a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Ruiny - Page 13


 

 Ruiny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13
AutorWiadomość
Katherina
Niespalona
Katherina

Liczba postów : 503
Punkty aktywności : 2870
Data dołączenia : 31/03/2019

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPon 06 Wrz 2021, 00:09

W Fostern mieszkałam parę miesięcy, bywałam tu jednak od znacznie dłuższego czasu. Nie było sposobu żebym zawsze potrafiła uniknąć spotkania z wilkołakami. Nienawidziłam swojej mocy dominacji, ale biorąc pod uwagę fakt że chciałam tu zostać, nie mogłam sobie pozwolić na zabijanie każdego napotkanego. Niemniej... Była gigantyczna różnica w zachowaniu wcześniej spotykanych przedstawicieli tego konkretnego gatunku, a zachowaniem chłopca którego właśnie złapałam. Przypominał mi płochliwego szczeniaka... Od kiedy pojawiłam się w Venandi, to była druga osoba jaką poznałam i przynosiła mi to na myśl. Oczywiście po za moim Vinem. To była moja słabość... Może i banalna, ale naprawdę lubiłam zwierzęta. Nie żebym nagle rozczulała się nad każdym jednym, nie stroniłam też chociażby od mięsa czy ryb. Jak nadążała się akurat okazja to chętnie jadłam. Za krwią zwyczajnie nie przepadałam, wolałam ludzką. Jednak lubiłam je, potrafiłam torturować, zamęczyć na śmierć ludzi. Z przyjemnością bawiłam się nimi na polowaniach niczym kot z myszą, jednak zwierzęta zawsze wzbudzały we mnie sentyment. I chyba właśnie to, sprawiło że słowa jakie wreszcie wydusił z siebie szczeniak, nie tylko nie zostały wzięte przeze mnie w powątpiewanie, ale wręcz sprawiły że było mi go w jakiś sposób żal. Nie wypuściłam go mimo to, nawet gdy się zmieniał. Przyglądałam się temu specyficznemu zjawisku spodziewając się... No na pewno nie tego. Zdjęłam zwierzakowi z głowy za duży kapelusz i powiesiłam na gałęzi drzewa.
- W porządku... - powiedziałam biorąc głębszy, nieco zrezygnowany oddech.
- Ewidentnie nie jesteś stąd.... - dodałam lekko kręcąc głową.
To co chciałam zrobić, było ryzykownym ruchem z mojej strony, ale cóż zrobić... Nie miałam serca męczyć tego stworzenia. Tak tak, paradoksalnie do piekła jakie pół roku temu zgotowałam całemu miastu.
- Jeśli mnie wydasz, znajdę cie bez problemu i upiekę żywcem. - jak by na potwierdzenie moich słów, po wolnej dłoni przemknęło kilka iskier i drobny język ognia.
- Tylko nie panikuj... Odstawie cię, ale nie uciekaj, nic ci nie zrobię tylko poczekaj... Zgoda?
Powrót do góry Go down
Maru
Omega
Maru

Liczba postów : 82
Punkty aktywności : 1129
Data dołączenia : 18/08/2021

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPon 06 Wrz 2021, 13:26

Już myślał, że to koniec. Że dziewiętnastoletnia tułaczka po świecie miała skończyć się teraz. Wszystko przez to, że nie potrafił zorganizować sobie na tyle pożywienia, aby nie iść tak daleko na głodzie, a to z kolei poskutkowało słabą formą, brakiem czujności i... i mimo wszystko zaryzykował pomagając wampirzycy. Może była w niebezpieczeństwie, nie mniej niepotrzebnie spuścił gardę przed możliwym zagrożeniem i podjął się czegoś wbrew naturze Omegi. Znaczy się, na tę chwilę, kiedy jego los wisiał na włosku, tak uważał. Nie mniej kiedy wreszcie dotarły do niego słowa kobiety, a jej aura wcale nie emanowała czystą nienawiścią do lichego stworzenia, zaczynał postrzegać Lazurowooką w innym niż dotąd świetle. Nie umiał jeszcze określić dokładnie jak, ale mimo bycia drapieżnikiem nie zabiła go. Miała ku temu idealną okazję, a jednak zdjęła tylko z jego włochatego łba czapkę i spojrzała na niego jakby... jakby ze współczuciem? Pogardą? Ze zrezygnowaniem, to na pewno. Może faktycznie byłby za chudy na dobrą przekąskę, ale zawsze coś by znalazła, parę litrów krwi na bank. Utkwił złote paciorki na obliczu kobiety i nadstawił drżące uszy w jej kierunku. Mógł bardziej skupić się na jej słowach, ale kątem oka dostrzegł wspomniane ogniki, gdy zagroziła mu wydaniem kobiety. On? Komu miałby cokolwiek powiedzieć, jak stronił od innych, chociaż... w każdym razie nikomu o tym nie wspomni. Wolałby nie mieć do czynienia z żadnym zabójczym żywiołem.
Katherina dodatkowo chciała uspokoić zwierzę i nakazała, aby został w tym miejscu. Pytanie: dlaczego? Jaki miałaby w tym swój interes dziewczyna, aby nie ruszał się stąd? Czy to w tej chwili było ważne? W sumie, jeśli pójdzie po kogoś i to tamtemu wyda Maru na pożarcie, to tak. Nie mniej nie wyczuwał podobnych intencji w tym, co mówiła. Zresztą po co bawiłaby się tak w podchody? Chudy wilczek mrugnął oczyma porozumiewawczo, a gdy tylko jego sztywne, długie łapy zetknęły się z ziemią, stał w tym samym miejscu w bezruchu. Gdyby nie drgające uszy wydawałby się posągiem. Gdy dziewczyna zrobiła pierwsze kroki ku oddaleniu się, to oczywiście sprawdziła, czy młodzieniec ją wysłuchał. Posłusznie, aczkolwiek dalej przepełniony lękiem, stał pod drzewem. Kolejne kroki, Maru dalej nie zmieniał pozycji. Dopiero minutę po zerwaniu kontaktu wzrokowego, chuderlak rozejrzał się dookoła. Nie czuł się ani trochę pewnie w swym położeniu, toteż zdecydował się ukryć. Ale nie oddalił się z posterunku, tylko zanurkował pod swoim płaszczem i schował leżąc płasko pod nim. Serce kołatało mu do tej pory, adrenalina odpuszczała. Zrobiło mu się na tyle ciepło i uspokoił się na tyle, że z wolna mrużył ślepiami. Osłabiony czekał cichutko pod ubraniami, jedynie wystawił czubek noska spoza sterty. Nie wiedział, na co powinien czekać, lecz i tak brakowało mu sił na ucieczkę. Zakiełkowała we łbie myśl o drzemce, nie mniej wtedy zupełnie straciłby uwagę na otoczenie, które w jednej chwili mogło zmienić się z błogiej sielanki na piekło na ziemi. Zwłaszcza, że niedaleko stąd koczują inne drapieżniki.
Powrót do góry Go down
Katherina
Niespalona
Katherina

Liczba postów : 503
Punkty aktywności : 2870
Data dołączenia : 31/03/2019

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPon 06 Wrz 2021, 21:12

To... to zdecydowanie nie było do mnie podobne. Normalnie byłam dużo ostrożniejsza, nie ufałam innym z taką łatwością. Nie byłam pewna czy kierowała mną świadomość że zawiodłam swojego jedynego przemienionego, który tak bardzo przypominał mi tego dzieciaka... czy może zmieniała mnie świadomość że za jakiś czas będzie mnie potrzebowała jeszcze jedna osoba... Czy po prostu nie do końca patrzyłam na chłopaka jak na osobę a jak na zwierzę. Chyba wolałam wmawiać sobie tylko to ostatnie, jednak gdy upewniłam się że szare zwierzątko czeka na mnie tak jak o to prosiłam przyśpieszyłam. Przypominał mi się... dom, ja jako mała dziewczynka... biegnąca do kuchni bo znalazłam kota. Oboje z bratem uwielbialiśmy zwierzęta, wtedy miałam własną kasztanową klacz i dwa ogary... wokół posiadłości zawsze kręciły się też koty i... potrząsnęłam lekko głową. To nie było zwierzątko! I mimo że wydawał się teraz niegroźny, nie powinnam zapominać że to wilkołak. Z wampirzą prędkością, szybko dobiegłam do oddalonego samochodu. Zanim wybrałam się na przechadzkę byłam w sklepie. Pozory które musiałam zachowywać w miejscu gdzie każdy każdego znał i każdy każdemu wszystko opowiadał. Wyrzucałam później jedzenie, jednak teraz... złapałam torbę i gdy drzwi zamykały się już z trzaskiem, ja już wracałam. Nieco zwolniłam kiedy byłam już blisko miejsca, gdzie zostawiłam swojego... Wybawcę. Nie chciałam go znowu wystraszyć, był wyjątkowo płochliwy jak na swoją rasę. Fakt, że posłusznie, niby pies naprawdę czekał... autentycznie mnie to rozczuliło. Ziemia gdzie byliśmy była wilgotna, ale nie tak podmokła, usiadłam z metr, może półtorej od niego stawiając papierową torbę na ziemi. Pozorowane zakupy robiłam nie raz, wiedziałam co zwykli śmiertelnicy standardowo kupują do gospodarstwa domowego. Miałam więc świeże pieczywo... umówmy się, sama lubiłam od czasu do czasu przekąsić świeżą bułkę z masłem! Wyjęłam też butelkę mleka odstawiając ją na bok i kawałek żółtego sera żeby w końcu wyjąć siatkę z tym co mnie teraz najbardziej interesowało. Zakupy na dziale rzeźniczym, potrzebowałam wędlin i mięsa na potencjalne obiady... oczywiście, zapewne osobiście nigdy bym tego nie użyła, w zasadzie... to nawet nie umiałam gotować. Teraz jednak, trzy rodzaje wędliny, kawałek schabu i ładna polędwica wołowa wydawały się idealne dla schowanego pod płaszczem wilkołaka. Babcia wspominała kiedyś że ten gatunek je sporo mięsa, nigdy nie miałam z nimi bliższych relacji żeby to potwierdzić ale... cóż nie miałam nic do stracenia.
- Trzymaj... - odstawiłam pakunek na ziemię, przed wystający spod materiału nos.
- Wychodzi na to że do baru na obiad cię nie zaproszę, więc musi wystarczyć to. Dziękuję za wcześniej... - dodałam i zaczęłam pakować z powrotem pieczywo.
Powrót do góry Go down
Maru
Omega
Maru

