a
IndeksIndeks  WydarzeniaWydarzenia  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2


 

 Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 16  Next
AutorWiadomość
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyPon 07 Lis 2022, 23:56

Uśmiechnęła się lekko na pomysł rozmowy z gospodynią. Fakt... Być może to by w czymś pomogło, ale z drugiej strony nie była pewna czy na pewno chciała by coś się zmieniło. Lubiła kobietę... Ale była... Nie była jedną z nich. Gdyby Leah zaczęła jeść w domu, zapewne jadły by wspólnie bo dziewczyna nie miała serca odmówić kobiecie, a tym bardziej jej unikać. Wspólne posiłki to rozmowy... Być może przywiązanie się do niej. A Leah nie wiedziała nawet ile czasu zostało jej w tym miejscu. Po za tym nie uśmiechało jej się ciągle szukanie wymówek i kłamstwa... Wolała nie rozmawiać w ogóle. Teraz była nieco samotna, to prawda. Ale niczego nie udawała.
- Chyba zostanę przy polowaniu... Przy okazji się na biegam. Chociaż z tymi rybami może to nie taki zły pomysł... Może jeszcze urosnę! - odpowiedziała rozbawiona. Nic jednak nie mogło równać się z momentem gdy River podskoczył i "ukrył" się przed krową. Leah roześmiała się szczerze aż do jej oczu napłynęły drobne łezki. Nie patrzyła tak bardzo przed siebie... Polubiła go, oczywiście! No i miło było tak zwyczajnie z kimś pogadać, nie wspominając już o tym dziwnym tęsknym uczuciu które kuło w piersi gdy nie musiała mierzyć się dziś z przeciwnikiem sama. Byli stworzeniami stadnymi, nie ważne co mówili obu brakowało towarzystwa własnego gatunku. Nie zastanawiała się jednak nad tym czy zostaną przyjaciółmi... Być może, ale ona nie miała pojęcia co przyniesie jutro. Kto wie... Może spotkają się jeszcze na jakiś walkach... Może po jego odejściu nie spotkają się już w ogóle.
- Nie wiem jak bardzo bujasz w obłokach... Ale musisz uzmysłowić sobie jedno. PRZED NIMI NIE MA UCIECZKI. - Powiedziała poważnie skupiając się na każdej sylabie tej mądrości.
Dopiero po chwili włożyła ostatni kawałek jajecznicy do ust chichocząc. Opowieści słuchała już z powagą, chociaż chwilami się uśmiechała, nie tyle że śmiechu co... Wręcz zauroczona. Trudno jej było sobie wyobrazić jak ludzie byli w stanie wychować dwójkę wilkołaków. Dla rodzin tego gatunku to spory wyczyn. Musiało być im ciężko... Ale dali radę i jeśli to co River mówił to prawda, woleli odejść niż sprawiać problemy, to wychowali ich... Naprawdę dobrze. Bardzo dobrze skoro przekładali dobro rodziny nad własne. Zaśmiała się na wspomnienie o złotej rybce. Nie zranił jej swoją opowieścią, Leah nie była zawistna ani zazdrosna. Oczywiście... Było jej przykro że również nie mogła przytoczyć podobnej historii, ale River miał do tego pełne prawo.
- To bardzo ciekawe... Zwłaszcza ta część o chochli. - odpowiedziała rozbawiona i usiadła opierając się bokiem o drewnianą kolumnę. Plecy mogły nieco odpocząć w tej pozycji a przy okazji niczego nimi nie dotykała.
- To dobrze że tak miło wspominasz dzieciństwo. Ja może nie miałam tyle szczęścia... Ale kobieta która się mną zajmowała była jedną z nas... Wiem jakie miała ze mną skaranie boskie... Zwłaszcza po pierwszej przemianie! Tydzień... Bity tydzień biegałam po lesie atakując wszystko co się tylko ruszało. Trudno sobie wyobrazić... Z całym szacunkiem, jak poradzili sobie... Ludzie. Nie chcę im umniejszać ale wychować wilkołaka to naprawdę duży wyczyn. A oni wychowali dwa... I to jak! - dodała entuzjastycznie.
Usłyszała jak auto stojace na podjeździe zostało opalone i powoli się oddala co oznaczało jedno... Rita skończyła pracę.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySro 09 Lis 2022, 12:00

- Kto wie, może dzięki diecie rybnej będziesz większa ode mnie - podsunął z pogodnym uśmiechem na twarzy, choć zaraz lekko przybladł, zastępując rozbawienie cieniem troski. - Niestety obawiam się, że na jakiś czas będziesz musiała odpuścić sobie polowanie, przynajmniej dopóki rany się nie zagoją na tyle, że się przez przypadek nie otworzą. Porozmawiam z panią Ritą przy następnej okazji, zapytam, czy mogłaby jakiś czas przygotowywać bardziej mięsne posiłki. W razie pytań powiem, że jestem parasportowcem i potrzebuję dużo mięsa w swojej diecie - zaproponował. Miał świadomość, że Leah będzie pewnie zdecydowanie trudniej znieść brak przybierania swojej wilczej formy, niż jemu, ale wiedział też, że w przeciwnym razie jej rany mogą się bardzo długo goić. Albo nawet się pogorszą i będą trudniejsze do zaleczenia, przez ciągłe zmiany i możliwe zabrudzenia. Głupio mu było, mówić jej co ma robić, a czego nie powinna, ale lubił ją i choćby z tego powodu chciał dobrze. Chociaż... chyba miał lepszy pomysł, niż angażowanie w pomoc niczego nieświadomej, starszej kobiety.
To musiało jednak na ten moment poczekać, bo zebrało mu się na wygłupy i iście aktorskie przedstawienie tego, jak bardzo bał się wizji bycia upolowanym i rozszarpanym przez spokojne mućki. Uśmiechnął się w duchu, zadowolony z osiągniętego efektu, którym było rozbawienie Leah. Miło było słyszeć, jak się śmieje. Taki już był, że wolał, jak osoby, z którymi rozmawiał, były szczęśliwe, a nie przygnębione, choć gdy był sam, zdecydowanie częściej znajdował się w tym drugim stanie i pił, żeby choć na moment się z niego wyrwać.
Zaśmiał się jeszcze po tym, co powiedziała Leah i wrócił na swoje poprzednie miejsce, przestając śmieszkować. Gdy opowiadał nie był zbytnio przygnębiony, raczej można było w jego głosie wyłapać niekiedy nutę tęsknoty za rodzinnymi stronami i rodziną, której nie widział od dawna. Gdy wspominał o nich, zastanawiał się czy wszystko u nich dobrze, czy może Lake się z nimi kontaktowała, aby ich przeprosić za to, jak się zachowywała podczas swojej pierwszej przemiany i że po niej zniknęła. Myślał też co u niej, czy nadal żyła, czy założyła rodzinę? Wiedział, że to będą pytania, na które nigdy nie pozna odpowiedzi i mógł jedynie naiwnie sam sobie na nie odpowiadać, że każdy z członków jego najbliższej rodziny był szczęśliwy.
- Kobieta z chochlą jest groźniejsza od grizzly - podsumował jej słowa, również się przy tym uśmiechając.
Słuchając jej, nie miał najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie nastoletniej Leah ganiającej wszystko, co przed nią na drzewo nie uciekło. Wiedział, że nie powinien, ale jakoś trudno mu było opanować w pełni swoje rozbawienie. Parsknął krótko, przykładając pięść do ust, udając, że się niby zakrztusił i po prostu odkaszlnął, jednak uśmiechu i błysku wesołości w niebieskim oku, nie był w stanie w pełni zamaskować.
- Dziękuję, to miłe, że tak sądzisz - powiedział uprzejmie, ze szczerą wdzięcznością w głosie. Nigdy by się nie spodziewał, że zrobi mu się lepiej na sercu po czymś takim. Podświadomie uważał siebie i swoją siostrę za przekleństwo tych niewinnych ludzi, a ona tymi kilkoma zdaniami zdołała sprawić, że nie czuł tego już tak bardzo. Wierzył jej, że miała rację, w końcu dorastała wśród innych wilkołaków.
Usłyszał coś na zewnątrz stodoły i skierował głowę w tamtą stronę, chwilę tak siedząc lekko spięty i w pełnym skupieniu, oceniając czy było to jakieś zagrożenie, czy nie. Spojrzał zaraz na Leah.
- Kto to? Pani Rita? - spytał kontrolnie, przypominając sobie, jak starsza kobieta wspominała, że po zrobieniu obiadu wychodziła. Koło... piętnastej?
- Czekaj, pomogę ci wstać. - Poderwał się z ziemi i przykucnął przy Leah, by mogła się na nim wesprzeć, aby nieco odciążyć jej plecy, gdy będzie wstawała.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySro 09 Lis 2022, 22:23

Rozśmieszanie jej szło mu naprawdę dobrze, nie pamiętała kiedy ostatnio tyle się śmiała! Trzeba było przyznać, że chwila w której zamiast wyrzucić butelkę po piwie i wrócić do domu wbiła ją w zadek jednego z gości atakujących Rivera była o wiele bardziej istotna niż mogła wtedy sobie wyobrazić. Cieszyła się że podjęła taką a nie inną decyzję.
- W zasadzie... To po części prawda. Ale muszę przyznać... Stajesz naprzeciwko moich krów, teraz deklarujesz starcie z kucharką. Jesteś naprawdę odważny. - przyznała z powagą... Przez chwilę, bo zaraz po niej uśmiechnęła się. Roześmiała się ponownie na porównaniu grizzly z kobietą z chochlą.
- Czyli to takie proste? Rybna dieta i chochlą przyczepiona do obroży i nikt mi w lesie nie podskoczy? - powiedziała rozesmiana wyobrażając sobie jak biega po lesie z chochlą zaczepioną o skórzaną obroże niczym duży medalik domowego pupila. I jak wszyscy widząc ja z daleka umykali do swoich kryjówek. Co do jej dzieciństwa... Nie była łatwym dzieckiem... Dorosłą też nie. Dzisiaj było jej głupio ile problemów sprawiła kobiecie która ją przygarnęła... Ile niepotrzebnych rzeczy powiedziała gdy ta chciała dla niej dobrze. Okres nastolatka był zdecydowanie najtrudniejszy. A już oklepane "Nie jesteś moją matką" padało tak często że dziś Leah niecierpi go słuchać nawet w serialu. Uśmiechu Rivera i parsknięcia nie dało się zignorować i dobrze! Bo wyciągnął ją tym z rozmyślań. Zaśmiała się i pogroziła mu palcem.
- Ej... Może i zadusilam parę kur! Ale znam jedną wilczyce która włamała się do domu sąsiada i rozniosła śmieci po kuchni niczym rasowy, niewychowany psi przyjaciel. Typ jest człowiekiem i do dziś mówi jak bardzo mocne było piwo które sam robi bo widział gigantycznego lisa w kuchni zżerającego resztki żeberek z obiadu. - opowiadając cały czas się uśmiechała. Chciała już zapytać jego i kompromitujące wydarzenia z pierwszych przemian... Ale dźwięk samochodu zajął jej myśli. Chwilę nasłuchiwała jak by upewniała się że to faktycznie to.
- Tak... Chyba jest trochę wcześniej niż zwykle, ale zawsze jej mówiłam że ma wracać do domu jak skończy pracę. - odpowiedziała i poczekała jeszcze parę minut jak by odtwarzała w głowie drogę którą właśnie pokonuje auto. Jedzie głównym podjazdem... Mija zagrodę, wyjeżdża za bramę i... Znika za zakrętem. Tak, nawet jeśli czegoś zapomniała, to już nie będzie jej się chciało wracać. W pierwszej chwili w ogóle nie pomyślała o plecach i chciała wstać. Interwencja Rivera była jak najbardziej słuszna... Chociaż dziewczyna nie była przyzwyczajona... Ani do samych ran zadanych wilczymi zębami... Ani do tego żeby ktoś się nią przejmował.
- Poradzę sobie... Moje plecy to muszą mnie... Ahhh - warknęła gdy faktycznie próbowała wstać. Na szczęście mężczyzna był przy niej i mogła się na nim wesprzeć. Nie docenia się tego co się ma, dopóki się tego nie straci. Można by pomyśleć że nie używa się na codzień mięśni na plecach! Niby do czego? A jednak... Używa i uszkodzone wyjątkowo nieprzyjemnie protestują. Skorzystała z jego pomocy z lekkim syknięciem, chętnie... Bardzo chętnie znalazła by się już w domu. Przechodząc podrapała po nosach krowy które wciąż się im przyglądały i ruszyła w stronę pensjonatu. Było cicho... Pogoda dziś dopisywała. W zagerodzie pasł się samotnie osioł który zaryczał gdy ich zobaczył.
- Dzięki... Za wszystko. - powiedziała do niego otwierając drzwi frontowe i wchodząc skręciła do salonu
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyPią 11 Lis 2022, 21:18

