i jednooki nawet nie musiałby brać w tym udziału. Pomysł z przekonaniem Flyna wydawał się przez to tylko coraz lepszy, choć również ryzykowny, bo chłopak mógłby o wszystkim donieść ojcu. Z drugiej strony przez to, jak przegrał z Leah i stracił w oczach tych, co myśleli, że będzie alphą po ojcu, mógł już się nie cieszyć tak szerokim gronem wiernych wyznawców, jak jeszcze tydzień temu. Będzie musiał dokładnie wybadać teren, nim zdecyduje się przejść przez to bagno.
- Wierzę, że byś mnie wyrwała z opresji, a nawet łap samej śmierci, gdyby zaszła taka potrzeba, ale obiecuję ci, że August raczej sobie połamie na mnie zęby - zapewnił z lekkim rozbawieniem, tykając ją lekko palcem protezy w bok, by wiedziała, co miał na myśli. Zamierzał wykorzystać, fakt, że sztuczna łapa była dobrą bronią, ale przede wszystkim bardzo dobrą tarczą skutecznie chroniącą przed wilczymi kłami. Skoro przy jednym potworze dzięki niej udało mu się ostać przy życiu, czemu przy drugim miałoby być inaczej? Poczuł niezwykle przyjemne ciepło na sercu, po jej zapewnieniu, że bez wahania skoczy Augustowi do gardła, gdy tylko będzie próbował wykończyć jednookiego i wiedział, że mógł przy tym na nią liczyć, jednak nie zamierzał dopuścić do zaistnienia takiej sytuacji. Inaczej nie zostanie alphą, a plan Virgo ze zjednoczeniem wampirów, wilkołaków i łowców weźmie w łeb. Nie mógł na to pozwolić. Zwłaszcza że wtedy ani on, ani Leah nie mieliby prawdopodobnie szans na to, by dalej zostać w Fostern. Zapewne August przegoniłby ich, tak jak zrobił to z jego rodziną, po przegraniu pojedynku przez jego matkę.
Wrócił z nią na posesję, przed bramką również stając na tylnych łapach, wciąż obrośnięty futrem. Pomógł jej pozbierać rzeczy i bez zbędnej zwłoki schował się w domu, zamykając za nimi drzwi i przeciągając się, aby wyprostować mięśnie, zwłaszcza zastane w ramieniu z czujnikami odpowiadającymi za poruszanie protezą. Uważał oczywiście przy tym, by nie przesadzić i by pozostałe szwy mu nie popękały. Tak było zdecydowanie wygodniej. Miał nadzieję nigdy więcej nie biegać po lesie z ludzką protezą zamiast wilczą łapą. Nie było to ani przyjemne, ani komfortowe. Poszedł po swoje ubrania do kuchni i zbierając je z podłogi, spojrzał w stronę Leah i ją zaczepił.
- Powiedz, bo nie daje mi to spokoju... Ten świetny gość, z którym się dobrze bawiłaś... Nic po nim nie zostało, prawda? - zapytał, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to brzmiało i oczywiście tego, że miała na myśli jego, gdy o tym mówiła, jednak w ramach żartu starał się brzmieć, jakby naprawdę był zazdrosny. Nie wiedział, po co właściwie mu to było, ale chyba po prostu chciał sobie w końcu uświadomić to, jak bardzo się zmienił. I że pewnie nic już nie będzie takie jak dawniej.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 12:37

Bo faktycznie wchodząc do miasta z zamiarem znalezienia ludzi którzy wprowadzili się trzydzieści lat temu... Sama nie wiedziała by zupełnie od czego zacząć. A to tylko pierwszy warunek! Później trzeba było stwierdzić czy te osoby mieszkały wcześniej w Fostern by ostatecznie upewnić się czy faktycznie są wilkołakami. To brzmiało naprawdę trudno i żmudnie. Jednak jeśli River poznał już chociaż jedną osobę... Sprawa wydawała się o wiele prostrza. Członkowie stada byli jak członkowie rodziny, jeśli nawet kontakty się urwały przez te lata, to ta osoba wie wgl kogo i ilu osób jest sens szukać. Może zna nawet ich ostatnie miejsca pobytu... To było o wiele prostsze! Wampiry również mogły okazać się pomocne chociaż trudno jej było to przyznać.
- Zawsze to ktoś kto jest po za zasięgiem Augusta... - skwitowała jedynie nieświadoma że River pomyślał coś bardzo podobnego.
August nie będzie w stanie dotrzeć do tych osób... A jeśli w ich składzie będą osoby które już raz powiedziały mu nie... Wystarczyło je tylko przekonać do siebie. Inna sprawa że tak na prawdę nie wiedzieli co się wydarzyło te trzydzieści lat temu i dlaczego stado które i tak się podzieliło, zrobiło to ponownie. Czy coś ich po różniło z matką Rivera? A jeśli tak... To czy zechcą rozmawiać z jej synem? Na razie jednak trzeba było odłożyć ten temat na bok. Jeszcze na pewno do niego wrócą. A na razie... Mieli poważniejsze kłopoty, paradoksalnie ze sobą. Jeśli Leah w ogóle pomyślała o tym co River... To bardzo szybko przestała. Chyba wydawało jej się że jej to nie dotyczy, że przecież jest tylko znienawidzonym odludkiem w stadzie. Cała jej izolacja była głównie po to by nie robić innym kłopotu. Los nie miał by sumienia gdyby w ten sposób wybrał. W jej mniemaniu River będzie świetnym przywódcą... Wbrew temu co uważał tydzień temu, brak ręki czy oka niczym mu nie umniejszał wręcz przeciwnie! Dla wilka blizny były niczym ordery... W końcu co to musiało być za starcie by je na nim pozostawić. Kiedyś wrogowie stada będą trząść się na widok alphy z zelazną łapą i srebrnymi pazurami. Tymczasem ona? Nie było gwarancji że po tym wszystkim stado od tak ją zaakceptuje. Z resztą... Ściągała tylko kłopoty a ostatni omega który zechciał spędzać z nią czas zwinął się już dawno temu... Niemniej... Naprawdę się przywiązała do tego uratowanego z łap ludzi kaleki. Czuła się przy nim... Na swoim miejscu. Dobrze że weszli na inny temat!
- Nie przesadzaj to był tylko blef dla Rity! - odpowiedziała drocząc się z nim.
Na wzmiankę o lekarzu nieco się skrzywiła. Nigdy do nikogo nie chodziła... Z resztą... Serio... Miał jeszcze znajomego lekarza?! Spojrzała na niego podejrzliwie i uspokoiła się dopiero gdy zapewnił że był człowiekiem.
- Czyli... On wie kim jesteś? Sama nie wiem... Nigdy u żadnego nie byłam. Te po wilczych kłach lubią się ślimaczyć ale dam radę. - zapewniła spokojnie.
Cóż... Skoro boli to wiesz ze żyjesz czyż nie? Co do tematu Flyna... Ona pewnie była by przeciwna... Chociaż była też stronnicza! W końcu wiele razy sama mówiła że jest wrzodem na tyłku, nie raz sama doprowadzała do tego że dzieciakowi puszczały nerwy ale on ją tak wkurzał! Był aroganckim, nadetym dupskiem... Widać niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie wykluczyła by tego że gdyby interweniowała w pojedynek bo August by przesadził... To Flyn próbował by ją powstrzymać. I naprawdę, wtedy nie miał by tyle szczęścia że szukała by kogoś na trybunach. Niby znali się krótko z Riverem, ale wizja tego że ktoś mógł by go skrzywdzić była nieznośna. Gdy wrócili do domu pierwszy podniosła sweter i skorzystała z pierwszej nadarzajacej się okazji by go ubrać i całkiem wyjść z futra. Sweter i tak sięgał jej do połowy biodra i mogła na spokojnie szukać reszty ubrań. Te zmiany były w jej stanie naprawdę męczące, miała wrażenie że szarpie tylko rany. Podniosła spodnie i chciała wytrzepać szpilki i liście z włosów gdy dostrzegła swoje odbicie... Tak zapomniała o tym podbitym oku, chyba jednak wolała wilczy pysk. Słowa Rivera wyrwały ją z tym przemyśleń. Przewiesiła spodnie przez rękę i zerknęła do niego na początku nie rozumiejąc o kogo mu chodziło. O troya? W zasadzie... Nigdy go tu nie zaprosiła... I wtedy do niej dotarło. Oparła się o framugi prowadzące do kuchni i udała że się poważnie zastanawia.
- Hmm raczej nie. Ale wiesz... Wychodzi na to że zastąpił go ktoś dużo lepszy. - odpowiedziała jak by... Rozmarzona.
- Jest odważny... Dobry... Silny i wyobraź sobie że ma zgrzewki piwa. - kontynuowała jak by faktycznie mówiła o kimś innym.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 15:07