Liczba postów : 82
Punkty aktywności : 1129
Data dołączenia : 18/08/2021

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyWto 07 Wrz 2021, 18:57

Nadzieja jest bardzo często zwodnicza. Podnosi na duchu na kilka chwil, godzin, dni, ale po niej przychodzi jeszcze większe rozczarowanie, bezradność, a nawet śmierć. Czy warto dać szansę nadziei na zaistnienie w życiu? Chyba tylko dla tej jednej sytuacji na milion, która jak zostanie spełniona, to rozgrzewa aż od środka i przywraca w sens istnienia. Która ociera łzy, poklepie po plecach, uniesie podbródek do góry, nada blask pustemu spojrzeniu. Raz w swojej egzystencji zaznał takiej nadziei, o ironio wtedy, kiedy jeszcze nie pamiętał za wiele. Dosłownie jak był ledwie niemowlęciem, a jego opiekun zwanym Tatą dał mu nowe życie jako wilkołak. Lecz im więcej upływało czasu, tak osobnik, któremu Maru zawierzył swoje malutkie serce, pokazywał coraz gorsze swoje oblicze. Dopiero pod koniec znajomości z Tatą zrozumiał, że nadzieja zadrwiła z malca i został sam.
Od tamtej pory nie pozwalał sobie na tego typu uczucie. Nie mniej nie znaczyło to, że nie tęsknił za tym uczuciem, zwłaszcza spełnionym. Po prostu starał się o tym nie myśleć, ale teraz leżąc pod płaszczem i czekając na Katherinę... gdzieś wędrowały te pogodniejsze myśli ku nadziei. Jeszcze nie wiedział, czego mogłaby dotyczyć, ale... uh, dziwne. Dawno nie miał okazji dla swobodniejszych rozmyślań innych niż od walki o przetrwanie, ucieczek. Oho, chyba sen zaczynał przybierać na sile, lecz w tym momencie zjawiła się znajoma-nieznajoma wampirzyca. Pokręcił wilgotnym noskiem bezwiednie niuchając otoczenie. C-co to... co to było? Tuż przed pyszczkiem pojawiło się ucieleśnienie nadziei w postaci różnych mięs. Przez kilka sekund znieruchomiał, nie mógł pojąć, że tyle dobroci i pyszności przyniosła mu Lazurowooka i dała mu. Ale jak tylko zmęczony umysł przemielił niewiarygodną wiadomość, w tym także słowa podziękowań wampirzycy, to wyłonił się łebek szarego futrzaka spod ubrania i zaczął wgryzać się w polędwicę. Tak dawno nie miał w pyszczku nic równie pysznego, że jadł tak pospiesznie, że aż zakrztuszał się co parę sekund. Płomiennowłosa mogła patrzeć, jak chuderlak z widocznymi na ciele żebrami zajadał się w najlepsze. Oblizał porządnie papierek, ale i tak czuł zapach wędliny na nim, więc zjadł także papier. Musiał być naprawdę głodny, a ten posiłek był zbawieniem.
Tak, to zdecydowanie był jeden z jego najlepszych dni w życiu.
Jeszcze z dwa razy przejechał językiem pyszczek wylizując resztki, po czym zaczął kręcić ogonkiem niczym zadowolony piesek. I to nie ruchem wahadłowym, ale energicznie. Bardzo powoli stawiając kroki podszedł do Katheriny i... otarł się pyszczkiem o rękę wampirzycy. Tylko tak mógł podziękować kobiecie za ucztę, chociaż twierdziła, że to ona odwdzięczała się za ratunek. Nawet nie wiedziała, że uchroniła młodzieńca od śmierci głodowej.
Powrót do góry Go down
Katherina
Niespalona
Katherina

Liczba postów : 503
Punkty aktywności : 2870
Data dołączenia : 31/03/2019

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptySro 08 Wrz 2021, 07:30

Starałam się nie patrzeć... Serio, gdyby to był ktoś zupełnie inny, miała bym gdzieś czy zdechnie z głodu. Może, ale tylko może okazała bym wdzięczność za pomoc, w zależności z kim miała bym do czynienia. Wampira, pewnie bym zabiła z czystej przezorności. Człowieka... Cóż może bym po prostu podziękowała, chociaż gdyby nie panika że widział mnie wilkołak to nie wiem czy sytuacja nie była by dla mnie dość irytująca że po prostu urozmaiciła bym sobie spacer małym polowaniem. Inny wilkołak? Pewnie bym go zahipnotyzowała, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Maru? Chyba tak miał na imię jeśli dobrze zapamiętałam... Wzbudzał we mnie zupełnie inne uczucia. Podobne do tych jakie czułam dosłownie przy garstce osób. Mój słodki, biedny Vin, urocza, przestraszona i zagubiona Imoth. Starałam się więc skupić na spakowaniu torby i nie zwracać uwagi na to jak chłopaczek jest wychudzony, na to jak łapczywie rzucił się na jedzenie... Już i tak słyszałam jak się przy tym krztusi. Miałam dość osób o które musiałam się zatroszczyć, za jakiś czas nasza rodzina miała się powiększyć, a ja i tak byłam zbiegiem... Po za tym, co miałabym zrobić? Nie miałam już nic... Pozycji, wielkiej posiadłości... Wszystko zniknęło. Został całoroczny domek a tym odludziu. Usłyszałam dźwięk gryzionego papieru i spojrzałam na wilczkolisa... Cholera spojrzałam i lekko przygryzłam wargę. Było mi go po prostu żal.. Zdecydowanie to on potrzebował ratunku, bardziej niż ja. Skarciłam się jednak za tę myśl i wtedy jego łepek dotknął mojej ręki. Zadziałałam automatycznie, nawet jakoś specjalnie nie myśląc i przesunęłam po jego głowie, głaszcząc szare futerko między uszami.
- Widzę że byłeś głodny, ale nie powinieneś jeść tak szybko bo zwymiotujesz. Wyrzucili cię z tutejszego stada? Czy może jesteś skądś indziej? - powiedziałam, nieco smutno uśmiechając się do niego.
Powrót do góry Go down
Maru
Omega
Maru