Uśmiechnął się pogodnie na jej słowa, jakby był naprawdę dumny i pewny siebie słysząc to. Wierzył, że rozmową nieraz można uzyskać znacznie więcej, niż siłą. Nie zaszkodzi mu, jeśli zapyta starszą kobietę. A nawet jeśli nie byłaby to taka błaha sprawa, tylko kwestia życia i śmierci, również by spróbował jakoś pomóc czy rozwiązać sytuację. W końcu nie miał nic do stracenia. Nie powiedział tego jednak głośno i jedynie na moment wypiął dumnie pierś, udając, że od jej słów obrasta w piórka.
- Ja na pewno uciekałbym, gdzie pieprz rośnie, gdybym cię spotkał - zaśmiał się na wyobrażenie Leah postury niedźwiedzia i z chochlą na szyi. Mógł mieć jedynie nadzieję, że kobieta nie postanowi chodzić tak faktycznie po lesie. Choć istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że faktycznie inni by przed nią uciekali, mocno zaskoczeni tym widokiem.
Próbował, bardzo mocno próbował się powstrzymać od śmiechu, gdy opowiadała o swojej pierwszej przemianie i tym jakie problemy sprawiała swojej opiekunce. Leah przecież w spokoju wysłuchała jego wspominek. Nie udało mu się. Nie ważne jak bardzo się starał, po prostu nie wytrzymał w pewnym momencie i parsknął śmiechem. Pogrożenie mu palcem i dodanie historii o "lisie" wcale nie pomagało opanować jego rozbawienia. A kiedy mu się to w końcu udało, aż musiał otrzeć sobie grzbietem dłoni oko, bo aż załzawiło lekko od tego śmiechu, choć nadal był rozbawiony. Zastanawiał się, czy wspomniany sąsiad jadł ostatnio jakieś żeberka i czy miał gdzieś zapas tego piwa, bo mógłby złożyć mu wizytę i się poczęstować. Może zabrać też coś na wynos na później i dla Leah. Chciał o to spytać kobietę w żartach, jednak odgłos silnika i odjeżdżającego samochodu, odsunął od niego ten pomysł.
- Ze świecą szukać tak dobrego i wyrozumiałego pracodawcy - ocenił szczerze, spokojnym tonem, jeszcze jakiś czas patrząc się w kierunku, z którego dochodził do niego dźwięk samochodu. Zastanawiał się przy tym, czy jego pracodawca będzie, choć w ułamku tak wyrozumiały, gdy River nie pojawi się tych kilka dni w pracy. Raczej w to wątpił, ale w życiu były sprawy ważne i ważniejsze, a dla niego dobro innych zawsze miało najwyższy priorytet. Dopiero na samym końcu tego łańcucha było miejsce na "ja".
Zaraz po tym spojrzał na Leah i postanowił pomóc jej wstać. Domyślał się, że może wcale nie będzie chciała jego pomocy, w końcu z tego, co mówiła nie była do tego przyzwyczajona i głównie musiała polegać tylko na sobie. Dlatego nie tylko nie był zaskoczony jej odmową, ale również nic sobie z tego nie zrobił i uparcie był dla niej wsparciem. I dobrze postąpił, jak się zaraz okazało, jeszcze wywróciłaby się przez przypadek. Nie był jednak na nią zły, bo sam na jej miejscu pewnie by odmówił. Zabawne, z każdą chwilą coraz bardziej wydawało mu się, że są całkiem do siebie podobni, a jednocześnie tak różni.
Objął ją ostrożnie przy wstawaniu, a po tym cały czas był w pobliżu i ją asekurował, gdy szli w stronę głównego budynku.
- Nie dziękuj. Jesteśmy stworzeniami stadnymi, powinniśmy sobie pomagać, nawet jeśli osobiście jesteśmy samotnikami - odparł łagodnie, eskortując ją aż do salonu.
- W sumie... Miałabyś coś przeciwko, gdybym zostawił cię na jakiś czas? - zapytał, trochę głupio się czując z myślą, że miałby zostawić ją samą, nawet jeśli to również było idiotyczne. Ledwo się przecież znali, więc nie powinien obchodzić się z nią jak z jajkiem, a poza tym była silną kobietą i bez wątpienia dałaby sobie ze wszystkim radę bez jego pomocy.
- Nie na długo. Chciałbym wrócić do ruin po swoje rzeczy, które schowałem tam w okolicy, nim tamci mnie zaatakowali. Tylko... potrzebowałbym twojej pomocy. Mogłabyś mi powiedzieć, jak tam dojść? Narysować jakąś mapę czy coś... Może i mam wilcze geny, ale zdecydowanie łatwiej jest mi się odnaleźć w mieście, niż w lesie - wyjaśnił, patrząc w bok i drapiąc się po karku, wyraźnie zakłopotany.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 16:26

Tak... Zdecydowanie nie była do tego przyzwyczajona. O ile jednak uważała to za wyjątkowo miłe była też pewna że gdyby takie chichanie na nią trwało dłużej niż dzień czy dwa to chyba wyszła by z siebie. W końcu nie była że szkła,nie była też przyzwyczajona do czyjejś obecności tuż obok nieustannie. Teraz jednak była wdzięczna że nie pozwolił aby upadła. Było trochę dziwnie... Gdy ją objął, przytrzymała się go ale puściła gdy szła dalej sama. Najgorzej było zmusić ciało do wstania. Samo chodzenie nie było już aż tak trudne. Mimo to, jedną rękę trzymała w pogotowiu żeby w razie czego złapać Rivera idącego obok. W salonie z cichym westchnieniem usiadła na kanapie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaśmiała się gdy zadał jej swoje pytanie.
- River... To ty jesteś tu gościem. - zwróciła uwagę i lekko przechyliła głowę.
- Nie bój się... Żeberka sąsiada będą bezpieczne, no i nie wypuszczę krów jeśli będziesz chciał wrócić nie będziesz musiał uważać. - odpowiedziała pół żartem a potem na chwilę spoważniała.
- Doceniam że mi pomogłeś... Ale nie musisz się nade mną trząść... Dam sobie świetnie radę. - zapewniła i wysłuchała jego kolejnych słów.
Znowu się uśmiechnęła.
- A już myślałam że będziesz chciał żebym poszła z tobą. Dobrze że to schowałeś... Chociaż osobiście wolała bym im sprać dupy i w spokoju wydawać kasę. - odparła i wyjęła telefon.
Otworzyła mapę, w okolicy nie było zbyt dobrego zasięgu ale sama mapa się otwierała. Zakreśliła palcem miasto które było podpisane.
- Masz kluczyki do auta? Będzie szybciej jeśli pojedziesz. Trzymaj się głównej drogi jak wyjedziesz na betonową skręć w prawo aż zobaczysz zjazd nad jezioro. To będzie skrzyżowanie, nad Lomoka będzie w prawo, a ty skręcisz w lewo i prosto aż do przewróconego drzewa. Uważaj.. Teren jest trochę podmokły, parkuj na trawie, a nie pod samym drzewem. Za drzewem trafisz po zapachu. - wyjaśniła lekko sunąc palcem po wyświetlanej mapie w końcu zatoczyła drobne koło na zielonym kolorze.
- Będą gdzieś tu... Pewnie się wynieśli ale uważaj... Po lesie kręcą się łowcy i wampiry... Po za tym inni tacy jak my. Trzymają się z daleka imprez ale dziś las będzie pusty. Gdybyś miał problemy.. Zawyj. Wampiry i łowcy wezmą cie za jednego z nas i może darują sobie starcie z "nadciągającą pomocą" a nasi...nie zaryzykują starcia z obcym stadem. - "po za tym będę wiedziała że coś poszło nie tak." tego jednak nie powiedziała już na głos.
- Leć... Ja chociaż się umyje... Cała jestem w krwi. - dodała i nauczona wcześniejszym doświadczeniem przytrzymała się kanapy wstając i ruszając powoli i ostrożnie do łazienki.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 19:27

- Ta. Wiem. Przepraszam za to... - powiedział szczerze, lekko poirytowany tym, że zachowywał się, jak pajac. Doskonale o tym wiedział. Było mu strasznie głupio, a przez to miał jeszcze większą ochotę wyjść i trochę się przewietrzyć. Dać Leah trochę odsapnąć od jego towarzystwa. Nawet nie rozumiał, dlaczego tak nad nią skakał. Owszem była ranna, ale sytuacja była opanowana i kobieta już raczej sobie doskonale poradzi sama.
Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową, darując sobie oklepane teksty w stylu "powinnaś odpoczywać". Po prostu trzymał język za zębami. Był jedynie gościem, był na jej terenie i raczej nie było między nimi dużej różnicy wieku, nie miał prawa mówić jej, co mogła, a czego nie mogła robić.
- Przezorny zawsze ubezpieczony, a ja wolę dmuchać na zimne, gdy jestem w takich miejscach. A i tak mało brakowało, by doszło do tragedii przez moje niedopatrzenie - westchnął, sięgając dłonią do kieszeni użyczonych mu jeansów, gdzie miał zerwany łańcuszek z obrączkami, przez które ostatniej nocy omal nie odgryzł jednemu z organizatorów ręki. Powinien przestać w końcu żyć przeszłością, bo tylko przysparzał sobie i wszystkim dookoła problemów.
- Auta? - powtórzył bezmyślnie, naprawdę zaskoczony propozycją, by pojechał do ruin jej samochodem. To... nawet o tym nie pomyślał. Nie, żeby miał problem z pożyczaniem rzeczy od kogoś, bo tu faktycznie zaoszczędziłby czas i ułatwiłby sobie życie. Miał już od ponad dziesięciu lat prawo jazdy. Ale... od pół roku nie prowadził żadnego samochodu. Po prostu nie wyobrażał sobie, żeby było to możliwe jedną ręką. Znaczy, jak już się jedzie, to jasne, żaden problem, ale przy zmianie biegów? Jakoś tego nie widział. Mimo to nic nie powiedział w tej kwestii i słuchał uważnie wskazówek kobiety. Główna droga. Betonowa. Jezioro. Przewrócone drzewo. I po zapachu. Powtarzał sobie cały czas w myślach, skupiając się przy tym na ekranie jej telefonu. Informacji dotyczących prawdopodobnych zagrożeń, nawet nie zarejestrował. Wychodził z założenia, że jeśli nie będzie ściągał na siebie niepotrzebnej uwagi, nic złego mu się nie przytrafi ze strony wampirów i łowców. W końcu mieszkał w mieście, a tam ich chyba było znacznie więcej, niż w takiej wiosce. Inaczej się sprawa miała odnośnie wilkołaków, ale miał nadzieję na żadnego nie natrafić. A nawet jeśli, to na pewno będzie się starał załatwić sprawę pokojowo. W najgorszym wypadku, gdy zostanie sprowokowany, zamierzał się bronić wszystkimi dostępnymi środkami.
- Dzięki - powiedział i zaraz kiwnął głową, gdy poinformowała, że się pójdzie obmyć.
- Za niedługo wrócę - zapewnił i wyszedł z pensjonatu, kierując się w stronę jeepa. Nadal nie był do końca przekonany odnośnie tego pomysłu, ale tak będzie zdecydowanie szybciej. I jadąc samochodem, istniało mniejsze ryzyko, że ktoś postanowi na niego zapolować, niż gdyby szedł na piechotę.
Wsiadł do środka i przekręcił klucz w stacyjce. Odetchnął głęboko, lekko spięty, gdy ustawiał sobie fotel i lusterka. Oparł głowę o zagłówek i zamknął na moment oko, biorąc kolejny wdech i zbierając się do kupy.
- Dobra River, raz kozie śmierć - burknął do siebie i w końcu odpalił. Operowanie skrzynią biegów nie było zbyt wygodne lewą ręką, ale jakoś sobie radził.
Jechał ostrożnie. Nigdy nie był kierowcą rajdowym, ale obecnie zdecydowanie bliżej mu było do wlekącego się złomem staruszka. Przynajmniej nie rozbije się o jakieś drzewo i nie uszkodzi w żaden inny sposób samochodu Leah. Poza tym wolał nie przegapić któregoś ze wspomnianych przez kobietę punktów kontrolnych albo żeby nie pomylić jakiegoś zjazdu. Przy jeziorze i tak było blisko, by skręcił w złą stronę, bo aż ciarki go przeszły i się rozkojarzył, widząc mieniącą się między drzewami taflę wody. Chyba wolałby już zostać ustrzelony przez jakiegoś łowcę albo zagryziony przez wilkołaka. Zjeżdżając na skrzyżowaniu w lewo, zwolnił jeszcze bardziej, niż do tej pory i rozglądał się uważnie za powalonym drzewem i uważając dodatkowo by nie utknąć w jakimś bagnie. Raz mu się zdarzyło utknąć. Co prawda nie samochodem, tylko noga mu się zapadła, ale to wystarczyło, by się nauczył na całe życie, że gdyby Lake wtedy nie pobiegła po rodziców i oni by go nie wyciągnęli, to sam by sobie wtedy nie poradził i siedziałby w tym bagnie aż do śmierci.
W końcu dotarł i zaparkował na trawie, jak poleciła Leah. Zgasił silnik, wysiadł, zamknął auto i się jeszcze upewnił czy faktycznie. Po tym uważając na grunt pod swoimi nogami, zaczął wyłapywać zapachy, unoszące się w powietrzu, a gdy wyczuł ten konkretny, podążył jego śladem aż do ruin, w których zeszłej nocy odbywały się walki. Nie trwało wcale długo, aż wrócił do samochodu ze wszystkimi swoimi rzeczami. Komórka, portfel, klucze od domu i niewielki plik banknotów, które wygrał. Wszystko się zgadzało. Droga powrotna również obyła się bez przeszkód. Zaparkował i zamknął szczelnie jeepa Leah pod pensjonatem, lecz sam River się do budynku nie skierował. Wszedł zamiast tego do stodoły, by zostawić tam swoje rzeczy i pod postacią wilka pokuśtykał na trzech łapach do lasu. Planował coś upolować i nie zamierzał przy tym wybrzydzać. Nic nie jadł od dwóch dni i może jak coś przyniesie Leah, dłużej uda mu się ją powstrzymać od przemian i prób polowania. Królik byłby w porządku, ale Jednooki nie był zbyt szybki i musiałby mieć naprawdę sporo szczęścia, by takiego złapać. Z dzikami chyba wolał nie zadzierać. Mógłby za to spróbować poszukać jakiegoś schowanego w trawie Bambiego. Chyba jeszcze istniała szansa na ich znalezienie. Zawsze to lepsza opcja niż jakaś kuna czy gołąb.
Trochę to trwało, ale po kilku godzinach udało mu się powrócić do stodoły. Może nie z Bambim, ale z młodą sarną. Zostawił ją w sianie, ubrał się, zabierając swoje rzeczy i w końcu poszedł do pensjonatu.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 20:57