- A więc tak chcesz grać? W porządku! Tylko nie zapominaj, kto tutaj ma zakładników w swoich rękach. Zastanawiam się, kto kogo będzie przepraszał, jeśli piwo, dam ci tylko do powąchania - zagroził z nieukrywanym rozbawieniem. Nie mógł sobie przecież pozwolić na takie traktowanie, skoro miał zamiar zostać alphą. Po prostu musiał się jej odgryźć, by uratować swoją dumę. Trącił ją przy tym lekko bokiem, by nie miała wątpliwości, że tylko żartował.
Choć wygłupy zostały na moment odłożone na bok, gdy zwrócił na to, jak babrały się jej rany. Zdecydowanie nie wyglądały najciekawiej. A to jak po macoszemu podchodziła do nich Leah, wcale nie pomagało w tym, by się lepiej i szybciej goiły. Jego wyglądały o niebo lepiej. Co prawda były po pazurach, a nie zębach, ale mimo wszystko. Poza tym te po kłach Sama, gdy dzieciak rozszarpywał jego ramię podczas ich walki, już się praktycznie zabliźniały, mimo że zaledwie kilka dni temu ta rana powstała. Rozumiał obawy wilczycy, ale uważał, że powinna chociaż pozwolić doświadczonemu oku zerknąć na jej rany. Może dałby jej jakiś dobry środek na to, by chociaż nie babrały się aż tak.
- Wie i to on mnie poskładał do kupy po walce z Tamtym wilkołakiem. Gdyby nie jego szybka i sprawna pomoc, pewnie bym się wykrwawił. Poza tym uwierz mi, że ta proteza to jeszcze nic. Gwarantuję, że szczęka ci opadnie, gdy zobaczysz, jaką mi łapę zrobił. Będę musiał do niego zajechać, na kontrolę i może już zdjęcie szwów, przynajmniej tych, które zostały i wiedz, że byłbym cały czas przy tobie, gdybyś zgodziła się, aby obejrzał twoje rany, ale nie będę cię do tego zmuszał, jeśli nie chcesz - zapewnił łagodnie, choć widać było zmartwienie w jego oku, za każdym razem, gdy zerkał w jej kierunku, albo spoglądał na jej rany. Czuł się winny, że niektóre z jej strupów popękały. W końcu nie uciekałaby, gdyby jej nie zdenerwował. Anisha miała rację, że powinien był jej stopniowo dawkować te wszystkie rewelacje z ostatniego tygodnia. Ale czy nawet gdyby od czasu do czasu, zdradzał, co się wydarzyło w jego życiu w ostatnim tygodniu i co do tego doprowadziło, Leah rzeczywiście by to łatwiej przyswoiła, czy mimo to i tak by wybiegła rozwścieczona z domu, chcąc skopać tyłek Augustowi? Choć w jej obecnym stanie, byłoby zdecydowanie na odwrót i to ona wróciłaby jeszcze bardziej poraniona i poobijana. O ile w ogóle by wróciła.
Zostawił jednak tę sprawę w spokoju, wracając z Leah do pensjonatu i wchodząc do środka. Póki była obrośnięta futrem, kręcił się jeszcze w jej pobliżu i pomagał zbierać jej rzeczy z podłogi, lecz gdy tylko wróciła do ludzkiej postaci ubrana jedynie w sweter... Starał się trzymać dystans i nie patrzeć w jej kierunku. Wiedział, że przesadzał, że tylko on to uważał za krępującą sytuację, a ona pewnie nie miała najmniejszego problemu z tym, że mimo tego swetra była przy nim praktycznie naga. Wycofał się czym prędzej do kuchni po swoje własne ubrania i planował zaszyć się z nimi w łazience, lecz cały czas myślał o tym, co wcześniej powiedziała, że był zupełnie kimś innym, niż tydzień temu i ją to martwiło. Nie chciał, żeby widziała w nim kogoś obcego, bo przecież czuł, że jest nadal sobą. Może trochę ulepszonym i zdecydowanie mądrzejszym, bardziej doświadczonym, ale jednak dalej sobą. Musiał więc o to zapytać i dowiedzieć się, co ona o tym sądziła.
Trochę się zmartwił z początku, gdy przyznała, że pewnie tego Rivera, którego poznała przed tygodniem, już nie ma, jednak ciężko było mu ukryć swoje zaskoczenie, kiedy oświadczyła, że teraz był lepszy od tego starego siebie. I to jeszcze takim dziwnym tonem. Spojrzał na nią, zapominając o tym, że prócz swetra nic na sobie więcej nie miała i zastanawiał się, co powinien myśleć o tym, co właśnie usłyszał. Czy może dziewczyna sobie z niego w tym momencie nie żartuje. Nie miał pewności, jak do odebrać, więc ostatecznie postanowił potraktować to jako żart.
- Uff, ulżyło mi. Już myślałem, że będę musiał szukać tego pchlarza i skopać mu dupę, ale wychodzi na to, że nie będzie takiej konieczności. Skoro mówisz, że ma tylko jakieś żałosne zgrzewki, podczas gdy ja mam calutkie, świeżutkie dwie skrzynki, nie muszę się o nic martwić - przyznał z rozbawieniem, wciągając na siebie spodnie i koszulę. Dopiero gdy miał je już na sobie, wrócił do ludzkiej postaci. Oderwał sobie kawałek ręcznika papierowego, lekko zwilżył go zimną wodą i przyłożył sobie do rany, od której pękły szwy i leniwie sączyła się krew. Nie miał przy sobie żadnych więcej ubrań na zmianę, a mieli przecież pojechać jeszcze do sklepu. Coś mu podpowiadało, że chyba tym razem będzie musiał schować dumę do kieszeni i jednak wziąć tę łososiową koszulkę, którą ostatnim razem widzieli. I tym razem nie zamierzał zapomnieć o tym, by przed wyjściem zostawić protezę razem z bazą w pokoju gościnnym, w którym sypiał ostatnim razem. Musiał przecież uważać na to, by zbyt wiele osób nie widziało jego protezy. W końcu obiecał się z nią nie odnosić wszem i wobec, bo mogłoby to napytać biedy i jemu i wampirom, a zwłaszcza jednej wampirzycy.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 19:10

Oj doskonale wiedziała, że żartują i przez moment nawet zmróżyła gniewie ślepia.
- Nie... Nie ośmielisz się! - powiedziała dramatycznie i nawet chciała na niego skoczyć ale... No tak rany... A zwłaszcza ta jedna duża. Skrzywiła się jedynie gdy już ugieła łapy i odpuściła. Z resztą... Od razu River ruszył temat tego że ktoś powinien spojrzeć na to fachowym wzrokiem. Nie mogła się nie zaśmiać na jego argumenty, chciała go zatrzymać przy sobie... Bardziej niż chciała by to otwarcie przyznać. Już ostatnim razem miała problem z tym pożegnaniem. A dziś rano... Gdy przy śniadaniu oznajmił że chciał by się przenieść na wieś... Dawno ją nic tak nie ucieszyło. Jednak przecież nie przyznała by tego otwarcie dlatego tylko się zaśmiała i pokręciła głową.
- A więc jestem twoim pretekstem do tego żebyś nie musiał jeździć odebrać protezę? Pięknie... - odpowiedziała rozbawiona.
Oczywiście że żartowała... Co więcej widziała to jego zmartwione spojrzenie zbitego psa więc ostatecznie westchnęła ciężko.
- Dobrze... Jeśli naprawdę mu ufasz... I jeśli oczywiście w ogóle jest możliwość żeby przyjechał. - odpowiedziała niby z rezygnacją, chociaż... Chyba aż tak jej to nie przeszkadzało.
Najwyżej staruszek stwierdzi że jest przypadkiem beznadziejnym. Gdy wrócili do pensjonatu, miał całkowitą rację co do jednego. Nie widziała nic krępującego w tym że była w swetrze. Litości... Przed chwilą porastało ją jedynie futro. Co więcej... Miała chyba kilka sukienek które miały podobne długości. Gdy mówiła chciała żeby brzmiało to choć trochę jak by żartowała. Czy było tak faktycznie? Połowicznie... Mógł by tu przyjechać jedynie w podartej koszuli... Nie miało to dla niej znaczenia. A już zwłaszcza obojętne było jej piwo które przywiózł. Ważne że był...nic więcej nie miało znaczenia. Zerknęła na niego gdy akurat on spojrzał na nią... I zaśmiała się gdy uznał że owy "gość" to dla niego żadna konkurencja... Tak zmienił się, był o wiele pewniejszy siebie i było mu z tym do twarzy. Zostawiła go gdy zaczął się ubierać, żeby sama dokończyć ubieranie. W jej wykonaniu... Nie było to wcale łatwe bo musiała się choć troche nachylić. Gdy ubrała już spodnie uniosła lekko sweter żeby ocenić straty... Aua... To że traktowała swoje rany po macoszemu było niedopowiedzeniem. W końcu po tym jak je otrzymała dzień przespała zagrzebana w sciółce w górach. Nic dziwnego że nie chciało się goić. River zdecydowanie był grzeczniejszym pacjentem. Przemyła krwawiące strupy w kuchni zagryzając przy tym zęby i lekko suszyła papierowym ręcznikiem. Może ten doktor to nie był taki zły pomysł... Tak czy siak gdy skończyła podeszła do Rivera.
- Daj to... Twoje ucho się naprawdę ładnie zrosło, więc zaufaj mi i pozwól się tym zająć. Gdy robisz to sam, rana się bardziej rozchodzi. I tak w ogóle... Nie było jeszcze okazji... Ale cieszę się że odnalazłeś siostrę. - powiedziała i wzięła od niego papierowy ręcznik.
W zasadzie... Wyrzuciła go i wyjęła zza lustra w łazience apteczkę. Chyba jednak... Coś jałowego lepiej się nadawało do przemycić rany.
- Wiesz że zostało jeszcze trochę rzeczy ojca? - zasugerowała gdy zauważyła jak szybko ubrudził koszule.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptySob 23 Wrz 2023, 20:16