Liczba postów : 82
Punkty aktywności : 1129
Data dołączenia : 18/08/2021

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyCzw 09 Wrz 2021, 19:11

Sam nie wiedział, dlaczego tak a nie inaczej zachował się wobec Katheriny. Chyba to tak z radości za syty i smakowity posiłek. Dawno nie miał w ustach nic równie dobrego i zdrowego. Potrzebował aż wyrzucić z siebie odrobinę emocji, stąd merdanie ogonem i łaszenie się. Z kim miałby podzielić się ekscytacją z dobrego jedzenia jak nie z osobą, która ofiarowała mu mięso i wędliny? Oczywiście z początku musiał zastrzyc uszami, nikt prócz Taty nie głaskał go w ten sposób po futrzastej głowie. Tak, zdecydowanie potrzebował tego gestu równie usilnie jak pokarmu. Połasił się drugi raz do dłoni kobiety i podreptał w miejscu dwa kółeczka z wolna przestając machać kitką. Przekręcił łebek słysząc liczne pytania Lazurowookiej i spoglądając w jej smutny uśmiech. Naprawdę chciała znać jego historię? Cóż... w zasadzie... to też mogła być forma wdzięczności za jedzenie.
Jako, że wilkolis nie za bardzo mógł przemawiać ludzkim głosem, to postara się to uczynić będąc w ludzkiej postaci. Klepnął pupcią na ziemi i pochwycił zębami brzeg płaszcza, którym nakrył swój chudy grzbiet. Wiedział, żeby nie eksponować nagiego ludzkiego ciała, stąd tak prowizorycznie zapewnił sobie odzienie na czas przemiany. Było ono krótkie, ciche PUF! i już spod kłaków wydobył się znany już z widzenia młodzieniec o fiołkowych oczach. Naprędce ubrał spodnie i resztę, żeby doprowadzić się do porządku. Mimo bycia mocno związanym z naturą, znał granice przyzwoitości także w strefie społeczności dwunożnych istot. Gdy ostatni element odzienia znalazł się na głowie, to jest nałożył kaszkiet, zawiązał luźno szalik własnej roboty dookoła szyi i usiadł po turecku na ziemi. Przestał wreszcie drżeć na ciele, choć i tak dało się zauważyć wielką ostrożność w każdym ruchu. W tym teraz jedną ręką sięgnął po garść kamyczków. Jeden z nich przesunął palcem po wilgotnej ziemi w kierunku Płomiennowłosej.
- Maru.
Powiedział wskazując na kamyczek, który miał symbolizować wilkołaka. Następnie, takim skocznym krokiem, zbliżał drugi, większy kamyk do pierwszego. Po zetknięciu się kamieni podniósł znów uważnie wzrok na towarzyszkę i rzekł:
- Tata.
Tak określił większy kamyk, który miał symbolizować jego opiekuna. Pochwycił w palcach ów kamyki razem, aby zrobić nimi jednocześnie parę kółek - dokładnie pięć, co miało wskazywać ilość lat bycia razem. W międzyczasie robienia okręgów za każdym kolejnym obijał mocniej mały kamyczek dużym kamieniem. Przemoc. Wreszcie finałowy akt. Porozkładał dookoła dwóch kamyków okrąg z różnych innych głazów. Otaczały dwa pierwsze dość ciasno.
- Stado.
Poinstruował rozmówczynię, żeby mogła lepiej rozwikłać to, co działo się na ziemi. Tata-kamyk odepchnął od siebie dwa najbliższe sobie, ale nie po to, by uwolnić siebie, ale nie Maru. Zostawił go w tym kręgu samego. Chłopak trzymał w drżących palcach kamyczek symbolizujący go w tamtym czasie. Zaczęły pojawiać się wspomnienia, które wyciągnął z przeszłości jak żywe.
- Tata chciał Stado... Tata dał Maru na prezent Stadu... na pokarm.
Został zdradzony przez najbliższą mu osobę, byleby zająć miejsce w hierarchii stada. To były trudne czasy i brakowało jedzenia, stąd taka propozycja posilenia się najsłabszym osobnikiem nie była niczym brutalnym w świecie wilkołaków. I wtedy pokazał, jak rzucały się na niego osobniki. Kamyki leciały, obijały Maru-kamyk, aż złuszczała się skorupka. Zdarli z niego wiele skóry i mięsa, polało się dość dużo krwi. Zrobiło się wielkie zamieszanie, chłopak cudem wyślizgnął się z amoku wilkołaków i czmychnął z rozluźniającego się kręgu. Mimo, ze w tym momencie nie mówił nic, to słychać było dyszenie, skrzywioną minę w strachu. W głowie miał bardzo dokładny obraz, który nie potrafił przekazać towarzyszce. Aż puścił kamyki z rąk i skrył twarz w dłoniach, chcąc pozbyć się tych wspomnień, o tych ran paskudnych, o piekącej gorączki i o złamanym przez przybranego ojca sercu.
Ocknął się nagle i gwałtownie wstał na nogi, kiedy nieopodal usłyszał wycie, typowe dla wilkołaków. Musieli wpaść na stado saren, które było tutaj przed godziną. Nie miał wiele czasu na ucieczkę. Jeśli upolowaliby coś na ząb, to miał może z dwie godziny przewagi, ale jeśli nie... mogą zjawić się tu lada chwila! Pospiesznie zaczął zbierać porzucone ziela, jakby na moment zapominając o obecności wampirzycy i szykować się do biegu przez bagna. Dopiero kiedy poczuł jej wzrok na sobie, znieruchomiał na kilka sekund. No tak, wampirzyca też powinna zbiec z tego miejsca, jeśli nie chce spotkać innych kłopotów.
- Uciekaj.
Ostrzegł szeptem Lazurowooką w obawie, że zostałby namierzony, gdyby powiedział to na głos. Już miał dać dyla, lecz spostrzegł jeszcze jedną rzecz. A właściwie jej nie widział, ale powinna być.
- Pani amulet.... Nie ma.
Nie umiał określić inaczej sprzętu fotograficznego, który miała wampirzyca przewieszony przez szyję. Może to było coś dla niej cennego? Nigdy nie wiadomo.
Powrót do góry Go down
Katherina
Niespalona
Katherina

Liczba postów : 503
Punkty aktywności : 2870
Data dołączenia : 31/03/2019

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPią 10 Wrz 2021, 08:52

Dzień w którym wyrznięto moich bliskich, a posiadłość spalono, był dniem gdy przestałam być panienką z salonów uważającą na takie bzdety jak etykieta. Świat w jakim żyjemy był brutalny i właśnie takimi trzeba być aby przeżyć. Nie ruszyło by mnie to gdyby był nagi, jasne wśród ludzi trzeba było względnie dbać o pozory, jednak ani ja... Ani on nie byliśmy ludźmi. Maru jednak był... Specyficzny, więc gdy zaczął się zmieniać otulając płaszczem odwróciłam wzrok dając mu chwilę, mimo że widziałam w życiu wiele nagości, do wielu sama doprowadzałam. Bawiłam się źdźbłem trawy, owijając je sobie wokół palca, na chłopaka spojrzałam znów dopiero kiedy kątem oka zobaczyłam kapelusz. Cóż musiał się dosyć długo błąkać samemu, raz że miał poważne braki w możliwościach wymowy, dwa ewidentnie długo nie miał niczego w ustach, trzy to ubranie... Usiadłam lekko bokiem, zakładając nogę na nogę kiedy wziął do ręki kamienie i zaczął je opisywać. Nie przerywałam mu, trochę bałam się że wybije go z opowieści i nie będzie umiał wrócić do przerwanego momentu. Dlatego nawet nie zadawałam pytań, jedynie starałam się zrozumieć. Na początku nie było znowu aż tak trudno, lekko się uśmiechnęłam słysząc jak nazywa większy kamyk tatą. Spodziewałam się w sumie jakiejś tragicznej historii w stylu, byliśmy sami, zdani na siebie i wtedy ojciec malucha zmarł, mimo to wcześniej dbał o syna, nauczył jakiś podstaw przetrwania i tak dalej. Tak sądziłam, więc gdy zaczął bić mały kamyk lekko zmarszczyłam brwi. Nadal jednak nie przerywałam starając się zrozumieć, kiedy układał kolejne kamyki w swojej opowieści. Gdy doszedł do momentu w którym ojciec go zostawił na pastwę stada... Kotłowały się we mnie różne uczucia... Nigdy nie miałam jakiś wyjątkowo bliskich relacji z ojcem, byłam znacznie bliżej z mamą. Mimo to pamiętałam go, może nie poświęcał mi tyle czasu ile mógł, ale był... Gdy tego potrzebowałam to był. Nawet względem Elijaha, kiedy okazało się że nie jest jego synem... Mógł go nienawidzić ale nie pozwolił wyrzucić. Moja ręka mimowolnie przesunęła się na brzuch... Sama chciałam zostać matką. Byłam skończoną suką, morderczynią i tyranką... Elijah o ile mnie nie przewyższał to był w tych określeniach na równi... Mimo to chciałam dziecka, być może już byłam w ciąży... I obdarła bym żywcem ze skóry każdego kto chociażby krzywo na nie spojrzy. Elijah był może zaskoczony i niezbyt zadowolony z tego obrotu sprawy, ale wiedziałam że tak jak dla mnie tak dla tego dziecka zrobi wszystko... Co więc to mówiło o ojcu Maru? Na myśl o biednym, wystraszonym dziecku... O tym jak bardzo musiał być przerażony... Przypomniałam sobie siebie. Wystraszoną dziewczynkę łkającą w szafie... Czekającą na nieunikniony koniec. Z pokoju dobiegały ostatnie krzyki bólu matki która broniła jej jak wściekła lwica. Tyle że łowców było za dużo. Ojciec zginął dużo wcześniej, jako pierwszy bronił posiadłości i swojej rodziny. Nie było ratunku kiedy matka w końcu upadła w kałuży własnej krwi. Byłam pewna że umrę... Ale wtedy zjawił się mój wybawca. Byłam sparaliżowana strachem gdy Elijah wziął mnie na ręce i umazany krwią wyniósł mnie z tego piekła. Po Maru nikt nie przyszedł... Nikt a jedyna rodzina go... Zostawiła. Byłam wściekła i jednocześnie tak bardzo mu współczułam. Gdy zauważyłam jak kolejny raz obija mały kamyk, że ten aż kruszeje zlapalam jego dłoń powstrzymując przed kolejnym atakiem, tak jak by to faktycznie mogło wtedy mu pomóc. Miałam nieco przeszklone oczy i gdy wstrzasniety wspomnieniami Maru zakrył twarz w dłoniach, przesunęłam się bliżej do niego ostrożnie go przytulając.
- Już... Tego już nie ma... - szepnęłam.
Czasem nadal mimo upływu lat budziłam się w nocy z krzykiem, nie mogąc się odnaleźć gdzie jestem... Czy już uciekłam czy dopiero idą po mnie. Niczego bardziej wtedy nie potrzebowałam jak tulacego mnie ukochanego i szeptającego mi że już jestem bezpieczna. Zerwał się nagle, pozwoliłam mu sądząc że chodzi o mnie jednak nie... Przynajmniej nie do końca. Był naprawdę płochliwy, rozumiałam potrzebę uciekania od swojego gatunku. Po tym co opowiedział, dziwiła bym się gdyby było inaczej. Sądziłam że czmychnie w las, sama nie byłam fanką wilkołaków i musiałam na nie uważać ale nie bałam się ich tak panicznie. Czasem je spotykałam i hipnotyzowalam. Fakt że się zatrzymał dla mnie, naprawdę mnie rozczulił... Na tyle żeby bardzo, bardzo, ale to bardzo spontanicznie podjąć pewną decyzję. Wstałam otrzepujac spodnie z trawy i ziemi.
- Nie boję się, jestem od nich silniejsza. - powiedziałam spokojnie i lekko przechyliłam głowę gdy wspomniał o amulecie... Amulecie? Rozejrzałam się dookoła myśląc co właściwie miałam że sobą gdy mnie olśniło!
- Chodzi Ci o aparat? Ten w czarnej torbie? Zostawiłam go w... - to trochę mijało się z celem wyjaśnianie tego teraz więc pokręciłam lekko głową na znak że to nieważne.
- Jestem Kate... Chodź ze mną Maru. Jeśli tylko chcesz, pokaże ci bezpieczne miejsce. - dodałam najpierw pokazując na siebie, a później drogę którą przyszłam.
Później będę martwić się ewentualnymi tłumaczeniami. Z resztą, wiedziałam że Elijah i tak stanie za moją decyzją. Wzięłam siatkę z resztą zakupów do ręki i chwilę czekałam. Sam powinien podjąć decyzję czy mi zaufa.
Powrót do góry Go down
Maru
Omega
Maru