Ona absolutnie nie miała mu niczego za złe, w zasadzie to uważała że to z nią jest coś nie tak. W końcu nie była przywyczajona do czyjejś opieki. Nie była przyzwyczajona do innych ludzi, jasne miała pracowników ale ich praktycznie nie widywała. Dbała o to żeby dom stał... W końcu to dom rodziców, ale nie specjalnie interesowało ją życie jako właścicielki pensjonatu. Co do auta... Szczerze powiedziawszy, zupełnie nie pomyślała o tym że mężczyzna faktycznie może mieć z tym problemy, kolejny dowód na to że nie była przyzwyczajona do życia z innymi. Pomyślała o tym do Piero gdy z cichym syknięciem zdjęła bluzkę i zaczęła odwijać bandaż.
- Mogłam go zawieźć... - skarciła się i odrzuciła na bok pokrwawione ubranie.
Słyszała dźwięk silnika i to jak River odjeżdżał... Miała nadzieję że teraz to ona nie zachowuje się nadopiekuńczo. Ostrożnie ustawiła lustro a z jednej z szuflad wyjęła małe metalowe pudełko. Zdjęła opatrunek i ostrożnie zaczęła obmywać plecy. Musiała spiąć włosy w kok bo za bardzo jej przeszkadzały. Musiała przyznać że etap mycia nie był przyjemny... Ale to był pikuś w porównaniu z tym jak próbowała się pozszywać. Użyła... Wielu... Naprawdę wielu przekleństw. Ręce jej drżały, dostęp do ran był trudny a do tego bolało w cholere. Jej oczy cały czas połyskiwały żółtym kolorem gdy igła przebijała poszarpaną skórę. Gdy skończyła czuła się zmęczona... Wręcz wymordowana. Odrzuciła zakrwawioną igłę do zlewu razem z pokrwawionymi gazami i opatrunkiem. Ostrożnie przemyła się z kolejnej porcji krwi i założyła opatrunki. Miała wrażenie że spędziła nad tą czynnością całą wieczność. Ale gdy sprzątała usłyszała znajomy dźwięk samochodu. Ubrała luźną bluzkę bez rękawków, która nie naciskała by na świeży opatrunek i jeansy. Rozpuściła włosy również je przemywając przez co wychodząc z łazienki końce były jeszcze lekko wilgotne. Przeszło jej przez myśl że River długo nie wraca... W końcu gdy stawiała wodę do zagotowania w kuchni potwierdziła że samochód już stał. W tym momencie jednak rozległo się pukanie. Uśmiechnęła się pod nosem... Sama mu powiedziała że jest gościem ale przecież mógł czuć się jak u siebie. Nieco przyspieszyła żeby nie czekał, z resztą przy samym chodzeniu nie było aż tak źle... Swój błąd zrozumiała już gdy otworzyła drzwi i dotarł do niej znajomy zapach. Nawet nie widziała jeszcze dokładnie czarnych włosów i znajomych brązowych oczu gdy chłopak sporo od niej wyższy pchnął drzwi. Złapał ją za włosy i wyrzucił na ganek.
- Jest ktoś? - zapytał z pełną powagą.
Nie widziała go dobrych parę miesięcy... Nic się nie zmienił. Ten sam nadąsany napakowany dupek z szramą na klatce piersiowej i szyi widniejącą spod tshirtu... Ta sama blizna którą zostawiła.
- Nie... Ciebie też miło widzieć. - mruknęła i mężczyzna przyszpilił ją do ściany domu.
Syknęła ale jeśli faktycznie zabolało nie dała bardziej tego po sobie poznać.
- Powiem Ci coś tylko raz... Nie będziesz zasłaniać się moim ojcem przez wieczność. - warknął a ona uśmiechnęła się krzywo.
- Mam wrażenie że mówisz mi to za każdym razem jak się widzimy. Rozumiem że nie możesz się doczekać aż znowu skopie ci dupe, ale mógł byś skończyć się powtarzać. - mężczyzna zamachnął się jak by naprawdę chciał ją uderzyć i nawet już przymknęła oczy gotowa na to gdy ją puścił. Oczy świeciły mu się intensywnym żółtym kolorem gdy opuszczał dłoń.
- Poczekam... Myślisz że co... Ze Patric będzie ze mną konkurował i jak mój staruszek łaskawie pozwoli Ci zostać? A może ty go do tego podpuścisz? Zawsze miał słabość do ładnych twarzyczek... No ale fakt... Starość też go dopada to nie może wybrzydzać. Gdy tylko Ojciec odpuści... Lepiej żebyś sama stąd spieprzała bo jak z tobą skończę nie będzie co zbierać. - warczał dla niej jak nabuzowany nastolatek.
Dlatego tylko się uśmiechała kurczowo trzymając się prosto przy ścianie...
- Wiesz co... Po pierwsze skoro tu jesteś to Ojciec dał Ci już bure za twojego kumpla. Więc zrób sobie przysługę i spieprzaj z mojego domu. Po drugie... Naprawdę czekam aż w końcu przejmiesz przewodnictwo watahy... Naprawdę, w końcu reszta połapie się że jednak może być ktoś jeszcze gorszy. - tym razem ją uderzył chociaż opanował się na tyle że był to jedynie wymierzony policzek.
- Szmata... - warknął i zaczął się wycofywać w pewnej chwili przystanął zerkając w stronę stodoły skąd nadchodził River. Zmierzył go pospiesznym spojrzeniem, chłopak był młodszy od Leah mógł mieć z dziewietnascie... Dwadzieścia lat... Najgorszy etap dla każdego dzieciaka... Jeszcze nie dorosły, a już nie dziecko, on do tego był wilkołakiem. Przez chwilę wydawało się ze chce coś powiedzieć ale Leah zmusiła się żeby zrobić kilka kroków w jego stronę więc odpuścił chyba myśląc że wilczyca naprawdę rzuci się na niego jeśli zrobi coś nie tak. Cóż... Nie była pewna czy była by w stanie ale grunt że podziałało i chłopak poszedł podjazdem do bramy rzucając przekleństwami pod nosem. Leah natomiast gdy zniknął aż lekko się zgięła i złapała za policzek.
- Co za gnojek...
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 22:08

Gdyby się dzisiaj o tym nie przekonał, nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że życie w mieście będzie miało zły wpływ na jego wilczą naturę. Oczywiście, był niezwykle zadowolony z tego, że udało mu się upolować coś porządnego do zjedzenia, a nie zadowolić się byle przypadkowym ochłapem, o którym dało się zapomnieć po jednym kłapnięciu pyskiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że praktycznie padał na pysk. I przez to ile się nabiegał i namęczył, a był dość wytrzymały, cały wcześniej odczuwany głód ponownie z niego odleciał. Teraz to najchętniej wypiłby zimne piwo, wziął gorącą kąpiel i położyłby się spać. Musiał jednak poinformować Leah o "drobnym" wyrazie wdzięczności, za to, że pożyczyła mu samochód, pomogła z dotarciem do ruin, a przede wszystkim, że pomogła mu zeszłej nocy z tamtymi gośćmi. Była naprawdę dobrą osobą, szkoda tylko, że tyle przykrych rzeczy ją spotykało w życiu.
Gdy wyszedł ze stodoły, poprawiając swoje ubranie, niestety był świadkiem kolejnej nieprzyjemnej sytuacji. Widział, jak stała przyparta do ściany przez jakiegoś chłopaka, ale nie wiedział jeszcze, do czego dokładnie doszło i jak poważna była w rzeczywistości scena, którą widział. Zmierzył ostrożnie nieznajomego spojrzeniem, gdy się mijali, po czym zbliżył się do wejścia, rozluźniając się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że był spięty, kiedy obaj z tamtym mierzyli się wzrokiem. Nie myślał teraz o tym i się lekko uśmiechnął do Leah.
- Wybacz, że tyle to trwało, ale mam coś dla ciebie w stodo... - zaczął, patrząc w stronę, gdzie zostawił upolowaną sarnę. Przerwał jednak w pół zdania, gdy zatrzymał się przed dziewczyną i na nią spojrzał. Gdy dostrzegł, jak przykłada dłoń do policzka. - On ci to zrobił? - wydusił z siebie przyciszonym tonem przez zaciśnięte zęby, próbując mówić spokojnie, lecz doskonale było po nim widać, jak momentalnie zrobił się wściekły. Jego oko jarzyło się dziko złotym kolorem, a srebrne włosy zjeżyły się lekko. Może nie aż tak wyraźnie, jak futro, ale wyraźnie były w większym nieładzie, niż zwykle. Nie wspominając już, że wszystkie jego mięśnie napięły się w jednej sekundzie, a pięść momentalnie została zaciśnięta z całej siły. Obrócił się w stronę podjazdu, gotów zmienić się w ubraniach i rzucić bez ostrzeżenia na chłopaka, ale nigdzie go już nie było. Patrzył jeszcze przez chwilę w tamtą stronę, szczerząc wściekle zęby i marszcząc nos. Było dla niego nie do pomyślenia zaatakować kogokolwiek, nie tylko kobietę, we własnym domu tej osoby. Wziął głęboki wdech, nie tylko, by się opanować, ale przede wszystkim, by wypalić zapach tamtego gościa... wilka... w swoim mózgu. Podczas wcześniejszej rozmowy z Leah, gdy opowiadała o swoim stadzie, postanowił w pewnym momencie zrezygnować z pomysłu znalezienia jej Alphy i kulturalnego porozmawiania z nim. Teraz, choćby miała mu odgryźć nogi i rękę i dla pewności przykuć srebrnym łańcuchem do swojego samochodu, nic go nie odwiedzie od tego zamiaru. Wiedział, że to było szaleństwo, wręcz samobójstwo, ale aż go kły bolały, błagając niemo o to, by zatopić je w karku tamtego gnojka. I każdego innego, kto tylko postanowi podnieść rękę na ranną, samotną kobietę, która nie miała oparcia we własnym stadzie, a jedynie co rusz przez nie cierpiała. Gdyby wiedział, że coś takiego będzie miało miejsce... nawet nie pomyślałby o tym, by iść na to durne polowanie.
- Wejdźmy może do środka - zaproponował ponuro, nadal spięty i z żądzą mordu w oku, nawet jeśli to odzyskało już swój zwykły, chłodny odcień błękitu.
- Jak twoje plecy? - spytał kontrolnie, bo jeszcze tego by brakowało, gdyby przez tamtego, jej rany się pogorszyły.
- Przynieść ci coś zimnego, byś mogła sobie przyłożyć? - zapytał ze zmartwieniem w tonie, lecz mimo kryzysowej sytuacji powstrzymał się od skakania nad nią bez pytania. Najwyżej mu odmówi, ale przynajmniej River się nie wygłupi, gdyby miał zacząć ganiać ją po całym pensjonacie i zmuszać do przyjęcia od niego zimnego kompresu ze zmoczonej szmatki, czy kostek lodu w worku. Wiedział, że nie miał wpływu na to, co się stało, ale i tak obarczał się winą za to, że została uderzona. Gdyby tylko był na miejscu...
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 23:00