Nic nie odpowiedział, a jedynie wyszczerzył się perfidnie na znak, że skoro jej aż tak zależało, mógłby to zrobić po złośliwości, dla własnej radości i by się trochę podrażnić z wilczycą. Oczywiście nie zamierzał tak sobie z nią pogrywać, nie był aż tak okrutny. No i nie kupował tego całego piwa po to, by samemu je wypić. Miał to być jedynie dodatek do miło spędzonego czasu przy ognisku razem z nią. Zwłaszcza że ostatnim razem dobrze się przy tym bawili. Co prawda na ten moment nie było mowy o podobnych co wtedy harcach, bo oboje musieli najpierw zagoić swoje rany, lecz samo siedzenie przy ognisku i pieczenie pianek oraz mięsa również było formą relaksu. Poza tym nieważne co się robiło, a z kim. Razem z Leah nawet zwykłe wyjście na zakupy sprawiało mu masę radości.
- Nie tylko. Jeśli do niego nie pojadę albo nie będę sam, nie będzie się na mnie wściekał i prawił mi kazań, że na siebie nie uważałem i że szwy mi puściły - dodał w ramach żartu, darując sobie wzmiankę o tym, że gdyby tylko zobaczył, w jakim stanie były rany wilczycy, prawdopodobnie jednookiemu, by się upiekło, o ile staruszek całkiem, by o nim wtedy nie zapomniał, w pełni skupiając się na poranionej kobiecie. Na pewno nie chciał jej straszyć, a naprawdę zależało mu na tym, by ktoś, już niekoniecznie Georg, po prostu na nią spojrzał.
Kiwnął głową, machając na boki energicznie ogonem, gdy wilczyca się zgodziła na przyjazd doktorka.
- Zadzwonię do niego, jak wrócimy do pensjonatu - powiedział, przygotowany na to, że ewentualnie musiałby pojechać po staruszka, a po wszystkim odwieźć go z powrotem do Venandi i wrócić. Tydzień się nie widział z wilczycą i na pewno nie zamierzał jej opuszczać po zaledwie kilkugodzinnych odwiedzinach. Zwłaszcza że gdy jego rany się zagoją i będzie musiał w końcu wrócić do miasta, nie wiedział, kiedy następnym razem miałby możliwość się z nią spotkać. Zamierzał więc jak najlepiej wykorzystać ten czas, gdy u niej był.
Po tym, jak się ubrał, postanowił zająć się otwartą raną, by nie musieć zaraz się przebierać, a w zakrwawionej koszuli raczej nie wypadało wybierać się do sklepu. Zsunął część koszuli prawie do połowy ramienia i zaciskając zęby, by się nie skrzywić, próbował jakoś opanować sytuację. Kiedy Leah przyszła do kuchni, usunął się na bok i oparł tyłem o blat, by nie stać na środku przejścia jak ciołek, a żeby było miejsce do swobodnego przemieszczania się. Nie spodziewał się, że Leah postanowi mu pomóc przy ogarnięciu tej rany, mimo że sama miała o wiele gorsze. Nie miał jednak możliwości z nią dyskutować, gdy niemalże wyrwała mu z rąk ręcznik, nim zdążył pomyśleć o tym, aby zaprotestować.
- Nie tylko moja betha, ale również osobista pielęgniarka? Chyba muszę częściej odwiedzać cię poobijany albo na skraju śmierci - odparł z rozbawieniem, nie ukrywając tego, jak miło mu było, gdy wilczyca tak się nim zajmowała. Choć może głupim pomysłem było drażnienie złośliwej kobiety pracującej przy jego otwartej ranie. Zawsze mogła odrobinę za mocno nacisnąć na ranę i powiedzieć, że to było przez przypadek. Albo jeszcze nazwałaby go mazgajem czy czymś podobnym! Nie zdziwiłby się.
- Bardziej bym powiedział, że to ona odnalazła mnie. Gdyby nie ta proteza, w najlepszym przypadku skończyłbym bez ręki, a tak tej zęby jedynie trochę mi ją porysowały - zaśmiał się, choć nie był to najlepszy pomysł, gdy miał w tej chwili przemywaną ranę. Lekko się skrzywił i instynktownie cofnął przed dłonią Leah, ale był to wyłącznie odruch bezwarunkowy, bo później już stał spokojnie, nie próbując się wyrywać.
- Jesteś pewna? Nie chciałbym zniszczyć rzeczy po twoim tacie, choć nie ukrywam, ocaliłoby to moją dumę, bo nie musiałbym kupować tej okropnej, łososiowej koszulki. Już pomijając, że Różowy Alpha nie brzmi zbyt zachęcająco - odpowiedział z drobnymi oporami, zresztą podobnie, jak to miało miejsce ostatnim razem. Też wzbraniał się przed chodzeniem w ubraniach zmarłego ojca Leah, lecz ostatecznie pozostał w nich do końca swojego pobytu w Fostern, bo w tutejszym sklepie nie było nic, co mógłby na siebie założyć i nie wstydzić się wyjścia do ludzi.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 06:23

Serio, chyba jak nigdy marzyło jej się to ognisko. Już niemal czuła zapach pieczonych pianek i mięsa. Nie ważne że nie pobiegają tak jak ostatnio, miło było się napić i zjeść w dobrym towarzystwie. Spodziewała się że jeszcze się będzie z nią droczył chociaż zapewne najbardziej gdy już otworzy pierwszą butelkę. Co do lekarza, szczerze się zaśmiała.
- I jeszcze żywa tarcza, trafiam coraz lepiej z tymi przywódcami! - odgryzła się ale poważnie... Zgodziła się bardziej żeby był spokojniejszy.
Nigdy nie przejmowała się w końcu swoimi ranami. I tak zostaną jej po nich blizny a czy gdzieś się spieszyła że musiały już się zagoić? Cóż normalnie nie, chociaż musiała przyznać że w tym wypadku, chciała już po prostu cieszyć się czasem z Riverem. Chyba też dlatego zajęła się jego raną. Gdy ruszał rękami używane mięśnie wciąż na ruszały ranę. Z resztą... I tak czuła się winna ich otworzeniu. Ostrożnie przesunęła gazikiem wzdłuż rany i wyjęła fragment zerwanego szwu. Jego komentarz ją nieco zaskoczył, często mu się to dzisiaj zdarzało. Uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od rany którą przemywała. Krwawiło kilka chociaż na szczęście w większości szwy trzymały.
- A pojawiłeś się ty kiedykolwiek nie poobijany? Chyba sporo czasu spędziłeś w tym burdelu o którym opowiadałeś, powiedz wprost czy masz jeszcze jakieś fantazje do spełnienia? - oczywiście droczyła się z nim, chociaż też na swój sposób rzuciła mu rękawice.
Doskonale zdawała sobie sprawę jak płoszą go pewne tematy, więc chciała odrobinę zagrać mu na nosie. Co do siostry mimowolnie zerknęła na protezę, nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego, a podobno druga była jeszcze lepsza. Szczerze nie mogła się doczekać żeby zobaczyć ją w akcji.
- Rozumiem że jak na wilkołaka przystało jest charakterna... Ale naprawdę rzuciła się na ciebie? - to ją nieco dziwiło... Sama nie raz miała ochotę się na kogoś rzucić, a nawet dziś... Mimo gniewu, nie użyła zębów aby zranić. Nie zraziła się gdy się lekko cofnął, dała mu chwilę zanim wróciła do przerwanego zajęcia i założyła nowy opatrunek.
- Ale wiesz... Muszę Ci przyznać że jestem pod wrażeniem. Z słabości, ty zrobiłeś broń. Wiem wiem, może nie dosłownie ty ją zbudowałeś, ale ty jej używasz i decydujesz o tym jak. Wielu na twoim miejscu by się poddał, będziesz inspiracją dla sporej grupy osób. - przyznała poważniej przemywając kolejne rany.
- Jestem pewna, to tylko przedmioty... Nie zwrócą mi go. W zasadzie wzięło mnie na pewne refleksje, chce zrobić porządki z tymi pudłami. Część rzeczy która faktycznie się przyda zostawię, resztę wyrzucę więc jeśli coś ci wpadnie w oko to śmiało. Trzymam je z sentymentu i nic więcej, a przez to tylko wracam myślami w przeszłość zamiast iść do przodu. - przyznała i gdy założyła ostatni opatrunek, wyrzuciła gazik.
- Chyba że bardzo chcesz? Jak byłam na zakupach przed walką, twoja wymarzona koszulka nadal tam była. - dodała z uśmiechem.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 08:03