Liczba postów : 82
Punkty aktywności : 1129
Data dołączenia : 18/08/2021

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPią 10 Wrz 2021, 18:15

Może i nikt nie przyszedł po Maru, kiedy cierpiał katusze będąc porzuconym pięciolatkiem, ale teraz to Katherina przyszła po niego, gdy życie młodzieńca mogło lada chwila dobiec końca. Nie chodziło już tylko o kwestie żywności. Wampirzyca przyniosła ze sobą empatię i choć mogło to być do niej niepodobne, to podzieliła się nią z Fioletowookim. Ba, kiedy już zatracił się w opowieści ze swej przeszłości i zakryła rzeczywistość ciemnymi wspomnieniami, to Kate uwolniła go z majaków na jawie. Co prawda nie rozumiał gestu tulenia i odrobinę przestraszył (przeszły po nim wtedy wyczuwalne ciarki po plecach), lecz nie wyrwał się z objęcia. Tylko wycia z oddali wprowadziły chłopaka w ponowną bojaźń. A teraz nie tylko o siebie, ale i o wampirzycę i... i o jej dziecko. Dopiero będąc tak blisko kobiety czuł dwa bicia serc, już nawet umiał rozróżnić dwie aury. Serce dziecka bije od szóstego tygodnia ciąży, także dla kogoś z psim słuchem na pewno nie przeoczy tego faktu. Musiała stąd uciekać, stąd szept o ucieczce.
Ale przed sobą nie miał płochliwego słabeusza jak on, tylko doświadczoną krwiopijczynię, która znała swoją wartość, możliwości i wyniosła ze swojej również okrutnej przeszłości tylko te najmocniejsze atuty. Nie okazywała lęku przed zbliżającą się watahą, wręcz chciała się podzielić swoim hartem ducha i pewnością siebie. Oferowała mu nawet bezpieczne miejsce, gdzie i on zaznałby spokoju. Stała właśnie przy nim i wskazała drogę. Nie miał wiele czasu do namysłu, musiał podjąć decyzję. Co prawda nie umiał tak szybko powierzyć ufność innej osobie, zwłaszcza że po traumatycznej przeszłości nie nawiązał z nikim kontaktu na podobnym poziomie co z Kate... ale już dała wiele sygnałów, że nie zamierzała skrzywdzić Maru albo była świetną aktorką. W każdym razie musiał najpierw uwolnić się z paraliżu ciała, to był taki system ochronny przed nadmiernym stresem, a obecnie miał go zbyt wiele w ciele. Parę razy zrobił wdech i wydech, aż wreszcie ruszył z miejsca i zbliżył się w stronę Płomiennowłosej. Upchał ręką ziele do kieszeni zniszczonego płaszcza i był gotów do drogi.
- Kate...? -zapytał nieśmiało upewniając się, czy dobrze zapamiętał imię- ...dziękuję.
Próbował nawet uśmiechnąć się, lecz strach przyćmiewał w tej chwili inne emocje i po prostu zadrżały mu wargi w kącikach. Kiedy dziewczyna ruszy, czy to szybko czy wolno, będzie szedł za nią jak cień w tym samym tempie. Nie mniej jeśli będzie utrzymywane zbyt szybkie tempo przez dłuższy czas, chłopak wyraźnie zwolni. Nie odzyskał jeszcze w pełni sprawności, choć i tak dzięki posiłkowi miał sporo energii. Zostawił za sobą namiot w dziupli nieopodal wejścia na bagna, ale w najgorszym razie wróci tu po niego. W sumie nie wiedział, dokąd podążają, nie mniej już lustrował otoczenie zapamiętując każdy szczegół. Akurat w orientacji w terenie był bardzo dobry.
Powrót do góry Go down
Katherina
Niespalona
Katherina

Liczba postów : 503
Punkty aktywności : 2870
Data dołączenia : 31/03/2019

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPią 10 Wrz 2021, 21:59

Byłam, byłam dobrą aktorką. Inaczej nie przeżyła bym aż tak długo... Czystokrwista pozbawiona rodu to albo żona innego czystego który łaskawie ją poślubił, albo martwa Czystokrwista. Ale ja nie tego chciałam, dlatego zamiast wybrać bezpieczną opcje, postanowiłam walczyć. Nie wahałam się... Zabijałam, oszukiwałam i zastraszałam. Drobne okazanie słabości mogło mnie pogrążyć. Jednak teraz? Już straciłam wszystko... A może właśnie w końcu faktycznie to odzyskiwałam. Więc śmiało... Mogli mówić że zmiekłam, na pewno znajdzie się ktoś kto tak powie widząc Maru. Ale nie obchodziło mnie to. Nie musiałam czekać długo, słysząc swoje imię z jego ust uśmiechnęłam się i przytaknęłam na potwierdzenie głową. Nie szłam jakoś bardzo szybko... Z konkretnego powodu, naprawdę niewiele wiedziałam o wilkołakach i bałam się że nie nadąży. W pierwszej chwili chciałam dojść do auta... Ale ostatecznie odpuściłam. Wrócę po nie następnego dnia, a nie byłam pewna jak chłopak na nie zareaguje. Z resztą... Nie szliśmy znowu tak daleko, byliśmy blisko granicy z Fostern. Był moment kiedy kazałam się chłopakowi zatrzymać i gestem dłoni nakazlam pozostanie cicho. Słyszałam jak dwa wilki przechodzą kawałek dalej. Nie zainteresowały się jednak nami w żaden sposób. Byliśmy już na ich terenie, a tutaj nie pozostawiali aż tak czujni jak  na ziemi niczyjej. Mój dom był na uboczu światło było zgaszone a to znaczyloyze Elijah znowu jeszcze nie wrócił. Wiedziałam że treningi go pochłaniają i nie miałam mu tego za złe, czasem były dni że tylko czułam jak kładzie się obok mnie i zasypia, nie miałam serca go budzić później w dzień.
- Maru, mieszka że mną mój... Partner, nie bój się... Nie ma go teraz, z resztą nie zrobi ci krzywdy. - nie byłam przekonana ile chłopak zrozumie, ale zależało mi żeby nie bał się Elijaha.
- Jest dobry... I silny, wiele razy mnie bronił... Ciebie też w razie potrzeby obroni. - dodałam i ruszyłam w stronę swojego domu szukając już kluczy w kieszeni spodni.
Weszłam jako pierwsza, żeby się przekonał ze jest naprawdę bezpiecznie.

[c.d]
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 325
Punkty aktywności : 1219
Data dołączenia : 06/03/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyNie 23 Paź 2022, 22:29

Było coś koło 23...Może nawet bliżej północy. Mury które pozostały po prawdopodobnie domku służyły teraz dla organizatorów za biuro w którym przyjmowali zakłady. Podwórze natomiast pełne było gapiów wpatronych w walczących. Mężczyźni zupełnie jak by ściągnięcie koszulki dodawało siły, jak jeden mąż wszyscy świecili gołymi klatami. Panował półmrok bo jedynymi źródłami światła były elektryczne latarnie i pojedyncze latarki. W powietrzu unosił się smród alkoholu, potu i krwi. I to było przecież idealne miejsce do znalezienia Leahi. Dziewczyna stała po środku tłumu, nie szło jej najlepiej, ale nie walczyła po to żeby wygrywać. Walczyła żeby walczyć, wyciszyć umysł, skupić się na czymś nie związanym z domem i pieprzonym stadem. No i żeby udowodnić sobie że nikt nie ma nad nią kontroli. Zdecydowanie lepiej radziła sobie w walkach między wilkołakami, teraz stała z uniesionymi rękami przed sobą, poobijana, z rozciętą wargą i bokserką uwaloną błotem i krwią. Jej przeciwnik był umięśnionym mężczyzną, na początku ewidentnie miał opory przed uderzeniem dziewczyny... Teraz, gdy wybiła mu zęba i podbiła oko zdecydowanie mu przeszło.
- Chodź tu ty suko... - warknął i spróbował zaatakować, odskoczyła.
Raz... Drugi, ale kolejna szarża dosięgła celu uderzył z zamkniętej pieści w jej policzek tak mocno że aż ją obróciło. Przez krótką chwilę jej oczy zabłysły żółtym kolorem, kiedy splunęła krwią i się wyprostowała nie było już po tym śladu ale przeciwnik nie czekał na kontratak i uderzył kolejny raz. Tym razem padła na ziemię, odkaszlnęła ale okrzyki tłumu całkowicie ją zagłuszyły. Porażka nawet jakoś specjalnie jej nie ugodziła. Pozbierała się i chociaż lekko się krzywiła to zrobiła miejsca następnemu zawodnikowi odchodząc z wysokouniesioną głową. Przysiadła pod rozpadającą się ścianą domku, tak żeby móc widzieć kolejne walki i dotknęła obolałej szczęki upewniając się czy nie jest złamana.
- Mam nadzieję że skopie typowi dupsko. - warknęła do siebie obserwując kolejną osobę wchodzącą na "ring".
Przetarła ręką krew płynącą z wargi i zaczęła się upewniać jak reszta ciała. Nie było najgorzej... Kilka siniaków które do jutra całkiem znikną, zaletą wilczej krwi!
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 565
Punkty aktywności : 1504
Data dołączenia : 04/10/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPon 24 Paź 2022, 11:22