No cóż... Ona tą sytuację widziała nieco inaczej, przede wszystkim nigdy nie uważała siebie za tą dobrą. Wręcz przeciwnie! Wilkołaki były zwierzętami stadnymi... To ona odmówiła posłuszeństwa alphie... To ona go zaatakowała. Co więcej... Prędzej da się zagryźć niż uzna za alphe tego gówniarza. To było przecież wbrew wilczym zasadą... Mieli prawo się na nią wściekać. W zasadzie na ogół nawet jej to nie przeszkadzało. Zdecydowanie nie uważała się za dobrą. W zasadzie... Przez własny język dziś skończyło się w ten sposób, musiała przyznać... Że młody zrobił jednak postępy! Wcześniej nie uderzył by tylko z liścia, wcześniej zostawił jej bliznę na twarzy. Swoją drogą... Na tym samym policzku który uderzył dzisiaj. Pomasowała lekkie zaczerwienienie kiedy podszedł do niej River... Na szczęście, dzieciak odpuścił sobie jej towarzysza, tym bardziej nie żałowała że skupił się na niej. Spojrzała na niego gdy zaczął mówić ale... Zupełnie nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. W pierwszej chwili nawet myślała że za nim pobiegnie i doskoczyła do niego żeby go powstrzymać. Przytrzymała jego rękę i w sumie dobrze wyszło. River i tak się zatrzymał a ona mogła się podtrzymać lekko się krzywiąc... Tak to było głupie
- Nic mi nie jest... - powiedziała natychmiast i lekko się zaśmiała... W zasadzie sama z siebie.
- Poważnie... River... Nic mi nie jest. - dodała już spokojniej.
Cieszyła się że uwaga syna Alphy była skupiona na niej i nie zainteresował się jednookim. Musiała jednak przyznać że to jak przyjął to ten drugi... Było urocze. Nie wątpiła w to że gdyby dorwał przyszłego alphe to wygrał by to starcie... Nie ważne czy bez ręki i oka czy nie. Tyle że to było niepotrzebne, to ona mogła robić sobie wrogów... Jej było wszystko jedno. Przytaknęła ruchem głowy gdy zaproponował wejście do środka. Plecy piekły, ale mimo że została pchnięta na ścianę i nieco je ponaciagała... Bolały ale nie czuła żeby koszulka nasiąkała krwią. To znaczyło że szwy jakie by nie były to trzymały. Mimo to... Teraz poruszała się ostrożnie, wciąż trzymała się blisko wilkołaka jak by nie była pewna czy zaraz jednak się nie rozmyśli i nie ruszy za tamtym.
- Nie najgorzej... - odpowiedziała przechodząc przez drzwi. I ostrożnie spróbowała się wyprostować.
- Nie trzeba... Wyliże się. - dodała z łagodnym uśmiechem i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Widzisz... Po postu nie wzięłam chochli. Wcześniej, zacząłeś coś mówić? - spróbowała zażartować.
Był okropnie ponury, kiedy wracał był w owiele lepszym humorze i miała wyrzuty sumienia że sprawy przybrały taki obrót. Miała... Trudny charakter, ale nie powinna była jeszcze narażać jego. Powoli i ostrożnie wróciła do kuchni. Woda oczywiście zagotowała się już jakiś czas temu. Załączyła elektryczny czajnik jeszcze raz i wyjęła dwa kubki. Cholera... Pogoniła by go gdyby tylko mogła się zmienić.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySob 12 Lis 2022, 23:56

Do tej pory myślał, miał nadzieję, że mimo iż wilkołaki były krwiożerczymi potworami, to jednak wobec siebie i członków swojego stada będą miały jakiś szacunek. Że choć w tej jednej kwestii nie będą gorsi od ludzi. Prawda, jakiej dane mu było w tym momencie doświadczyć, bolała tak mocno, jak chwila, w której stracił kończynę. Dumne i pełne majestatu wilki... Nieznające litości, zapchlone kundle, czerpiące przyjemność ze znęcania się nad innymi, "słabszymi". Jeszcze do niedawna sądził, że główną cechą ich gatunku jest lojalność i wzajemne wsparcie. Jeśli jednak stado opierało się na gnojeniu innych członków, nie wróżył świetlanej przyszłości temu gatunkowi. Oczywiście przez to, nienawidził również siebie, ale z jednego mógł być zadowolony. Że nigdy nie został "skażony" przez życie w stadzie. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, kim by był, gdyby razem z Lake dorastali wśród swoich.
Pochłonięty swoimi rozmyślaniami i swoim gniewem, nawet nie poczuł, jak Leah przytrzymała się jego ręki. Nie zarejestrował też jej pierwszych słów i tego, jak się zaśmiała. Ocknął się, dopiero gdy usłyszał swoje imię. Spojrzał wtedy na nią niczym zbity pies, który z jednej strony nie wiedział, co złego zrobił, jednocześnie żałując tego, że zdenerwował swojego pana, a z drugiej czy rzeczywiście na to zasłużył i czy jednak nie powinien się bronić i ugryźć.
Przepuścił kobietę przodem, a gdy sam wszedł, zamknął za nimi drzwi w nie najlepszym humorze. Miał świadomość, że powinien się rozchmurzyć, bo Leah nie zasługiwała na to, by być przypadkową ofiarą jego zdenerwowania. Ciężko mu jednak było udawać w takiej sytuacji, że nic się nie stało i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ptaszki ćwierkały. Słoneczko radośnie świeciło. Gdzieś tam pewnie bawiły się na podwórku roześmiane dzieci. Tylko on jakiś taki z miną, jakby samym spojrzeniem mógł kogoś zabić. Albo jakby się czymś naprawdę mocno struł i w żaden sposób, nie mógł się pozbyć tego, co siedziało mu na żołądku. Mimo to starał się, naprawdę się starał zachować spokój, choć czuł, jak krew wrze w jego żyłach.
- W porządku - odparł krótko i kiwnął przy tym lekko głową, rezygnując z pójścia po jakiś zimny okład dla niej.
- Ta. Nic ważnego. Chciałem podziękować za pożyczenie auta. Upolowałem też i zostawiłem w stodole sarnę, bo pomyślałem, że może będziesz głodna. Tak wiem, że sama dałabyś sobie z tym radę. To był głupi pomysł - burknął, podążając za nią do kuchni, ale starając się zachować dystans. Zaraz dotarło do niego, że znów dawał się ponosić złości i od razu spuścił z tonu, łagodniejąc i spuszczając spojrzenie.
- Przepraszam cię. Jestem trochę zmęczony... Ta sarna dała mi mocno w kość - powiedział z wyrzutami sumienia w tonie i wysilił się na ten drobny żart. Odetchnął głęboko, zmarnowany i pełen rezygnacji. Od niechcenia zgarnął do tyłu spadające mu na twarz włosy.
- Jeśli będziesz miała ochotę, jest cała twoja - poinformował kobietę, mając oczywiście na myśli upolowaną sarnę. - Ja już jadłem - skłamał, bez najmniejszego zawahania. Co prawda mógł powiedzieć to w inny sposób, przyznać się szczerze, że zwyczajnie nie miał ochoty nic jeść, ale to mu dopiero później przeszło przez myśl. Zresztą i tak na jedno wychodziło.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 09:13

Według niej, wilkołaki bywały gorsze od ludzi. Ponieważ wciąż częściowo były nimi, ale z zwierzęcą naturą. Gdyby jednak wyjawił swoje myśli nie zgodziła by się. Wilkołaki były lojalne... Potrafiły się wspierać, dorastając tu widziała to wiele razy. Ich światem rządziła jednak siła... A wielkie kraje, wspaniałe mocarstwa mogły popaść w ruinę przez nieodpowiednie rządy czemu stado miało być wyjątkiem skoro jego przywódcy też byli ludzcy... Z swoimi lekami i słabościami. Znała Rivera na tyle krótko, ale widziała że coś jest nie tak... Nie była zbyt dobra w kontaktach między ludzkich, zwierzęta były jakieś łatwiejsze. Jeśli kogoś kochały to kochały, jeśli nienawidziły to też się z tym nie kryły. Nie potrzebowały jakiś przemów i deklaracji. Westchneła na jego poczatkową odpowiedź odwracając się do niego z zmartwioną miną.
- I zdążyłeś się umyć? - zapytała gdy w końcu powiedział wszystko.
Zdumiewające... Naprawdę uważała że w tym wszystkim było w nim coś... Uroczego. Był takim idealistom, przeszło jej nawet przez myśl że to on powinien być alphom. Zrobiła kilka ostrożnych kroków i przytuliła go. Nie chciała go osaczyć więc była powolna żeby dać mu ewentualną szansę się wycofać. Jeśli jednak tego nie zrobił wtuliła się w jego klatkę piersiową. Miłe uczucie...
- Dziękuję... - powiedziała ostatecznie i odsunęła się oddając mu przestrzeń .
- To nie był głupi pomysł... To... Naprawdę miłe. Słuchaj ja... Nie przywykłam do innych osoby, nie miałam męża ani rodziny tak jak ty... Gdy byłam młodsza miałam opiekunkę i dalej czasem z nią rozmawiam, ale ona też uznała że potrzebuję przestrzeni i że muszę umieć radzić sobie sama. To co robisz... Chociaż nie mam pojęcia czemu... To dla mnie naprawde dużo znaczy. Wybacz jeśli chwilami brzmię arogancko... Albo niewdzięcznie. - mówiła chociaż miała nieodparte wrażenie że plecie i Trudno pojąć sens tej wypowiedzi.
Zdecydowanie nie była w tym dobra. Nie chciała też go urazić... Ale była pod wrażeniem że upolował coś dla niej. Wilk bez jednej łapy i oka. Naprawdę musiał się ostro namęczyć żeby to się udało. Znowu żałowała że nie mogła się zmienić i iść z nim. O Boże... Jak ona uwielbiała biegać... Czuła się teraz jak ptak z podciętymi skrzydłami.
- Zrobię herbate, może masz ochotę? Zaniosę do pokoju jeśli chcesz się położyć. Potem chętnie zjem... Rita zostawiła w lodówce lasagne. Ale nie pogniewam się jeśli jednak dołączysz do mnie czy tam zjesz po mnie... Czy nawet przede mną. Jeśli mogę tą chwilę ja ciebie ponianczyć... To proszę zjedz cokolwiek. - dodała i lekko go szturchnęła po czym wróciła do blatu żeby skończyć herbate.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 11:23

Zachowanie Leah... był tak zaskoczony tym, jak do niego podeszła i się przytuliła, że nawet nie był w stanie ukryć swojego zdziwienia. Może nie znali się za dobrze, ale to ile wiedział na jej temat... raczej nie uwierzyłby, gdyby ktoś mu powiedział, że byłaby w stanie coś takiego zrobić. Widział w niej silną, niezależną kobietę, która prędzej by dała komuś w nos, gdyby ktoś spróbował ją objąć. A może... nie chodziło wcale o to, że ona tego potrzebowała? Tylko... on? Miał mętlik w głowie i stał jak ten kołek, ale trzeba było przyznać, że pomogło mu to się uspokoić i pozwolić spiętym mięśniom się w końcu rozluźnić. W tej sytuacji jedyne, na co było go stać, to delikatne pogładzenie kobiety po włosach.
- Rozumiem, że ćwiczysz już śmiercionośne, niedźwiedzie chwyty na kolejnych idiotów, którzy postanowią zakłócić twój spokój? - zapytał żartobliwie, również się odsuwając krok, dwa, gdy go puściła. To było miłe z jej strony i był jej naprawdę wdzięczny, że się do tego zmusiła, aby mógł się uspokoić. Innego wyjaśnienia nie widział.
Pokręcił głową, gdy zaczęła mu się tłumaczyć i zarzuciła sobie arogancję oraz niewdzięczność.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Jesteś prawdziwą sobą. W pełni sobą. Wilczycą i kobietą. Ja natomiast nie potrafię tego pogodzić i przez to... zachowuję się jak skończony kretyn. Nie potrafię pogodzić się z tym, że w stadzie, jak w każdym świecie zwierząt rządzi prawo silniejszego, mimo że jesteście rodziną. Nie mówiąc już o tym, że oszalałbym i umarł z nudów, gdybym miał całe życie mieszkać na wsi. Na uboczu. O wiele lepiej czuję się w gwarnym mieście, śmierdzącym spalinami, gdzie zawsze coś się dzieje. Czasami się zastanawiam czy rzeczywiście mam geny wilka, a nie jakiegoś przydomowego Burka, który postanowił zerwać się z łańcucha i pójść w tango z jakąś wilczycą - westchnął, ale wcale nie smętnie. Po prostu jakby mu trochę ulżyło, gdy podzielił się z Leah swoją teorią. Pewnie błędną, bo z takiego związku pewnie nic by nie wyszło, ale wiadomo, co miał na myśli. Nawet nie zamierzał za bardzo ubolewać nad tym, że rzeczywiście bliżej mu do psa, niż wilka, bo psy głównie zostały wyhodowane po to, by towarzyszyć i pomagać innym. Chyba nie było na świecie bardziej oddanych i wiernych stworzeń od psów.
- W sumie z chęcią się napiję - odparł łagodnie i wysłuchał jej do końca, już nie przerywając. Chwilę milczał, zastanawiając się nad propozycją wspólnego posiłku, ale... nie czułby się zbyt komfortowo w takiej sytuacji. Po pierwsze nie był do tego przyzwyczajony, a poza tym nie wiedział, jak miałby się zachować. Zjedzenie resztek wydawało się dużo lepszym pomysłem, ale dałby sobie rękę uciąć, że wtedy Leah nie najadłaby się porządnie, by móc coś zostawić dla niego. Chciał jednak spełnić jej prośbę, bo jeśli chciał się wybrać do jaskini lwa, nie powinien tam iść osłabiony przez głód.
- Wypiję z tobą i poczęstuję się lasagne. Pani Ricie będzie pewnie miło, a i wydaje się to być bardziej odpowiednim posiłkiem dla takiego mieszczucha, jak ja - powiedział w końcu z lekkim uśmiechem, puszczając jej oczko po swoim drobnym żarcie, choć w jego przypadku, wyglądało to, jakby po prostu mrugnął.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 12:03