Powoli zaczynało coraz bardziej docierać do niego, że nie chodziło wcale o jej troskę, czy to jak zajmowała się jego ranami, a zwyczajnie lubił, gdy była blisko niego. Może nie przyznałby tego otwarcie, już prędzej w ramach żartu tylko po to, by nie robić jej kłopotu, ale naprawdę czuł się przy niej szczęśliwy. I to w sposób, którego w życiu jeszcze nie doświadczył.
- Trafna uwaga - zaśmiał się rozbawiony, choć gdy wspomniała o jego wizytach w burdelu, zakrztusił się swoim własnym śmiechem.
- Chodziłem tam tylko pogadać ze znajomymi, napić się i miło spędzić noc! Znaczy... się przespać! Grrr... SAMEMU! - zaczął się niezdarnie tłumaczyć, błyskawicznie robiąc się cały czerwony na twarzy ze wstydu. Wiedział, że to były tylko żarty i odgryzła mu się ze zwykłej złośliwości, jednak trudno było mu potraktować to jako jedynie pstryczek w nos i się tym w ogóle nie przejąć. A najgorsze było to, że przecież to on zaczął ten temat. I był pewien, że pielęgniarki go nie kręciły. Przecież nie przepadał za igłami i lekarzami. Chodziło tylko... o nią... August miał rację - była diabłem wcielonym. Nie mając lepszej odpowiedzi i zdając sobie sprawę z tego, że się tylko pogrąża, spuścił głowę i siedział cicho, licząc na to, że temat błyskawicznie zniknie i umrze okrutną śmiercią w eterze.
Z ulgą przyjął rozmowę o jego siostrze i po części również protezie, która uchroniła go przed zębami jego siostry.
- Skoczyłaby mi do gardła, gdybym w porę nie zareagował, ale wiem, że działała instynktownie. W końcu jakiś obcy typ w środku nocy zaczepił jej córkę. Nie dziwię się, że zaatakowała, biorąc pod uwagę, jakie męty potrafią się kręcić nocą po ulicach - odparł spokojnie, nie uważając tego ataku na siebie za coś podejrzanego. Bo niby czemu miałaby się na niego rzucać? Żeby go zeżreć? Przecież Georg z Viktorem opowiadali, że to tylko bajki i że wilkołaki rzadko atakują ludzi z powodu głodu. No, chyba że się prawidłowo nie odżywiają, ale Lake nie wyglądała na niedożywioną, czy żeby miała niewłaściwą dietę. Na pewno skupiała na sobie uwagę mężczyzn, wręcz promieniała pięknem, a do tego była naprawdę silna, skoro go przewróciła i musiał się z nią siłować, by nie rozerwała mu zębami połowy twarzy czy gardła. Według niego ten atak nie był niczym innym, jak próbą ochrony jej ukochanej, jedynej córki.
- Mówisz? Będę legendą? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem, jakby właśnie sobie wyobrażał to, jak bardzo byłby sławny, bogaty i ile pięknych kobiet, by go otaczało, choć tak naprawdę wcale mu na tym nie zależało. Od zawsze chciał wieść jedynie spokojne, sielankowe życie z rodziną. Kiedy usłyszał o tym, że mieszkali kiedyś w Fostern, pomyślał, że może udałoby mu się odnaleźć dom, w którym się urodził. Wyobrażał sobie, jak zajmuje się gospodarstwem, albo uprawą ziemi, choć zdawał sobie, jak ciężka była to praca, a mimo to wierzył, że sprawiałoby mu to radość. A do miasta jeździłby wtedy tylko po zakupy lub pozałatwiać jakieś sprawy. To było piękne marzenie, do którego zamierzał dążyć za wszelką cenę. Wystarczyło tylko pokonać Augusta.
- Skoro tak... Zawsze to będzie coś do awaryjnego przebrania się, żeby nie łazić w poszarpanych czy zakrwawionych ubraniach. A już tym bardziej by nie świecić gołym tyłkiem przed niewinnymi ludźmi. Źle bym się czuł z tym, że mogliby mieć później przeze mnie koszmary - zażartował, poprawiając na sobie koszulę, ale jej nie zapinał. Nie miało to najmniejszego sensu, skoro zaraz miał ją przebrać.
- Nie ma mowy. Po moim trupie. I trupie mojego trupa - odparł stanowczo, choć trudno mu było ukryć rozbawienie, gdy to mówił.
Zabrał swoje buty z podłogi i plecak, chcąc je zanieść do "swojego" pokoju, lecz zatrzymał się jeszcze w progu, nim całkiem wyszedł z kuchni.
- Dziękuję ci, Leah. I nie wiem, czy ci to już mówiłem, ale cieszę się, że mogę cię znów zobaczyć - powiedział, uśmiechając się do niej ciepło i patrząc na nią nieukrywanym szczęściem.
Nie stał tak długo, ulatniając się po chwili do pokoju, gdzie usiadł na łóżku i zaczął szukać w plecaku swojego telefonu, aby od razu przedzwonić do Georga. Po tym zdjął protezę i schował ją pod poduszką. Wziął ze sobą jedynie portfel. Uznał, że lepiej byłoby ograniczyć rzucanie się w oczy z takim samochodem, bo jeszcze August zacznie coś podejrzewać szybciej, niż jednooki zdąży w ogóle nastawiać inne wilki przeciwko niemu. Włożył buty i zamierzał pójść do łazienki, by przemyć kikut, a po tym pójść do Leah pożyczyć jedną z koszulek albo nawet bluz jej ojca.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 09:36

To chyba była dla nich obu forma wyrażania prawdziwych uczuć. Odsłanianie ich tylko w formie żartu mimo że może powinni mówić otwarcie. Z drugiej strony, tak było łatwiej i na pewno zabawniej. Po za tym... Oboje się o siebie troszczyli, a tak jak w wielu innych przypadkach tak i tu... Czyny miały o wiele lepszy wydźwięk niż słowa. Cóż... I na pewno nie komplikowały ani nie były tak zawiłe. Jej uwaga o burdelu przyniosła tak dobry skutek że sama zaczęła się śmiać. Szczerze powiedziawszy była zaskoczona że River faktycznie bywał w takich miejscach... Może też tym sposobem chciała się upewnić... Nie, tego by pewnie w życiu nie przyznała. Chociaż jego nieudolne tłumaczenia sprawiły że poczuła jakiś dziwny rodzaj ulgi. Jednak do rzeczy, gdy zaczęła się śmiać cofnęła rękę żeby przypadkiem nie zrobić mu krzywdy. Po za tym może i była diablicą, ale mimo że zapisała sobie punkt za tą wygraną potyczke, nie miała serca go dalej dręczyć, dlatego wróciła po prostu rozbawiona do swojego zajęcia i zmieniła nieco temat. Gdy River twierdził że siostra rzuciła mu się do gardła przez chwilę przeszedł ją dreszcz. Czemu miała by to zrobić? Dopiero gdy wspomniał o obronie córki trochę się rozluźniła. Cóż... Niektóre matki były mocno przewrażliwiona na punkcie swoich pociech. Co dopiero wilkołaki. Słyszała jak matka jednej dziewczynki przegryzła na wylot dłoń chłopca który gnebił jej córkę w szkole. Może dobrze że nie miała dzieci... Gdyby obudziła w sobie jeszcze jakieś instynkty macieżyńskie pewnie była by już nie do zniesienia.
- Chyba musisz więcej opowiedzieć o tym spotkaniu po latach. Może już na spokojnie przy piwie? Wcześniej wspomniałeś tylko że jakiś dupek ją wyrzucił? No i okazało się że masz w pakiecie siostrzenice... Masz co opowiadać. - rzuciła rozbawiona zanim skończyła.
Los naprawdę był dziwny. W jednej chwili odbiera wszystko, a potem okazuje się że otrzymujesz to z powrotem. Może nie do końca w tej samej formie ale jednak. Na jego dumne słowa zaśmiała się... Tak, nie wątpiła że kiedyś jeszcze ich świat o nim usłyszy. Niemniej.. Nie było opcji żeby tak po prostu przyznała mu rację.
- Na razie wciąż jesteś tylko bezpańskim mieszczuchem. - przypomniała żeby z niekrytą satysfakcją wyrwać go z tej cudownej wizji jaką sobie uroił.
Gdy skończyła i zaczęła sprzątać pokręciła głową rozbawiona słysząc jego wywód na temat rzeczy na zmianę.
- Conieco podejrzałam i koszmarów nie mam, ale masz rację... Ja jestem twarda, więc lepiej żebyś jednak coś miał. - odpowiedziała i pokazała mu język i wyrzuciła ostatnie puste opakowanie.
Zamknęła apteczkę i odłożyła na miejsce.
- Wyjmę to pudło, możesz je wziąć do swojego pokoju skoro i tak się wprowadzasz. - dodała rozbawiona wspominając jak dziś rano sam stwierdzi że zostanie póki go nie wyrzuci. Też chciała już iść do pokoju gdy River się jeszcze na chwilę zatrzymał.
- Ja też się cieszę. - odpowiedziała już po prostu i bez złośliwości.
Naprawdę się cieszyła... Nie spodziewała się że mogła tak tęsknić póki nie zobaczyła go na podjeździe.
Sama poszła do swojego pokoju żeby wyciągnąć karton z rzeczami ojca. W pierwszej chwili chciała go podnieść i wynieść na zewnątrz żeby River mógł po prostu powybierać sobie co chciał... Ale rana znów dała o sobie znać gdy się schyliła z zamiarem podniesienia czegokolwiek. Dlatego tylko powoli przesunęła go pod drzwi. Wyciągnęła z szafy jakąś rozciafnietą szarą koszulkę i ubrała zamiast swetra, w dzień jednak było ciepło. Spodziewała się że River będzie chciał jechać do sklepu więc wypadało też odrobinę bardziej wyglądać jak człowiek. Z spodniami miała większy problem ale w końcu nieco się krzywiąc ubrała dziurawione na kolanach jeansy. Nie była przekonana czy ten cały doktorek się zjawi a jeśli tak to kiedy... Nie podsłuchiwała z resztą rozmowy Rivera, a George..cóż jak to George, zapytał jedynie gdzie ma przyjechać. Miał własny samochód więc z tym akurat nie było problemu chociaż nie był zbyt uradowany informacją że pacjentka czeka w Fostern. Może trochę bał się tej miejscowości? Ostatecznie jednak zapowiedział że będzie na miejscu za jakieś półtorej godziny.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 10:55