Albo miał strasznego pecha, albo się już starzał, gdyż minęło trochę czasu, nim w końcu dotarł do miejsca, gdzie podobno organizowane były walki. Trochę się pogubił, gdy szedł tutaj z Venandi i prawdopodobnie, gdyby nie pomoc kilku napotkanych po drodze przechodniów - co o tej porze zahaczało o cud - zapewne nadal błądziłby po okolicy jak idiota, a nawet nie byłby blisko. Kiedy do jego uszu zaczęły dochodzić pijane, dopingujące czy pełne niezadowolenia okrzyki, odetchnął z ulgą i skierował się w tamtą stronę dużo pewniejszym krokiem.
Przechodząc między zebranymi ludźmi, zbitymi miejscami w kupę, zwłaszcza wokół ringu, dostrzegł kilka znajomych twarzy, z którymi miał już nieraz okazję powalczyć. Z jednej strony to dobrze, że były tu osoby, które wiedziały, że nie można go lekceważyć, ale z drugiej - jeśli wygra walkę, dostanie mniej pieniędzy z zakładów, niż gdyby tylko sam na siebie postawił ze wszystkich tu zebranych. A obecnie bardzo potrzebował pieniędzy. Nie, żeby miał problemy finansowe, ale... na dniach pojawił się w jego życiu nadprogramowy, kosztowny wydatek.
W pierwszej kolejności skierował się do miejsca, gdzie butelki grały przepiękną dla jego uszu melodię, gdy obijały się o siebie, po czym z zakupionym piwem znalazł sobie miejsce, z którego w spokoju mógłby obserwować przebieg walk i cieszyć się niespiesznie smakiem słodu i chmielu na języku. Kilka pojedynków, jakie przyszło mu zobaczyć nie było niczym niezwykłym, klasyczny widok lejących się po pyskach facetów praktycznie przesiąkniętych smrodem testosteronu i alkoholu. Zwyczajne typy, które w pierwszej kolejności wszczynają burdę w barze tylko przez to, że ktoś na nich krzywo spojrzał. Albo wręcz przeciwnie - gdy żadna z obecnych w knajpie dziewczyn nawet kątem oka nie zwróciła na nich uwagi. Znudzony tym faktem, nawet nie zwrócił uwagi na to, kiedy opróżnił swoją butelkę i już miał iść po kolejną, gdy dostrzegł, że naprzeciwko kolejnego mężczyzny na ringu stoi... kobieta. Nie był osamotniony ze swoim zdziwieniem, bo słyszał jak niektórzy z tłumu żywo zareagowali na ten fakt, zastanawiał się przez moment, czy to nie jest wyłącznie jakiś żart, czy też ustawiona walka, ale zaraz zrezygnował z tego typu myślenia. Przecież, gdy on tam wyjdzie, również zostanie na początku zlekceważony i wyśmiany. Wyzbył się więc wszelkich uprzedzeń i z uwagą obserwował przebieg walki, gdy ta się zaczęła. Nie patrzył już na kobietę przez pryzmat jej płci i stereotypów, a jedynie jak na potencjalnego przeciwnika, równego mężczyznom walczącym tutaj i zgłaszającym się do kolejnych walk. Przeszło mu przez myśl, czy nie postawić nieco na kobietę za jej zaciętość i wolę walki, jednak wyrzucił z głowy ten pomysł, uznając go za nierozsądny. Przecież nie znał umiejętności ani jej, ani stojącego naprzeciw mężczyzny. Nie mógł sobie pozwolić na bezmyślne wydawanie pieniędzy, zwłaszcza że przyszedł tutaj je zarobić, a nie stracić. Pomijając oczywiście kwestie zakupu alkoholu i postawienia na siebie podczas kolejnej walki.
Gdy obecna dobiegła końca, był... z lekka zawiedziony, że kobiecie nie udało się wygrać, ale szanował ją za odwagę, umiejętności zaprezentowane w tym pojedynku oraz upór. To była naprawdę dobra walka. Odetchnął głęboko, kiedy przyszła jego kolej i w drodze na ring, wyrzucił pustą butelkę do przepełnionego, prowizorycznego śmietnika. Przepchnął się przez ściśnięty tłum wokół "areny" i wziął jeszcze kilka głębokich oddechów, stając na jej środku.
- Co ty? Baba jesteś, żeby wychodzić tutaj w płaszczyku? Boisz się, że złapiesz katarek? - wyśmiał go krótko obcięty młokos, po którym było widać, że ćwiczy raczej nieregularnie, prawdopodobnie spędzając więcej czasu na imprezach i zwiększaniu swojego ego, niż tężyzny fizycznej.
- Nie chciałem obić ci mordy za nic - odparł spokojnie z lekko uniesionym kącikiem ust, nie spuszczając wzroku ze swojego przeciwnika. Zrzucił z siebie płaszcza i koszule, które odrzucił gdzieś na bok, by nie przeszkadzały i lekko się rozruszał, nim przyjął postawę do walki z uniesioną jedyną ręką, jaką miał.
- To jakiś żart? Kto tu wpuścił kalekę? - oburzył się chłopak, odwracając się w stronę organizatorów, jakby liczył na to, że nie dopuszczą do walki, w której mogłoby ucierpieć jego ego, nawet jeśliby wygrał.
- Nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika, jaki by nie był - poradził Jednooki. Zbliżył się do niezadowolonego przeciwnika, aby chwycić go za ramię i szarpnięciem wyrzucić go z powrotem na środek ringu, gdzie zaraz sam stanął. - Stawaj! Nie będę bił leżącego - powiedział, podając dłoń i pochylając się lekko, by pomóc wstać chłopakowi, z którego zaśmiała się część widzów, gdy ten tak łatwo stracił równowagę i znalazł się na ziemi.
River wiedział, że jego honorowe zachowanie na pewno nie zostanie docenione, zwłaszcza przez tego typa. Spodziewał się, że przyjdzie mu za to słono zapłacić, ale może gdyby nie dał okazji do zaatakowania go, może ta walka nigdy by się nie zaczęła. Dostał prostego w twarz i musiał cofnąć się kilka kroków, by utrzymać równowagę. Na moment też zrobiło mu się ciemno przed okiem, a kiedy znów wszystko widział, zobaczył szarżującego w swoją stronę chłopaka, który zaczął zasypywać go gradem ciosów. Jedyne co mógł zrobić w obecnej sytuacji, to lekko zgarbić się i schować za gardą z lewej ręki, ostrożnie pracując na nogach, by nie dać się obalić. Dość szybko zauważył, że przeciwnik starał się wykorzystać ślepe oko i często wyprowadzał ataki na jego lewą stronę. Kilka z nich dosięgło celu, ale nie wyglądało to na nic poważnego. Dość szybko ataki straciły na swojej intensywności, wyglądało jakby chłopak próbował zebrać utracone siły, a to była szansa dla Jednookiego. Zamarkował kilka swoich ataków, by wybadać czujność i czas reakcji przeciwnika, po czym zmniejszył dystans, przyjął cepa na swoją głowę, wyprowadzając w tym samym czasie lewego sierpowego, którego pozwolił zablokować przeciwnikowi i od razu wykorzystał moment, gdy byli praktycznie bardzo blisko siebie, aby z całej siły uderzyć swoją głową w głowę chłopaka, lekko podcinając mu przy tym nogę. Odepchnął go lekko od siebie, odskakując, gdy przeciwnik stracił równowagę, patrzył na niego niczym drapieżnik przed śmiercionośnym skokiem na swoją ofiarę. Potrząsnął głową, zaraz ocierając szybko dłonią krew spływającą mu na oko z rozciętego łuku brwiowego. Dał zamroczonemu chłopakowi jeszcze chwilę, by się pozbierać z ziemi i znów zmniejszył dystans na odpowiedni do wyprowadzenia celnego ciosu. Znów poszedł cep na lewą stronę, przed którym Jednooki ryzykownie się uchylił w przód, jednakże nie dał szansy na uderzenie w jego głowę z kolana, bo chwytając wyciągniętą rękę przeciwnika, nie pozwolił jej zabrać, dociskając kością ramienną do swojego barku, by po chwili z impetem wstać i jednocześnie pociągnąć rękę chłopaka w dół. Nie tylko przerzucił go na ziemię przez swoje ramię, ale również złamał mu rękę w ramieniu, albo w najlepszym wypadku tylko wybił mu bark. W każdym razie nie było wątpliwości, że poobijany kaleka pokonał nazbyt pewnego siebie młodego mężczyznę, którego być może nauczył przy tym nieco pokory i szacunku do innych. Ubrał się, schodząc z ringu i poszedł od razu po swoją nagrodę, a później po jeszcze jedno piwo.
- Wolne tu? - zapytał spokojnym, zmęczonym tonem kobietę siedzącą pod rozpadającą się ścianą budynku. Nie zależało mu zbytnio na towarzystwie, raczej chciał zebrać siły po swoim pojedynku i jednocześnie mieć dobry widok na kolejne walki oraz zebranych tu ludzi. Organizatorzy nie byli zbyt zadowoleni, gdy wypłacali mu pieniądze i nie zdziwiłby się, gdyby ktoś został na niego tej nocy nasłany, by odebrać całą sumę za jego wygraną w walce.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 325
Punkty aktywności : 1219
Data dołączenia : 06/03/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyWto 25 Paź 2022, 07:37

Nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego w kolejnych walkach. Gdy upewniła się że kości ma na swoim miejscu wstała. Nie odchodziła daleko... Zgarnęła piwo ignorując dupków krzyczących za nią w hasłach nawiązujących do swojej walki. Kiedy wróciła na miejsce zdała sobie sprawę że widownia jest czymś wyraźnie poruszona. Spod ściany miała dobry widok, zwyczajnie wcześniej olała to co dzieje się na ringu. Jedno spojrzenie wystarczyło jednak żeby zrozumieć z czym ludzie mają problem. Ona sama uśmiechnęła się lekko. Ją też na początku wygwizdali... Ohh jak przyjemna dla uszu była cisza która nastała po pierwszych ciosach gdy jej przeciwnik wypluł złamanego zęba. Teraz też wbrew logice, podświadomie zaczęła kibicować kalekiemu mężczyźnie. Upiła łyk piwa, a opinia publiki zaczynała się zmieniać. Ona sama nie przejmowała się technicznymi sprawami swojej walki, ważne że biła. Ten gość był dobrze wyszkolony... Gdyby trafiła na niego była duża szansa że przegrała by z kretesem. Oglądała z coraz większym skupieniem, lekko wzdrygnęła się na dźwięk łamanej kości... Walki miały bardzo proste zasady... Czyli ich brak. Sama stosowała nieprzyjemne techniki ale to wydało jej się takie jakieś bardziej pierwotne i brutalne, pogobało jej się. Razem z tłumem zaczęła klaskać kiedy bitwa dobiegła końca. Nie spodziewała się po jednorękim takiego spektaklu. Pytanie czy on spodziewał się że organizatorzy niechętnie wydadzą mu nagrodę i że była duża szansa że chętnie znajdą kogoś kto przyniesie ja spowrotem.
- Ta... Jasne.. - szepnęła i lekko się odsunęła robiąc więcej miejsca dla mężczyzny.
Była skupiona na kolejnej walce, w której brał udział mężczyzna z którym walczyła ona. Z prawdziwą satysfakcją przyglądała się jak zostaje zepchnięty do defensywy. Wzięła łyka piwa i dopiero wtedy jej wzrok uciekł w stronę towarzysza. Omiotła go pospiesznym spojrzeniem i wróciła nim na ring, nie chciała żeby mężczyzna myślał że się mu przygląda. Chyba wszyscy tak mieli... To wrażenie że gdy patrzyli na gościa bez ręki ten może to odebrać jako gapienie się właśnie na ten brak... Widziała już rany wojenne... Blizny. Nie robiło to na niej wrażenia... Ale już fakt że mimo to powalił tamtego młodzika już tak.
- Świetnie ci poszło... - powiedziała nagle wciąż obserwując walkę.
Z góry przegraną walkę, bo typ który ją pokonał już leżał w błocie dostając kolejne kopniaki. W końcu wkroczył "sędzia" i kazał pozbierać go z ziemi a wilczyca oparła plecy o chłodną i wilgotną ściankę. Przez moment skrzywiła się... Była trochę obolała.
- Nie powinieneś zostawać do końca... Organizatorom wyraźnie nie spodobało się ile kasy z tego wyciągnąłeś... - dodała i skinęła głową w stronę rozmawiającej grupki przy samym wejściu do ruin.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 565
Punkty aktywności : 1504
Data dołączenia : 04/10/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptySro 26 Paź 2022, 00:57

Skinął kobiecie głową po tym, jak mu odpowiedziała i usiadł pod ścianą budynku, po jej prawej stronie. Nie za blisko, raczej w komfortowej odległości dla dwójki obcych sobie osób, ale też nie za daleko, by w razie potrzeby móc zamienić słowo albo dwa, bez potrzeby krzyczenia na całe gardło. Obserwował w zamyśleniu trwającą na ringu walkę, co jakiś czas upijając łyk piwa z butelki.
- Hmm... Nie powiedziałbym. Miałem po prostu szczęście, że trafiłem na mało doświadczonego przeciwnika z przerośniętym ego. A i tak przecież dał mi mocno w kość - odparł spokojnie, na moment stawiając butelkę między swoimi nogami, by się nie przewróciła, gdy rękawem płaszcza przetarł sobie twarz, a szczególnie prawe oko i łuk brwiowy z zaschniętej krwi. Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na nieznajomą.
- Zastanawiam się, dlaczego tak łatwo odpuściłaś swoją walkę. Jestem pewien, że dałabyś radę temu facetowi. Nie zależało ci na wygranej? - zapytał, szczerze zaciekawiony tą kwestią. Zaraz odwrócił od niej wzrok i przeniósł go na ring, gdzie niedawny przeciwnik kobiety, był na przegranej pozycji. - Wybacz, jeśli cię uraziłem, nie miałem nic złego na myśli - zaznaczył od razu, nie chcąc zrazić do siebie nieznajomej. Nie chciał mieć w niej swojego wroga. Miał ich już i tak zdecydowanie za dużo. A po dzisiejszej walce jeszcze ich niestety przybędzie.
Skierował spojrzenie w stronę, na którą kobieta skinęła głową.
- Prawda, ale jeśli są zawzięci, to ucieczka nic nie da. Mogłoby to przysporzyć niepotrzebnych kłopotów, gdyby dowiedzieli się gdzie mieszkam, albo gdzie pracuję. Z resztą, po co odwlekać nieuniknione, prawda? - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, choć ze zmęczeniem na twarzy i opróżnił do końca swoją butelkę, wstając na nogi. - Miło mi było panią poznać - dodał na odchodne, nim skierował się w stronę krzaków, za którymi zniknął.
Gdy z nich po chwili wyszedł, czekał na niego mały komitet powitalny złożony z trójki rosłych mężczyzn. Najwidoczniej organizatorzy nie zamierzali się cackać i nie tylko szybko znaleźli dryblasów chętnych nieco zarobić i obić komuś twarz, ale też nie zamierzali przy tym ryzykować, że Jednooki mógłby się im wywinąć. Praktycznie bez słowa odciągnęli go na bok, by nie ściągać niepotrzebnej uwagi i od razu przeszli do rzeczy.
- Możemy załatwić to szybko i bezboleśnie, jeśli tylko będziesz tak uprzejmy i oddasz nam pieniądze, które wygrałeś - zaczął jeden z mężczyzn, stojący naprzeciwko Jednookiego, pozostali go otoczyli, gotowi do szybkiej reakcji, gdyby tylko próbował z nimi walczyć czy uciekać.
- Ale ja nie mam żadnych pieniędzy - odparł spokojnie, patrząc mu czujnie w oczy. Chciał zablokować wymierzony w jego stronę cios, ale został przytrzymany przez jednego z otaczających go gości. Zgiął się w pół, zanosząc się kaszlem, gdy został uderzony z całej siły w brzuch. Zostało mu jeszcze poprawione kolanem w twarz, aż mu pociemniało przed okiem, a w ustach poczuł metaliczny posmak.
- Chyba nie bardzo rozumiesz sytuację, w której się znalazłeś, bo takie kity to możesz wciskać komu innemu - powiedział przez zęby główny przewodniczący tej grupy.
- Nie... mam... oddałem jed...nemu... gościowi... - wydusił z siebie i spróbował się wyszarpnąć. Bezskutecznie. Za to do okładania go pięściami i kopania dołączyła się pozostała dwójka, która do tej pory tylko go trzymała i pilnowała.
Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to spróbować skulić się w pozycji bezpiecznej i przeczekać to. O dziwno najgorsze nie było to, że nie miał jak się bronić, a to, że musiał walczyć z samym sobą, by nie stracić nad sobą kontroli i nie ściągnąć tych samym większej ilości kłopotów na siebie. Wdech... I wydech...
- Powtórzę ostatni raz... - mężczyzna warknął na poobijanego, ledwo dychającego kalekę, celując do niego z pistoletu.
- Strzelaj...! Martwy... na pewno...będę bardziej... rozmowny - wybełkotał, patrząc na dryblasa intensywnie złotym okiem niemalże świecącym w ciemności, gdy przyłożył swoją głowę do wylotu lufy.
Gość wyraźnie nie chciał mieć kłopotów, albo brakowało mu odwagi, by pociągnąć w tej chwili za spust, zamiast tego wpadł na pomysł, by zwyczajnie przeszukać kalekiego i zabrać mu wszystkie wartościowe rzeczy, jakie przy sobie miał. Nie było tego za wiele, gdyż River zapobiegawczo wszystko ukrył, gdy odszedł za potrzebą w krzaki. O jednym tylko zapomniał, a raczej był tak z tym zżyty, że nawet nie przyszło mu do głowy, by się tego choć na chwilę pozbywać. Na swojej szyi nosił dwie złote obrączki wiszące na kulkowym łańcuszku. Nie trzeba było długo czekać, aż przykują uwagę bandytów.
- Zostaw to! - warknął ostrzegawczo, próbując odzyskać swoją własność zerwaną mu z szyi.
- Może pokryją chociaż połowę tego, co wygrałeś - mruknął z chorą satysfakcją mężczyzna przed nim, oglądając dokładnie obrączki, licząc w głowie, ile by za nie dostał.
River nie miał już sił i był cały obolały, ale póki oddychał, nie zamierzał się poddać. Szarpnął się na tyle mocno, że ręka bandyty trzymająca jego własność, znalazła się w zasięgu zębów Jednookiego. Gdy zatopił je w dłoni tamtego mężczyzny, planował wgryzać się w niego tak długo, aż nie odda obrączek. Albo nie odgryzie mu "przez przypadek" ręki. Nieważne, że zaczął być okładany pięściami po głowie, nie zamierzał puścić tego gościa. W pewnym momencie zobaczył przed sobą swoją ukochaną. Jej cudowny uśmiech i... poszarpane, nieruchome ciało, gdy leżała na bruku i się wykrwawiała na jego oczach, a on nie mógł nic zrobić.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 325
Punkty aktywności : 1219
Data dołączenia : 06/03/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptySro 26 Paź 2022, 23:48