To akurat była prawda! Ale w tej chwili faktycznie nie chodziło o nią, nie przejęła się ani plecami... Ani policzkiem. Wiecznie chodziła obrapana albo potłuczona. Płakać za tym że syn alphy jej nie lubi też nie zamierzała. Miała dość czasu żeby do tego przywyknąć. Naprawdę byli podobni, a jednocześnie tak skrajnie różni. Zaśmiała się gdy River wrócił do rzucania żartami. Położyła jedną rękę na biodrze i uniosła jedną brew.
- Wyczuwam żart! Poczekaj! Nie widziałeś jeszcze jak walczę na poważnie w pełni sił! Mój niedźwiedzi chwyt jest legendarny! - żartowała... No może po części.
Chociaż czuła że na razie to nic nie warte przechwałki. River widział ją w sumie w trzech starciach... Pierwszym gdy sobie całkowicie darowała, drugim gdzie po prostu się broniła i trzecim... O ile można to nazwać starciem bo po prostu przyjęła na siebie wymierzony cios. Jego kolejne słowa... Trochę ją rozczuliły. Nie wyobrażała sobie jakie to musiało być trudne... Całe życie dopasowywać się do standardów ludzi podczas gdy w środku szalało zwierzę. Dosłownie. Zaśmiała się delikatnie gdy wspomniał o psich genach. Wyjęła herbatę i wrzuciła do kubków po czym spojrzała na niego.
- Życie na wsi nie jest takie nudne i spokojne. Spójrz tylko. - powiedziała wskazując na siebie posiniaczonym nadgarstkiem.
- Ale... W zasadzie ja nigdy nie byłam w mieście jak się nad tym zastanowić... Podobno kiedyś Venandi było naszym terytorium. Przynajmniej jeśli wierzyć bajkom starego Augusta... Naszego alphy. To o to miasto wiecznie toczą się bezsensowne spory. Jeśli się tam urodziłeś... Może jesteś bardziej jednym z nas niż myślisz. - w zasadzie, wcale nie była o tym tak przekonana.
Jasne to było możliwe ale równie dobrze mógł pochodzić z całkiem innego stada, mógł też być dzieckiem dzikich wilkołaków... Byli tacy którzy wybierali całkowite życie w lesie... Pociągająca opcja. To że River został... "udomowiony" wcale nie znaczyło że nie mogło tak być. Może gdyby poznał bliżej prawdziwe możliwości z bycia wilkołakiem polubił by to. Nie znała go jednak na tyle by cokolwiek podobnego sugerować. Zalała herbaty i wyjęła cukier przesuwając jeden kubek w kierunku towarzysza. W sumie nieco jej ulżyło że odmówił, oczywiście chętnie by się podzieliła, nie przeszkadzało jej też jego towarzystwo jako takie... Ale... Czuła by się dziwnie. Była zmuszona jeść w ludzkiej postaci, w wilczej było by jej jakoś... Łatwiej.
- Nie przesadzaj... Mieszczuch nie upolował by sarny i nie przegonił mojego porannego gościa. Ale tak Rita na pewno się ucieszy. Rozumiem że planujesz zaskarbić sobie jej względy przed rozmową o twojej diecie? - dodała półżartem i wzięła łyka gorącego płynu lekko na niego dmuchając.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 12:41

- Nie zapomnij, że każdy szanujący się niedźwiedzi wojownik, nie wychodzi w mój bez swojej milenijnej chochli - podsunął z rozbawieniem. Aż nie dowierzał w to, że udało mu się wymyślić nową abstrakcyjną legendę miejską. Przynajmniej teraz już wiedział, skąd się takie opowieści brały, choć zawsze podejrzewał, że to owoc bezsensownego bełkotu osoby, której za mocno weszły narkotyki czy alkohol. A on był przecież całkowicie trzeźwy, gdy w ogóle zaczął ten temat! Czyżby była to już starość?
- Sama wspominałaś, że przyciąganie kłopotów to twoje hobby, więc nie liczy się jako tutejsze rozrywki - uchylił się zwinnie przed jej argumentem i spojrzał na nią odrobinę arogancko z łobuzerskim uśmiechem i uniesioną lekko brwią, jakby rzucał jej wyzwanie i czekał, co tam jeszcze wymyśli, by zmienić jego dość negatywną opinię na temat życia na wsi. Oczywiście nie brał tego na poważnie, a jedynie się z nią odrobinę droczył.
- Raczej wątpię. Oliver znalazł mnie i Lake niedaleko Portland w Kanadzie i tam też dorastałem - wyjaśnił, a nawet jakby się miało okazać, że urodził się gdzie indziej i tak nie dopuściłby do siebie myśli o tym, że mógł być spokrewniony z tutejszymi wilkołakami. - Moja żona za to pochodziła z tych okolic. To ona sprowadziła mnie do miasta - dodał lekko urażony myślą, że mógłby mieć jakiś związek z jej stadem. Oczywiście nie ujmując Leah, ale po tym, co słyszał o jej stadzie i czego był świadkiem... prawdopodobnie mógłby ogłosić sezon polowań i wskazać łowcom, które wilki wypadałoby odstrzelić w pierwszej kolejności. Westchnął, zaraz karcąc sam siebie za takie myślenie. To była przecież rodzina Leah. Beznadziejna i chyba najgorsza, o jakiej słyszał, ale jednak w jakimś tam stopniu rodzina.
- Wiesz... urodą nie grzeszę - zaczął, unosząc przy tym to, co zostało po jego ręce, schowanej w pustym rękawie bluzy, by wiedziała, co miał na myśli. - Więc chociaż charyzmą sobie nadrobię - dokończył swój żart, opuszczając kikut. Lekko się przy tym skrzywił i sięgnął do niego lewą ręką, aby lekko go dotknąć. Zaraz jednak skupił się na zaparzonej herbacie i chwycił kubek.
- Tak się zastanawiam... Co oni w ogóle próbują osiągnąć, tak cię nachodząc i napadając na ciebie? Jeśli uważają cię za takie utrapienie, to czemu wciąż jesteś częścią ich stada? - zapytał, podnosząc na nią spojrzenie. - Znaczy, nie zrozum mnie źle, nie życzę ci, aby ciebie wygnali, ale... po prostu nie rozumiem tego - wyjaśnił, odstawiając kubek na blat.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 16:13

Parsknęła śmiechem na wspomnienie chochli.
- No i już wiem dlaczego znowu mi się oberwało... - odpowiedziała jak by właśnie odkryła największą tajemnice świata.
- Zapomniałam o tej chochli! - dodała odkrywczo i gdy nie przyjął jej argumentu zastanowiła się chwilę.
- Mamy też niedźwiedzie chowane na rybach no i krwiożercze krowy. - wymieniała gestykulując palcami jak by naprawdę wyliczała tutejsze atrakcje po czym spoważniała.
- A tak poważnie... Może wydawać się trochę tłoczno... Ale jednak miasta wydają mi się... Przeludnione. Lubię być sama, nikomu się z niczego nie tłumaczyć i nikogo nie słuchać. Po za tym... Wydaje mi się że w mieście trudno o takie widoki... - dodała lekko wskazując głową okno naprzeciwko kuchni. Wokół posiadłości ciągnęły się lasy, wciąż zielone i dzikie. Przy dobrej pogodzie widać były góry. Venandi nie było gigantyczną metropolitą ale nie wyobrażała sobie ciągłego życia i widoku z okna na ulicę. Spojrzała znów na niego gdy opowiadał o swoim pochodzeniu. Na chwilę przygryzła swoją dolną wargę niepewna czy nie przywołała swoimi słowami nieprzyjemnych wspomnień mężczyzny.
- Wróciłeś tam kiedyś? Szukałeś innych? Gdy już wiedziałeś kim byłeś... - to w zasadzie była już zwykła ciekawość.
Chciała odsunąć jego myśli o zamordowanej żonie, ale jednocześnie pozostać w temacie jego młodzieńczych lat.
- Kiedyś... Myślałam żeby odwiedzić Venandi. Wiem gdzie zginęli moi rodzice. Sama nie wiem czego bym tam miała szukać, pewnie nie ma po nich śladu. Pewnie... Tylko narobiła bym sobie problemów. Wiem marne wymówki... Po prostu tchurze. - mówiła zachowując ten poważniejszy ton i biorąc kolejny łyk herbaty. Jego kolejne słowa znów ją rozbawiły. Bynajmniej nie śmiała się z niego! Z resztą nie uważała żeby brak oka czy ręki szkodził jakoś specjalnie jego ogólnemu wyglądowi. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jakie robił wrażenie. Niczym prawdziwy generał który wrócił z bitwy.
- No tak... Powinnam się od ciebie uczyć. - odparła rozbawiona.
- Ja nie nadrabiam nawet charakterem. Chyba że zaliczysz mi do atutów głośne szczekanie i gryzienie. - dodała i oparła się samym dołem pleców o blat kuchenny.
Spojrzała na niego akurat gdy się jej przyglądał i skrzyżowała ręce na piersiach po odstawieniu kubka.
- Cóż... Jest tylko jedna osoba która może wyrzucić kogokolwiek ze stada. To nasz Alpha. Chyba liczyłam że to zrobi, w końcu to była by adekwatna kara. Może... Podświadomie chce się uwolnić od tego miejsca, ale czułabym się jak zdrajca wobec rodziców zostawiając to. - przyznała nieco smutno ale i szczerze.
- August mnie nie wyrzucił... Wiele osób się z nim nie zgadza, ale nie staną otwarcie przeciwko niemu. Wolą więc uprzykrzać mi życie licząc że ja zrezygnuje. Te dzieciaki... Zbierają bure za każdym razem gdy spróbują takich akcji jak te dziś... Są przez to tylko bardziej zdeterminowani i pewni że następnym razem się uda, a ja... Jestem po prostu uparta. - przyznała zerkając w to jego jasne oko.
Nie miała też niczego po za tym pensjonatem, tego jednak nie mówiła już na głos.
- A jeśli pytasz czemu August jest tak uparty w zostawieniu mnie w stadzie... Cóż myślę że wie że mam rację... Może nawet ma jakieś wyrzuty sumienia? Może uważa że jest mi to winny... Ochronę chociaż to raczej jej parodia. Gdy odejdzie... Raczej już na pewno będę zmuszona odejść. Chociaż... Coraz więcej słyszy się o Patricku... Jego becie i przyjacielu. Parę dni temu dostałam od niego pewne zaproszenie... Ale jeszcze nie odpowiedziałam. - zakończyła i sięgnęła po swój kubek.
Dobrze było w końcu komuś się wygadać... Może gdy zmieni się Alpha to pojedzie do Portland? Mogła by poszukać czy w okolicy faktycznie było jakieś stado.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 17:43