Odetchnął w duchu z ulgą, gdy nie kontynuowała tematu jego wizyt w burdelu. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że jej pytanie miało na celu coś innego, niż tylko mu dopiec. Nie sądził, by kobieta mogłaby być kiedykolwiek o niego zazdrosna. Nawet odrobinę. Wiedział, że go lubiła i się o niego martwiła, ale uważał, że było to spowodowane tylko tym, że się przyjaźnią. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, usilnie próbując nie dopuścić do siebie myśli o tym, że... może mógłby się jej podobać. Nie uważał siebie za najlepszego kandydata na partnera przez swój talent do pakowania się ciągle w kłopoty, choć akurat prześcigali się co chwila pod tym względem. Dziwnie się czuł, myśląc o tym, a co dopiero, gdyby miał powiedzieć na głos, jak wiele wilczyca dla niego znaczyła. Poza tym... chyba bałby się, że tych kilka słów za dużo, mogłoby uśmiercić ich znajomość, a tego bardzo, by nie chciał. Czynami zdecydowanie łatwiej i bezpieczniej było mu dawać dowód na to, jak bardzo na białowłosej mu zależało.
- Trochę tak, choć i tak już się wygadałem z tych najważniejszych rzeczy - przyznał z lekkim uśmiechem, skupiając się na planowaniu ogniska i tym, ile jeszcze miał jej do opowiedzenia o Lake i Hannah, byleby tylko nie myśleć o tej krępującej sytuacji sprzed chwili.
- Wypraszam sobie! Kanapowcem - poprawił ją z ogromną dumą, jakby była to jeszcze większa i bardziej znacząca rola, niż bycie jakimś tam alphą. Zastanawiał się, czy gdyby jej nie poznał, wpadłby na pomysł osiedlenia się na wsi. Podejrzewał, że być może nawet nie myślałby o byciu przywódcą stada i sojuszu z wampirami. O ile w ogóle miałby pojęcie o ich istnieniu. Przecież trafił na Augusta tylko dlatego, że szukał Flyna, a spotkaniem z Virgo zainteresował się dopiero po rozmowie z tym starym prykiem. Wychodziło więc na to, że to za sprawą Leah tak bardzo się zmienił.
- Ej! - jęknął zakłopotany, znów przyparty przez nią do muru, nie znajdując przy tym nawet najdrobniejszej riposty. Wręcz przerażające było to, jak łatwo potrafiła sprawić, że praktycznie zapominał języka w gębie. Udając wielce obrażonego, zaczął się ewakuować z kuchni, zabierając swoje rzeczy. Zatrzymał się, gdy usłyszał kolejną zaczepkę z jej strony i tutaj już przynajmniej nie miał problemów z odpowiedzią.
- Pamiętaj mnie tylko karmić trzy razy dziennie i wyprowadzać na spacer. Inaczej mogę być nieznośny i pogryźć twoją ulubioną parę butów - odpowiedział i tym razem to on jej pokazał język. Jakby się zastanowić, mogło to trochę brzmieć jak groźba i ostrzeżenie, by lepiej to sobie dobrze przemyślała, zanim będzie za późno i trudno będzie się jej go pozbyć.
Nim całkiem wyszedł z kuchni, wyraził jeszcze swoją radość z tego, że mogli się znów spotkać i zaraz po tym umknął, aby nie przyszło jej do głowy, by choćby tak dla żartu rzucić w niego pierwszą rzeczą, którą znalazłaby pod ręką.
Wszedł do pokoju i zostawił w nim swoje rzeczy, przy okazji dzwoniąc do doktorka i umawiając się z nim na wizytę domową. Zapewnił go przy tym, że nie musi się obawiać innych wilkołaków czy ataku ze strony Augusta, bo raczej za dnia nikt ze stada Leah nie odwiedzał, no i cały czas będzie z nimi jednooki, więc nic złego stać się nie mogło. Zorientował się przy okazji, czy podczas zakupów powinien się w coś dodatkowego zaopatrzyć. Raz jeszcze podał adres, informując go, że podeśle go jeszcze SMS-em i się z nim pożegnał. Chwilę siedział na krawędzi łóżka, gapiąc się bez większego celu w podłogę i lekko się przy tym uśmiechał pod nosem. Naprawdę się cieszył, że mógł tutaj znowu być.
Wstał i wyszedł w końcu z pokoju, zanim dopadło go zmęczenie i rozleniwienie. Nie widząc nigdzie w pobliżu pudła z ubraniami po ojcu Leah, poszedł po schodach na górę. Nie zabrał stojącego pod drzwiami kartonu z ubraniami, a zamiast tego zapukał lekko do drzwi od pokoju wilczycy.
- Doktorek mówił, że przyjedzie za półtorej godziny. Raczej powinniśmy się wyrobić z zakupami do tego czasu - poinformował ją, schylając się po karton, żeby znieść go sobie na dół.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 21:05

Widać ciągnie swój do swego... Paradoksalnie czuła się podobnie. Wiedziała jednak że co by się nie działo stanie nie tylko po jego stronie, zawsze stanie też w jego obronie. Zawsze mógł liczyć na nią... Chociaż istniała spora szansa że w niektórych sytuacjach, najpierw swoje się nasłucha!
- Z tych najważniejszych... Już się boję ile i jakie rewelacje jeszcze masz dla mnie w rękawie. Uważaj bo następnym razem nie dam się tak łatwo udobruchać! - ostrzegła oczywiście w żartach a jednak... Na chwilę znieruchomiała.
- Nie rób tego więcej... Nie ważne co by to nie było, nie okłamuj mnie... I nie kombinuj za moimi plecami bo kolejne blizny dostaniesz ode mnie. - zaczęła poważnie ale i tak skończyła częściowo żartując i nawet lekko uderzyła go gazikiem w ranie.
Pewnie nawet nie poczuł, ale wizualnie uznała że doda to jej wypowiedzi efektu. Gdy ją poprawił zaczęła się szczerze śmiać. Był niemożliwy, niesamowite jak łatwo potrafił sprawić że jej uśmiech niemal nie schodził z twarzy. Uniosła lekko ręce na znak że się poddaje i przeszła do sprzątania.
Czy był to cios poniżej pasa? Być może! To nie tak że chciała żeby czuł się skrępowany... Raczej była to jej tajna broń! Idealna na sytuację gdy chciała po przyjacielsku trochę zrobić mu na złość. Sama wychowywała się w stadzie i nie miała większych problemów z nagością. Wiele wilków zmieniało się przy sobie nie czując większego dyskomfortu... W końcu to była przecież naturalna rzecz. Tym razem jednak szybko się jej odgryzł i faktycznie zaczęła się już rozglądać czym mogła by w niego rzucić ale przezornie już opuszczał kuchnie. Nawet idąc na górę, ciągle się uśmiechała i lekko kręciła głową z niedowierzaniem. Tydzień temu zupełnie odmienił jej życie... Z zwykłego odlutka stała się... Cóż... Prawdziwą bethą, ale przede wszystkim... Częścią czegoś. Karton ojca wiedziała gdzie znaleźć, wyciągnęła go jako pierwszy i poszukała czegoś do ubrania co nie było by dresem. Na szczęście jej szafa była bogata w dużo za duże swetry, bluzki i rozciągnięte koszulki. Dosyć często masowała nimi swój stan. Luźny materiał nie przylepiał się aż tak do ran. Ta była na tyle luźna że nieco zjerzdzała w bok odsłaniając obojczyk ale ostatecznie stwierdziła że ważne że jest funkcjonalna i nie wygląda jak piżama. Gdy ubierała spodnie usłyszała kroki Rivera i zaraz po tym pukanie.
- Tak zdecydowanie, chcesz jechać swoim szpanerskim autem czy nie przeszkadza Ci mój staruszek? - zapytała jeszcze nie wychodząc. Zebrała włosy w wysoki kucyk, często wiązała je w warkocz ale dziś uznała że jednak trochę im się już spieszy. Głupio by było gdyby staruszek przyjechał i pocałował klamkę. Wyszła gdy już zakładała gumkę do włosów.
- Potrzebujesz czegoś konkretnego? Myślałam o tych twoich naleśnikach ostatnio... Wolę nawet nie próbować ich robić żeby nie spalić kuchni, ale skoro wpadłeś to może dasz się wykorzystać.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyNie 24 Wrz 2023, 22:29