Nawet nie spojrzała na mężczyznę przyglądając się kolejnym ciosom jakie padały na jej byłego rywala. Z resztą wiedziała o czym mówił nawet jeżeli nie patrzyła jak ociera krew.
- Mogło być gorzej. - odpowiedziała jedynie w tej kwestii.
Co zaś tyczy się jego pytania, lekko się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami.
- Nie specjalnie. - przyznała wyjątkowo szczerze.
- Dla większości tu zebranych i tak byłam przegrana... Po za tym.. Spójrz tylko na tą pizde, nawet jak bym wygrała to tak jak bym przegrała... Równie dobrze mogli mi wystawić dziecko. - dodała zirytowana.
Wybiła typowi zęba, miała swoją satysfakcję... A czy faktycznie by wygrała? Nie była dobra w walkach na pieści, chociaż gdyby użyła całej siły, ten nędzny osiłek pewnie padł by po jednym ciosie. Spojrzała na mężczyznę dopiero gdy stwierdził że ucieczka nie miała sensu. Ona się nie do końca zgadzała, ale zdecydowanie zaimponował jej odwagą... Chociaż może lepiej pasowało słowo głupota. Ona też miała tendencje do pakowania się w bagno po uszy.
- I wzajemnie... - odpowiedziała i od razu pomyślała że to pożegnanie zabrzmiało tak... Jak by żegnali się naprawdę na zawsze bo jedno z nich miało wylądować w piachu. Zignorowała nawet nazwanie jej "Panią" a nie przepadała za tak oficjalnym językiem... To było dobre dla wampirów. Odprowadziła go wzrokiem... Wiedziała kiedy go złapali, w zasadzie jej wyczulony słuch był w stanie ich usłyszeć... Rozróżniać słowa. Mimo to, oparła plecy o zimną ścianę z tyłu i wzięła pożądny łyk piwa. Głosy wciąż do niej docierały, gdy biła brawo kiedy jej były przeciwnik padł jak długi jednak dźwięk "konwersacji" jaką prowadzili organizatorzy z kalekim mężczyzną wciąż ja wybijał z rytmu.
- Pierdoleni sadyści... - warknęła pod nosem i dopiła piwo.
Nie... Nie wtrącaj się, nawet nie znasz tego typa... Powtarzała sobie w myślach i lekko stukała w ziemię podeszwą prawego buta. "Zostaw to"... Pewnie jednak miał pieniądze... Albo znaleźli coś cenniejszego, jednak to przecież nie była jej sprawa! Kolejni wojownicy stanęli na ringu gotowi zmierzyć się w swojej rundzie gdy dotarł do niej nowy, świeży zapach krwi i te zdławione krzyki.
- Nóż kurwa... - syknęła i wstała, po drodze rozbiła butelkę o walające się wokół kamienie.
Wiedziała gdzie są, nie było większego problemu podejść ich od dobrej strony, w końcu byli zajęci, a wokół było jednak dosyć głośno. Nie wyznaczyła sobie za ofiarę typa z przodu, on i tak był w tarapatech. Nie, ona cicho jak prawdziwy drapieżnik podbiegła do trzymającej mężczyznę dwójki. Za nim jeden zadał kolejny cios, wbiła mu butelkę w tyłek, oczywiście obficie krwawił, a drzeć to zaczął się tak niemiłosiernie ze aż się skrzywiła. Jednak za nim drugi "strażnik" się połapał zrobiła lekki obrót i szarpnęła go w tył za włosy. Wymierzyła cios kolanem prosto w jaja, a gdy z jękiem zaczął się składać poprawiła od dołu w samą szczękę tak że niemal usłyszała jak zadzwoniły mu zęby. Ten nie był problemem... A jako że przesłuchujący walczył aby zachować dłoń wróciła do tego któremu wbiła butelkę prosto w cztery litery. Leżał na boku wyjąc i delikatnie próbując wyjąć szkło kiedy zjawiła się obok.
- Widzicie... A mogło się obejść bez tego. - wzruszyła lekko ramionami i wymierzyła kopniaka w twarz zupełnie jak by grała w nożną.
- Jak to było... A tak! Możemy to załatwić szybko... I średnio boleśnie. Ty teraz obiecasz mi że znikniesz nam z oczu plus upewnisz się że każdy potencjalny typ spod ciemnej gwiazdy obejrzy tą twoją zgrabną rączkę i zapomni o forsie...a mój kolega cię puści i skończy się na bliznach którymi będziesz się chwalił dziwą dopowiadając do tego jakąś niezwykłą historię. Albo stracisz rękę i przytomność... U takie rany mogą się potem poważnie jątrzyć. - niemal gwizdnęła i wskazała szramę na swojej szyi.
- Boli jak cholera... Trzeba mieć wtedy nadzieję że się skończy na stracie ręki. To co? Którą opcje wolisz? Mnie w sumie satysfakcjonują obie... A ciebie? - zapytała jak by od niechcenia kalekiego mężczyznę i skrzyżowała ręce na piersiach.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 565
Punkty aktywności : 1504
Data dołączenia : 04/10/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyCzw 27 Paź 2022, 11:43

Uśmiechnął się pod nosem lekko rozbawiony jej krótkim, ale prawdziwym stwierdzeniem. Mogło być gorzej. Oglądał trwającą walkę i uważnie słuchał odpowiedzi kobiety, czy może raczej tłumaczeń, dlaczego odpuściła sobie dalszą walkę. Trudno było powiedzieć, że nie zrobiła na nim dobrego wrażenia swoimi słowami. Od samego początku czuł, że nieznajoma jest silna, ale przez to, co powiedziała, utwierdziła go w przekonaniu, jak bardzo. W walce z nią nie miałby szans, nawet jeśli to ona zbierałaby się bardziej poobijana z ziemi. Mądrze gadała. Przez to tylko, jeszcze bardziej nie był zadowolony ze swojego zwycięstwa, jeszcze bardziej go ono bolało, ale musiał przełknąć nieprzyjemny smak tej mentalnej porażki – potrzebował tych pieniędzy. Choć z drugiej strony, dzięki temu, dzięki niej, będzie na przyszłość mądrzejszy.
Chwilę jeszcze z nią posiedział, by następnie się pożegnać i oddalić, wyjść naprzeciw temu, co w jego przypadku było nieuniknione, a co mógł jedynie bezsensownie odwlekać w czasie. Z początku naiwnie myślał, że uda mu się jakoś dogadać z organizatorami i załatwić to w bardziej… cywilizowany i pokojowy sposób. Był gotów zaoferować im, że walczyłby jako ich zawodnik i na czym zyskaliby więcej, niż mu teraz wypłacili, choć nie cieszyłaby go taka wizja najbliższej dla siebie przyszłości. Niestety, a może na szczęście, oni nawet nie dali mu szansy zacząć z nimi dyskusji. Musieli poczuć się dotkliwie oszukani, że jakiś zapyziały kaleka, wygrał walkę, zgarniając przy tym wcale niemałą kasę.
Nie musiał długo myśleć nad kolejnym planem. Nawet niezbyt skomplikowanym. Wystarczyło, że przeczekałby, aż złoją mu skórę i się znudzą, uznając, że już jest martwy. Nie chciał z nimi walczyć. Miał już dość na dziś. Nie mówiąc już o tym, że gdyby spróbował się bronić i, by im uciekł, ściągnąłby na siebie więcej kłopotów, niż miał obecnie. Nie opłacało się krzywdzić tych gości.
Ten plan nie, tylko nie wypalił, ale również poskutkował tym, czego Jednooki chciał uniknąć – niepotrzebnym przelewem krwi napastników. Próbował być miły i cierpliwy, ale gdy została mu odebrana jego najcenniejsza pamiątka po zmarłej żonie, zwyczajnie nie wytrzymał. Ba! Nie mógł dopuścić do tego, by ją stracić. Zareagował instynktownie, jak przystało na zagrożone zwierzę zagonione w kozi róg. Warczał wściekle ani na moment, nie zamierzając wypuścić trzymanej w zębach ręki organizatora, na którego patrzył z żądzą mordu intensywnie złotym okiem. Im mocniej napastnicy go bili i mężczyzna próbował uwolnić swoją rękę, tym mocniej River zaciskał swoje szczęki, trzymając swoją wewnętrzną bestię na ostatnim łańcuchu, który lada moment mógł się zerwać. W tym momencie nie czuł bólu, czy osłabienia wywołanego zmęczeniem. Energii dodawała mu pierwotna wola walki.
Gdyby nagle nie pojawiła się kobieta, z którą nie tak dawno się żegnał, prawdopodobnie organizatorzy nie wyszli, by z tego żywo. Jednooki był chyba tak samo zaskoczony jej interwencją, co pozostali mężczyźni, ale póki co nie dał tego po sobie poznać i gdy tylko uwolniona została jego ręka, nie puszczając tej należącej do organizatora w swoich zębach, powalił go na ziemię. Opierał się tuż obok jego głowy na porośniętej gęstym, ciemnym futrem dłoni, uzbrojonej w ostre pazury. Przerażony gość nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót i aż się zmoczył. Ze strachu, czy z bólu, gdy szczęki Rivera natrafiły na kość – nieważne!
- Ogaj… ko… hoje…! - zawarczał z pełnymi ustami i bezwzględnym, dzikim spojrzeniem, jasno sugerującym, że bez problemu odgryzie mu rękę i się nie zawaha. Jeszcze jak do tego kobieta zaczęła go "przekonywać", facet ze łzami w oczach zaczął zgadzać się na wszystko i błagać o litość. Wypuścił też z dłoni zerwany łańcuszek z obrączkami, a wtedy Jednooki uwolnił jego rękę i splunął krwią w bok, sięgnął po leżącą na ziemi swoją własność.
Gość zaskakująco szybko się pozbierał i uciekał, aż się za nim kurzyło. River jeszcze chwilę kucał z wyszczerzonymi zębami i zakrwawioną twarzą, aż tamten nie zniknął mu z oczu. Dopiero wtedy odetchnął głęboko, a raczej stęknął z bólu i poleciał na bok, by wyczerpany przekręcić się zaraz na plecy.
- Mogło… być gorzej… co? - wysilił się na drobny żart, kierując w stronę kobiety jej własne słowa. Obrócił lekko głowę i spojrzał na trzymany w dłoni przedmiot, jakby się upewniał, czy to faktycznie jego wisiorek. Po tym utkwił wzrok na nocnym niebie.
- Dziękuję za… pomoc i… przepraszam za kłopot… Jestem twoim dłużnikiem… - powiedział słabo, rezygnując z próby podniesienia się. Postanowił chwilę poleżeć, by nieco się zregenerować i odpocząć, a po tym… znajdzie sobie jakąś bezpieczną norę, w której będzie mógł w spokoju wylizać swoje rany.
- Dlaczego to… zrobiłaś? I jak… mnie znalazłaś? - zapytał, zerkając na nią opuchniętym okiem, które odzyskało swój zwyczajny kolor.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 325
Punkty aktywności : 1219
Data dołączenia : 06/03/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptyPią 28 Paź 2022, 22:17