- Trudno się nie zgodzić - odparł z lekkim rozbawieniem i całkowicie się zgadzał z Leah, gdy najpierw zaczęła żartem, a skończyła na skupieniu jego uwagi na widoku za oknem. Naprawdę dobrze się czuł w mieście, w końcu jako nastolatek przed pierwszą przemianą potrafił uciekać z rodzinnej mieściny, by choć przez kilka godzin móc się powłóczyć ulicami ogromnego miasta, a mimo to uwielbiał oglądać fotografie przepięknych widoków, czy samemu je podziwiać na własne oko. Skądś się przecież wzięło powiedzenie: "ciągnie wilka do lasu" albo "wyciągniesz wilka z lasu, ale lasu z wilka już nie". Może faktycznie coś w tym było i tylko nieświadomie siebie samego oszukiwał?
- Dlatego mam na ścianie za łóżkiem wielką fototapetę przedstawiającą las - odparł takim tonem, jakby udawał, że wcale jej argumenty go nie przekonywały. - Poza tym zdecydowanie łatwiej w mieście udać się na zakończone sukcesem polowanie do najbliższego marketu po jakiś drób na obiad - dodał z rozbawieniem, choć przez moment przemknęła mu przez głowę nieprzyjemna myśl, że było to... w pewnym sensie uwłaczające. Nie był mistrzem polowania przez swoje kalectwo, poza tym w mieście nie miał ani możliwości, ani potrzeby by zdobywać najbardziej odpowiednie dla siebie jedzenie w naturalny dla jego dzikiej natury sposób. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem, nie licząc walk, jakaś aktywność pochłonęła tyle energii co dzisiaj podczas tego jednego polowania. Mimo że był naprawdę wykończony, to było naprawdę przyjemne uczucie, gdy adrenalina wypełniła cały jego krwiobieg podczas pościgu, gdy czuł, jak z sarny próbującej uwolnić się za wszelką cenę z jego śmiercionośnych kłów, uchodzi powoli życie, a ciepła krew spływała mu do gardła. Kurczak z marketu czy nawet najlepsza knajpa w mieście nie były w stanie się z tym równać choćby w najmniejszym stopniu. Nie mniej... wątpił, że dałby radę odnaleźć się z dala od miasta. Jasne, na obrzeżach jakiejś małej wioski łatwiej byłoby mu być sobą. W sensie pod względem tej drugiej połowy jego duszy, ale czy rzeczywiście tego potrzebował? Czy teraz nie był sobą?
Wyrwał się z tych filozoficznych rozmyślań, gdy zadała mu pytanie. Pokręcił głową.
- Odkąd opuściłem dom, już nigdy więcej nie wróciłem w tamte okolice. Portland to "wioska policyjna", zbyt duże ryzyko, że któryś z mieszkańców mógłby mnie zobaczyć i rozpoznać, informując moich rodziców. Poza tym nigdy nie zależało mi na szukaniu podobnych sobie. Nawet własnej partnerki... - wyjaśnił, lekko uśmiechając się sam do siebie na wspomnienie swojej ukochanej. - Nie szukałem jej... włóczyłem się bez celu po świecie i zdecydowanie to Karan znalazła mnie, inaczej siedziałbym w tamtych wnykach, aż ktoś by mi nie strzelił w łeb - dodał rozbawiony, wspominając ten najszczęśliwszy w całym jego życiu dzień. Drugi natomiast miał miejsce kilka dni, może tydzień, miesiąc, przed atakiem tamtego wilkołaka, gdy dowiedział się, że ich rodzina się powiększy. Ktoś chyba jednak na górze stwierdził, że taki dupek jak on ma za dobrze w życiu i wszystko szlag trafił.
- Wiesz... Gdybyś kiedyś zdecydowała się odwiedzić Venandi, mogłabyś wpaść do mnie na herbatę na piwo. Jeśli nie będziesz się bała spotkania z bezlitosnym lwem, z którym mieszkam, a który zamruczy i zamęczy cię na śmierć, błagając o zabawy i głaskanie - zaproponował, by nieco odwrócić uwagę od wspomnień o jej rodzicach. Wydawało mu się niesprawiedliwe i krzywdzące nazywanie ich tchórzami, ale nie znał ich w ogóle i bezpieczniej byłoby nie wypowiadać swoich opinii w tym temacie.
- Wiesz co... bez obrazy, ale wydaje mi się, że daleko ci pod tym względem do psychopatycznych chihuahua, przed którymi zdarzało mi się uciekać po parku, więc jeśli to twój główny atut, to jednak radziłbym ci mocno nad nim popracować - wyszczerzył się do niej w pogodnym uśmiechu i wziął do ręki kubek, aby się napić, a jakiś czas po tym zadać swoje pytanie.
Słuchał uważnie jej wypowiedzi z należytą powagą i analizował w głowie wszystko, co do tej pory wiedział i zobaczył na własne oko, a co dodatkowo zostało wypowiedziane w tym momencie. Na pewno zrozumiał, dlaczego ten dom był dla niej tak ważny, mimo że z tego, co mówiła, rzadko spędza tu całe dni. Zresztą on sam był bardzo przywiązany do rzeczy po swojej żonie, a z powodu jednej z tych rzeczy ostatniej nocy omal nie odgryzł ręki jednemu z organizatorów. Przykro było słuchać o jej konflikcie z członkami jej stada, popierającymi syna obecnego Alphy. Ona tylko chciała zadbać o to, co pozostało jej po rodzicach, a oni chcieli się jej pozbyć z tej okolicy. Tak nie powinno być. Skrzywił się lekko, widocznie niezadowolony, gdy wspomniała o ochronie, jaką zapewniał jej obecny przywódca, a raczej parodii, jak to sama trafnie nazwała. Jego bury zdecydowanie nie były dostatecznie skuteczne, skoro i tak zdarzało się, że ktoś ze stada napadał na kobietę.
- Patrick? Kolejny wilk chętny do bycia waszym przywódcą? - zapytał, dopijając herbatę.
- Mógłbym sobie nałożyć trochę lasagne? - przerwał na moment obecny temat, kierując się w stronę lodówki, ale poczekał na jej odpowiedź. Chciał się samemu obsłużyć, ale nie był u siebie, więc wolał najpierw zapytać, by Leah nie pomyślała, że się panoszył po jej domu.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 19:06

Widziała to, była pewna że gdy podążył wzrokiem w wskazanym kierunku coś w niebieskim odcieniu jego tęczówki błysnęło. Nawet oswojone psy czasem potrzebowały powrotu do korzeni. Nie zamierzała jednak naciskać czy przeciągać go na swoją stronę. Chociaż na informacje o fototapecie i łowach w supermarkecie zaczęła się śmiać.
- Mieszczuch... Faktycznie. - odpowiedziała w końcu rozbawiona.
Częściowo rozumiała że jego stan uniemożliwiał mu cieszenie się z tego co ona miała codziennie. Kochała polowania, kochała uczucie lekkiego kłucia igliwia w łapy, tysiące leśnych zapachów i dźwięków jakie ją tu otaczała. W pogoni za zwierzyną czy tropiąc, czy po prostu wylegując się w trawie czuła się... Wolna, na swoim miejscu. Ale może to kwestia tego że tu się wychowała.
- Rozumiem... - przyznała na jego argumenty dlaczego nie wrócił.
Nie mogła się oprzeć wrażeniu że skoro to miasto policyjne... A na pewno żyły tam jakieś wilkołaki to może się to łączyło... A może była po prostu fanką teorii spiskowych? Zaskoczyło ją jednak jego wspomnienie żony.
- A więc mówisz że kobiety wyciągają cie z kłopotów? Myślę że wiele facetów ci zazdrości. - spróbowała trochę zażartować.
Można było powiedzieć że Leah będzie trudno zrozumieć tragedię Rivera. Po części prawda... Nigdy nie spotkała nikogo tak wyjątkowego w swoim życiu. Jasne jak chyba każda nastolatka swego czasu podkochiwała się w nauczycielu... Później był jakiś muzyk... Latynos, nie pamiętała już dokładnie jak się nazywał. Na jakiejś imprezie nawet przespała się z jakimś dupkiem i zdecydowanie zaliczała tamten dzień do jednego z wielu błędów w swoim życiu. Nie miała nikogo kogo stratę mogła porównać do tego co spotkało Rivera. Ale rozumiała co to znaczy stracić...
- Skoro stawiłeś czoło moim krową to ja mogę stawić czoło twojemu lwu. - odpowiedziała odrywając się od ponurych myśli na chwilę.
- Ale nie wiem czy faktycznie odwiedzę Venandi... Może jak dojdzie co do czego to ja się poplatam trochę po świecie... A może spróbuje jak to jest pożyć w wilczej skórze... W zasadzie jest wiele opcji. - niby starała się mówić z przekonaniem... Ale trochę jej go brakowało. Porownanie do chihuahuy rozbawiło ją za to na tyle że w jej oczach pojawiły się łezki. Przetarła je usiłując się uspokoić. Trudno powiedzieć co bawiło ją bardziej... Wizja siebie jak szczęka i podskakuje w miejscu jak chihuahua, czy wizja Rivera uciekającego przed taką dwójką.
- Więc przyjdzie mi się kiedyś zmierzyć z tym odwiecznym nemezis... Mistrzem Chihuahua. - odparła rozbawiona. To bawiło ją na tyle że nawet wspimnienie Patrica nie popsuło jej dobrego humoru.
- Po części... Nie zadeklarował się oficjalnie. Jasne czuj się jak u siebie. - przerwała opowieść żeby mu odpowiedzieć i otworzyła szafkę z talerzami.
- To kolega Augusta... Nie trzymam się blisko jego świty ale skoro chce ze mną mówić to powody mogą być dwa. Chcę obalić Augusta i szuka sprzymierzeńców którzy są przeciwni temu jak prowadzi stado... Moje imię nasuwa się na przodzie listy. - dodała celowo nie wyjawiając jeszcze drugiego powodu, w zasadzie... Może w ogóle nie powinna o nim wspominać Riverowi. Dobrze się jej z nim rozmawiało, ale pewnie były pewne granice w żaleniu się.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 20:14

- Ej! W miejskiej dżungli trudniej przeżyć! Trzeba uważać na samochody, wścibskie sąsiadki, a ceny w sklepach są wręcz zabójcze - zaczął wymieniać, podając przy tym idealne argumenty do wykorzystania, o ironio, że jednak lepiej żyło się na wsi. W sumie im dłużej o tym myślał, tym mniej był przekonany co do swojej poprzedniej opinii na temat wiosek. Zresztą czy dom nie był zawsze tam, gdzie było serce danej osoby? Gdyby nie Karan nigdy by mu pewnie nie przeszło przez myśl, by się osiedlić w Venandi. A jeśli zamiast miasta wybrałaby wieś? To tylko dowodziło temu, że jego myślenie było bzdurą. Z nią zamieszkałby nawet na środku pustyni, choć miał świadomość, że byłaby to głupota i samobójstwo. Zwłaszcza dla osoby wychowanej w zdecydowanie chłodniejszym i bardziej wilgotnym niż pustynia, klimacie. Odkąd został sam, nie czuje większego przywiązania do mieszkania, które zostało mu po Karan. Nawet nie spędza w nim zbyt dużo czasu. Czyżby jego opinia, że lepiej czuje się w mieście, była jedynie tanią wymówką i sprytnym kłamstwem, dzięki któremu mógł ukryć to, że nie miał żadnego celu w życiu ani jakiegokolwiek pomysłu co mógłby ze sobą zrobić? I jeszcze, żeby wciskać taką ciemnotę innym...
- Uuu... Zabolało - jęknął teatralnie, łapiąc się przy tym dramatycznie za serce. Zaraz przyszła mu do głowy naprawdę głupia odpowiedź, ale wręcz nie mógł się powstrzymać. - Poznałaś mój sekretny sposób na podryw. Musisz uciekać z kraju, zanim FBI i Hiszpańska Inkwizycja cię znajdą! - powiedział z parodią strachu na twarzy, niczym z jakiegoś kiczowatego filmu.
- Rozumiem twoją decyzję i nie będę naciskał. Mam jednak szczerą nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała opuszczać swojego domu - powiedział spokojnie, przestając się na moment wygłupiać. Dosłownie na moment, bo zaraz wyszedł temat chihuahua. Naprawdę miło było słyszeć śmiech kobiety i gdyby tylko mógł, zrobiłby wszystko, by nie musiała się już więcej smucić, złościć, czy czymkolwiek martwić. Zasługiwała na spokój i szczęście. Niestety nie miał takiej mocy sprawczej i mało prawdopodobne, by kiedykolwiek miał. Mógł jedynie grzecznie poprosić jej Alphę, aby bardziej pilnował swoje niewychowane kundle, a najlepiej jakby upiął te szczeniaki na bardzo, bardzo krótkiej smyczy.
- Tobie też nałożyć? - zapytał zawczasu, otworzył lodówkę i wyjął schowaną tam przez pracownicę Leah lasagne. Ukroił sobie kawałek, może wielkości jej pięści i bez problemów wyłożył na wyciągnięty z szafki talerz.
- Naczelna buntowniczka? - zażartował lekko, wracając z talerzem i widelcem na swoje poprzednie miejsce. - A ten drugi powód? Bo wspomniałaś o dwóch - zagaił i ukroił widelcem zimną lasagnę, zaraz pakując sobie ten odkrojony kawałek do ust.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyNie 13 Lis 2022, 22:25

Kiedy tak wymieniał trudy życia w mieście spojrzała na niego rozbawiona a jej miną mówiła jedno.
- Miasto vs Wieś, zero do dwóch. - dodała jak by jeszcze wątpił w to co mówiła wcześniej jej mina.
Oficjalnie wyrabiał jakieś mistrzostwo w rozbawianiu jej, w życiu nie pomyślała że będzie się dziś aż tyle szczerze śmiać. To było coś do czego mogła by się przyzwyczaić, kiedy on odgrywał swoją komediową rolę, a ona mimo że próbowała się powstrzymać śmiała się aż do łez. Nie sądziła że temat ukochanej Rivera tak łatwo zamaskują żarty ale szczerze ją to ucieszyło. Na to że nie chciał by aby opuściła dom wzruszyła lekko ramionami. Miała dalej dobry humor więc wciąż się uśmiechała.
- Nie na wszystko mamy wpływ... No i trzeba brać na siebie konsekwencje swoich decyzji. Nie martw się, jak na wilka to często spadam na cztery łapy. - powiedziała i teraz to ona puściła mu oczko.
Byky dni gdy przybita często myślała o tym co będzie jeśli... Ale ostatecznie, nie przynosiło to nic dobrego.
- Nie, dzięki. Wolę bardziej krwiste... - odparła i z lekkim syknięciem uniósł się żeby usiąść na blacie.
Pomysł trudny do wykonania... Zwłaszcza z poszarpanymi plecami i siną ręką, ale do jasnej cholery nie była przecież kaleką! Bez urazy... Mimo bólu udało jej się za drugą próbą.
- Dokładnie, jedyna i niezastąpiona. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Fakt że zapytał o drugi dał jej do myślenia... River musiał nie słyszeć słów syna alphy które jej dały do myślenia.
- Patric jest znany w stadzie... To kobieciaż. W zasadzie nie jestem pewna ile ma już tych dzieciaków... W każdym razie to mogą być tylko moje przypuszczenia, ale nie wykluczone że miała bym pełne prawo do przebywania w stadzie jako jego partnerka. Nie ważne pod jakim alphą... - wyjaśniła nieco zmieszana.
- Jak widzisz więc, mój czas tutaj jest ograniczony.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyPon 14 Lis 2022, 17:21