- A jeśli przyjdę z sarną, trzema skrzynkami piwa i małym kotkiem? - Byłby chory, gdyby nie w tym momencie, chociaż nie spróbował. Wyszczerzył się zadowolony z siebie, że mimo jej ostrzeżenia, znalazłby jakiś sposób, by jednak ją ugłaskać i załagodzić jej gniew.
Szybko jednak przestało mu być do śmiechu, kiedy dużo poważniejszym tonem poradziła, żeby nigdy więcej tego nie robił. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w piersi, gdy usłyszał, że mógłby ją okłamać. Nie mówić wszystkiego, ukrywać coś przed nią to tak, zwłaszcza gdyby miał jej dzięki temu oszczędzić zmartwień czy kłopotów, ale on nie kłamał. A już tym bardziej nie mógłby okłamać jej. Przykro mu było, że uważała, że byłby zdolny do czegoś takiego, ale zdusił w sobie to nieprzyjemne uczucie, rozumiejąc, że ona przez niego dzisiaj poczuła się dużo gorzej, gdy wyjawił jej te wszystkie niesamowite informacje, które nagromadziły się w jego życiu w ciągu ostatniego tygodnia. Nie kłócił się z nią o to, a tylko lekko kiwnął głową na znak, że rozumiał i zamierzał się ustosunkować do jej prośby.
Uśmiechnął się lekko, gdy go delikatnie uderzyła, ale nie miał zamiaru z tego żartować, biorąc sobie jej słowa do serca. Nie chciał nigdy więcej widzieć jej tak złej i rozczarowanej jak dzisiaj, kiedy jej praktycznie o wszystkim opowiedział. Zdecydowanie bardziej wolał ją widzieć szczęśliwą i uśmiechniętą, bo z uśmiechem było jej do twarzy. Wręcz promieniała i ciężko było mu oderwać od niej spojrzenie. Może i Virgo go nie omamiła (pomijając oczywiście to zahipnotyzowanie go, by nie czuł bólu podczas zszywania i opatrywania ran), jednak Leah... w jej przypadku nie był tego już taki pewny. Wilczyca pewnie nawet nie miała o tym pojęcia, jak bardzo potrafiła go momentami oczarować.
Ich przekomarzania zostały zakończone, albo raczej odłożone na później, gdy każde z nich udało się do swojego pokoju, by przygotować się do wyjścia. River przy tym poprosił Georga, żeby przyjechał do pensjonatu i obejrzał rany Leah i swoje przy okazji. Kiedy nie miał już nic więcej do zrobienia w pokoju, poszedł na piętro, aby poinformować białowłosą o tym, kiedy mogli się spodziewać doktorka. A w tym czasie mogliby zrobić zakupy w Tilly's .
- Wolałbym pojechać twoim. Wydaje się być dużo sympatyczniejszy i nie będę musiał się martwić o to, że ktoś posądzi mnie
o układy z wampirami -
odpowiedział spokojnie, kucając przy kartonie, by podnieść go z ziemi i trzymać pod ramieniem jedną ręką.
- Nie martw się. Jeszcze będziesz miała okazję przejechać się tym szpanerskim autem, ale na pewno nie do Tilly's - obiecał, planując schodzić już na dół skoro miał wszystko. Omal się nie przewrócił, gdy stanął na krawędzi schodów i Leah wyszła z pokoju. Na szczęście bez najmniejszych problemów udało mu się opanować sytuację. Zerknął przez ramię na kobietę i uśmiechnął się do niej ciepło, zaraz po tym patrząc już tylko pod nogi, by się nie zabić na schodach.
- Posmakowały ci, czy chcesz się ponabijać z jednorękiego faceta przy garach? Od razu ostrzegam, że nie dam się wcisnąć w żaden fartuszek - odparł ze śmiechem, nie spodziewając się, że Leah mogłaby sama zaproponować chęć zjedzenia jakiegoś konkretnego dania. I to w jego wykonaniu. Chyba... nawet wpadł na całkiem zachęcający pomysł.
- A może zechciałabyś przygotować je razem ze mną? - zapytał całkowicie poważnie, a nie w ramach żartu, mimo że pogodny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Coś mu podpowiadało, że ich zakupy nie skończą się jedynie na mięsie na ognisko i ewentualnych przyprawach do niego.
Zaniósł karton do swojego pokoju i praktycznie zostawił go przy drzwiach, wygrzebując pierwsza lepszą, dość cienką bluzę z kapturem. Zdjął ubrudzoną krwią koszulę, założył przez głowę bluzę, krzywiąc się przy tym lekko i starając się nie robić tego zbyt gwałtownie, by nie naruszyć za bardzo swoich ran. Podciągnął lewy rękaw do łokcia, by się nie ugotować, a prawy zawiązał na supeł przy kikucie, by nie zwisał luźno i nie przeszkadzał mu za bardzo. Jeśli tylko Leah była gotowa do wyjścia, przepuścił ją pierwszą w drzwiach, aby u jej boku pójść do jej samochodu.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPon 25 Wrz 2023, 07:31

Zaśmiała się, naprawdę zabawnie kombinował. Oczywiście nie była aż tak przekupna, nawet dzisiaj to w końcu nie piwo czy ognisko przekonało ją do zgody, ale w żartach... Czemu nie.
- Miałeś rację... Powoli dochodzisz do perfekcji. - odpowiedziała żartem.
Później na chwilę zrobiło się poważniej i to za jej sprawą... Jednak nie chciała go zranić. Temat nie był przyjemny, ale nie chciała już nigdy czuć tego zawodu co dziś. Chciała żeby wiedział że woli wiedzieć... Nie ważne co by jej powiedział, nie znienawidzi go... Tylko musiał jej o tym powiedzieć. Gdyby przyznał się do układu z Augustem od razu była by zła... Ale tylko na Augusta, Riverowi by po prostu wytłumaczyła że to zły pomysł... Ale po tygodniu gdy się martwiła... Tak, miała o to żal. No ale było minęło! Poprzekomarzali się jeszcze aż w końcu poszła na górę przygotować się do wyjścia. Do sklepu wolała przejechać się swoim autem... Jego mogło się mocno rzucać w oczy, tym bardziej ucieszyła się że River podziela jej opinie. Zaśmiała się i pokręciła głową gdy obiecał jej przejażdżkę. Nie kręciły jej te sportowe, wypasione auta. Ale w sumie... Może dlatego że nimi nie jeździła.
- A nie może być jedno i drugie? - zażartowała gdy jej odpowiedział na prośbę o naleśniki.
Nawet lekko cmoknęła z niezadowolenia.
- Szkoda... A ja znalazłam taki w twoim ulubionym prosiaczkowym kolorze. - kontynuowała rozbawiona.
Jego propozycja była... Małym zaskoczeniem i nawet tego nie kryła. Coś tam czasem gotowała... To nie tak że była w tym całkiem noga... Chociaż wolała upolowane zwierzęta jeść na surowo, a swoją kuchnie ledwo znała! W pierwszej chwili chciała się wykręcić... Ale z drugiej strony...
- Powiem Ricie żeby wzięła coś na uspokojenie zanim jutro zdecyduje się wejść do kuchni. - zażartowała tym samym się zgadzając.
Później wróciła do pokoju po torbę i zeszła już do auta.. Usiadła na miejscu kierowcy chwilę obserwując srebrne auto zaparkowane na jej podwórku. Układ z wampirami... Średnio jej to pasowało ale ostatecznie... W tym miał rację, powinna ufać jemu. Gdy do niej dołączył od razu skierowała się do "centrum". Zakupy poszły dosyć sprawnie, kilku ludzi się nawet przywitało widząc ich. Ba! Na parkingu jak zwykle siedziały dzieciaki, tym razem bez Flyna... W końcu dochodził do siebie po walce. Jednak żaden nie odważył się nic powiedzieć. To nawet się jej podobało. Ta cisza gdy przechodzili. Kilku może i spojrzał na nią gniewie ale siedzieli grzecznie jak tresowane owczarki policyjne. Tym razem nie spotkali jakiś super znajomych, a mimo to kilku ludzi się tylko skłoniło na przywitanie, kilku na głos się przywitało. Ba! A dwóch młodych chłopaków, może po dwodziestce z daleka machał w powitaniu i gdy przechodzili już obok rzucili krótkie "Dzień dobry Panie River!" - Nie miała pojęcia skąd go znali, ale z drugiej strony... To wieś plotki szybko się rozchodzą. Może Astrid komuś o nim opowiadała. Jednak River był... Osobą nie do pomylenia. Tak czy siak zrobili zakupy chociaż za protestowała przed prosiakiem. I tak chciała zapłacić ale było z nim dużo roboty, nie wiedzieli ile zejdzie z doktorkiem. Niemniej kiełbasy im na pewno nie braknie. Pozwoliła też żeby River wybrał coś do tych jego słynnych naleśników i gdy jechali już z powrotem zachaczyli też o aptekę. Jej zapasy pteczkowe również się kończyły. Miała już dziś wyjątkowo dobry humor... Trochę się rozpłynął gdy skręcała swoją furgonetką do domu, a za nią wjechał czarny Mercedes. Za kierownicą siedział jakiś mężczyzna, szatyn, ubrany co prawda w zwykłą koszulkę... Chociaż nie mogła oprzeć się wrażeniu że bardziej pasował by garniak i czarne okulary. Zaparkował obok srebrnego auta i wysiadł pierwszy żeby pomóc wyjść Georg'owi. A już prawie zapomniała... Nie wiedzieć czemu, naprawdę stresowała ją wizja że jakiś obcy facet będzie oglądał jej rany... Jasne... Lekarz ale o ile do biegania po nagi miała szanse się przyzwyczaić to do lekarzy nie. Chyba zaczynała rozumieć dzikie zwierzęta które w poplochu uciekały, choćby miały się bardziej zranić nie wiedząc że ktoś przychodzi im z pomocą. Rana cały czas piekła ale była w stanie to ignorować. Gdy staruszek dostrzegł Rivera pomachał mu na powitanie i wysłał swojego towarzysza po walizkę z auta samemu podchodząc do auta Leah... Cóż na ucieczkę było już trochę za późno. Więc niechętnie ale wysiadła.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 580
Punkty aktywności : 1538
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyPon 25 Wrz 2023, 11:17