Nie była typem osoby który oceniał innych, żyła po swojemu i dawała tak żyć innym. Gdyby było inaczej prowadziła by jakąś głupią krucjatę przeciwko alphie z Fostern, a tak... Po prostu miała go za dupka. Nie gardziła jednak wszystkimi którzy go słuchali. Tak samo teraz, sama miała swoje zdanie na temat własnej walki, ale nie potępiała w żadnym razie działań mężczyzny. Wiele osobywalczyło dla pieniędzy, ona miała ten komfort, że nie potrzebowała ich do przeżycia. Odziedziczone gospodarstwo rodziców w zupełności starczyło na pokrywanie jej rachunków... Z resztą, jakoś specjalnie wybredna i wymagająca też nie była. Za to czemu przyszła z pomocą mężczyźnie? Kto wie... Oczywiście kim był, domyśliła się dopiero widząc jego złote oko i palce z których wychodziły pazury, nie zareagowała jednak jakimś specjalnym zaskoczeniem. Nie dlatego że nie była zaskoczona... Widywała wiele pobliźnionych wilkołaków, ale nigdy z tak poważnymi uszkodzeniami... Była szczerze zaskoczona tym kim się okazał... I zaniepokojona tym co musiało go spotkać. Po prostu nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie póki typ nie oddał obroczek i uciekł... Zdusiła w sobie ogromną ochotę aby ruszyć za nim i spojrzała na uspokajającego się wilkołaka.
- Zdecydowanie gorzej. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem i zaraz potem się skrzywiła słysząc jego deklaracje.
- To nic... Nie potrzebuje dłużnika. Za to ty potrzebujesz odpocząć i się ogarnąć. - przyznała lekko wskazując na niego głową.
Nie był w najlepszym stanie... Rany pewnie zaraz będą zaczynały się goić, ale i tak pozostawały nieprzyjemne. Sama lekko zatoczyła koło samym ramieniem żeby rozruszać siniaki. No i... Zaraz po tym wzruszyła ramionami.
- Potrzebowałeś pomocy... A oni okropnie mnie drażnili... Sprzedajne gnoje. - warknęła ignorując drugą część pytania.
Podeszła do wilkołaka i podała mu rękę.
- Jestem tu autem... Mieszkam w Fostern, nie powinieneś wracać teraz do domu, jak sam mówiłeś mogą cie szukać. Jeśli chcesz, możesz się zatrzymać u mnie na jakiś czas. Nie martw się... Więcej mnie nie ma niż jestem w domu... A te typki nie odważą się zadzierać z ludźmi z Fostern, to dosyć zgrana społeczność. To co? Gdzieś i tak musisz przeczekać. - zaproponowała czekając czy przyjmie wyciągniętą dłoń... Fizycznie i w przenośni.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 565
Punkty aktywności : 1504
Data dołączenia : 04/10/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptySob 29 Paź 2022, 16:52

Był naprawdę ogromnie wdzięczny kobiecie za przybycie, nie dlatego, że uratowała go przed napastnikami, wręcz przeciwnie – że to ich uchroniła nieświadomie przed napadniętym kaleką. Co prawda i tak im się oberwało i będą się dłużej męczyć z leczeniem swoich obrażeń, niż Jednooki, ale powinni się cieszyć, że zachowali swoje życie. Mało brakowało, by doszło tu do krwawej jatki i tylko River opuściłby to miejsce o własnych siłach. Mieli ogromne szczęście, że się pojawiła.
- Pewnie masz rację… - odparł bez przekonania, leżąc na plecach na ziemi i wpatrując się w nocne niebo. Odetchnął głęboko i zamknął na moment oko, jakby odpływał albo próbował uciąć sobie drzemkę. W rzeczywistości był to jego sposób, by się skupić i wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę z sił, które mu pozostały. Skrzywił się, zaciskając przy tym mocno zęby i spróbował się dźwignąć do pozycji siedzącej. Nie było to zbyt przyjemne co prawda, ale nie mógł tutaj zostać – dwaj powaleni mężczyźni, których kobieta pozbawiła przytomności mogli się w każdej chwili obudzić. Oczywiście wątpił, by byli w stanie go ponownie zaatakować, zwłaszcza że cały czas z nim rozmawiała nieznajoma, która ich tak urządziła, ale nie było sensu robić sobie niepotrzebnych problemów.
Spojrzał na moment w stronę mężczyzn, a po tym na trzymaną w dłoni pamiątkę po ukochanej. Zacisnął ją mocno w pięści i schował do kieszeni, skupiając zaraz zaskoczony wzrok na wyciągniętej w jego stronę dłoni jego "wybawicielki".
- Tak szczerze to myślałem o położeniu się w tamtych krzakach… - zaczął, jakby chciał odmówić propozycji kobiety, lecz po chwili chwycił jej dłoń i korzystając z jej pomocy podniósł się na nogi. Chyba źle początkowo ocenił resztki sił, które mu zostały, bo stał z ledwością, musząc się mocno wysilać, by utrzymać się na nich. Miał wrażenie, jakby były z waty albo galarety. Prawdopodobnie, nawet gdyby się uparł, nie miałby innego wyboru, niż skorzystać ze skierowanej w jego stronę propozycji.
- Raz jeszcze dziękuję za twoją pomoc i zapewniam, że nie będę ci długo siedział na głowie - powiedział w końcu, gotów podążyć za nią do wspomnianego samochodu. Nie martwił się o swoje rzeczy, bo wiedział, że dobrze je ukrył, będzie mógł po nie wrócić jak już odzyska siły. W obecnym stanie mogłoby to nie być zbyt rozsądne, o ile zdołałby dojść do tamtego miejsca i wrócić tutaj, nie padając gdzieś w połowie z wyczerpania.
- Tak przy okazji… River jestem, często nazywany Jednooki - przedstawił się, uświadamiając sobie, że mimo tego, ile już ze sobą rozmawiali, jakoś nie było chwili, by się przedstawić.
Powrót do góry Go down
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 325
Punkty aktywności : 1219
Data dołączenia : 06/03/2022

Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 EmptySob 29 Paź 2022, 22:20

Więc w zasadzie, jak by na to nie spojrzeć, głównie uratowała jego... Jako po prostu jego i jako jego sumienie. Wątpiła że nawet jeśli te dwa typy się obudzą to będą mieli chęć na dokładkę. Bardziej martwiła ją chołota zabawiająca się jeszcze na walkach... Ale ta zabawa nie będzie trwała wiecznie. Czekała więc na jego odpowiedź... Było by jej ciężko go zostawić... Zwłaszcza teraz gdy już mu pomogła, jeśli jednak takie by było jego życzenie to nie mogła go przecież zmusić. Mimo to na wspomnienie krzaków prychneła śmiejąc się i wciąż wyciągając do niego dłoń... Czemu? Dalej nie rozumiała... Może dostrzegła w nim kogoś sobie podobnego... Był sam, ona też była, nawet jeśli miała stado... Przynajmniej teoretycznie i do czasu aż nowy alpha nie stwierdzi że nie będzie trzymał takiego nieprzydatnego kundla jak ona. Złapała dłoń mężczyzny pewnie i pomogła mu wstać.
- Nie dziękuj... - mruknęła i powoli poprowadziła go do auta.
- W zasadzie to była przyjemność... Żałuj że nie widziałeś miny tego drugiego gdy jego kumpel padał na ziemię. Jak by mózg mu się przegrzał od nadmiaru informacji. - odpowiedziała półżartem.
Nie była zbyt przyzwyczajona do otrzymywania podziękowań, próbowała się wiecod nich osunąć mentalnie rzucając półżartem.
- Leah... Nazywają mnie różnie, ale żadne z tych przezwisk by Ci się nie spodobało. - odpowiedziała gdy już dotarli do jej Jeepa.
Uwielbiała biegać i jeździć na rowerze, ale nigdy nie mogła być pewna w jakim stanie będzie musiała wracać z takich miejsc. Auto było więc dobrą opcją. Upewniła się że River wsiadł i odpaliła ruszając w kierunku Fostern.

c.d
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Ruiny        - Page 13 Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny    Ruiny        - Page 13 Empty

Powrót do góry Go down
 

Ruiny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 13 z 13Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Ziemia niczyja :: Bagna-