Z początku był zaskoczony i pod wrażeniem, jak szybko wykorzystała sytuację i jego słowa na swoją korzyść. Po chwili zaśmiał się rozbawiony.
- Źle to rozegrałem, ale następnym razem nie dam ci tak łatwo wygrać - oświadczył przyjaznym tonem, acz błysk w jego oku zdradzał, że było to swego rodzaju rzucone wyzwane. Niby były to tylko drobne przepychanki między nimi, ale dały mu wiele do myślenia. Kto wie, może kiedyś rzeczywiście postanowi się przenieść z miasta na wieś. Może prawdziwy dom faktycznie nie odnosił się wyłącznie do miejsca, ale również osób, z którymi się go dzieliło.
- Niestety, los rzadko kiedy rozpieszcza, ale zawsze dobrze jest mieć nadzieję, że będzie lepiej - zgodził się z nią i uśmiechem odwzajemnił jej to, że puściła do niego oczko. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem tyle rozmawiał z drugą osobą i się przy tym dobrze bawił. Niekiedy wyciągane były nieprzyjemne wspomnienia, ale i z tego był zadowolony, bo mógł się komuś wygadać z tego, co od wielu tygodni tkwiło mu cierniem w boku.
Kiwnął głową, na jej odpowiedź i ukroił tylko sobie lasagne, po czym wrócił na swoje miejsce. Nim zabrał się za jedzenie, obserwował uważnie, co Leah kombinowała i tylko westchnął ciężko, pobłażliwie kręcąc głową. Niczym na dziecko, które nabroiło, ale nie miało się siły na robienie mu bury. Zabrał się w końcu za jedzenie i... po pierwszym kęsie aż się rozpłynął. Może i była zimna, i gdyby miał możliwość, doprawiłby sobie dość ostro lasagne na swoim talerzu, ale dopiero jak przełknął, uświadomił sobie, jak bardzo głodny był. Oczywiście nie zaczął przez to wpychać sobie całego talerza do gardła jak jakiś nieokrzesany dzikus. Dość szybko zjadł i wrócił z talerzem do lodówki, by wziąć sobie dokładkę. Wiedział, że... to dość niegrzeczne z jego strony, dlatego postanowił zrezygnować ze swojego pomysłu od razu, jak tylko Leah zwróci mu uwagę. Na razie postanowił ukroić i nałożyć sobie kolejny kawałek, aby pochłaniać go po tym kawałek po kawałku na spokojnie.
Pałaszując, słuchał odpowiedzi Leah na temat kolejnego członka jej stada. Spojrzał na kobietę, nie przerywając jedzenia, gdy wspomniała o tym, ile ten wilkołak miał dzieci. Przez głowę przeleciało Riverowi, jakim ten musiał być szczęściarze, nawet mu odrobinę zazdrościł, że mógł cieszyć się gromadką pociech, w których żyłach płynęła jego krew. Aż się zakrztusił, gdy usłyszał, że Leah mogłaby zachować swoje miejsce w stadzie, gdyby została zapewne jedną z wielu partnerek tego całego Patricka.
- Przepraszam... wleciało nie do tej dziurki... - wychrypiał szczerze, bez namysłu , przerywając jedzenie i uderzając się lekko w mostek, próbując odkaszlnąć. Ostatecznie mu się udało, ale miał taką minę, jakby z trudem udało mu się przetrwać tę walkę o życie.
W sumie nie powinien komentować tej kwestii. Leah była dorosła, może ten wilkołak jej się podobał i myślała kiedyś o nim, jak o potencjalnym partnerze i byłaby z nim niezależnie od tego, czy mogłaby wtedy zostać w stadzie, czy też nie. Nie rozumiał więc, dlaczego tak zareagował i jeszcze się omal przy tym nie udusił. Zdecydowanie lepiej będzie, jeśli utrzyma język za zębami i przemilczy ten temat, pozwalając mu w spokoju odlecieć w zapomnienie.
Dokończył przy tym posiłek i poszedł odnieść talerz do zlewu.
- Dziękuję za obiad - powiedział z lekkim uśmiechem, patrząc na nią.
- Mógłbym mieć prośbę? Wskazałabyś mi, gdzie pani Rita wiesza pranie? Przebrałbym się po kąpieli w swoje rzeczy i bym się położył. Ta sarna tak walczyła o życie, że padam z nóg. Możesz sobie zrobić przerwę od niańczenia mnie i w spokoju zjeść - zażartował na koniec, przywołując słowa Leah, gdy poprosiła, aby coś zjadł.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyWto 15 Lis 2022, 07:51

W zasadzie wcale nie chodziło jej o przekonanie go na siłę. Bardziej bawiło ją to drobne drażnienie się ze sobą, no i powiedzmy to szczerze... Zwyczajnie lubiła wygrywać. Zaśmiała się na jego deklaracje i teatralnie zamachnęła się ręką jak do ukłonu.
- Oczywiście... Będę czekać na Twój rewanż. - odpowiedziała jednoznacznie podnosząc rzuconą rękawice.
Co do nadziei, trudno bylotjej o niej myśleć. Niezbyt miała wizję na dobre rozwiązanie sprawy. Oczywiście, może gdyby schowała dumę do kieszeni, poszła przeprosić i błagać o wybaczenie. Gdyby pozostała wiernym pieskiem Augusta, jej życie mogło wrócić na "właściwe" tory. Ale nie chciała... Nie było opcji żeby to zrobiła. Tym samym jednak wydawała na siebie wyrok. Może nie dziś, nie jutro... Ale August nie będzie przewodził wiecznie. Starała się nie przyglądać Riverowi gdy jadł, chociaż wyjątkowo cieszyła się na widok jego twarzy gdy szybko pochłonął pierwszą porcję. Nie miała zamiaru protestować przed jego wzięciem dokładki. Rita robiła obiady których nikt nie jadł... Leah już niemal wyobrażała sobie jak bardzo kobietę ucieszy jutrzejsze otworzenie lodówki. Przechyliła głowę gdy się zakrztusił, już chciała interweniować ale dał znak że wszystko ok. Tak... Patric miał sporo dzieci, ale prawda była też taka że tyle na ile się orientowała... Nie dbał o nie. Ani o kobiety które zostawiał z brzuchem.. Oczywiście, jak zaznaczyła nie była pewna czy aby o to chodziło. Patric na ogół ustował w ładnych kobietach i to na chwilę. Ona była na miejscu a co do urody... Cóż. Nie zmieniało to też faktu że na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz. Nie... Aż tak nie chciała zostać.
- Całe zasługi spoczywają na Ricie. Ale cieszę się że coś zjadłeś i smakowało. - powiedziała szczerze i zaśmiała się na jego prośbę.
- Jest ładna pogoda, więc pewnie na dworze. Te drzwi z tyłu prowadzą na taras, tam zawsze wieszała pranie. - wskazała widoczne z kuchni drzwi po drugiej stronie domu.
- Dziękuję... Nie musiałeś... To naprawdę miłe. - przyznała i ostrożnie zeskoczyła na ziemię. Po plecach przeszedł dreszcz bólu ale tylko lekko się skrzywiła.
Ona zdecydowanie nie była typem który siedział w miejscu.
- Pamiętaj... Czuj się jak u siebie. - Dodała jeszcze i ruszyła do drzwi.
Upewniła się czy nie ma więcej pytań i sama poszła do stodoły. Zapach czuła już kawałek przed nią i gdy weszła do środka oczy zabłysły jej na chwilę żółtym kolorem. Aż krowy poruszyły się niespokojnie więc spróbowała się uspokoić. Wyprowadziła je najpierw na pole po czym zamknęła się sama w stodole. Aż zęby nieprzyjemnie swędziały zmieniając się w ostre kły. Miała nóż żeby dostać się do mięsa, chociaż normalnie to ich używała do rozrywania ofiary. Uwielbiała ten smak... Już letnia krew i soczyste surowe mięso. Oczywiście to nic w porównaniu jak głodny musiał być River ale dosłownie pożerała martwe zwierzę jak by wieki nic nie jadła. Czuła jak wracają siły... To na pewno przyspieszy gojenie jej ran, wilcze kły były utrapieniem ale właściwa dieta i mogło nie być aż tak źle. Mimo że River zjadł, jeszcze zanim zaczęła odkroiła pozadny kawałek udźca. Teraz gdy po sobie posprzątała zabrała go ze sobą do domu.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyWto 15 Lis 2022, 16:35

Zaskakujące jak niewiele czasu było potrzebne, by kogoś naprawdę polubić. A może tylko mu się wydawało, bo raczej rzadko miewał okazje do podroczenia się z kimś tak, jak obecnie miało to miejsce. Choć nie wykluczone, że wszystkiemu mogły być winne jego próby trzymania innych na dystans. Chyba w nocy naprawdę mocno oberwał, skoro opuścił gardę. Albo... to przez to, że poznała jego sekret, a on jej? Wiedział, że to, co sobie postanowił, było głupim pomysłem. Prawdopodobnie śmiertelnie głupim pomysłem. Kiedy jednak widział radość w jej oczach, słyszał jej śmiech, tylko bardziej się przekonywał do swojego planu. Być może więcej się już nie zobaczą, ale czuł, że warto zaryzykować i choćby spróbować odrobinę poprawić jej sytuację, to jak była traktowana przez młodszych członków stada. On nie miał nic do stracenia, za to Leah mogłaby w końcu mieć spokój, nie martwić się o to, czy ktoś znów postanowi ją zaatakować i czy nie straci domu po rodzicach za kilka miesięcy, bądź lat.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko, gdy zjadł. Zrobił to, bo go ładnie poprosiła, inaczej dalej szedłby w zaparte i udawał, że już był najedzony. Planował też zrekompensować Leah to, że ja objadał. Oczywiście nie zamierzał o tym mówić głośno. Aż tak odważny nie był.
- Gdybym nie miał małego mieszkania, zabrałbym panią Ritę do siebie - zażartował z ogromnym zadowoleniem przez to, że napełnił brzuch i w dodatku czymś tak dobrym. Domowa kuchnia była zdecydowanie lepsza od fast foodów czy dań z mikrofalówki.
Skierował wzrok we wskazanym przez kobietę kierunku i kiwnął głową. Pokręcił nią lekko, gdy zobaczył, jak Leah zeskoczyła, ale nic nie powiedział, zmierzając w stronę drzwi na taras, gdy białowłosa skierowała się do wyjścia z pensjonatu. Przystanął jednak w pewnym momencie i spojrzał za nią.
- Leah... - zagaił, aby jeszcze na moment ją zatrzymać, po czym uśmiechnął się przyjaźnie. - To ja ci dziękuję... Za wszystko... - dokończył, odwracając się do niej i po chwili wychodząc przez drzwi na taras.
Uderzyło w niego świeże powietrze, którym mocno wypełnił swoje płuca i odetchnął głęboko. Podszedł do balustrady i oparł się o nią, przez moment po prostu stojąc, jak zahipnotyzowany, pochłonięty własnymi myślami, ciesząc oko wiejskim, ale jednak malowniczym widokiem na zagrodę i otaczający ją las. To było naprawdę urokliwe miejsce.
Nie wiedział, ile mu zeszło na staniu i gapieniu się na okolicę, w końcu jednak się ocknął, westchnął ciężko i przeciągnął, niczym rozleniwiony kot po zakończonym wylegiwaniu się na słońcu. Zabrał swoje rzeczy i poszedł z nimi do łazienki, gdzie zaczął szykować sobie kąpiel. Ubrania, które pożyczyła mu Leah, wrzucił do pralki, uznając, że głupio byłoby jej oddać ładne złożone, ale jednak noszone. Wszedł do wody, a po chwilę po tym usłyszał, jak otwierają się i zamykają drzwi od pensjonatu.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptyWto 15 Lis 2022, 22:32

Nie miała pojęcia o jego planach, nawet do głowy jej nie przyszło że River mógł by chcieć próbować czegokolwiek w jej sprawie z alpha. Lubiła go... Ale był omegą, nie należał do stada. To było niebezpieczne posunięcie. Gdyby wiedziała kategorycznie by mu tego zabroniła. W końcu była pogodzona z losem.
- Zapomnij! Nie oddała bym jej. - dodała rozbawiona.
Oczywiście zatrzymała się gdy ją zawołał, chociaż niespecjalnie wiedziała co odpowiedzieć. Uważała że zawdzięcza mu zdecydowanie więcej niż on jej. Ostatecznie uśmiechnęła się lekko.
- To nic... Nie ma sprawy. - i kiedy on poszedł w swoją stronę ona poszła w swoją.
Nie zwróciła zupełnie uwagi na to ile zeszło jej w stodole. Gdy wróciła Rivera nie było na tarasie i salonie. Nie chciała mu przeszkadzać. Poszła do kuchni i odłożyła przyniesiony kawałek mięsa na talerz. Idąc do pokoju w którym spał zeszłej nocy wyczuła go w łazience. Chciała dać mu trochę prywatności i spokoju. Dlatego zaniosła mięso do jego pokoju i zostawiła na szafce przy łóżku. Wróciła do kuchni żeby obmyć się z resztek krwi. Czuła się pełna... Naprawdę tego potrzebowała. Sądziła że River po kąpieli pójdzie spać więc sama poszła na swoje piętro i tam położyła się na kanapie. Musiała leżeć na brzuchu... Strasznie denerwujące. Gdy usłyszała pierwsze wycie za oknem włączyła telewizor i bez konkretnego celu przeglądała kanały. Nasłuchiwała jakąś chwilę kiedy jej gość skończy ale ostatecznie dosyć szybko nieplanowanie zasnęła przy włączonym telewizorze w którym akurat leciał jakiś kryminał.
Powrót do góry Go down
River