Parsknął rozbawiony i pokręcił lekko głową z niedowierzaniem. Leah była jedyna w swoim rodzaju i nie było na całym świecie drugiej takiej jak ona. A przynajmniej bardzo w to wątpił. Kiedy wspomniał o zakładaniu fartuszka do gotowania, zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie będzie, daruje sobie komentarza na ten temat. Nie spodziewał się jednak, że znów uczepi się tego przeklętego, znienawidzonego przez niego koloru.
- Bardzo śmieszne - odparł, udając obrażonego i przewrócił okiem, lecz zaraz się uśmiechnął do niej łobuzersko z dość charakterystycznym błyskiem w oku. Przyszła mu do głowy idealna odpowiedź, by się jej odgryźć.
- Powiedz... masz jeszcze jakieś inne niespełnione fantazje, oprócz faceta przebranego za prosiaka? - zapytał, niemalże wykorzystując jej własną zaczepkę. Oto przyszła pora na jego słodką zemstę. Jeszcze perfidnie szczerzył się jej prosto w twarz, nie ukrywając tego, jaki był z siebie dumny, że wpadł na ten pomysł. Zdawał sobie sprawę z tego, że grabił sobie w ten sposób, ale prócz kolejnych złośliwości ze strony wilczycy, raczej nie miał się czego obawiać. Oboje doskonale wiedzieli, że to wszystko były tylko niewinne żarty. Musieli nadrobić to, że nie widzieli się prawie cały tydzień, już nie wspominając o tym, że jeszcze chwilę temu wcale tak miło nie było, gdy przytłoczył Leah niezbyt zadowalającymi informacjami i ścigał ją po lesie.
Dostrzegł to, jaka była zaskoczona chwilę po tym, gdy zaproponował jej wspólne przygotowanie amerykańskich naleśników. Widział, że nie była zbyt przekonana co do tego pomysłu i zapewne zechce odmówić. Niezwykle miło mu się zrobiło, gdy jednak Leah postanowiła spróbować. Wiele do stracenia nie miała, a był pewien, że będą się przy tym świetnie bawić. Zresztą głównie się dobrze bawili w swoim towarzystwie. Naprawdę nie było drugiej takiej jak ona.
- Może dałoby się jej wolne? W razie wybuchu atomówki w kuchni będziemy mieli czas by dokładnie wyczyścić miejsce zbrodni i nie pozostawić żadnych dowodów. Miałbym ogromne wyrzuty sumienia, gdyby zeszła przez nas na zawał - zażartował, ciekaw reakcji staruszki, gdyby przyszła z rana do pensjonatu, by uszykować dla nich śniadanie i nie dość, że zastałaby swoją szefową na nogach przed południem, to jeszcze ich dwójkę wspólnie krzątających się po kuchni i smażących pancakes. Aż się już nie mógł doczekać wspólnego przygotowywania śniadania z Leah.
To jednak były planu dopiero na następny dzień, a jeszcze obecny się nie skończył. Wypadałoby się skupić głównie na nim, bo mieli jeszcze trochę rzeczy do załatwienia. Nie mogli marnować zbyt wiele czasu, bo miał przyjechać Georg i udzielić ich dwójce fachowej, medycznej pomocy. Musieli do tego czasu zdążyć ze zrobieniem zakupów, a po wszystkim jeszcze przygotować mięso na ognisko, jak i samo ognisko.
Uszykowali się do wyjścia i chwilę później byli już w drodze do miejscowego minimarketu. W trakcie drogi układał sobie w głowie listę zakupów, choć i tak podejrzewał, że nie będzie miała zbytnio pokrycia z rzeczywistością. Znając życie albo o czymś zapomną, albo kupią więcej, niż planowali. Na siedzących przed sklepem kumpli Flyna jedynie zerknął kątem oka, ale bez większego zainteresowania. Bawiło go to, że bez swojego wyszczekanego "przywódcy" nie byli tacy skorzy do zaczepek. Albo w końcu poczuli respekt wobec Leah, skoro ta tak poobijała Flyna, że nawet z domu nie wychodził. Aż dziwnie mu było przechodzić obok nich i nie słyszeć nawet najdrobniejszego mruknięcia niezadowolenia. Leah natomiast wyglądała na bardzo zadowoloną z tego faktu. Miał tylko nadzieję, że nie poczuje się zbyt pewnie i sama ich nie zaczepi, ale na szczęście bez problemów weszli do sklepu i kupili wszystko, czego potrzebowali. Nawet nieco więcej. Z prosiaka zrezygnowali, ale zamiast niego kupili całą masę innego wieprzowego mięsa. Jakieś karkówki, żeberka, boczek i oczywiście kiełbasa na ognisko. Do tego coś na chleb, a jednooki nabrał jeszcze do koszyka masę owoców i warzyw, przez co można by się zastanawiać, czy rzeczywiście byli mięsożercami. Coś mu podpowiadało, że będzie rządził przy garach na zmianę z panią Ritą, o ile nie głównie on, więc postanowił pokupować nieco produktów, z których mógłby przygotować porządny obiad z mięsem i warzywami. W końcu podstawą w życiu był zbilansowany posiłek. Dodatkowo... nie wiedział, jak do tego doszło, ale kupił sobie również kapelusz z rzemieniowym, plecionym paseczkiem w centrum u nasady ronda. Owszem, założył go na głowę, gdy tylko je zobaczył na dziale odzieżowym i udawał kowboja, czy raczej w jego przypadku jednorękiego bandytę, aby rozbawić Leah. Dałby sobie rękę uciąć, że gdy już się pośmiali, odłożył go z powrotem na miejsce. Chociaż istniało prawdopodobieństwo, że omyłkowo sadził do ich kosza, a nie tego z kapeluszami, nie skupiając się zbytnio na tym, co robił. W każdym razie kupił kapelusz i nie miał zielonego pojęcia, co miał z tym fantem zrobić. W akcie złośliwości wepchnął go Leah na głowę i śmiejąc się, opuścił sklep z reklamówkami w dłoni.
Na powitania skierowane w ich stronę odpowiadał z grzeczności tym samym, ogromnym zaskoczeniem było dla niego, gdy jakichś dwóch chłopaków nie tylko do nich pomachało z daleka, ale również przywitali się z nim, zwracając się do niego po imieniu. Odpowiedział im oczywiście z przyjaznym uśmiechem i życzył miłego dnia, lecz gdy tylko poszli dalej, nie krył swojego zaskoczenia i zdezorientowania. Zastanawiał się, kim mogli być i gdzie mógł ich spotkać, ale... był pewien, że nigdy przedtem ich nawet nie widział. A przecież powinien skoro go znali, prawda? Spojrzał na Leah, jakby ona mogła coś na ten temat wiedzieć, ale nawet nie pytał, widząc, że była tak samo zaskoczona co on. Zapakowali zakupy do samochodu, a po tym wrócili do jej pensjonatu.
Nieco niepokojącym był widok jadącego za nimi czarnego mercedesa, zwłaszcza że trudno mu było rozpoznać mężczyznę za kierownicą, ale tego już był pewien, że gdzieś widział. Uspokoił się, dopiero gdy zerknął na zegarek w telefonie i w historię połączeń, kiedy to dzwonił do Georga. Domyślił się, że mógł to być staruszek z jakimś pomocnikiem albo po prostu kierowcą. Już miał wysiąść z auta i pójść się z nimi przywitać, gdy zorientował się, że Leah była odrobinę zestresowana. Nie dziwił jej się, skoro mówiła, że nigdy nie korzystała z usług lekarzy. Poza tym sam za nimi nie przepadał, mimo że od małego miał z nimi styczność, choćby podczas okresowych szczepień ochronnych. Delikatnie położył swoją dłoń na jej i uśmiechnął się pocieszająco.
- Będzie dobrze, zaufaj mi. Georg nie zrobi ci krzywdy, a ja będę cały czas przy tobie - zapewnił łagodnie, lekko ściskając jej dłoń, aby dodać jej otuchy i wysiadł z samochodu, od razu idąc się przywitać ze staruszkiem.
- Witaj, Georg. Wybacz, że odciągam cię od pracy, ale... zaistniała taka mała sytuacja awaryjna - powiedział lekko zakłopotany, nieświadomie pocierając dłonią miejsce na klatce piersiowej, gdzie pękł mu jeden ze szwów.
- Poznaj, proszę moją przyjaciółkę, twoją dzisiejszą pacjentkę, Leah. Leah, to jest Georg. Świetny lekarz, protetyk, mechanik i naprawdę dobry gość - przedstawił ich sobie, mając szczerą nadzieję, że skoro posłodził staruszkowi, ten być może nie będzie na niego aż tak zły, za to, że nie zastosował się do jego zaleceń i nie dość, że nie odpoczywał, to jeszcze doprowadził do otworzenia się jednej z ran. I to nie tylko swojej, ale również Leah.
- Zajmę się zakupami - poinformował wilczycę, by mogła iść pierwsza do domu z ich gośćmi, a on w tym czasie zaniósłby wszystko do kuchni.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 340
Punkty aktywności : 1253
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 EmptyWto 26 Wrz 2023, 22:08

Oczywiście, że nie mogła darować sobie tego komentarza! Przecież nie była by sobą! Uznała jego udawaną obraze za swoje kolejne małe zwycięstwo i temat za zakończony gdy nagle kontynuował. Całkiem szczerze... Zupełnie się nie spodziewała użycia swojej własnej riposty przeciwko sobie... I to z ust Rivera!! To było na tyle zaskakujące że nie potrafiła znaleźć niczego dobrego na odpowiedź. Skurczybyk naprawdę się wyrabiał! Oczywiście to były tylko przyjacielskie przepychanki, w zasadzie to na swój sposób była dumna że się rozwijał. Chociaż może nie powinna biorąc pod uwagę ten poziom rozmów. Mimo wszystko ostatecznie po prostu pokazała mu język i odwróciła się plecami żeby nie dać mu satysfakcji z dostrzeżenia tego drobnego rumienca. Dobrze że temat się zmienił... Chociaż miała obiekcje, teraz gdy już się zgodziła to naprawdę nie mogła się doczekać. Zaśmiała się na propozycje dania Ricie dnia wolnego. W sumie... Może to nie było takie głupie! Co prawda krótko przed sezonem było sporo pracy, ale i tak niewiele by robiła skupiając się na obecności ich dwojga.
- Faktycznie mogły by być ofiary w cywilach... Może to nie takie głupie. - odpowiedziała niby w żartach ale chyba faktycznie postanowiła dać jej wolne.
Zadzwoni do niej później i powie w czym problem. Teraz jednak wybrali się na zakupy. Ciekawe uczucie... Raczej wpadała do sklepu po piwo albo coś do szybkiego przekąszenia. Na tych zakupach z Riverem panowała dziwnie rodzinna atmosfera. Śmiała się, nie mogąc się uspokoić, aż podtrzymała miejsce rany żeby się przypadkiem nie otworzyła bo ją coś roześmiało - wszystko to gdy ten znalazł kapelusz. Chociaż musiała przyznać że było mu w nim do twarzy. Niby głupie, ale nie mogła oderwać wzroku od niego gdy się wygłupiał. Był dla niej jak powiew świeżości w dotychczas ograniczonym życiu. Tak czy siak przysięgała później że to nie ona włożyła go do koszyka... Ale też uważała że dobrze że go wziął. Kiedy więc wsadził go na jej głowę, rozbawiona uniosła lekko przód do góry pstryknieciem palca niczym prawdziwy kowboj. Wzruszyła ramionami gdy River na nią spojrzał, a chłopcy witali się z nim bezpośrednio. Nie miała pojęcia skąd go znali, jedynie zgadywała że może słyszeli o jednnokim i jednorękim wilkołaku. Niemniej... Było jej z tego powodu miło, znaczyło to że coraz więcej tutejszych chociaż słyszało o nim. Stawał się krok po kroku częścią społeczeństwa, a za jakiś czas... Naprawdę wierzyła że stanie na jego czele. Wsiadając do auta zdjęła kapelusz i powiesiła go na zagłówku Rivera. Naprawdę dobrze bawiła się na tych zakupach chociaż trochę przytłaczała ją ta ilość rzeczy kupionych przez Rivera. Naprawdę się zastanawiała czy planował zastąpić Rite... Ale ostatecznie zaprotestowała dopiero przy kasie gdzie usilnie chciała zapłacić... Chociaż część. Już niemal zapomniała że miała mieć dzisiaj gościa... Specjalnego gościa. Była przejęta gdy zobaczyła jak wysiada z auta... Tak, nie czuła się zbyt komfortowo. Była tak bardzo skupiona na wysiadajacych, że gdy River położył rękę na jej dłoni, lekko drgnęła zaskoczona. Chciała się jakoś odgryźć ale... Jego słowa sprawiły że poczuła to przyjemne ciepło na sercu. Był uroczy... Ale przede wszystkim autentycznie, o ile tydzień temu czuła się w obowiązku ochrony go, tak dzisiaj czuła się przy nim po prostu bezpiecznie. Obróciła i nieco przesunęła rękę żeby zamknąć palce na jego. W niemy sposób chciała mu po prostu podziękować. Wysiadła za nim chociaż trzymała się cały czas krok z tyłu i nieco z boku żeby wszystko widzieć. Ewidentnie plan Rivera działał, pochwały jakimi sypnął sprawiły że lekarz się nieco speszył i uśmiechnął skromnie.
- Bez przesady. I pamiętaj że jesteś częścią mojej pracy więc nie przeszkadzasz. Uznałem że od razu przywiozę twoją łapę. Mam nadzieję że będziesz zadowolony bo trochę ją zmieniłem. - powiedział i zerknął na przedstawioną mu pacjentkę.
- Miło poznać. To Michael, mój syn, ale pracuje też jako kierowca dla panienki. Spokojnie, zaczeka na zewnątrz... Powiedzcie co się stało? - zapytał otwarcie podczas gdy Leah zerknęła na kierowcę i na lekarza... Miała mieszane uczucia i paradoksalnie myślami od płynęła trochę od prowadzonej rozmowy. Mimo prywatnej rozmowy wciąż tytuowali wampirzyce... Mimowolnie przypomniała sobie jak po imieniu mówił jej River. Z jednej strony dobrze... Nie uwzględnił jej zwierzchnictwa... To nie była jego panieni. Z drugiej... Mógł ją po prostu lubić... A ta myśl wyjątkowo ją drażniła. Z tych przemyśleń wyrwał ją River gdy uznał że zajmie się zakupami. Chętnie by się ulotniła i mu pomogła ale nie wypadało uciekać gdy staruszek przyjechał tu z jej powodu.
- Zapraszam do środka... - starała się być uprzejma, chociaż naprawdę niespecjalnie odnajdywała się w kontaktach między ludźmi.
Poprowadziła Georga do salonu, Michael poszedł z nimi ale jedynie by pomóc staruszkowi z jego torbami... Miał ich dwie! Postawił je obok kanapy i szybko się ulotnił.
- Jakaś herbata? Woda? - zapytała z nadzieją że faktycznie się zgodzi... Mogła by jeszcze trochę to odłożyć...
- Wodę... Dziękuję. - całe szczęście, jeszcze nigdy się tak nie cieszyła idąc po szklankę.
- Ktoś cię nieźle pogruchotał... Sztywny krok i płytki, szybki oddech. Pozwolisz mi zerknąć? Na razie tylko spojrzę... - zaproponował chyba widząc jej zdenerwowanie.
Cóż... Trudno by było nie widzieć.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 9 Empty

Powrót do góry Go down
 

Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 9 z 17Idź do strony : Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 13 ... 17  Next

 Similar topics

-
» Dom rodziny del Larke
» Dom rodziny Monroe
» Apartament rodziny Blackfyre
» Dom rodziny Freydis i Astrid
» Szukam rodziny/przyjaciela/wroga

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Fostern :: Część mieszkalna :: Domy całoroczne-