River

Liczba postów : 578
Punkty aktywności : 1528
Data dołączenia : 04/10/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySro 16 Lis 2022, 17:42

- Okrutna! Zero wsparcia dla kaleki - zaśmiał się szczerze rozbawiony jej odpowiedzią, nie będąc przy tym w stanie udawać, że poczuł się dotknięty bezlitosną odmową Leah. Naprawdę miło było się z kimś poprzekomarzać i pożartować. Będzie mu tego brakować.
Tak samo, jak tych pięknych widoków, na które do tej pory nawet nie zwracał uwagi. Nie zdążył się na nie napatrzeć i istniało dość duże prawdopodobieństwo, że już więcej nie będzie miał okazji. Nie zamierzał jednak rezygnować ze swojej próby porozmawiania z Alphą. Dziwne uczucie. Gdy stał na tarasie i patrzył na okolice, gdy wspominał mile spędzony z Leah czas, żal mu było, że więcej mógł nie mieć na to wszystko szansy. Z drugiej, gdy przez myśl mu przeszło, że mógłby nieco poprawić obecną sytuację kobiety... był szczęśliwy. Miał silne przeczucie, że nie powinien rezygnować ze swoich zamiarów, że robił dobrze. Odetchnął w końcu głęboko i poszedł się wykąpać i przebrać w swoje ubrania. Zanurzył się praktycznie po nos i zamknął oko, rozkoszując się ciepłem wody. Nie zaczął się myć od razu, zamiast tego pozwolił sobie nie chwilę relaksu, by jego mięśnie mogły się rozluźnić i nieco odpocząć, bo nie miał wątpliwości, że dojdzie do sytuacji, w której będzie zmuszony je wręcz katować, albo chociaż nadwyrężać je do granic wytrzymałości. Jakoś to będzie. Innej opcji nie brał pod uwagę.
Wyszorował się porządnie i wyszedł z wanny, a po osuszeniu się, ubrał swoje rzeczy. Wrócił po tym do swojego pokoju i od razu wyczuł zapach surowego mięsa z upolowanej przez niego sarny. Nie musiał też wcale długo szukać, bo praktycznie z wejścia zauważył talerz z udźcem. Na jego widok parsknął pod nosem, kręcąc głową z lekkim uśmiechem na twarzy. Mógł się domyślić, że nie będzie chciała zachować całej zdobyczy wyłącznie dla siebie. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko i wziął do ręki udziec. Talerz postawił sobie na nogach i zaczął ostrożnie odgryzać kolejne kawałki surowego mięsa, uważając przy tym, by nic nie pobrudzić. Nie chciał, by po jego odejściu Leah musiała szukać jakiegoś gościa, który wyczyściłby jej podłogę czy łóżko ze śladów krwi. Gdy jadł, próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem dane mu było jeść coś takiego. Dla tego smaku... Chyba dałby się pokroić, za możliwość codziennego żywienia się wyłącznie tym, co udało mu się upolować. Żaden fast food ani kawałek mięsa od najlepszego rzeźnika w mieście... tego smaku nie dało się z niczym porównać i nic nie było w stanie tego przebić. Nie zostawił na talerzu najmniejszego śladu, że cokolwiek tam leżało i naprawdę zadowolony tym posiłkiem, odstawił talerz na szafkę nocną. Zaraz też poukładał na niej swoje rzeczy: portfel, komórkę, zapakowaną w papier wygraną za jego walkę. Przez moment trzymał w dłoni i obracał w palcach obrączki na zerwanym łańcuszku. Nie odłożył ich jednak, a postanowił w końcu naprawić swój najcenniejszy skarb, by nie zgubić go po założeniu na szyję. Odetchnął głęboko i raz jeszcze spojrzał na obrączki, by pocałować lekko mniejszą z nich. Skierował się w stronę drzwi z pokoju i nie chcąc zakłócać odpoczynku Leah, zaczął szukać w kuchni kawałka papieru i czegoś do pisania. A jeśli tam nic nie znalazł, sprawdził jeszcze salon i przedpokój. Gdy udało mu się coś znaleźć, napisał krótką, dość mocno pobazgraną, ale czytelną wiadomość dla Leah:

"Dziękuję ci za wszystko i przepraszam za wszelkie problemy, jakie ci sprawiłem. Chciałbym... prosić cię o coś ostatni raz. Jeśli nie wrócę do rana, proszę, nakarm moją kotkę, albo zadzwoń do mojej sąsiadki, by to zrobiła i... znajdźcie dla niej jakiś dobry dom. Mój adres jest schowany w którejś kieszonce w portfelu, a numer do sąsiadki zapisany w telefonie, jako SĄSIADKA. Co do kasy z wygranej, za część chciałbym zapłacić za swój pobyt w twoim pensjonacie i wyżywienie, resztę uznaj za napiwek, ja nie będę jej już potrzebował. Dawno nie spędziłem z nikim tak miło czasu i nikogo tak szybko nie polubiłem, jak ciebie. Raz jeszcze ci dziękuję i przepraszam.
River"

Przeczytał ją jeszcze kilka razy, czy niczego nie zapomniał i wrócił do pokoju, zostawiając zapisany kawałek kartki na talerzu, obok swoich rzeczy. Usiadł na łóżku i sprawdził telefon, od niechcenia przeglądając wszystkie nieodebrane połączenia od wkurzonego szefa i znajomych z pracy, którzy również próbowali nawiązać z nim kontakt. Nie zamierzał oddzwaniać czy odpisywać. Skoro był już zwolniony, było już za późno by się tłumaczyć, prawda? Przeglądając kontakty, zatrzymał się na moment, wpatrując się w podświetloną napis MAMA. Miał już kciuk na zielonej słuchawce, ale ostatecznie wygasił ekran i odłożył komórkę na szafeczkę nocną, zaraz przy portfelu. Zdjął buty i położył się na moment, by się zdrzemnąć.
Gdy za oknem było już całkiem ciemno, obudził się i wstał. Włożył buty, pościelił łóżko. Raz jeszcze sprawdził, czy wszystkie rzeczy były na swoim miejscu, tak jak je zostawił przed swoją drzemką, a po tym wyszedł cicho z pokoju, później z pensjonatu. Na zewnątrz nabrał głęboko powietrza w płuca przez nos i skupiając się na zapachu tamtego chłopaka z blizną na szyi. Od razu podążył jego tropem przez podjazd, a po tym w las.

c.d.
Powrót do góry Go down
Online
Leah
Niespokojny Duch
Leah

Liczba postów : 338
Punkty aktywności : 1243
Data dołączenia : 06/03/2022

Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 EmptySro 07 Gru 2022, 23:50

Obudziła się... Z poczuciem że jest bardziej połamana niż gdy się położyła. Leżenie w jednej pozycji sprawiło że była strasznie zesztywniała. Słyszała jak Rita kręci się po parterze i nie chciała do niej schodzić. Wręcz wstała żeby zamknąć drzwi do swojego pokoju. Plecy były dziś w lepszym stanie ale strupy rwały dalej w najlepsze. Przebrała się w luźny sweter ala golf w czarnym kolorze i jeansy. Dopiero gdy zaplotła warkocz zdecydowała się zejść na dół chociaż tylko przekradła się do łazienki żeby się odświeżyć i zmienić opatrunki. Dopiero po tym zdecydowała się na konfrontację udając że wszystko jest w porządku. Nie widziała Rivera ale w sumie sama też unikała gospodyni. Kobieta przywitała ją uśmiechem kończyła zmywać gdy zobaczyła białowłosą.
- Kawa? Herbata? Śniadanie? - zapytała i już zaczęła wycierać ręce w fartuch ale dała jej znak ręką że niczego nie potrzebuje.
- Twój kolega wyszedł chyba bardzo wcześnie... Zostawił kartkę podpisaną do ciebie. - rzuciła wracając do zmywania.
To było... Dziwne. Poszła do salonu gdzie na stoliku faktycznie leżała kartka. Mógł przecież ją obudzić... Rozłożyła kartkę siadając ostrożnie na kanapie. I zaraz po tym wstała marszcząc brwi. Nawet nie doczytała bo ruszyła do pokoju jaki zajmował. Zostawił rzeczy i miała wrażenie że robi się jej zimno. Zaczęła węszyć żeby złapać jego trop i wyszła za nim na zewnątrz, aż do bramy i w las... Co ten głupiec... Szukanie go po lesie było... Głupotą. Gdyby mogła się zmienić...
- Cholera... - warknęła i zgniotła kartkę którą trzymała cały czas w ręce.
Chwilę jeszcze stała rozważając czy jednak nie zaryzykować przemiany... Ale jeśli w lesie trafiła by na innych... Albo gorzej, wampira czy łowce było by po niej w tym stadzie. Przeklęła jeszcze parę razy i wróciła do domu żeby wziąć klucze z auta. Zabrała ze sobą dokumenty i telefon Rivera... Nigdy... Nigdy nie była w Venandi. W okolicy tak ale nie w samym mieście i zdecydowanie go nie lubiła. Do tego nie pomagał fakt że gdy dojechała na miejsce ledwo się ruszała. Zdecydowanie nie polecała prowadzenia samochodu z poszarpanymi plecami. Miasto było... Za głośne... Za pełne. Miała wrażenie jak by się tu w jakiś dziwny sposób gubiła w tłumie. Jak by wszyscy patrzyli na nią wiedząc że nie jest stąd. Nie rozumiała jak River umiał tu żyć. Dłuższą chwilę zajęło jej znalezienie bloku... Gdzieś tam w głębi siebie miała nadzieję że wróci... Serio co mu strzeliło do głowy? Jeśli jednak nie zrobi tego do jutra, nie będzie czekać... Najwyżej naruszy zagojone plecy ale pobiegnie go szukać. Dziś jednak... Znalazła mieszkanie i weszła do środka. Było w nim... Strasznie pusto... To znaczy, mieszkanie jak mieszkanie ale wydawało się niemal martwe, gdyby nie kotka.
- Cześć piękna. - powiedziała do zwierzaka gdy ten wyszedł jej na przeciw.
Lubiła zwierzęta... O wiele bardziej niż ludzi. Znalazła karmę i gdy kotka zajęła się jedzeniem spakowała kilka jej rzeczy.
- Pojedziesz ze mną? Póki twój głupi Pan nie wróci co? - zapytała zwierzaka i usiadła obok na podłodze lekko się krzywiąc.
Kotka była naprawdę miła, jeszcze chwilę poświęciła na drobne pieszczoty nowej futrzastej przyjaciółki. Później... Zabrała ją do auta zamykając mieszkanie. Zdecydowanie za głośno... Aż się wzdrygnęła odpalając auto by wrócić do domu. Martwiła się jak kotka zareaguje ale zwierzak zdawał się rozumieć o co Leah chodzi i grzecznie przespała podróż zwinięta na jej kolanach. Kiedy wróciła do domu... Było coś koło południa? Może po. Zabrała zwierzaka do środka i pozbyła się Rity... Nooo po prostu kazała jej iść do domu. Zostawiła kotu wodę i jedzenie, rozłożyła koc... Chociaż sądziła że raczej wybierze fotel albo kanapę... A może parapet? Nie miała do tej pory kota! Tak czy siak... Ubrała kurtkę nie zapinając jej żeby bardziej nie podrażniać ran i wyszła na zewnątrz wracając do tropu. Przeszła.... Spory kawałek ale odpuściła gdy trop biegł głębiej w las przeklinając fakt że była... Wyrzutkiem? Wróciła powoli do domu. Zmęczona już tym wszystkim, kręciła się niespokojnie po parterze nie mogąc się na niczym konkretnym skupić. Ostatecznie... Postanowiła że dziś gdy patrol będzie przechodził obok pensjonatu schowa dumę do kieszeni i poprosi żeby go poszukali. Nie wydawał się myśleć o samobójstwie ale... Kto wie? Ruszyła do kuchni... Napić się herbaty, apetytu i tak jakoś nie miała.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gospodarstwo Rodziny Rosh   Gospodarstwo Rodziny Rosh - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Gospodarstwo Rodziny Rosh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 16Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 16  Next

 Similar topics

-
» Dom rodziny del Larke
» Dom rodziny Monroe
» Apartament rodziny Blackfyre
» Dom rodziny Freydis i Astrid
» Szukam rodziny/przyjaciela/wroga

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Fostern :: Część mieszkalna :: Domy całoroczne-